Sichirtia - rozdział 4
— Zajmujemy się... — odparł dyrektor instytutu. — Podróżami w czasie.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była tak wielka, że niemal można było usłyszeć, jak topi się lód w szklankach. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się Leon.
— Przepraszam, chyba nie zrozumiałem.
Pochylił się do przodu. Widać było, że w głowie właśnie rozpętuje mu się burza.
— To nie pomyłka. — Jerzy pokręcił głową. — Siedzimy w instytucie, który jako jedyny na świecie... Tak przynajmniej twierdzi AW, opracował bezpieczną metodę podróży w czasie. W przestrzeni też, ale to jest akurat tutaj mniej istotne.
Twarz Leona stała się najpierw biała jak kreda, potem, szara, a potem przybrała odcień zieleni. Etnolog wziął paniczny oddech jak ktoś, kto się topi, rozejrzał się wokół i rzucił takim głosem, jakby walczył z treścią swojego żołądka.
— Muszę stąd wyjść.
Wstał, zatoczył się i ruszył w stronę drzwi.
— Poczekaj. — Zatrzymał go Stefan. — Tu jest ładny taras, tam zaczerpniesz powietrza.
Dopiero teraz Leon zdał sobie sprawę, że w gabinecie są też drugie drzwi. Fizyk otworzył je i oczom etnologa ukazał się przestronny taras na wysokości pierwszego piętra, flankowany srebrną balustradą. Roztaczał się z niego widok na poletka i szklarnie. Rosły tam rośliny różnych gatunków i w różnym stadium rozwoju. Jedne zacienione, inne w pełnym słońcu. Poza kilkunastoma szklarniami i innymi budynkami, które wyglądały na laboratoria biologiczne, nie było tam nic. Agrarny krajobraz ciągnął się po horyzont i był przy tym całkowicie pusty. Rabatek nie deptała ani jedna ludzka stopa.
Leon podszedł do balustrady opar się o nią i zaczął z trudem łapać powietrze. Fizyk i dyrektor początkowo trzymali się z dala, jednak im dłużej etnolog nie puszczał balustrady, ośmieleni podchodzili coraz bliżej. Pierwszy odezwał się Stefan.
— Słuchaj — zaczął, podchodząc. — Może masz ochotę coś zjeść. Mamy tutaj kucharza.
Na te słowa, jak na wystrzał z pistoletu startera Leon przechylił się przez balustradę i puścił soczystego pawia. Obaj pracownicy instytutu odskoczyli z obrzydzeniem, etnolog zaś nie dawał za wygraną. Pozbył się wszystkiego, co miał w żołądku, po czym wymiotował dalej żółcią. Dopiero po chwili uspokoił się, otarł usta i osunął się po balustradzie.
Dyrektor i fizyk podeszli i złapali go pod ręce.
— Nie przejmuj się — pocieszał go Stefan. — Większość naszych współpracowników przez to przechodzi.
— No właśnie — dodał dyrektor. — Przynajmniej dzięki tobie gleba pod samym tarasem wolniej zwietrzeje.
Puścił oko Stefanowi, na co ten odpowiedział karcącą miną.
Pomogli Leonowi wstać, po czym przetransportowali go z powrotem na kanapę. Na szczęście doktor nie pobrudził się zbytnio, dzięki czemu mógł łatwo doprowadzić się do porządku. W gabinecie dyrektora był nie tylko taras, ale i mały aneks z łazienką, dzięki czemu już po chwili o przykrym zdarzeniu nie świadczyło nic, prócz niewyraźnej miny etnologa.
— To normalne, że jesteś w szoku — powiedział Jerzy, podając mu szklankę wody, w której rozpuścił łyżeczkę cukru. — Najpierw te oświadczenia, a teraz rewelacje rodem z powieści science fiction. Musisz się zastanawiać, kto tu zwariował, ty czy my.
— Dziękuję — odpowiedział Leon, przejmując naczynie, po czym wypił duszkiem jego zawartość.
— Prawdę mówiąc — skomentował Stefan, ponownie zasiadając w fotelu. — Ja sam się czasem łapię na myśli, że siedzę w psychiatryku, a to wszystko to tylko urojenie. No cóż. Uroki podwójnego życia.
Leon również usiadł, przetarł twarz i poprawił koszulę, którą miał na sobie. Następnie wygładził spodnie i zamarł, patrząc na swoje ręce.
— Powiedzcie mi, że to jest jakiś kawał — westchnął.
Stefan tylko pokręcił głową.
— Obawiam się, że nie — uzupełnił Jerzy.
— Jesteście ze służb specjalnych. — Etnolog nie dawał za wygraną — To pewnie jakiś test, żeby sprawdzić moją wytrzymałość psychiczną.
Obaj mężczyźni westchnęli i posłali sobie współczujące spojrzenia.
— Nie bawimy się w takie gierki — odparł dyrektor, kręcąc głową. — A zresztą, w stosownym czasie, zobaczysz ustrojstwo na własne oczy.
Przez chwilę etnolog siedział nieruchomo, po czym pochylił się i ukrył twarz w dłoniach.
— Ale... — zaczął, zanim jeszcze oderwał ręce od oblicza. — Podróże w czasie są niemożliwe.
— Nic podobnego — odparł fizyk. — Dopuszcza je już ogólna teoria względności.
— Tak, ale tylko w przyszłość.
— Mój drogi. — Stefan zaplótł ręce na piersi. — To, w którą stronę płynie czas zależne jest tylko i wyłącznie od prędkości, a jak wiemy, podczas tunelowania może ona być nieskończona. Zjawisko to zachodzi wszędzie wokół nas. Przykładowo jest odpowiedzialne za fakt, że widzisz odcisk swojego palca po wewnętrznej stronie szklanki z whisky. Problem polega jednak na tym, że w przyrodzie proces ten zachodzi w sposób przypadkowy. Jedna cząstka minie górę potencjału, a druga nie i nikt nie może tego kontrolować. To znaczy, nie mógł, bo my to potrafimy, a więc osiągając dowolne prędkości, możemy swobodnie wybrać czas i miejsce, w którym chcemy się znaleźć.
Leon zamarł przytłoczony tym wywodem, po czym przeniósł wzrok na Jerzego.
— Chodziło mu o to, że w tył zawsze było możliwe, tylko trzeba było znaleźć na to sposób.
Leon złapał się za głowę i jęknął głośno.
— Czyli co? — spytał nagle, prostując się. — Mogę się cofnąć w czasie i zastrzelić Hitlera na jego pierwszym wiecu w Monachijskiej piwiarni?
— Tak i nie — odpowiedział Jerzy, zaplatając ręce na piersi. — Tak, bo fizycznie jest to możliwe i nie, bo nigdy nie pozwolę odpalić maszynerii w takim celu.
Leon wybałuszył na niego oczy.
— Co? Dlaczego?
— Doświadczenia ze zmianą historii pokazują dobitnie, że gmeranie w przeszłości nie ma najmniejszego sensu.
— No chwila — odparł etnolog, przybierając nagle postawę chłodnego cynika. — Macie wehikuł czasu i nie próbowaliście zmienić historii na lepsze? To chyba niedorzeczność, nie?
Zmrużył jedno oko i posłał dyrektorowi cyniczny uśmieszek.
— A kto powiedział, że nie próbowaliśmy? — spytał Stefan.
Zapadło milczenie. Cyniczny uśmieszek powoli znikał z twarzy Leona. W miarę jak docierały do niego słowa fizyka, zastępowały go kolejno zdziwienie i niepokój. Spojrzał uważnie na siwego rozmówcę, po czym przeniósł pytający wzrok na Jerzego.
— Słyszałeś o zbrojnej interwencji ZSRR w Polsce w 1988 r.? — spytał tamten.
— Nie.
— No właśnie.
Zdezorientowany Leon począł przenosić pytający wzrok to na jednego, to na drugiego rozmówcę.
— Od wojny światowej, nawet krótkiej, lepszy jest pokój, choćby na najgorszych warunkach prawda? — spytał Jerzy.
— Chyba... tak. — zgodził się etnolog.
— Też tak myśleliśmy — kwaśno uśmiechnął się dyrektor instytutu. — Dopóki nie okazało się, że zamieniliśmy państwo zniszczone i biedne, ale suwerenne, na bogate, ale opanowane przez czerwone dynastie. Z resztą, o czym my mówimy? Myślisz, że jak to działa? Jedziesz w przeszłość i mówisz ludziom „Ej! Ludzie! Nie róbta tak!”, a oni nie robią, bo jesteś wielmożnym panem z przyszłości? To nie tak. Możesz zastrzelić Hitlera, a jego miejsce zajmie ktoś inny, bo to nastroje społeczne stworzyły hitlerowskie Niemcy, a nie Hitler.
Leon westchnął głęboko.
— Chyba potrzebuje więcej whisky.
— Służę uprzejmie.
Jerzy nalał mu Jacka i podał, dzwoniąc kostkami. Leon wychylił go jednym haustem, przyłożył nadgarstek do wykrzywionych ust, przełknął i spytał.
— Czyli, że nie można zmienić przeszłości?
— Oczywiście, że można — odparł Jerzy, nalał sobie Tillamore Dew i usiadł. — Tylko że zawsze ma to swoje następstwa. Coś jak w Efekcie motyla Mackye Grubera. Sęk w tym że tych następstw przewidzieć nie sposób i z reguły okazuje się, że zamienił stryjek siekierkę na kijek.
Leon przetrawił słowa dyrektora i spytał.
— A co z paradoksem dziadka?
— Nie działa — błyskawicznie odparł Stefan.
Leon posłał mu niepewne spojrzenie.
— Jak to?
Fizyk wzruszył ramionami.
— Po prostu — odparł. — Świat nie znosi próżni. Jeśli cofniesz się w czasie i zastrzelisz swojego dziadka, system powinien się wysypać, jak oprogramowanie z błędem. Jako że nie jest to możliwe, bo świat po prostu nie może się wysypać, zmieni się cała reszta. Gdy tylko wpakujesz swojemu dziadkowi kulkę w skroń, cała historia twojej rodziny i twoje życie w jednej chwili się przebudują. Nabędziesz innego dziadka i okaże się, że zabiłeś nie swojego. Można to powtarzać w nieskończoność. Wierz nam. Próbowaliśmy.
Leon opadł bezwładnie na oparcie kanapy. Mimo wzbudzonej ciekawości szybko stłumił w sobie chęć dowiedzenia się więcej o eksperymentach z zabijaniem dziadków.
— Chyba muszę coś zjeść — powiedział.
— O tej porze kuchnia wydaje tylko śniadania — odparł Jerzy, patrząc na zegarek — ale poproszę kucharza, żeby przygotował coś ekstra.
Komentarze (13)
Wrzucaj dalej, ciekawa jestem :D.
"Przynajmniej dzięki tobie gleba pod samym tarasem wolniej zwietrzeje." - taki żarcik w instytucie 🤣 Cudowne 👏
"— Powiedzcie mi, że to jest jakiś kawał — westchnął." - w sumie zacząłem rozkminiać, jak ja bym się zachował i chyba najpierw bym ich wysmiał i zażądał dowodu🤔🤔
"Przykładowo jest odpowiedzialne za fakt, że widzisz odcisk swojego palca po wewnętrznej stronie szklanki z whisky." - to ładny przykład, ale tylko metaforyczny. Tunelowanie zachodzi, kiedy cząsteczka uwięziona w studni potencjału nagle pojawia się poza studnią. Wynika to z falowej natury cząstek. Nie są punktami a chmurami prawdopodobieństwa i cząsteczka zamknięta w studni potencjału istnieje jednocześnie wewnątrz ale trochę poza klatką. Zatem może zostać wykryta poza swoją klatką. Transparentność szkła to inna para kaloszy: odstępy pomiędzy atomami w krysztale nie rozpraszają ani nie pochłaniają promieniowania.
Światło przechodzi przez szklankę, odbija od palca i wraca do oka.
Jeśli jest inaczej to poproszę o sprostowanie, gdyż ja jestem taki amator fizyk jak i pisarz: żadne że mnie guru.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania