Z pamiętnika amerykańskiego wieśniaka - Pierwsza przygoda z bronią palną (Dziennik)
Popularność i dostępność broni palnej w Ameryce budzi wiele pytań i kontrowersji nie tylko w Europie, ale i w samych Stanach Zjednoczonych. Pamiętam, że gdy pierwszy raz byłem tutaj z wizytą, byłem zszokowany jej ilością dookoła.
Mój teść, w którego domu spędzaliśmy wakacje, pokazał mi, na moją prośbę, swoją skromną kolekcję. Składała się ona ze starego rewolweru - pamiątki po ojcu teściowej, wiekowej strzelby i shotguna trzymanego, według słów teścia, do obrony własnej.
- Ja nie lubię strzelać, mam tylko to, co ci pokazałem. Jeśli interesuje cię broń, musisz pogadać z moimi chłopcami - powiedział mi.
Kilka dni później, kiedy byliśmy z wizytą u jednego z braci mojej żony, przypomniałem sobie, co powiedział mi teść. Uderzyłem prosto z mostu.
- Tato mówił, że masz jakieś strzelby. Zastanawiałem się, czy mógłbym je zobaczyć. - Oczy szwagra zaświeciły się, a poważną twarz przeciął łobuzerski uśmiech.
- Więc interesują cię pukawki? Nie mogłeś trafić w lepsze miejsce! Chodź za mną.
Ruszyliśmy w głąb domu. W rogu jednego z pokoi stał sejf wielkości szafy gdańskiej.
- 32 w lewo... 8 w prawo... - mruczał szwagier, manipulując wielkim pokrętłem ulokowanym na środku stalowych drzwi. W końcu zamek ustąpił z głuchym pyknięciem. Za otwartymi drzwiami sejfu spoczywał arsenał i nie przesadzam ani odrobinę, używając tego słowa. Rząd strzelb i karabinów, wieszak na drzwiach wypełniony pistoletami i rewolwerami, półki uginające się pod ciężarem pudełek z amunicją. Całym tym dobrem można by uposażyć niewielki oddział partyzantki.
- O żesz, karwia! Szykujesz się na wojnę?!
- Szykuję? Od lat jestem gotowy! - odpowiedział, cały czas wpatrując się w swoją zbrojownię wzrokiem, jakim każde dziecko chciałoby, by ojciec obdarzył je chociaż raz w życiu. - Od czego zaczynamy?
- Yyy... - odparłem mądrze. – Nie wiem, dużo tego. Może ty zdecyduj.
- OK. To tak... Weźmiemy 308. – Na moich rękach wylądowała strzelba. – Oczywiście Benelli. - Na strzelbie wylądował shotgun. – AK47, to powinno ci być bardziej znajome, 223, będzie dobra na początek, Winchester... Pistolety też lubisz?
- Tak - odparłem, próbując balansować rosnącą na moich wyciągniętych ramionach stertą żelastwa.
- Dobra, więc 45-tka. - Na górze sterty wylądował najlepszy przyjaciel brudnego Harry’ego. - 9mm; klasyk. 22-ką nawet nie będziemy się przejmować, 38specjal, świetna zabawka. Powinienem mieć gdzieś tutaj jeszcze parę pocisków hollow point do tego malucha i chyba na razie wystarczy, jakby co, to w garażu znajdzie się jeszcze parę.
Wyszliśmy na zewnątrz. Dom młodszego z dwóch braci mojej żony to uroczy kamienny budynek z 1798 roku, więc jak na amerykańskie warunki bardzo stary. Otacza go kilkaset hektarów pól i lasów. Jest to miejsce bardzo ustronne, nie licząc kilku oddalonych sąsiadów, których spod domu w ogóle nie widać. Za poleceniem zrzuciłem hałdę broni na stół piknikowy przed garażem. Szwagier długim łykiem dokończył piwo i zniknął na chwilę w środku, by pojawić się z dwoma oszronionymi puszkami w rękach. Rozglądałem się wokoło, wodząc wzrokiem po miękkich krawędziach zielonych pagórków, w które, na obrzeżu lasu, wtulił się staw. „Bosz... Ale tu jest pięknie” - pomyślałem. Z rozmarzenia wyrwał mnie metaliczny szczęk przeładowywanej broni.
- Gotowy?
- Jasne! – powiedziałem. – Do czego strzelam?
- Hmmm... - Szwagier zamyślił się na chwilę, otwierając jedno piwo, a drugie podsuwając w moją stronę. - O! Widzisz, tam na wzgórzu są dwa jelenie. Jakieś czterysta jardów przed nami.
Spojrzałem w kierunku, który wskazywał. Faktycznie, w sporej odległości za doliną ze stawem pasły się dwa zwierzaki.
- Weź 308 - powiedział, podając mi strzelbę. - Naładowana i gotowa do strzału, mierz wysoko.
Nie zastanawiając się, przyłożyłem kolbę do ramienia i spojrzałem przez lunetę, mierząc jakieś trzydzieści centymetrów nad głowę rogacza. Pociągnąłem za spust. BUM! Opuściłem broń, wbijając oczy we wzgórze naprzeciwko.
- Fuck! Chybiłeś może o dwa cale!
- Za nisko czy za wysoko? - zapytałem, przeładowując i podnosząc strzelbę z powrotem do twarzy.
- Zostaw. – Poczułem, jak ciężka dłoń spoczęła na broni, zmuszając mnie, bym ją opuścił. – To nie sezon, poza tym one stoją na terenie parku, moglibyśmy mieć kłopoty.
- To po jaką cholerę powiedziałeś mi, żebym do nich strzelał?! – spytałem, patrząc mu w oczy.
- Chciałem sprawdzić, czy to zrobisz - odpowiedział z poważną miną, taksując mnie wzrokiem.
- To teraz już wiesz – rzuciłem butnie, odwzajemniając spojrzenie.
Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, nim kącik jego ust uniósł się lekko w górę, a twarz odrobinę wypogodniała.
- Tak. Teraz już wiem.
Kiedy pierwszy raz spotkałem swojego szwagra, pomyślałem, że to równy chłop, jednak przez jakiś czas miałem parszywe przeczucie, że będziemy musieli sobie dać po pyskach, zanim uda nam się zaprzyjaźnić. Pomysł nieszczególnie mi się podobał, bo nie wiem, na kogo postawiłbym w tym starciu. Na szczęście nigdy do tego nie doszło i myślę sobie, że być może to właśnie ten jeden chybiony strzał oszczędził nam obydwu wielu siniaków.
Tamtej nocy strzelaliśmy jeszcze długo, umilając sobie czas, opróżniając z piwa garażową lodówkę i osuszając dużą butelkę whisky. W pewnym momencie na prawie kilometrowy podjazd wjechał samochód.
- Karwia, pały! - syknął szwagier, a ja poczułem się, jakbym znowu był na swoim osiedlu. - Szybko, chowaj obrzyna i AK-47, reszta pukawek powinna być legalna.
„Jak to, karwia, powinna być legalna?!” - paniczna myśl przeszła mi przez głowę. Nie tracąc jednak czasu, złapałem dwie wspomniane giwery i wpadłem do garażu, rozglądając się za odpowiednim miejscem, by je schować. W końcu wcisnąłem jedną pod kosiarkę a drugą za szafkę nocną, która, z niewiadomych mi powodów, stała obok Harleya.
Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem puszkę z piwem, myśląc, że w najlepszym wypadku sprawi to, że będę wyglądał na wyluzowanego, a co za tym idzie, niewinnego czegokolwiek. W najgorszym zaś wypadku, wypiję jeszcze jedno piwo, nim trafię na dołek. W stanie znietrzeźwienia, w którym się znajdowałem, plan wydał mi się genialny. Na zewnątrz usłyszałem zatrzaskujące się drzwi samochodu. Z nonszalanckim uśmiechem wyszedłem na spotkanie amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, otwierając piwo z cichym sykiem.
Na zewnątrz, przy swoim samochodzie już stał szeryf i swym wyglądem godnie reprezentował swoją funkcję. Był pewnie jeszcze przed czterdziestką i z niejakim zawodem stwierdziłem u niego brak wąsów, który jednak nadrabiał charakterystycznymi okularami w złoconej drucianej oprawie. Kapelusz z rondem, gwiazda przypięta do oliwkowej koszuli i prawa ręka na pistolecie. „Gość nie żartuje” - pomyślałem i spojrzałem dookoła. Pod moimi nogami łuski i niedopałki papierosów równo zaściełały asfalt, a na stoliku piknikowym piętrzyła się fura gnatów gęsto przetykana puszkami po piwie i pudełkami amunicji. Do tego trzech pijanych chłopa (w międzyczasie dołączył do nas przyjaciel rodziny), z których najmniejszy mierzy jedyne metr dziewięćdziesiąt przy stu kilogramach wagi, a kolejnych dwóch jest wyższych równiutko o pięć centymetrów i cięższych o piętnaście kilo od poprzedniego. „Chyba też byłbym poważny” - skonstatowałem.
- Dobry wieczór, panowie - powiedział głosem spokojnym acz stanowczym, zupełnie jak na filmach.
- Dobry wieczór - odparliśmy bełkotliwie wszyscy naraz.
- Co władzę sprowadza w moje skromne progi? – zagaił szwagier. – Piwko? – dorzucił, wyciągając rękę z nieotwartą jeszcze puszką w stronę policjanta, a ja zacząłem się modlić, by w jego szaleństwie była jakaś metoda.
- Uprzejmie dziękuję, na służbie jestem.
- Przecież nikomu nie powiemy – zripostował brat mojej żony z szerokim uśmiechem na twarzy.
Stróż prawa pokręcił tylko głową z niedowierzaniem.
- Było zgłoszenie, że ktoś strzela tutaj z broni automatycznej.
- Automatycznej?! Absolutnie nie! Z półautomatów, owszem, i strzelaliśmy po kilku naraz, więc z daleka mogło się komuś przesłyszeć.
- Rozumiem... Mogę zobaczyć broń, której używacie?
- Wszystko jest na stole, nie mamy nic do ukrycia.
Szeryf obszedł stół, popatrzył dokładnie na całe żelastwo, zajrzał do garażu, poświecił latarką tu i tam, i zwrócił się z powrotem w naszą stronę.
- Wszystko wygląda w porządku, ale, panowie, osobista prośba: zajmijcie się piciem i zostawcie strzelanie na inną okazję. Bardzo nie chciałbym musieć tu znowu wracać. Rozumiemy się?
- Się wie, szefie – rzucił szwagier z uśmiechem. – To może jednak tego browarka?
Policjant ponownie tylko pokręcił głową, uśmiechając się półgębkiem. I otworzył drzwi radiowozu.
- Dobranoc, chłopcy. – powiedział, wsiadając. – Bawcie się grzecznie.
Gdy wóz patrolowy wolno toczył się podjazdem między polami, brat mojej żony nalewał whisky do kieliszków. Po chwili podał mi jeden i mrugając powiedział:
- Tak się to właśnie robi.
Już wtedy miałem nadzieję, że nie jest to ostatni raz, kiedy razem imprezujemy. W rzeczy samej, nie był. O broni od tamtego czasu nauczyłem się dużo i dziś sam posiadam kilka egzemplarzy, z których nie raz zdarzało mi się korzystać w różnych okolicznościach, ale to już inna historia...
Komentarze (47)
Pisz takich wspomnień więcej, chętnie jeszcze zajrzę, teraz zostawiłam rzecz jasna 5.
Piękne stosunki w społeczności lokalnej pomiędzy obywatelem a władzą! Tak to powinno wyglądać, obustronne zaufanie. Bez przegięcia w żadną stronę- obywatel boi się policji Ale ta nie traktuje go z góry jak potencjalnego przestępce. Pokazałeś w tym opowiadaniu kawał życia NORMALNEGO, a nie takiego jak w tej zniewiescialej Europie . Pieprzyć UE! Chcę USA w Europie:D 5
Kilka dni później, kiedy byliśmy z wizytą u jednego z braci mojej żony, przypomniałem sobie, co POWIEDZIAŁ MI teść. Uderzyłem prosto z mostu."
Powtórzenie, a zamiast "." powinien być ":".
"45-tka."
Tak chyba się nie powinno pisać, a przynajmniej ja nie piszę, bo moim zdaniem to trochę nieestetyczne.
Podobało mi się. :) Tylko to podkreślanie kilka razy "brat mojej żony" jakoś mi do gustu nie przypadło. "Szwagier" nie brzmi tak... trudno mi powiedzieć. Po prostu kiedy czytałam, myślałam: "znowu to?" Nie wiem, może za długie
określenie albo, co bardziej prawdopodobne, moje widzimisię?
Dwie postacie - jak najbardziej polubiłam głównego bohatera, prawdopodobnie dlatego, że zdziwił mnie swoją zgodą na strzelenie do jelenia, to było coś co na chwilkę zatrzymało mnie w opowiadaniu, choć przekonało do bohatera. Ma w sobie taką tajemnicę, może nawet i nieposkromione żądze, o których nie mamy pojęcia?
"W najgorszym zaś wypadku, wypiję jeszcze jedno piwo, nim trafię na dołek." - uśmiałam się przy toku rozumowania bohatera. Przypomniały mi się wydarzenia z liceum, gdzie mieliśmy podobne myśli ze znajomymi :D
,,Za otwartymi drzwiami sejfu spoczywał arsenał i nie przesadzam ani odrobinę, używając tego słowa" - tu bez przecinka, bo nie są to dwie czynności współczesne;
,,W końcu wcisnąłem jedną pod kosiarkę (przecinek) a drugą za szafkę nocną";
,,poświecił latarką tu i tam, i zwrócił się z powrotem w naszą stronę" - tu bez przecinka przed drugim ,,I", bo pełni ono trochę... hm, inną funkcję, że tak powiem. To pierwsze wchodzi po prostu w skład wyrażenia ,,tu i tam", a drugie jest spójnikiem łączącym dwa zdania składowe;
,,Dobranoc, chłopcy. – powiedział, wsiadając" - bez kropki po ,,chłopcy". 5 :)
Naprzykład, celowo nie rozpisywałem się o broni, mając nadzieję, że czytelnik nie jest z nią tak bardzo zaznajomiony, poto by mógł wejść na chwilę w moją skórę i poczuć konfuzję jaka toważyszyła mi tamtego dnia.
Mój szwagier natomiast jest postacią bardzo barwną i spokojnie można by napisać grubą książkę o nim samym i jego przygodach, tyle że musiałaby być dozwolona dopiero od lat 18+.Rozmowy z policją napewno zajęły w nich dużo miejsca. Już widzę rozdział pod tytułem "dlaczego uderzenie policjanta w gardło, pięścią nie jest dobrym pomysłem" XD Jeśli go jednak polubiłaś to będziesz miała okazję przeczytać o nim w innych "wieśniakach".
Dziękuję ci, również za wypisanie błędów, a przedewszystkim za czas spędzony nie tylko na czytaniu ale przelaniu swoich spostrzeżeń do komentarza, który napewno pomoże mi pisać kolejne części :)
Ach te numerki, cyferki w rozmowach o broni, które na pewno coś znaczą, te milimetry, które też na pewno coś znaczą :)))
Od początku nerwowo zastanawiałam się czy w tym "odcinku" ucierpi jakieś zwierzątko futerkowe... Na szczęście odetchnęłam z ulgą :) Ufff :)
"...Kiedy pierwszy raz spotkałem swojego szwagra, pomyślałem, że to równy chłop, jednak przez jakiś czas miałem parszywe przeczucie, że będziemy musieli sobie dać po pyskach, zanim uda nam się zaprzyjaźnić..." - xD a podobno to kobiety są dziwne xD
"...Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem puszkę z piwem, myśląc, że w najlepszym wypadku sprawi to, że będę wyglądał na wyluzowanego, a co za tym idzie, niewinnego czegokolwiek. W najgorszym zaś wypadku, wypiję jeszcze jedno piwo, nim trafię na dołek. W stanie znietrzeźwienia, w którym się znajdowałem, plan wydał mi się genialny...." - Naz Ty geniuszu :D
Dotarłam do "wieśniaka" i od razu pierwsza część wciągająca, z humorem, fajna, męska, cacy. Piona! :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania