Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Z pamiętnika polskiego repatrianta - Kolejkowy froteryzm (Dziennik)
Jest wiele rzeczy, o których chciałem napisać w kontekście mojej wtórnej asymilacji, na ziemi ojczystej. Kilka dłuższych tekstów już zaczęło powstawać, parę innych dalej jest we wczesnej fazie przemyśleń, jednak jest coś czego dłużej nie mogę tłamsić w sobie i mimo że w zamyśle chciałem, by ten problem stanowił część innego opowiadania, w obliczu niedawnych wydarzeń zdecydowałem się opisać go już teraz.
Pamiętam jeszcze z lat dziecinnych, że w kolejkach zawsze panował ścisk, że ludzie stali blisko siebie, i już wtedy było to na mój gust stanowczo za blisko, nie pamiętam jednak żebym stojąc w sklepie, był non stop trykany, popychany, pukany, ocierany i zasapany przez obcych ludzi. Nie pamiętam, żeby dzieci skakały mi po butach i grzebały w koszyku pod okiem, rozczulonych małym łobuziakiem, dumnych rodziców. Nie pamiętam, by staruszki o zaciętych twarzach wykładały swoje zakupy przed moimi, mimo że stoją za mną i z każdym ruchem ręki atakowały mnie mlekiem, ćwikłą bądź miętusami. No nie pamiętam, a starałem się bardzo żeby sobie przypomnieć.
Jak zwykle w podobnej sytuacji, gdy jestem zaskoczony czymś co powinno być dla mnie swojskie, zaczynam analizować i odbywać podróż w głąb własnej pamięci. Czy jednak, ktoś z was próbował sobie przypomnieć szczegóły dotyczące poprzednich razów, gdy stał w kolejce w supermarkecie? To trudniejsze niż mogło by się wydawać. Zwykle stojąc w kolejce, wyłączamy myślenie i po prostu stoimy czekając. Nie ma w tym nic ciekawego, ekscytującego więc nasze mózgi wymazują z rejestru te wszystkie przestane w oczekiwaniu godziny. Może to mieć też coś wspólnego z hipnotycznym działaniem dźwięku skanowania produktów – miarowym pip... pip... pip... pip... Zaprojektowanym specjalnie, przez korporacje z zapędami, by objąć władzę nad światem i wszystkich ludzi zmienić w zombie, ale to tylko teoria.
Problemem właściwym jest to, że teraz za każdym razem gdy stoję w jakiejś kolejce, myślę o innych razach kiedy stałem w podobnych kolejkach i zastanawiam się czy ludzie zawsze się tak na mnie ryli, czy to jakaś nowa Polska moda. Czasem dane jest mi o tym pomyśleć, a czasem jakiś dziad tryka mnie wydętym bebechem. Tak jak w zeszłym tygodniu, na przykład. Nie chciałem się obrócić, bo wiedziałem że jeśli otworzę gębę żeby zwrócić mu uwagę to nie wytrzymam i się wydrę albo jeszcze gorzej. Zresztą, nie powinienem musieć tłumaczyć dorosłemu człowiekowi, że obcych osób się nie dotyka i co to jest przestrzeń osobista. Zacisnąłem więc, tylko zęby i odsunąłem odrobinę, tak by odejść od niego, a jednocześnie nie wleźć na kobietę przede mną. Zrobiłem pół kroku, on zatem zrobił cały i znów wbił mi się brzuszyskiem w plecy. Czekałem, koncentrując całą silną wolę, by nie ryknąć na niego, babeczka przede mną zrobiła ćwierć kroku do przodu, nie żeby miała gdzie pójść ale staliśmy bez ruchu już dobre dwie minuty, więc chyba uznała, że czas najwyższy podeptać trochę dziewczynę przed nią. Grubas za mną wyczuł to poruszenie chyba instynktownie, bo symultanicznie postąpił pół kroku do przodu i radośnie się ode mnie odbił.
– Jebnę mu... – zawarczałem w stronę żony, przeciągając kark.
Ona tylko złapała mnie za dłoń obiema rękami i szepnęła „spokojnie”.
– Ale kurrrwa – wysyczałem, czując jak wyparowują ze mnie resztki opanowania.
– Skarbie – powiedziała spokojnie, nawet na mnie nie patrząc.
– Jeeebnęęę...
– Skarbie! – krzyknęła szeptem, tak jak potrafią to robić tylko kobiety.
I to podziałało, jak zresztą działa z reguły. Jednak po tym zdarzeniu zacząłem się zastanawiać jeszcze intensywniej co sprawia, że ludzie chcą się o mnie ocierać. I czy tak było zawsze, czy zaczęło mi to przeszkadzać dopiero po powrocie, na łono ojczyzny. Dochodzę do wniosku, że nie. Od zawsze nie cierpiałem gdy dotykali mnie obcy ludzie, nawet w przyjacielskim geście, takim jak klepnięcie po plecach. Gdyby więc wszyscy mnie non stop miziali w kolejkach, musiałbym pamiętać. Kiedyś miałem więcej przestrzeni, ludzie trzymali się ode mnie z daleka. Tylko czemu? Co się zmieniło? Przecież nie wyglądam zachęcająco: wielki, kudłaty o mordzie podstarzałego zakapiora. No właśnie: podstarzałego. Może tu tkwi problem. Kiedy miałem lat siedemnaście czy osiemnaście, nie byłem tak duży ani tak kudłaty ale nie nosiłem nic co nie było czarne, nie czesałem się a na szyi dyndał mi łańcuch od kotwicy zwieńczony pentagramem wielkości pięści. No i mówiono mi, że w tamtych latach patrzyłem na każdego tak jakbym go chciał zabić i wierzę w to święcie, bo o tym właśnie myślałem gdy patrzyłem na kogokolwiek. A teraz? No niby taki ze mnie niedźwiedź, ale chyba bardziej misio – leniwy i nażarty. Co tu dużo mówić: stępiłem się przez lata i chyba widać to z daleka.
Dojście do tych wniosków, mimo iż przygnębiających, poprawiło mi jednak humor. Okazuje się bowiem, że nie rozbestwiłem się w Ameryce. Przynajmniej nie pod tym względem, a jeżeli nie jestem rozpuszczony przez zachodni dobrobyt i kulturę, to nie powinienem czuć się źle walcząc o swoje prawo do osobistej przestrzeni. Obiecałem sobie solennie to właśnie wyegzekwować przy kolejnej nadarzającej się okazji, która nadeszła wczoraj.
Stałem w kolejce w osiedlowym minimarkecie, mając tylko parę rzeczy do kupienia: chleb, piwo i miśki haribo. Kasa oczywiście się zepsuła, czy może to był terminal na karty, nie wiem nie uważałem, zresztą to nie istotne. Ważne było, to że byłem zmuszony stać tam dużo dłużej niż powinienem, a za mną pojawiła się baba, ze sklepowym wózkiem wyładowanym po brzegi i od razu przypuściła szturm, wjeżdżając mi nim prosto tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Odwróciłem się zirytowany posyłając jej, w moim mniemaniu, mordercze spojrzenie. Nie zauważyła, patrzyła gdzie indziej. Grubas dzień wcześniej miał przynajmniej na tyle przyzwoitości, że trykał mnie kałdunem tylko kiedy coś się poruszyło w kolejce. Kobieta w osiedlowym sklepiku nie. Metodycznie, co dwie góra trzy sekundy, próbowała rozjechać mnie tym cholernym wózkiem. I tu pojawił się problem. Bardzo chciałem dotrzymać złożonej sobie obietnicy i zareagować, ale co miałem zrobić? Przecież jej, w przeciwieństwie do grubasa przywalić nie mogłem. Bo raz, kobieta a dwa, że stara. No i jeszcze trzy, nawet jakbym odrzucił wszystkie swoje ideały i etyczne zasady to ona nadal była za tym wózkiem zabunkrowana jak husyta w Wagenburgu, i zwyczajnie nie mogłem jej sięgnąć. Ryknąć na nią albo zwyzywać też nie wypada, bo znowu: kobieta i to stara. Nagle jednak przyszło olśnienie: „przygram wariata”. Odwróciłem się więc na ile mogłem i natychmiast podziękowałem Bogu, że mogłem tylko tyle gdy kobiecina ubodła mnie w biodro swoim taranem.
– Może spodnie ściągnę? – zapytałem spokojnie i z uśmiechem.
– Co pan?! – krzyknęła w odpowiedzi, wreszcie zwracając na mnie uwagę.
– Co prawda wątpię żeby ten wózek, tak czy siak, zmieścił się tam gdzie mi go pani próbuje wetknąć ale przez spodnie nie pójdzie na pewno. Może więc je ściągnę, wtedy pani się przekona, że całe przedsięwzięcie jest bez sensu i skończy mnie pani trykać.
– Oszalał! Wariat jakiś! – krzyknęła.
– Ja wariat? – syknąłem. – O nie, nie, nie droga pani! To nie ja próbuję obcym ludziom wtykać w odbyt przedmioty, które w oczywisty sposób są za duże, by się tam zmieścić!
– Pan się uspokoi – wtrąciła się w całe zamieszanie ekspedientka, świdrując mnie odrobinę spanikowanym wzrokiem.
– To wariat, spodnie chce ściągać! – zaskrzeczała podstarzała libertynka zza swojego wózka, węsząc potencjalnego sojusznika.
– Proszę pani – zwróciłem się do ekspedientki, widząc że z zawziętym babsztylem i tak niczego nie wskóram. – Jeżeli obrona swojego, proszę wybaczyć łacinę, rectum, przed inwazją wózka sklepowego to szaleństwo, to przyznaję jestem wariatem. Ale jeśli ta oto pani – wskazałem palcem agresorkę – zaniecha ataków na tę część mojego ciała, to obiecuję, że nie będzie pani miała więcej powodów, by kwestionować moją poczytalność.
Ekspedientka zamyśliła się na chwilę i w końcu spojrzała na babsko, wściekle dyszące za mną.
– Pani się odsunie – powiedziała, zwracając mi wiarę w ludzi. – A pan się uspokoi.
– Naturalnie – odpowiedziałem unosząc czapkę w geście szacunku.
Zakupy udało mi się skończyć bez kolejnej potrzeby obrony tej fortecy, której nikt nie powinien nigdy szturmować i wróciłem do domu z poczuciem, że zrobiłem coś ważnego. Postawiłem pierwszy krok, w walce z najpaskudniejszą chorobą cywilizacyjną z jaką kiedykolwiek się zetknąłem: kolejkowym froteryzmem.
Komentarze (17)
Piątka Stary :) 5
Piątka Stary :) 5
Tekst przezabawny. Świetnie opisałeś zarówno pierwszą kolejkę, przesuwającą się o pół kroczku w przód, jak i kobietę rozjeżdżającą Cię wózkiem, płakałam. xD Masz taki charakterystyczny sposób postrzegania świata, że podejrzewam gdziekolwiek byś nie pojechał, nadal byś zaciekawiał i przedstawiał rzeczywistość w osobliwy sposób. 5.
Świetnie to oddałeś. Wielka 5.
Nie patrzę na interpunkcję, bo musiałabym dotknąć Ciebie, jak ta nieszczęsna kobieta z kolejki, a Ty przecież tego nie lubisz...
Pozdrawiam.betti
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania