Pokaż listęUkryj listę

Z pamiętnika amerykańskiego wieśniaka - Cygańskie Wzgórze(Dziennik)

Moja ciężarówka ześlizgiwała się bokiem, po grubej warstwie lodu, w dół Cygańskiego Wzgórza. Wbrew wszelkiej logice, jedyne czego w tamtym momencie żałowałem, to tego, że mimo iż czasu miałem dość zabrakło mi gibkości, koniecznej by jak mawiają Amerykanie: pocałować swoją dupę, na do widzenia. Nie było bowiem zupełnie niczego, co mogłem zrobić, by odzyskać kontrolę nad pojazdem.

Był rok 2014 i uderzyła w nas najgorsza burza lodowa, jaką ktokolwiek w tych stronach pamiętał. Samo zjawisko jest przepiękne. Powoduje je pas ciepłego powietrza, pomiędzy chmurami a ziemią. Topi on śnieg, który spadając w postaci deszczu, po zetknięciu z powierzchnią czegokolwiek natychmiast zamarza. Na gałęziach zbiera się warstwa przezroczystego kryształu, nadając drzewom baśniowy wygląd, wprost z „Opowieści z Narnii”. Słupy telegraficzne, jak szklane filary, iskrzą się w świetle samochodowych reflektorów a śnieg, który zdążył się już zebrać na ziemi, wygląda jak spienione morze zatrzymane w czasie. To piękno jest jednak zwodnicze i może być równie zabójcze co zachwycające.

Kontrakt na konserwację dróg, który moja firma ma podpisany z lokalną gminą, obejmuje również odśnieżanie. W przeciwieństwie do Polski nikt tutaj nie lekceważy tego obowiązku. Nie ma wymówek, drogowcy nie mają prawa być zaskoczeni przez zimę. Ulice muszą być przejezdne i w miarę możliwości czarne cały czas, bez względu na występujące w danej chwili zjawiska atmosferyczne. Dlatego przygotowania zaczynamy już jesienią. Jeśli zapowiadają dużą kumulację opadów, wyjeżdżamy sypać sól na drogi, zanim jeszcze zacznie padać śnieg. Jest to również powód dla którego, gdy żywioł wybucha furią, nie śpimy, nie jemy i nie wychodzimy z ciężarówek przez tak długi czas, jak to jest konieczne. A czasem zajmuje to naprawdę dobrą chwilę. Najdłuższa zmiana, na jakiej byłem trwała równo pięćdziesiąt pięć godzin, po których wróciłem do domu, by spustoszyć lodówkę, zemdleć na jakieś pół dnia i wrócić do pracy, na ponad dobę. Odśnieżanie to nie jest sport dla każdego, niewielu wraca, by podjąć to wyzwanie rok po roku.

Budowa terenu, na którym mieszkam, jest wyjątkowa. To same wzgórza i doliny, jak krzywe babki z piasku, jedna przy drugiej okupujące piaskownicę. Ludzie tutaj nie tylko do nich przywykli, ale je pokochali. Weszły nawet do języka codziennego, jako wyznaczniki położenia. „Czeka na ciebie za wzgórzem”, „A, to tam za doliną”, „Mieszka dwa wzgórza dalej, może milę lotem kruka” - to zdania, które często się tu słyszy. Jest w tym pewien romantyzm, przywodzący na myśl serię powieści Lucy Maud Montgomery. Drogi jednak budowane w tych warunkach są koszmarne. Jeśli nie jedzie się akurat w dół lub w górę, to pewnikiem się skręca. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby ktoś zaplanował całą infrastrukturę, tylko po to, by spłatać figla kierowcom.

W naszej gminie nie brakuje wąskich uliczek, wtulonych jednym bokiem we wzniesienie a drugim wiszących nad urwiskiem, albo wijących się w dół doliny jak gargantuiczny asfaltowy wąż. Najgorsze z nich wszystkich są jednak dwie: Most Laurel i Cygańskie Wzgórze. To drugie to bardzo strome, prawie kilometrowe, wzniesienie, w którym głęboko osadzono drogę. Pobocze, po obu stronach, to nic innego jak prawie pionowe ściany ziemi, pnące się miejscami na wysokość ponad dwóch metrów. Na jego końcu, w samej dolinie, jest znak stopu, za nim biegnąca prostopadle najbardziej ruchliwa droga w okolicy a po jej drugiej stronie strumień. Wiele ciężarówek rozgrzało hamulce do czerwoności na Cygańskim Wzgórzu, a kilka nie dało rady się zatrzymać.

Pamiętna burza roku 2014 zaczęła się w miarę zwyczajnie. Śnieg spadał wielkimi płatami, mokry i ciężki, ale jak mówi mój majster: miał zęby. Co znaczy, że przyczepność, jak na warunki dawał niezłą. Przychodził falami, padało godzinę lub dwie i odpuszczało, potem zaczynało od nowa. Każda nowa zadymka, niosła drobniejsze płatki niż poprzednia, mimo że temperatura nie zmieniała się zbytnio. Prowadziłem już ponad dobę, gdy zadzwonił majster.

‑ Z tobą w porządku? - zarzęził z południowym akcentem.

Kiedy wyjeżdżamy na tego typu akcje, bardzo pilnujemy tego, by pozostawać ze sobą w kontakcie. Czasem są to tylko dwa zdania: „Żyjesz? Gdzie jesteś?”, ale ostrożności nigdy za wiele. W tej robocie rutyna może zmienić się w katastrofę w czasie jednego mrugnięcia okiem. Wszyscy jesteśmy świadomi tego, że gdy wyjeżdżamy do walki z żywiołem, nieważne czy to śnieżyca, czy huragan, samo przeżycie stanowi zwycięstwo.

‑ U mnie dobrze, Lee. Co z tobą? - odpowiedziałem mechanicznie.

‑ Żyję.

Na chwilę zapadła cisza.

‑ Skończy dzisiaj to świństwo lecieć z nieba? - zapytałem, chcąc podtrzymać rozmowę i dzięki temu trochę się obudzić.

‑ Mhhh... Nie wiem, Jack. Mam złe przeczucie. Powietrze dziwnie pachnie...

Majster twierdzi, że w jednej szesnastej jest Indianinem i dzięki temu potrafi przewidywać pogodę. Nie wiem, czy w żyłach tego niebieskookiego blondyna, faktycznie płynie kropla krwi rdzennych Amerykanów, dzięki której jest meteorologicznym jasnowidzem. Wiem natomiast jedno: jeśli wszystkie prognozy pogody mówią, że dzień będzie słoneczny i bez jednej chmury na niebie a Lee twierdzi, że zbiera się na burzę z piorunami, to ja na pewno do pracy przyjdę w kaloszach.

‑ Zacznie gęsto sypać? - spróbowałem zgadnąć.

‑ Nie wiem, chyba nie. Ale jestem prawie pewny, że Matka Natura szykuje nam jakiś psikus. Po prostu uważaj. OK?

‑ Jasne... - odrzekłem z wahaniem, nie wiedząc co o tym myśleć. - Ty też.

‑ Aha – zgrzytnął po swojemu i rozłączył się, bez pożegnania.

Jakąś godzinę później, śnieg zmienił się w deszcz. Początkowo ucieszyłem się z tego, myśląc, że burza ma się ku końcowi. Piętnaście minut później moje wycieraczki wyglądały jak dwa sople lodu i wiedziałem, że coś musi być nie tak. Włączyłem radio, by znaleźć prognozę pogody. Wszystkie stacje, nadawały ostrzegawcze komunikaty o burzy lodowej, która według ich słów pojawiła się dosłownie znikąd.

‑ Ładny bajzel – powiedziałem sam do siebie.

Wyłączyłem radio. Kiedy odśnieżam mam ciekawsze rzeczy, których muszę słuchać: silnik ciężarówki, solarka, pług i opony. Kiedy człowiek nauczy się tej symfonii, potrafi rozpoznać w niej każdą fałszywą nutę. Taka umiejętność może uratować nie tylko sprzęt, ale również zdrowie i życie. Dlatego właśnie doświadczeni kierowcy zawsze jadą z otwartym oknem, nawet kiedy temperatura spada poniżej minus dwudziestu stopni, a kabina wypełnia się śniegiem.

Godzinę po tym, gdy na ziemię spadły pierwsze krople marznącego deszczu, na szosie zaczęły pojawiać się małe gałązki, złamane ciężarem przyklejonego do nich lodu. My jeździliśmy dalej, pługi nie były już potrzebne, walczyliśmy jedynie z lodem nawarstwiającym się na powierzchnie asfaltu. Robiliśmy rundę za rundą, wysypując na drogi tony soli, podczas gdy deszcz padał coraz mocniej. Dwie godziny później, lemiesze znów opadły na ziemię, tym razem po to, by odgarniać złamane konary. Nim się obejrzeliśmy, zaczęły się walić całe drzewa. Znów włączyłem radio, w czterech hrabstwach ogłoszono stan klęski żywiołowej, spiker uprzejmie wszystkich prosił o pozostanie w domach. Rozdzwonił się telefon, co chwila dowiadywałem się gdzie spadły kolejne drzewa, a gdzie rozbiły się samochody. Kto z naszych chłopców ma uszkodzony pojazd, kto jeszcze jeździ. Zaczął się chaos.

Zjechałem szybko do domu, uspokoiłem żonę, upewniłem się, że ma dość drewna na opał i surowo zabroniłem wychodzić na zewnątrz. Zgarnąłem termos z kawą i piłę spalinową, po czym wyszedłem i zacząłem pakować się z powrotem do ciężarówki. Nagle niebo rozświetliły błyski, pierwszy niebieski, drugi zielony.

‑ Piorun? - wyszeptałem sam do siebie, zadzierając głowę do góry.

Firmament zapalił się na biało i przez ułamek sekundy, było jasno jak w dzień. W tym momencie zrozumiałem, co się dzieje i wiedziałem, że czeka mnie naprawdę długa noc. Na słupach wysokiego napięcia zaczęły wybuchać transformatory.

Nie wiem, ile czasu upłynęło mi, na jeżdżeniu po okolicy, sypaniu solą, cięciu drzew, wiązaniu ich łańcuchem do ciężarówki i ściąganiu z dróg, pośród huków i elektrycznych rozbłysków. Z tymi mniejszymi, radziłem sobie sam, o większych informowałem moich szwagrów, którzy wyjechali na swych olbrzymich traktorach, by wspomóc nas w tym nierównym pojedynku z Matką Naturą. Gdy spomiędzy ciężkich chmur zaczęło być widać kawałki nieba, które z czarnego wolno zmieniało się w stalowoszare. Sytuacja na drogach była mniej więcej opanowana. Wróciliśmy do sypania solą, po oblodzonych, śliskich szosach. W solarce zostało mi może sto kilo materiału, więc wracałem do gminy załadować więcej. Podjechałem pod Cygańskie Wzgórze, sypiąc za sobą tak grubo, jak pozwalała mi na to maszyna. Pamiętam, że zdziwiłem się tym, jak łatwo poszedł mi ten podjazd. Nie wpadłem w poślizg jak zazwyczaj, koła nie straciły przyczepności.

Pod budynkiem gminy ustawiła się już kolejka chłopaków, czekających na załadunek. Niektórzy wysiedli z pojazdów, rozprostować kości. Dołączyłem do nich, by wymienić uwagi i doświadczenia z ostatniej nocy. W końcu nadeszła moja kolej, wskoczyłem do ładowarki, zapakowałem na auto kilka ton soli i ruszyłem w dalszą drogę.

Nie wiem co powodowało mną, kiedy zdecydowałem się wracać tą samą trasą i zjechać w dół Cygańskiego Wzgórza. Zmęczenie, przyzwyczajenie, podświadoma pewność, że pół godziny wcześniej ta droga była bezpieczna? Z reguły wybieram dłuższą trasę, dzięki której omijam ten odcinek. Zrozumiałem swoją pomyłkę, gdy tylko droga zaczęła opadać w dół. Usłyszałem świst opon, bezwładnie sunących po powierzchni lodu i od razu wiedziałem, że było za późno na jakąkolwiek reakcję. Chwilę później poczułem jak tył ciężarówki, zaczyna znosić na bok. W takich chwilach jakkolwiek bzdurnie by to nie brzmiało, najlepiej nie robić nic, tylko zrelaksować się i czekać aż koła znów złapią przyczepność. To rozwiązanie sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć, o ile jest się na, w miarę, płaskim terenie. Sytuacja jednak wygląda trochę inaczej, gdy człowiek patrzy w dół, prawie kilometrowego, wzgórza. Czas zwolnił, a moje zmysły wyostrzyły się, reagując na uderzenie adrenaliny. Najważniejsze to nie panikować, nie dać się ponieść emocjom. Spokój i tylko spokój.

Rzeczywistość wlekła się jak utopiona w melasie. Zacząłem analizować sytuację. Zanim wpadłem w poślizg, nie jechałem szybciej niż piętnaście kilometrów na godzinę, musiało, upłynąć więc kilka chwil, nim auto osiągnęłoby prędkość, przy której nie mogło uratować mnie nawet złapanie przyczepności. Jechałem samym środkiem drogi, więc miałem sporo miejsca do obydwu poboczy. Zredukowałem bieg. Dobrze. Złapałem mocniej kierownicę i stopą musnąłem pedał hamulca. Błąd. Tył samochodu skręcił jeszcze mocniej. Spróbowałem z gazem. Ten sam efekt, kolejny błąd. Zacząłem zastanawiać się, ile popełniłem tych błędów, na drodze, która doprowadziła mnie do obecnej sytuacji. Zjechanie w dół tego wzgórza na pewno było jednym z nich. Czyżby? Trzydzieści minut wcześniej jechałem nim i wszystko było w porządku, a sam dosypałem jeszcze soli. Miałem więc wszystkie przesłanki, by uważać je za bezpieczne. Popełniłem więc błąd, opuszczając dom w tę śnieżycę. Powinienem był zostać z żoną przy kominku, ugotować obiad i poczytać dobrą książkę.

Auto zaczęło przyspieszać, ale zmienił się dźwięk opon. Uderzyłem w hamulec instynktownie, gwałtownie i krótko. Wyprostowałem odrobinę tor jazdy. Opuściłem pług, mając nadzieję, że tarcie, które spowoduje, spowolni pojazd i utrzyma mnie w obecnych trajektoriach. Mimo iż prędkość faktycznie zdawała się wzrastać mniej gwałtownie, pojazd nadal próbował wolno obracać się wokół własnej osi.

Czy mogłem zostać w domu? Czy naprawdę miałem taki wybór? Nie. Taką mam pracę. Wiedziałem, na co się piszę, to nie było moje pierwsze rodeo. Odbieram, kiedy dzwoni telefon. Wyjeżdżam, kiedy jestem potrzebny. Takie są zasady. Może więc wybór tej pracy był błędem, przez który, znalazłem się w takim położeniu? Miałem przecież inne opcje, mam wyższe wykształcenie, nie musiałem brać się za ten zawód. Mogłem siąść za biurkiem, zamknąć się w bezpiecznych czterech ścianach i budować papierowe wieże, co dzień umierając w środku odrobinę bardziej. Czując, jak nienawidzę siebie i świata coraz mocniej, czekając na tę chwilę, gdy przepełni się czara goryczy i zdobędę się na odwagę, by pocałować swoją strzelbę. Z dwojga złego wolałem scenariusz, którego już byłem uczestnikiem. Odejść w zamieci, wojując z gniewnym żywiołem, robiąc to, co kocham. Jednak nie bez walki.

Przód ciężarówki coraz bardziej zbliżał się do pionowej ściany pobocza. Zmieniłem kąt pługu, dodając przy tym gazu mając zamiar zaczepić jego kątem o ziemię i zwolnić, wyhamować, pojechać koleiną, tak daleko jak tylko mi się uda. Zadziałało jedynie na chwilę, przewlokłem się tak kilka metrów, po czym odbiłem od wzgórza i wylądowałem z powrotem na drodze, okręcając się tym razem w przeciwną stronę. Puściłem gaz a dwudziestoczterozaworowy silnik Cummings'a zawarczał smutno.

‑ Wiem, że się starasz, dziewczynko – wyszeptałem, do swojej ciężarówki. - To nie twoja wina.

Więc czyja? Przemknęło mi przez myśl. Jeśli nie mogłem wybrać innej profesji i żyć wbrew sobie, co mogłem zrobić? Zostać w Polsce? Dalej nie prowadziłbym przecież bezpiecznego życia. Jeśli nie prowadziłbym ciężarówki, to wciąż walczyłbym mieczem na zjazdach rekonstrukcji, chodził do szemranych barów, a w końcu pewnie znalazłbym pracę, która karmiłaby mnie adrenaliną tak jak ta, którą wybrałem w Ameryce. Czy więc miałem, w ogóle jakikolwiek wybór?

Byłem już prawie na samym dole i nadal nie mogłem zrobić nic, by się zatrzymać, albo chociaż wpłynąć na kierunek pojazdu. Niedługo, miałem dotrzeć, do końca wzgórza, znaku stopu, prostopadłej drogi i strumienia szemrzącego za nią. Przypomniałem sobie o w miarę płaskim kawałku ziemi zaraz przed skrzyżowaniem. Miał on niespełna trzy metry, natomiast moje auto wraz z pługiem około dwóch i pół szerokości, trochę ciasno, ale gdyby udało mi się w niego trafić...

Jeśli nie miałem żadnego wyboru, jak mogłem popełnić jakikolwiek błąd? Jeżeli natomiast nie popełniłem błędu, to czemu byłem w tak okropnym położeniu? „Bo takie rzeczy się po prostu zdarzają” przemknęło mi przez myśl. Albo jak mówią amerykanie: „Shit happens”. Głupie wytłumaczenie, ale uznałem je za satysfakcjonujące.

Zobaczyłem, swój płaski kawałek, gruntu i uzmysłowiłem sobie, że to jedyna szansa, jaką otrzymam. Ponownie zmieniłem kąt pługa. Zaparłem się rękami o kierownicę, żałując, że zapomniałem zapiąć pas bezpieczeństwa, nogami natomiast wciskałem na zmianę pedały, by zmusić samochód do posłuszeństwa. W końcu ustawiłem swoją „dziewczynkę”, tak blisko jak mogłem i dodałem gazu. Nie złapałem wiele trakcji, tylko tyle ile potrzebowałem, by skierować się w kierunku pobocza. Zacisnąłem zęby, przygotowując się na uderzenie. Auto trafiło, prawie dokładnie, tam gdzie chciałem, wzbijając w powietrze fontannę śniegu i zmarzniętej ziemi. Tylna oś ślizgała się jeszcze chwilę, nim cały pojazd zatrzymał się, dokładnie w poprzek drogi.

Chwilę siedziałem bez ruchu, patrząc się głupio przez przednią szybę, nie mogąc uwierzyć, że udał mi się ten kaskaderski wyczyn. Następnie wysiadłem z kabiny i obszedłem dookoła cały samochód, sprawdzając co uległo zniszczeniu. Ku mojemu zdumieniu, okazało się, że ciężarówka, podobnie jak ja wyszła z tej przygody bez szwanku. Położyłem jej rękę na masce i wybuchnąłem szczerym śmiechem.

‑ Żyjemy dziewczynko! Żyjemy! - krzyknąłem.

Nagle, jak zwykle po takich ekscesach, poczułem, że jeżeli natychmiast nie opróżnię pęcherza, to mi go rozerwie. Odwróciłem się i w zamarzniętym śniegu wysikałem swoje imię, tak jak to robiłem, gdy byłem małym chłopcem i z jakiegoś powodu, ten gówniarski wyskok sprawił mi radość. Może czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby móc ruszyć do przodu.

Z tą myślą wsiadłem z powrotem do kabiny i wyjechałem na drogę. Wrzuciłem wsteczny i włączyłem solarkę na najwyższe obroty, po czym ruszyłem tyłem w górę Cygańskiego Wzgórza, jadąc po świeżo rozsypanej przez siebie grubej warstwie soli, na sam szczyt. Zrozumiałem coś wtedy: nie zawsze ma się wybór. Nie każdy problem, jest wynikiem popełnionych błędów. Nie tylko prąc do przodu, można osiągnąć cel. Najważniejsze to być sobą i się nie poddawać, a reszta jakoś się ułoży.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (49)

  • ObcaPlaneta 02.07.2016
    Hmmm... tak kilka dni czytałam poprzednie części i myślę, że zasługuje na 5 :) Dopiero teraz zdecydowałam napisać komentarz :)
  • Nazareth 02.07.2016
    Dziękuję bardzo :) Czemu tak nieśmiało ObcaPlaneto? :D
  • ObcaPlaneta 02.07.2016
    Nazareth bo ja jestem nieśmiała :D
  • Nazareth 02.07.2016
    ObcaPlaneta aaa... to wporządku :) Takie oczywiste wytłumaczenie, a nie wpadłem na to :P
  • ObcaPlaneta 02.07.2016
    Nazareth musiałeś na to wpaść :)
  • Nazareth 02.07.2016
    ObcaPlaneta no nie koniecznie :) Myślałem, że w internetach nikt nie jest nieśmiały.
  • ObcaPlaneta 02.07.2016
    Nazareth to żyłeś w błędzie :/
  • Nazareth 02.07.2016
    ObcaPlaneta zapewne nie pierwszym i nie ostatnim. Dopóki znajduję kogoś, kto mnie z tych błędów wyprowadza to jest dobrze :D
  • ObcaPlaneta 02.07.2016
    Nazareth Chyba każdy ma chociaż jedną taką osobę, która wyprowadzi z błędu :)
  • Nazareth 02.07.2016
    ObcaPlaneta i bardzo dobrze. Dziś tą osobą dla mnie, byłaś ty. Dziękuję ci, za to :)
  • ObcaPlaneta 02.07.2016
    Nazareth Och... nie ma sprawy :)
  • ausek 02.07.2016
    Nadgoniłam wszystkie zaległe części. ;) Ta szczególnie przypadła mi do gustu, a ''morał'' jest ponadczasowy... ;) 5
  • Nazareth 02.07.2016
    Dziękuję ci ausek! Ja tym samym, zakonczyłem pisanie wszystkich rozpoczętych części i zaczynam pisać tą z dedykacją dla ciebie ;)
  • ausek 02.07.2016
    Nazareth dzięki ;) Na pewno przeczytam, ale już po powrocie do domu.
  • Nazareth 02.07.2016
    ausek dziś pewnie nie skończę, ale wkrótce :)
  • ausek 02.07.2016
    Nazareth nie mam na myśli ''dziś''. Źle to ujęłam, więc przepraszam. ;) Miałam na myśli przyszły piątek, po powrocie z kliniki. Wybacz, zapewne to wina leków. :P
  • Nazareth 02.07.2016
    ausek nie masz za co przepraszać. Mam nadzieję, że to nic poważnego i Cię tam w tej klinice szybko naprawią.
  • Łowczyni 02.07.2016
    Teraz zaczynam żałować, że nie przeczytałam poprzednich części. :C
    Naz, świetnie się Ciebie czyta! Naprawdę ciekawa historia. :)
    5 bez dwóch zdań! :D
  • Nazareth 02.07.2016
    Dziękuję ci, bardzo Łowczyni. Poprzednie części nie są potrzebne do zrozumienia kolejnych, każda jest jakby niezależną historią, więc nie masz czego żałować :)
  • Łowczyni 02.07.2016
    E tam, poszperam i tak. :D
  • Nazareth 02.07.2016
    Łowczyni szperaj na zdrowie :)
  • Łowczyni 02.07.2016
    Nazareth :)
  • alfonsyna 02.07.2016
    Wszystkich przecinków dziś nie wypiszę, choć gdzieniegdzie chyba było ich trochę przesadne nagromadzenie, tym razem krótko:
    Amerykanie dwa razy są z małej litery - nie wiem, czy ich nie lubisz, czy to tak z przypadku... ;)
    "zatrzymane się w czasie" - bez "się"
    "całą infra strukturę" - infrastrukturę
    "wtulonych jednym bokiem we wzniesienie a drugim wiszącym nad urwiskiem" - wiszących
    "rdzennych Amerykanów dzięki, której" - w tym wypadku przecinek przed "dzięki", bo "dzięki której" to jedno wyrażenie
    "Dlatego, właśnie" - bez przecinka
    "zmieniało się w stalowo-szare. Sytuacja na drogach" - stalowoszare; i tu raczej połączyłabym te zdania, dając między nimi przecinek
    "zdziwiłem się, tym jak łatwo" - przecinek po "tym" zamiast przed
    "dłuższą trasę, dzięki, której" - również "dzięki której" nie trzeba oddzielać przecinkiem
    "szybciej niż piętnaści kilometrów" - piętnaście
    No i właśnie przez Ciebie pewnie się nie wyrobię na Niepowtarzalny Styl, bo czytam zamiast pisać - ale się jakoś powstrzymać nie mogłam. XD I mam wrażenie, że to jest jedna z najlepszych części, przynajmniej w moim odbiorze. A teraz mówię, dlaczego:
    1. Opisy świetne - bardzo plastyczne i żywe - czułam to i widziałam, i nawet (na bardzo krótko, ale zawsze to coś) zrobiło mi się chłodniej niż przewiduje obecna pora roku. :D Plus wszelkie dodatkowe "smaczki" - Indianin w jednej szesnastej i tym podobne.
    2. Emocje i napięcie jak w najlepszym filmie sensacyjnym - teoretycznie nie musiałam się z wiadomych przyczyn martwić, żeś tam zginął, ale jednak praktycznie mogło się to przecież skończyć różnie, więc...
    3. Te wszystkie życiowe przemyślenia, spowodowane niejako zaistniałą sytuacją i zwieńczone doskonałą puentą, z którą się zresztą zgadzam - czasem nie warto się "zabijać" dla samego "zabijania" - zdarza się, że wystarczy nieco odpuścić i po prostu robić swoje, a wszystkie rozsypane elementy jakoś złożą się w oczekiwaną całość.
    Dobra, no to koniec wywodów, jeszcze tylko kliknę piątkę. ;)
  • Nazareth 02.07.2016
    Bardzo ci dziękuję alfonsyno, taka opinia wiele znacz szczególnie pochodząc od ciebie. Z tymi przecinkami, zaczynam myśleć, że mogę być niereformowalny :( Cieszę się jednak, że udało ci się poświęcić mi chwilkę. Sam też bym się musiał zabrać za NS. A może już się zabrałem :P
  • alfonsyna 02.07.2016
    Nazareth - nie ma za co, a że niereformowalny to też nie - może się starasz za bardzo. :P
    Niektórzy twierdzą, że już napisałam na NS, więc się właściwie produkować nie muszę, mogę poświęcać czas na co innego. ;)
  • Nazareth 02.07.2016
    alfonsyna może masz rację z tymi przecinkami... A ten tekst o który cię posądzono czytałem i na pierwszy rzut oka faktycznie pasuje do ciebie, na drugi jednak... nie wiem, coś mi nie pasuje, jak na Ciebie wydaje się odrobinę za konkretny. Za mało w nim opisów, budawania klimatu.
  • alfonsyna 02.07.2016
    Nazareth, słusznie prawisz! Ja bym mogła taki tekst napisać, bo nawet chciałam celować w te klimaty, ale chyba dałabym nieco inne zakończenie (również nieszczęśliwe, ale jednak nieco inne), więc tutaj trzeba podążać innym tropem. :)
  • Okropny 03.07.2016
    Pochłonąłem jednym tchem. Pięć gwiazdek szanownemu panu.
  • Nazareth 03.07.2016
    A dziękówka, starałem się.
  • Okropny 03.07.2016
    Nazareth i zapraszam do mojej pulpy
  • Nazareth 03.07.2016
    Okropny czytam na bierząco dziubasku :) Mam chyba jakieś dwa odcinki do nadrobienia, zaczekam aż będą trzy, wolę hurtem :)
  • Okropny 03.07.2016
    Nazareth i nic, chuju, nie mówisz
  • Okropny 03.07.2016
    Nazareth nic, kurwa
  • Nazareth 03.07.2016
    Okropny bo nie miałem nic do powiedzanienia. Dupłem pińciok pod każdą i tyla :)
  • Okropny 03.07.2016
    Nazareth to jest... Kapusta
  • Nazareth 03.07.2016
    Okropny wybacz, następnym razem napisze komentarz
  • KarolaKorman 04.07.2016
    ,,robiąc to, co kocham.'' - zanim przeczytałam te słowa, po głowie chodziło mi, żeby napisać w komentarzu, że praca, która wykonujesz musi przynosić Ci ogromną satysfakcję. Piszesz o niej w taki sposób, że się to czuje. Trzymająca w niepewności opowieść, a przy tym tyle ciekawych i malowniczych dodatków. Wygląd lodowego deszczu, trasy, Twoich przemyśleń. Pięknie :) Chyba najbardziej lubię właśnie tę serię u Ciebie. I ktoś powie, że wcale nie życie pisze najlepsze scenariusze, 5 :)
  • Nazareth 04.07.2016
    Dziękuję Karolko, miło że zajżałaś. Faktycznie, moja praca przynosi mi ogromną satysfakcję, dla pieniędzy raczej bym jej długo nie wykonywał XD Życie, definitywnie pisze najlepsze scenariusze i staram się zawierać życiowe elementy w każdym swoim tekście a nie tylko w tej serii. Jednak w innych utworach, z regóły są to tylko, detale, drobnostki. Jednak dzięki nim mam bardziej osobisty związek ze swoimi utworami i przynajmniej dla mnie stają się dzięki tym prawdziwym wstawkom bardziej realne.
  • KarolaKorman 04.07.2016
    Może to też moje upodobanie do historii z życia wziętych. Czytając je wszystko sobie wyobrażam, a jeszcze Ty wkładasz w nie tyle emocji, mówisz do samochodu, że w pewnym momencie hamowałam razem z Tobą:) Żebyś dobrze zrozumiał, wciskałam pedał hamulca :D Pozdrawiam :)
  • Nazareth 04.07.2016
    Dziękuję ci, to wielki komplement, że ktoś aż tak angażuje się w hitorię którą opowiadam.
  • Mogłem siąść za biurkiem, zamknąć się w bezpiecznych czterech ścianach i budować papierowe wieże, co dzień umierając w środku odrobinę bardziej. Czując, jak nienawidzę siebie i świata coraz bardziej, czekając na tę chwilę, gdy przepełni się czara goryczy i zdobędę się na odwagę, by pocałować swoją strzelbę. - mistrzowskie zdania! A całość, jak zwykle, trzyma w napięciu i za to wielkie 5! :)
  • Nazareth 06.07.2016
    Dzięki Szymonie, uzmysłowiłeś mi, że przeoczyłem tam powtórzenie XD Cieszę się że ci się podobało, wkońcu udało mi się wepchnąć tam trochę tej filozofii o której kiedyś rozmawialiśmy. W przygotowaniu już mam parę kolejnych, części chociaż myślę, że może zrobię sobię po nich lub nawet w trakcię chwilkę przerwy na jakąś małą fikcję ;)
  • Nazareth dobra fikcja nie jest zła! Jest cholernie dobra, jeśli dobrze się ją piszę, ale o to w Twoim przypadku nie będę się martwić :D
  • Nazareth 06.07.2016
    Szymon Szczechowicz teraz to mi troszkę kadzisz XD Prawda jest taka, że opisywanie autentycznych historii jest dla mnie bardziej męczące niż ich zmyślanie :D
  • Nazareth bo, wbrew pozorom, prościej jest wymyślić świat niż opisać prawdziwy :D
  • Ritha 07.07.2016
    Naz nie nadążam ostatnio, a tu taki "odcinek" dobry! I dreszczyk (baa! dreszczor!) emocji i życiowe rozkminy i morał i wysikiwanie imienia (byłam świadkiem wysikiwania strzałek naprowadzających dla kierowcy taryfy ale imienia jeszcze nie XD). Historia mrożąca krew w żyłach jednym słowem, aż mnie otrzepało. A wiesz co, kiedyś na lodzie zaczęłam hamować i skręcać jednocześnie i mnie obróciło o 180 stopni, mina kierowcy w samochodzie za mną bezcenna, moja zapewne też. Duże 5 :)
  • Nazareth 08.07.2016
    Dlatego zawsze powtarzam ze są tylko dwa powody usprawiedliwiające wyjechanie na ulice w ciężkich zimowych warunkach: kiedy jest zagrożone czyjeś zdrowie lub życie, lub kiedy ktoś ci za to płaci. Ten drugi powód nie jest najlepszy ale jakiś muszę mieć dla siebie ;) dzięki
  • Lucinda 17.08.2016
    Tekst przeczytałam w dniu jego dodania, ale ponieważ było już po północy, postanowiłam zaczekać z komentarzem do następnego dnia (co nie wyszło), przede wszystkim biorąc pod uwagę standardową długość moich wywodów :D No to przydało by się teraz zacząć od początku, żeby się czasem nie pogubić. W pierwszym akapicie zawarłeś temat utworu, to, do czego ostatecznie chciałeś dojść i już tym wstępem można było zainteresować się tekstem, chociaż po kilku innych opowieściach z tej serii nie spodziewałabym się po Tobie niczego "zwyczajnego". Oczywiście jeszcze nie wszystkie nadrobiłam (mam nadzieję, że uda mi się to w miarę szybko), ale w tych, które miałam już okazję przeczytać, występowały albo sytuacje konfliktowe, albo ciekawe przypadki, że tak to określę, albo zdarzenia niebezpieczne. W każdym razie nigdy nie było nudno. Tak więc tu już napisałeś, co się stało, natomiast dalej pozwalasz dowiedzieć się, jak do tego doszło.
    W następnym akapicie stwarzasz już obraz, w dodatku taki, który mocno kontrastuje z tymi wydarzeniami. Przez porównania pokazujesz ten żywioł jako piękne zjawisko, jednocześnie na koniec tego opisu ostrzegając przez wrażeniami, jakie może wywołać ten widok. W mojej głowie zaczęły się pojawiać obrazy wywołane tym opisem, wiadomo, to nie to samo, co naprawdę to zobaczyć, ale wprowadziło mnie to jakoś w klimat. Przy okazji na chwilę wszystko spowolniło. To też powodowało ten kontrast z poprzednim akapitem, tam samochód bez kontroli ześlizgiwał się ze wzgórza, tu natomiast te płatki śniegu powoli zmieniały się w deszcz. W ten sposób widok się uogólnił i jednocześnie zawęził do tej jednej sfery.
    Od tego momentu zaczynasz stopniowo dodawać kolejne elementy, z czasem budując napięcie do takiego, jakie mogłoby być wyczuwalne na początku, "mogłoby", bo tam jest dopiero przesłanka, natomiast napięcie tworzące się w miarę czytania to całkiem inna sprawa. Tak więc na początek poruszasz sam temat odśnieżania. Trzeba przyznać, że ta wizja rzeczywiście wygląda całkiem inaczej niż w Polsce. Kto tu pomyślałby, żeby już jesienią przygotowywać się na zimę? Pewnie nikt. W dodatku ludzie mówią o zaskoczeniu przez zimę, ale o tym, żeby od czasu do czasu temu zapobiec to już nie. No ale zaczynam zbaczać trochę z tematu. W każdym razie odśnieżanie, tak jak to opisujesz, wygląda dużo poważniej. Przedstawiasz to zajęcie jako coś nie dla każdego, gdzie trzeba się liczyć z ryzykiem i bywa, że naprawdę nie jest kolorowo.
    Dalej, hm, skoro idę akapitami, to w następnym moją uwagę zwróciło pierwsze określenie "budowa terenu". Mnie jako pierwsze nasuwało by się "ukształtowanie terenu", ale to jest już skrajne czepialstwo przy uwzględnieniu mojego dosłownego rozumowania, które czasem daje o sobie znać, tak więc nie ma potrzeby, abyś zwracał na to uwagę. Po prostu będę musiała nad tą swoją właściwością trochę popracować. Jednak przechodząc do treści, od charakterystyki pracy przechodzisz do ukształtowania terenu, a więc pojawia się kolejny element, konieczny dla dopełnienia całej sytuacji. Znowu wykorzystałeś porównanie, aby mocniej zadziałać na wyobraźnię. Natomiast wzgórza i Lucy Maud Montgomery mogły mi się skojarzyć przede wszystkim w jeden sposób w postaci ,,Ani z Zielonego Wzgórza", a to może prowadzić do serii kolejnych skojarzeń, gdzie nawet ta pora roku na chwilę mi umknęła. W każdym razie krajobraz może się wydawać ciekawy, choć kierowcy podczas jazdy mogą to widzieć trochę inaczej, zwłaszcza właśnie zimą, kiedy może to być spore utrudnienie.
    W dalszej części nie ma już żadnego elementu do dodania i tutaj już następuje zawężenie obrazu z tego rozległego krajobrazu wzgórz i dolin do sieci dróg, którymi są otoczone. Powoli zaczynasz zastępować piękno i, jak to określiłeś, "romantyzm" z poprzedniego akapitu, zagrożeniami wynikającymi z takiego położenia. Charakteryzujesz samo miejsce zdarzenia. Sam ten opis nie wygląda za wesoło, nie mówiąc już o tych warunkach, które miały miejsce tamtego dnia. Nawet zwracasz uwagę, że przy lepszej pogodzie można mieć problemy z wyhamowaniem.
    No i dalej przechodzisz już do tego konkretnego dnia. Z tego, jak opisałeś tego Lee, wydaje się być bardzo ciekawym człowiekiem :D Ktoś, kto nie miałby z nim wiele do czynienia, ale zauważyłby sprawdzalność przewidywań mężczyzny, pewnie stworzyłby sobie w głowie wiele mniej lub bardziej prawdopodobnych wyjaśnień, wierząc albo nie wierząc w wersję o pochodzeniu.
    Dobra, czas przyspieszyć i zacząć zbliżać się do końca, bo nie chciałabym napisać dłuższego komentarza niż sam tekst XD Dalej napięcie cały czas wzrasta, najpierw te ostrzeżenia z odbiornika radiowego, później informacje o ogłoszeniach stanu klęski żywiołowej, panujący chaos, jak sam to nazwałeś. Wyobraziłam sobie te wybuchające transformatory.
    W końcu tempo zwalnia, wydaje się, że wszystko powinno być już w porządku, napięcie trochę opada, ale oczywiście do czasu, kiedy pojawia się nowe niebezpieczeństwo. Uważnie czytałam zdanie po zdaniu z takim spokojnym skupieniem. Niewątpliwie odpowiednie zachowanie się w takiej sytuacji wymagało zimnej krwi, a już na pewno nie jest wskazana panika, która potrafi zaciemnić umysł i pchać do działań pogarszającą jeszcze aktualny stan. Wewnętrzny natłok myśli, rozważania, jeszcze bardziej urealniły to niebezpieczeństwo. No ale w końcu wszystko się udało i ten okrzyk skierowany do ciężarówki :D Zawsze te zwroty do pojazdu z jakiegoś powodu wywołują u mnie uśmiech :) Na koniec jeszcze dodałeś pewien morał, który wyniosłeś z całej przygody i stanowi to świetne, moim zdaniem, zakończenie opowieści.
    Na tym chyba zakończę tę część komentarza, bo chyba nie muszę znowu powtarzać się na temat Twojego stylu, wspaniałej, interesującej narracji, która przyciąga czytelnika i wielkiej przyjemności, jaką sprawia czytanie tego Pamiętnika :) A na koniec oczywiście "litania"...
    1) ,,mimo iż czasu miałem dość (przecinek) zabrakło mi gibkości"
    2) ,,pocałować swoją dupę, na do widzenia" - bez przecinka, a chwilę wcześniej co prawda napisałeś Amerykanów już wielkiej litery, ale przeskoczył Ci tam akapit;
    3) ,,Powoduje je pas ciepłego powietrza, pomiędzy chmurami a ziemią" - bez przecinka;
    4) ,,Słupy telegraficzne, jak szklane filary, iskrzą się w świetle samochodowych reflektorów (przecinek) a śnieg, który zdążył się już zebrać na ziemi";
    5) ,,Jest to również powód (przecinek) dla którego, gdy żywioł wybucha furią, nie śpimy";
    6) ,,Najdłuższa zmiana, na jakiej byłem (przecinek) trwała równo pięćdziesiąt pięć godzin, po których wróciłem do domu, by spustoszyć lodówkę, zemdleć na jakieś pół dnia i wrócić do pracy, na ponad dobę" - bez ostatniego przecinka;
    7) ,,jak krzywe babki z piasku, jedna przy drugiej okupujące piaskownicę" - tu sugerowałabym zastosowanie wtrącenia w przypadku tego "jedna obok drugiej", bo znowu sam ten jeden przecinek nie bardzo ma tu jakieś zastosowanie;
    8) ,,Weszły nawet do języka codziennego, jako wyznaczniki położenia" - bez przecinka przed "jako";
    9) ,,Jest w tym pewien romantyzm, przywodzący na myśl serię powieści Lucy Maud Montgomery" - bez przecinka; z reguły nie oddziela się przecinkiem imiesłowów przymiotnikowych (jak w tym wypadku ,,przywodzący”)
    10) ,,jakby ktoś zaplanował całą infra strukturę, tylko po to, by spłatać figla kierowcom" - “infrastrukturę” i bez pierwszego przecinka, do którego postawienia tutaj po prostu nie ma żadnych przesłanek;
    11) ,,W naszej gminie nie brakuje wąskich uliczek, wtulonych jednym bokiem we wzniesienie (przecinek) a drugim wiszącym nad urwiskiem, albo wijących się w dół doliny jak gargantuiczny asfaltowy wąż" - bez pierwszego przecinka (tu znowu ten imiesłów przymiotnikowy), natomiast przecinek przed ,,albo” w tym przypadku może wystąpić, ale wspominam o tym, ponieważ na ogół jest to spójnik, przed którym się go nie stawia. W tym zdaniu sprawia on, że to, co po nim następuje, w wydźwięku staje się dopowiedzeniem czegoś, co nie było ujęte w pierwszej myśli z punktu widzenia oczywiście bohatera czy też narratora;
    12) ,,To drugie (przecinek) to bardzo strome, prawie kilometrowe, wzniesienie";
    13) ,,Pobocze, po obu stronach, to nic innego jak prawie pionowe ściany ziemi, pnące się miejscami na wysokość ponad dwóch metrów" - po pierwsze, bez tego pierwszego wtrącenia, nie jest ono potrzebne, a nawet jakoś zaburza tę płynność, po drugie, przecinek przed ,,jak”, który oddziela tu zdania składowe, i po trzecie, bez przecinka przed ,,pnące”;
    14) ,,za nim biegnąca prostopadle najbardziej ruchliwa droga w okolicy (przecinek) a po jej drugiej stronie strumień" - to ,,a” jest jednym z charakterystycznych spójników zdań podrzędnych i jeśli takowe wprowadza, przed nim zawsze jest przecinek;
    15) ,,Co znaczy, że przyczepność, jak na warunki dawał niezłą" - bez przecinka;
    16) ,,Każda nowa zadymka, niosła drobniejsze płatki niż poprzednia" - bez przecinka;
    17) ,,czy w żyłach tego niebieskookiego blondyna, faktycznie płynie kropla krwi rdzennych Amerykanów dzięki, której jest meteorologicznym jasnowidzem" - bez pierwszego przecinka, a drugi przed ,,dzięki”, a nie ,,której”, bo te dwa słowa występują tu razem jako spójne wyrażenie;
    18) ,,że dzień będzie słoneczny i bez jednej chmury na niebie (przecinek) a Lee twierdzi, że zbiera się na burzę";
    19) ,,odrzekłem z wahaniem, nie wiedząc (przecinek) co o tym myśleć";
    20) ,,zgrzytnął po swojemu i rozłączył się, bez pożegnania" - tu przecinek oddzielałby dopowiedzenie, ale moim zdaniem nie jest ono potrzebne, a nawet nie było chyba Twoim zamysłem, dlatego sugerowałabym usunięcie tego przecinka;
    21) ,,Jakąś godzinę później, śnieg zmienił się w deszcz" - bez przecinka;
    22) ,,Wszystkie stacje, nadawały ostrzegawcze komunikaty o burzy lodowej" - bez przecinka;
    23) ,,Kiedy odśnieżam (przecinek) mam ciekawsze rzeczy, których muszę słuchać";
    24) ,,Dlatego, właśnie doświadczeni kierowcy zawsze jadą z otwartym oknem" - bez przecinka, bo w tym zdaniu nie ma powodu, aby go stawiać;
    25) ,,na szosie zaczęły pojawiać się małe gałązki, złamane ciężarem przyklejonego do nich lodu" - bez przecinka (imiesłów przymiotnikowy);
    26) ,,walczyliśmy jedynie z lodem nawarstwiającym się na powierzchnie asfaltu" - miało być chyba ,,na powierzchni”;
    27) ,,Dwie godziny później, lemiesze znów opadły na ziemię" - bez przecinka, bo określeń czasu nie oddziela się od reszty zdania;
    28) ,,co chwila dowiadywałem się (przecinek) gdzie spadły kolejne drzewa";
    29) ,,przez ułamek sekundy, było jasno jak w dzień" - bez przecinka (tu znowu określenie czasu);
    30) ,,W tym momencie zrozumiałem, co się dzieje (przecinek) i wiedziałem, że czeka mnie naprawdę długa noc" - ten przecinek wynika z rozbioru logicznego zdania. Zdanie składowe ,,co się dzieje” jest podrzędne do ,,zrozumiałem”, dla którego znowu współrzędne jest zdanie wprowadzone przez spójnik ,,i” (mam nadzieję, że zbytnio nie namieszałam);
    31) ,,Nie wiem, ile czasu upłynęło mi, na jeżdżeniu po okolicy, sypaniu solą, cięciu drzew, wiązaniu ich łańcuchem do ciężarówki i ściąganiu z dróg, pośród huków i elektrycznych rozbłysków" - to mi wygląda na dość rozbudowane wtrącenie, które nie jest tu konieczne, dla mnie nawet zbędne, ale to w sumie sugestia;
    32) ,,Z tymi mniejszymi, radziłem sobie sam" - bez przecinka;
    33) ,,kawałki nieba, które z czarnego wolno zmieniało się w stalowo-szare" - ,,stalowoszare” tu stanowi jeden wyraz, ponieważ jest to jeden kolor łączący w sobie dwa określenia odcieni;
    34) ,,Wróciliśmy do sypania solą, po oblodzonych, śliskich szosach" - bez pierwszego przecinka;
    35) ,,Pamiętam, że zdziwiłem się, tym jak łatwo poszedł mi ten podjazd" - ten drugi przecinek powinien być po ,,tym” (zgodnie z rozbiorem logicznym zdania);
    36) ,,Pod budynkiem gminy ustawiła się już kolejka chłopaków, czekających na załadunek" - bez przecinka (imiesłów przymiotnikowy);
    38) ,,Nie wiem (przecinek) co powodowało mną, kiedy zdecydowałem się wracać tą samą trasą";
    39) ,,Z reguły wybieram dłuższą trasę, dzięki, której omijam ten odcinek" - sytuacja, która już się pojawiła, a więc przecinek przed ,,dzięki”, a nie po;
    40) ,,Usłyszałem świst opon, bezwładnie sunących po powierzchni lodu" - bez przecinka (imiesłów przymiotnikowy);
    41) ,,Chwilę później poczułem (przecinek) jak tył ciężarówki, zaczyna znosić na bok" - bez przecinka przed ,,zaczyna”. Zawsze dobrze jest szukać spójników typowych dla zdań złożonych, które pomagają zlokalizować miejsce przecinka, jeśli takowy powinien wystąpić;
    42) ,,W takich chwilach (przecinek) jakkolwiek bzdurnie by to nie brzmiało, najlepiej nie robić nic, tylko zrelaksować się i czekać (przecinek) aż koła znów złapią przyczepność" - tu natomiast odniosę się do pierwszej uwago do tego zdania, a mianowicie ta bezosobowa forma aż się prosi o uznanie jej za wtrącenie;
    43) ,,gdy człowiek patrzy w dół, prawie kilometrowego, wzgórza" - to już chyba też wcześniej było, nie ma potrzeby tworzyć wtrącenie w takim wypadku;
    44) ,,nie jechałem szybciej niż piętnaści(e) kilometrów na godzinę, musiało, upłynąć więc kilka chwil, nim auto osiągnęłoby prędkość, przy której nie mogło uratować mnie nawet złapanie przyczepności" - bez przecinak przed ,,musiało”, bo ,,musiało upłynąć” jest pełnym orzeczeniem, a więc choćby przez to, nie można go rozdzielać i skoro pisałeś ,,osiągnęłoby”, to kontynuowałabym ten tryb przypuszczający dalej - ,,mogłoby”;
    45) ,,ile popełniłem tych błędów, na drodze, która doprowadziła mnie do obecnej sytuacji" - bez pierwszego przecinka;
    46) ,,Zmieniłem kąt pługu, dodając przy tym gazu (przecinek) mając zamiar zaczepić jego kątem o ziemię i zwolnić, wyhamować, pojechać koleiną, tak daleko (przecinek) jak tylko mi się uda" - poza tymi przecinkami jeszcze dwie uwagi: przydałoby się zrobić coś z tym ,,kątem”, żeby się tak nie powtarzał i bez przecinka przed ,,tak daleko”;
    47) ,,Puściłem gaz (przecinek) a dwudziestoczterozaworowy silnik Cummings'a zawarczał smutno";
    48) ,,wyszeptałem, do swojej ciężarówki" - bez przecinka;
    49) ,,Czy więc miałem, w ogóle jakikolwiek wybór?" - bez przecinka;
    50) ,,by się zatrzymać, albo chociaż wpłynąć na kierunek pojazdu" - tu właściwie niekoniecznie chodzi o błąd, a o taki komentarz z mojej strony. Teoretycznie przed ,,albo” nie stawia się przecinka, ale w tym wypadku pasuje on również w celu oddzielenia dopowiedzenia, o czym pisałam już wcześniej, i zastosowany tak w tym miejscu nie jest błędem, jednak piszę o tym na wszelki wypadek, bo wszystko zależy od sytuacji;
    51) ,,Niedługo, miałem dotrzeć, do końca wzgórza" - bez przecinków;
    52) ,,„Bo takie rzeczy się po prostu zdarzają” (przecinek) przemknęło mi przez myśl";
    53) ,,Zobaczyłem, swój płaski kawałek, gruntu i uzmysłowiłem sobie" - bez przecinków;
    54) ,,W końcu ustawiłem swoją „dziewczynkę”, tak blisko (przecinek) jak mogłem (przecinek) i dodałem gazu" - bez przecinka przed ,,tak”;
    55) ,,Nie złapałem wiele trakcji, tylko tyle (przecinek) ile potrzebowałem";
    56) ,,Auto trafiło, prawie dokładnie, tam (przecinek) gdzie chciałem" - bez tych dwóch przecinków;
    57) ,,nim cały pojazd zatrzymał się, dokładnie w poprzek drogi" - bez przecinka;
    58) ,,obszedłem dookoła cały samochód, sprawdzając (przecinek) co uległo zniszczeniu";
    59) ,,okazało się, że ciężarówka, podobnie jak ja (przecinek) wyszła z tej przygody bez szwanku";
    60) ,,Żyjemy (przecinek) dziewczynko!" - bezpośredni zwrot;
    61) ,,i z jakiegoś powodu, ten gówniarski wyskok sprawił mi radość" - bez przecinka;
    62) ,,jadąc po świeżo rozsypanej przez siebie grubej warstwie soli, na sam szczyt" - bez przecinka;
    63) ,,Nie każdy problem, jest wynikiem popełnionych błędów" - bez przecinka;
    64) ,,Nie tylko prąc do przodu, można osiągnąć cel" - bez przecinka, bo to nie jest zdanie złożone (,,prąc” nie pełni roli orzeczenia).
    Zostawiam oczywiście 5 :)
  • Nazareth 19.08.2016
    Dziękuję Ci Lucindo, zawsze się cieszę widząc twój komentarz :) Tym razem jednak chyba naprawdę wyczerpałaś temat i nie przychodzi mi do głowy żadna sensowna odpowiedź... Dlatego jedynie podziękuję bardzo za wypisanie błędów i twoje odwiedziny :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania