A świat to plansza, 1. Nie boję się ciebie
,,Słowa, które mi móiwsz, są jak cień twój chłodne
I, jak twój cień, bez serca."
Leopold Staff ,,Cienie"
Na salę wszedł mężczyzna, prowadząc kobietą pod ramię.
Owa kobieta nazywała się Eleanor Corvinus i do niedawna była pewną rumuńską szlachcianką. Jej ród pochodził z górzystej Transylvani, gdzie w dzień niebo było pochmurne, a w nocy na ludzi napadały wampiry.
Mężczyzna natomias, Vladislaus Valerious, był owym wampirem, opróżniającym ludzi z ich życiodajnej krwi. Wampirem bezuczuciowym, pełnym sadystycznych skłonności i okrucieństwa.
Vladislaus poprowadził Eleanor na parkiet, wśród wirujących w tańcu par. Następnie uśmiechnął się kpiąco i złapał mocno jej rękę, zmuszajac by przyjęła odpowiednią pozycję.
Elea skrzywiła się, gdy palce wampira zacisnęły się wokół jej ręki. Gdy poczuła jego ręke na swojej tali, ledow opanowała wzdrygnięcie się. Mimo, że od jego dłoni dzieliła ją krwistoczerwona takanina i tak czuła się brudna. Brudna od jego dotyku. Vlad patrzył na nią wyczekująco, ostrzegawczo. Podniosła swoją drżącą rękę w śnieżnobiałej rękawiczce i niechętnie położyła ją na ramieniu wampira. Kąciki jego ust drgnęły w tryumfalnym uśmiechu. Eleanor opanowała drżenie, a później wampir poprowadził ją w tańcu.
To było więcej niż oczywiste, że się bała. Była przerażona, a wampir to czuł. Wydzielała zapach strachu jak potu, a to był najprzyjemniejszy zapach dla jego nosa. Cieszył się, że dziewczyna się go boi. Pragnął by się go lękała. Żywił się strachem, był dla niego jak narkotyk. Uzależniający.
Vladislaus obrócił ją wokół jej własnej osi, a następnie przyciągnął ją bliżej do siebie. Rozkoszował się uczuciem, gdy zadrżała w jego silnych ramionach.
Eleanor zacisnęła zęby w irytacji, wiedząc, że wampir z nią pogrywa. Postanowiła już, że nie da się sprowokować. Nie pozwoli by ogarnął ją strach i by on to zauważył. Niestety łatwiej było powiedzieć, a trudniej zrobić.
Wampir znów ją obrócił, a następnie jego ręka trochę zsunęła się z jej tali. Wylądowała na biodrze. Tym razem Eleanor nie zareagowała strachem, czy obrzydzeniem. Była spokojna, trzymała swoje emocje na wodzy. Przybrała pokerową maskę.
- Jak to jest być moją marionetką?- spytał- Być w mojej mocy? Wiedzieć, że to ja pociągam za sznurki?Decyduje o twoim życiu?
Eleanor wytrzymała spojrzenie jego stalowych oczu. W środku wszystko krzyczało żeby uciekała, wymknęła się. Ale na zewnątrz zachowała swoją kamienną maskę. Zresztą jak mogła uciekać? Był szybszy. Silniejszy.
- Odpowiedz jeśli pytałem!- rozkazał jej
- Nie rozumiem po co to całe przedstawienie- odparła spokojnie- Naprawdę myślisz, że Marcus po mnie przyjdzie? Że go tym rozwścieczysz? Nie wydaje mi się, aby darzył mnie aż takim uczuciem.
- Och, zapewniam cię, ukochana, że przyjdzie. Już tu jest. I tak, jest wściekły. A jeśli chodzi o uczucie... Eleanoro, jesteś tylko jedną z wielu w naszej grze. Świat to nasza plansza, a wy ludzie jesteście pionkami.
Eleanor spóściła wzrok, aby nie patrzeć w oczy wampira, które zdawały się móc przejrzeć jej dusze. Usłyszała jego cichy, kpiący śmiech, na jej reacje. Natychmias podniosła wzrok i spojrzała swoimi głęboko błękitnymi oczami w jego srebrne.
- Nie boję się ciebie, Vladislausie- odparła spokojnie
Był to pokaz brawury, bo tak na prawdę była przerażona. Chciała uciec, a nie mogła. Usta wampira wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu. Nagle Eleanor znalazła się tyłam do niego. On mocno dociskał ją do swojej szerokiej piersi, trzymjąc jej rękę pod biustem i na biodrze. Jego twarz znalazła się tuż przy jej szyi. Jego oddech muskał jej bladą skórę w miejscu, gdzie tętno gwałtownie przyspieszyło. Eleanor wydała z siebie cichy jęk protestu, gdy poczuła jego palec na swoim biuście.
- Nadal się mnie nie boisz, Eleanoro?- spytał do jej pulsu- Wiesz, że wystarczy teraz moje jedno ugryzienie, a ty staniesz się taka jak ja. Marcusa pociągają śmiertelniczki. Gdy się zmienisz, zostawi cię, a ja na tym skorzystam. Widzisz bowiem, poszukuje nowej narzeczonej.
Eleanor zadrżała.
- Masz dwie- powiedziała cicho- Poligamia nie jest dobra.
- Miłości nigdy za wiele- odparł rozbawiony- Czy myślisz, że ja, syn szatana, przejmuję się co jest dobre, a co nie?
Puścił ją i znów wirowali jak inne pary, pozornie tak do nich podobni.
Eleanor przewyższała urodą każdą damę na tej sali.
Elea miała bowiem talię osy i szczupłą, drobną budowę. Nie liczyła sobie wiele, jedynie sto sześćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu. Jej cera była jasna i gładka, nieskazitelna. Usta pełne, czerwone. Nos kształtny, a oczy duże, głęboko błękitne, bardzo niezwykłe. Otoczone były wachlarzem głęstych, długich i ciemnych rzęs. Jej włosy były ciemnobrązowe, kręcone, sprężyste i miękkie. Sięgały jej do pasa, dodawały uroku i kobiecości. Eleanor miała długie, smukłe nogi i drobne dłonie, a palce zwinne.
Strój który nosiła w Transylvani, czyli czarne jak węgiel spodnie, gorset i ciemną kamizelkę, zmuszona była zastąpić krwistoczerwoną, balową suknią, która uwydatniała jej pełny biust.
Nie miała na szyi srebrnego krzyżyka, dość dużych rozmiarów, ale wierzyła, że Bóg dalej przy niej jest. Nie miała też szabli, czy kuszy. Nie, teraz znajdowała się w niewoli u wampira. Jej ojciec poświęcił życie walcząc z nim, by uwolnić ziemie spod rąk jego i jego brata. Niedawno jej brat poświęcił życie, za to samo, a jeszcze wcześniej jej starsza siostra. Została sama, ostatnia.
Dzięki swej niesamowitej urodzie i niepokornemu duchowi została zauważona i nie wyszło jej to na dobre.
A zauważył ją Marcus Valerious, brat Vladislausa. Marcus, jeden z dwójki pierwszych wampirów, znany z romansów z śmiertelniczkami. I wybrał właśnie Eleanor na swój kolejny podbój miłosny, tym samym skupiając na niej uwagę jego brata. Bracia od lat dażyli się nienawiścią i pogrywali w chore gierki, nie zważajac ile śmiertelników przy okazji straci życie, mające na celu zniszczenie siebie na wzajem. Tak więc zamiast znajdować się w rodzinnym mieście i próbować zniszczyć któregoś z braci, Eleanor wylądowała na balu karnawałowym w Budapeszcie jako przynęta i pionek w ich grze.
Komentarze (10)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania