A świat to plansza, 21. Pionki

Najciekawszym miejscem w domu Vladyslausa był duży pokój, którego powierzchnie wszystkich czterech ścian zajmowały półki, ciągnące się od podłogi, aż do sufitu, zapełnione starymi książkami. Na środku stał dębowy stół, a przy nim rzeźbione krzesła z poduszkami z ptasiego pierza.

Książki były na prawdę stare, niektóre treści nie były spisane na pergaminie, tylko na glinianych tabilczkach. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach.

Zaszyłam się w tym pomieszczeniu od wczoraj, czyli od... Ostatniego incydentu. Zawikłane treści ksiąg, często niezrozumiale napisane stanowiły odskocznie i pomagały przytłumić wyrzuty sumienia. Przynajmniej na kilka chwil.

Przeglądałam właśnie księge pochodzącą z początku dziesiątego wieku. Spis legend słowiańskich, opowiadających o potworach i zmorach i upiorach, ochronnym znaczeniu osiki i zaklęciach, mających za zadanie je przepędzić. Zagłębiałam się właśnie w genezę wodnika. Wodnika zawsze utorzsamiałam raczej z pięknym, nagim modzieńcem, siedzącym o północy na kamieniu na środku jeziora i gającym na swoim drewnianym flecie smutne melodie. Tymczasem, jak się okazuje, słowianie, czyli tak właściwie ludzie z którymi mój kraj sąsiadował uważali teg stwora za starcawysokości nieco ponad pół metra z rybimi, zabarwionymi na zielono oczami, długimi, rozczochranymi włosam i mpomarszczoną twarzą oraz błoną pławną między palcami. Zamiast być nagi, ubierał się na czerwono i trudno było go odróżnić od zwykłej osoby. Czynił złośliwe psoty i topił zwierzęta, przechodzące przez jego zbiornik wodny, jak i ludzi, wykazujących się szczególną niefrasobliwością lub wykazujących brak posznaowania dla wodnika i akwentu wodnego, zamieszkanego przez niego.

Słowianie byli fascynującym ludem. Na przykład przyjęto, że to Bram Stoker wykreował pierwszą postać wampira, a tak na prawdę to pojawił się już on w wierzeniach słowian, tyle, że pod nazwą widma. Pisarz na owej legendzie wykreował swoją postać Draculi.

Prawda jest również taka, że kochałam książki od zawsze. Uwielbiałam czytać, podczas tej czynności wcielałam się w bohaterów i żyłam ich życiem, zapominając o przykrościach własnego.

Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu i kieruje się bezpośredni do salonu, gdzie teraz siedział Vlad, jedząc kolację w postaci drobnej piętanastolatki. Nie dość, że był krwiożerczym wampirem, to zapewne i pedofilem. Moja ciekawość się wzmogła, gdy wyłapałam stukot szpilek. Odwiedziła go kobieta. Wampir, czułam to po jej zapachu. Odłozyłam książkę i cicho wyszłam z pokoju, a następnie skierowałam się do salonu. Ciekawość to moje drugie imię, co udowodniłam, gdy poszukiwałam zdrajcy, ale do tego wolałam nie wrcać.

Jako wampir umiałam poruszać się bezszelestnie jak wiatr. Umiałam być cieniem w mroku, cichym obserwatorem. Brak butów ułatwiał mi jeszczę tą sprawę, a zwykłe, czarne dresy dawały swobodę ruchów, jakiej nigdy nie zaznałam, pracując ubrana w mój standardowy kostium. Jedynie te włosy mi przeszkadzały. Nieszczęsne, kręcone, brązowe i długie włosy opadały mi na twarz, wchodząc do oczu, buzi i nosa i najzwyczajniej w świecie irytując. Mimo, że były pięknę, to odzwyczaiłam się od nich i nie chciałam przyzwyczajać. Stanęłam przy ścianie obok drzwi salonu, nasłuchując.

-... dobrze.- usłyszałam zadowolony głos Vladislausa, a później cichy, dziewczęcy jęk bólu, zapewnie należący do jego ofiary.

- Wiem, mój panie.- usłyszałam melodyjny, kobiecy sopran, który nie wyrażał nic poza głębokim zadowoleniem. - Dzięki jednemu z naszych szpiegów rozgromiliśmy tą bandę zwierząt Marcusa. NIe rozumiem co on sobie myślał.- zaśmiała się szyderczo.- Zwykłe, nieposłuszne koty miały pokonać naszą dobrze wyćwiczoną, zdyscyplinowaną grupę. Twój brat głupieje z wiekiem, mój panie.

- Och, nie sądzę, moja droga.- odparł Vlad, nadal zadowolony.- On chciał sprawdzić naszą siłę. Poza tym ludzie musieli sie pożywić i przed i po walce, co daję nam śmierć, plus minus stu śmiertelników.

- Czym to jest w obliczu wygranej.- prychnęła.- Sam mnie tego uczyłeś, panie. Liczy się wygrana, drugie miejsce nas nie interesuję.

- Ale nie ściąganie na siebie uwagi już tak, moja droga!- tłumaczył cierpliwie.- Gdzie przejdzie któraś z grup, zostawia za sobą trupy. Ciągnął się za wami trupy, a ta ścieżka krwi pokazuje mojemu głupiemu bratu, gdzie podążacie. Rozkazuję większą ostrożność i skrytość. Macie od tgo czasu nie rzucać się w oczu, rozumiesz?

- Jak rozkarzesz, mój panie. Nie spodoba się to grupie, ale zrobię wszystko by cię zadowolić.- obiecała dość niechętnie.- Poza tym zastanawia mnie jedna rzecz, podobno tygrysołaki wyginęły, jak Marcus je odnalazł i utowrzył z nich armię?

- Marcus jest dobry w utrzymywaniu przy życiu czegoś, co żyć nie powinno.- odparł wymijająco Vlad.- Zapewne zorganizował im gdzieś bazę, domyślam się, że w Londynie. Tam ostatnio była sprawa z tygrysołakami. Napadły na jedną z naszych ludzi.

Doprawdy, pomyślałam zirytowana, sama byłam tą "waszą". Przynajmniej już wiem, skąd tam tygrysołaki. Och, Marcusie, nie mam do ciebie szczęścia. Za każdym razem ja cierpię, gdy znajduje się w pobliżu twoich działań. Po usłyszeniu tej rozmowy wiedziałam co Vlad miał na myśli, mówiąc tego pamiętnego dnia balu zdanie, że ludzie to pionki, a świat jest planszą. On i Marcus pogrywali sobie na Ziemi, jakby była ona rzeczywiście była planszą do gry, a ludzie przesuwającymi się pionkami za każdym rzutem kostki. No, ewentualnie pokarmem, jak w przypadku śmiertelników. A życie milionów zależało od Vlada i Marusa, od tego jak rzucą kostką i jaki ruch wykonają. Wynieśli się ponad wszystko, stając Bogami. Decydowali o życiu. Dawali je, tworząc wampiry i odbierali, zabijając przy ich pomocy. Choć, jak było słychać już nie tylko wampiry.

- Cieszę się, że mogłam się przydać, panie.- powiedziała z niemal czcią kobieta.

- Och, bardzo się przydałaś, Anno.

Pchnięta impulsem wyszłam zza ściany, gdy tylko usłyszałam to imię. Doprawdy, na rany Chrystusa, to nie możliwe! Widziałam przed sobą nie za wysoką kobietę o ładnych kształtach. Wpatrywała się w Vlada, ubrana w krwistoczerwoną sukienkę, czarny żakiet i czarne szpilki. Jasnobrązowe, gęste włosy sięgały jej do ramion i potraktowane zostały prostownicą, gdyż naturalnie były mocno pofalowane. Vladislaus mnie dostrzegł i umśmiechnął się perfidnie, a dziewczyna, właściwie dziewczynka, leżąca u jego stup kończyła się wykrwawiać na podłogę.

- Droga Anno, Eleanor zaszczyciła nas swoją obecnością.- powiedział, a kobieta stojąca tyłem do mnie, odwróciła się teraz.

Nie! Pełne wargi wygięły się w lekkim, niemal nieśiałym uśmiechu, a na bladych policzkach pojawił się niemal niewidoczny rumieniec zażenowania. I te oczy. te same oczy, które widziałam za każdym razem gdy patrzyłam w lustro. Nie, to nie mogła być prawda!

- Witaj, siostro.- powiedziała spokojnie Anna.

Rozdziawiłam buzię ze zdziwienia, zapominając jak się ją zamyka. Próbowałam przywrócić maskę obojętności, ale nie dałam rady. Nie tym razem. Złość zalałacałe moje ciało, krew kipiała, ciało płonęło, byłam gotowa do wybuchu niczym wulkan. Spojrzałam z nienawiścią na Vladislausa, a łzy cisnęły mi się do oczu.

- Czym ci zawiniliśmy, co? Odpowiedz!- wrzasnęłam, a dom zadygotał w posadach- Czym ci do cholery zawiniła moja rodzina?! Czemu uwziąłeś się na rodzinę przeklętych Corvinusów. Najpierw Anna, po niej ja! Może moją pieprzoną babcię Roze też przemieniłeś w to diabelstwo?! Dlaczego nas karzesz?!

Po tych wrzaskach nie wytrzymałam, tylko rzuciłam się do schodówi wbiegłam na górę, zamykając drzwi na klucz, do pokoju, który obecnie zajmowałam. Przerosło mnie to wszystko!

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 28.03.2016
    A gdzie dalsze rozdziały? Miło Cię było znów poczytać; 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania