Poprzednie częściArystokrata 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Arystokrata 20

– Prezes ma pierwszorzędny gust! – Usłyszał za plecami głos mężczyzny, który obchodził go już kolejny raz. Dotykał twarzy, szyi, obmacywał ramiona; palce wędrowały do ust i szczypały płatki uszu. – Całkiem, całkiem... – Cmokał i chuchał w policzek.

Ten, który zaciągnął tu Drugiego, rozsiadł się na kanapie i obserwował go w milczeniu. Twarz bez cienia jakiejkolwiek emocji przypominała maskę; ten człowiek widział i doznał w życiu wszystkiego, a teraz szukał szczególnych wrażeń.

– Rasowa suka z niego. – Niewolnik bez trudu poznał załamujący się z podniecenia, świszczący głos Nargisa Mormona i zadrżał, starając się za wszelką cenę zapanować nad oddechem. – Zawsze myślałem, że Raysa rajcują tylko młodziaki.

Doskonale orientował się, że strach ofiary działał na tych ludzi jak najlepszy afrodyzjak. Wystarczyło, że raz towarzyszył Robertowi przez kilka tygodni na dzielnicach, aby poznać nowe oblicza ludzi inteligentnych, wykształconych, dobrze urodzonych, o które nikt nigdy by ich nie posądzał. W sytuacjach, kiedy normy społeczne nie obowiązywały, uwalniały się skrywane na co dzień demony żądz i wynaturzeń. Panowie życia i śmierci nie krępowali się swojej brutalności, żyli nią; potrzeba dominacji i czerpanie z niej przyjemności były zupełnie naturalne. Bardzo szybko pojął, że przemoc w każdej formie stawała się odpowiedzią na pewny rodzaj samotności i uwięzienia samego siebie. Jednocześnie sprawiała, co zaobserwował niejednokrotnie na przykładzie własnego pana, że będąc kompletnie wyczerpanymi, po zanurzeniu się w cudzym bólu powracali do pełni sił. Drugi nie miał wątpliwości co do zamiarów tych ludzi i z trudem panował nad strachem. Sadyści seksualni to nie brutalne osiłki z ulicy. O ile ani jednych, ani drugich nie trzeba było uczyć bić, to ci drudzy, choć obojętni na gehennę innych, wykazywali większą wrażliwość, przez co stawali się znacznie bardziej niebezpieczni.

– Myśleć a wiedzieć, to dwie różne sprawy – zaśmiał się ktoś z boku, zbliżając do niewolnego.

Nowe silne dłonie obłapiały ramiona, badały twardość mięśni, a w miarę zbliżania się do pośladków ruchy stawały się bardziej gwałtowne i brutalne.

Świadomość, że jest obserwowany przez wielu mężczyzn, epatujących lubieżnym zadowoleniem, przyprawiała go o mdłości. Zamknął oczy, starając się odizolować, oderwać świadomość od tego, czego doświadczało ciało.

– To pierwsze na pewno ci nie grozi – odciął się, odpychając kumpla, po czym ugryzł Drugiego boleśnie w szyję. – Smakuje wybornie… zadbany – sapał – i założę się, że czyściutki, wypielęgnowany…

– Nie może być inaczej, pieski Raysów są najlepsze i najdroższe… – Sarkazm zawarty w tych słowach wywołał falę niewyrafinowanych żartów, które niewolny starał się ignorować. – Podobno.

– A, tam, zaraz najlepsze, pewne jest tylko, że najdroższe…

– Osobisty Robercika musi być najlepszy…

– I najdroższy.

– Pierdolicie trzy po trzy, zamiast sprawdzić. – Ktoś roześmiał się szyderczo i dodał: – Tego macie za friko, przynajmniej na razie.

Serce Drugiego trzepotało w piersi jak oszalałe, zimny dreszcz przechodził po plecach na samą myśl, co czeka go teraz i co będzie, gdy Robert się dowie. W tej chwili miał tylko jedno pragnienie – aby wreszcie położyć kres temu wszystkiemu, miał dość tego życia. Tracił już siły i wytrwałość, które sprawiały, że egzystował dla dobra sprawy. Już tak wiele razy był bliski tego, aby skończyć ze sobą, ale nawet nad tym Robert miał kontrolę. Pieprzony, cholerny świat!

Gdy następny facet, mrucząc coś pod nosem, przylgnął do jego pleców i pozostawiając mokrą ścieżkę, zaczął ślinić kark, zawrzał, a kiedy dłoń cuchnącego tytoniem i nieprzetrawionym alkoholem człowieka spoczęła na kroczu, niewolnik nie wytrzymał. Wywinął się, zrobił krok w tył i z całej siły walnął go w twarz. Z przestrachem poczuł, jak pod pięścią trzeszczy nos tamtego. Pomimo lęku i zdumienia, że tak łatwo udało mu się zaskoczyć bądź co bądź wyszkolonego przeciwnika, nie dopuścił, aby ten zareagował i wymierzył precyzyjne uderzenie w przeponę. Rozległ się głuchy odgłos, który świadczył, że mężczyzna zdążył zablokować mięśnie brzucha i zasłoniwszy twarz dłonią, jęknął, z trudem chwytając powietrze. Drugi ze zdziwieniem stwierdził, że tak silny cios, powinien zwalić agresora z nóg, ale rosły, przynajmniej o głowę wyższy i drugie tyle cięższy człowiek tylko się zatoczył, i z niedowierzaniem spoglądał na zaczerwienioną od krwi dłoń. Niewolnik szybko rozejrzał się wokół – na wszystkich bez wyjątku twarzach dostrzegł nieme zaskoczenie; nikt nie spodziewał się po nim takiego porywu. Zadziałał instynktownie, w odruchu buntu, który zrodził się nagle, zupełnie poza jego wolą.

Spiął się, kiedy bardziej wyczuł, niż zauważył jakiś ruch z boku. Zniżył się i wyprowadził szybkie okrężne kopnięcie stopą w brzuch atakującego, ustawiając się jednocześnie bokiem, aby wykonać skręt. Powtórzył manewr z uderzeniem tą samą stopą w głowę, tym samym odrzucając napastnika z dużą siłą w odległy kąt. Posypały się przekleństwa i śmiechy, pomieszane z okrzykami i radami, w jaki sposób obezwładnić niepokornego niewolnika. Korzystając z dezorientacji zebranych osób, rozejrzał się wokół i szybko ocenił sytuację – nie miał szans. Gdyby jeszcze udało mu się zbliżyć do drzwi, może byłaby jakaś możliwość ucieczki, ale w obronie za bardzo oddalił się wgłąb sali, a na dodatek pomiędzy nim a drogą ewentualnego odwrotu znajdował się właściciel rozbitego i obficie krwawiącego nosa. Olbrzym otrząsnął się z pierwszego szoku i szykował do natarcia z miną, która nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do zamiarów wobec niewolnego, gdy już dostanie go w swoje ręce. W jednej chwili przez głowę przebiegło Drugiemu milion myśli i wizji, co dla niego szykują ludzie, którym zaszedł za skórę, a zwłaszcza gdy o wszystkim dowie się Robert. Niewolnik podniósł rękę na pana, to było czymś niemożliwym do przyjęcia. Z jednej strony był przerażony swoim czynem, a z drugiej coś w nim szalało z radości i zupełnie nie przejmował się, że każdy z mężczyzn miał prawo zastrzelić buntownika na miejscu. I niech by się tak stało! W tym momencie nie miał nic do stracenia, nie ze swojej winy straciłby życie.

Jeszcze jakiś młodziutki, niewysoki blondyn doskoczył do Drugiego, wyciągnął ramiona, próbując otoczyć nimi niewolnego, a głowę nienaturalnie odchylił do tyłu. Domyślił się, że miał zamiar uderzyć go czołem w twarz i pot nagle spłynął mu po plecach na samą myśl, co by było, gdyby chłopak miał więcej wprawy. Drugi instynktownie wyrzucił rękę do przodu, aby nie dopuścić do zakleszczenia, co kosztowało go cios w żołądek, który wywołał falę mdłości, jednak nie był wystarczająco silny, żeby uniemożliwić w odpowiedzi kopnięcie zaskoczonego przeciwnika w pachwinę i wyprowadzenie uderzenia otwartą dłonią w skroń, sprawiającego, że młodziak z impetem przeleciał ślizgiem spory kawałek posadzki, podcinając przy okazji stojących w kręgu towarzyszy. Upadkowi towarzyszyła salwa nerwowego śmiechu. Kolejnemu mężczyźnie, który padł na podłogę po trafieniu stopą w klatkę piersiową, nawet nie zdążył się przyjrzeć. Niewolnik spięty, ale jednocześnie z poczuciem przyjemnej lekkości, wyładowywał nagromadzoną latami frustrację i upokorzenie, zadawał ciosy z całą siłą i dziką satysfakcją. Roztrącał wszystko wokół siebie, był coraz dokładniejszy, coraz bardziej precyzyjny, był niemal bezbłędny…

– Kurwa! Jak długo macie jeszcze zamiar się bawić z tą dupą! – Drugi kątem oka dostrzegł, jak brunet, który go tu wprowadził, poprawił się wymownie na skórzanej kanapie i flegmatycznie zaciągnął papierosem. – Dawać mi tu tego lachociąga, później sobie z nim potańczycie.

– Cichy, nie za dobrze ci tam, kurwa? – Nargis oglądając różnej długości baty, zwrócił się szyderczo do rozpartego na kanapie bruneta. – Krążyłeś już kiedyś jak sęp koło blondasa… bardzo nie podobało się to Robertowi…

– Spadaj, cieniasie, pieprzysz tak jak twój fiut po pierwszym razie. – Brunet zmarszczył brew i wypuścił dym nosem.

– Dzieciaku, mój fiut jebał kolesi, gdy ty za matką majtki w zębach nosiłeś – odciął się wciągając ze świstem powietrze, a na twarz wypłynął paskudny uśmiech. – Uważaj, bo każę ci „na pan” do mnie mówić, „dzień dobry” i „do widzenia”.

W odpowiedzi Cichy uśmiechnął się i pokazał środkowy palec.

– A ja wyruchałbym laskę pięć razy, zanim wy dwaj się zabierzecie do tego gnojka.

– Albercik, pytał cię kto o zdanie? – Mormon pomachał końcówką długiego pejcza na rozsiadającego się wygodnie na drugim końcu kanapy arystokratę. – Masz ochotę poskromić tego pajacyka? To nie żałuj sobie…

– Co będę chłopakom przeszkadzał – odparł arystokrata z dziwnym błyskiem w oku. – Wystarczy, że na dzielnicach zapieprzam… Dzięki, zaczekam.

– Jak zwykle, więcej gadasz, niż robisz – końcówka rzemienia przeleciała niebezpiecznie blisko głowy siedzącego – a potem, aby na krzywy ryj się załapać.

– Ale z was ruchacze, jeden przez drugiego. – Blondyn podszedł do nich, lekko się chwiejąc.

Machnął głową, aby odrzucić długie, niemalże do pasa włosy i podając najbliżej stojącemu Nargisowi butelkę z alkoholem, stwierdził: – Panowie, bez wódki tego nie rozgryziecie…

– Eminencja, spadaj! – mruknął zdegustowany Nargis i zwrócił się do van Riyena: – Albercik, chodź, ogarniemy ten burdel, bo blondas rzuca tymi zapijaczonymi mordami, jak chce, a cosik mi się zdaje, że za długo to trwa.

Drugi w duchu dziękował sobie za godziny spędzone na siłowni, co prawda zmuszony był w zupełnie innym celu rzeźbić ciało i dbać o kondycję fizyczną. Wyćwiczenie i sprawność pozwalały na obronę, nie czuł zmęczenia, a umysł sprawnie analizował sytuację. Ze spokojem obserwował, jak zakrwawiony osiłek, klnąc coś pod nosem, zbierał się do ataku na niewolnika. Chociaż był ciężki i zwalisty, na sprawności i szybkości mu nie zbywało, niewolnik w ostatnim momencie spostrzegł, że przeciwnik jest mańkutem. Tylko dzięki refleksowi obrócił się na tyle szybko, aby uniknąć ciosu pięścią lewej ręki i jedynie poczuł na twarzy pęd powietrza, gdy spora, zaciśnięta dłoń mijała jego nos. Wolał nie myśleć o konsekwencjach, gdyby jednak dotarła do celu. Facet z rykiem i impetem otarł się o Drugiego i zatrzymał dopiero na stole do tortur, zrzucając wszystkie zabaweczki Roberta. Wybuch śmiechu pomieszał się z brzękiem upadających ulubionych akcesoriów. Komizm sytuacji przykuł na sekundę także uwagę niewolnego, co skrupulatnie wykorzystano. Coś niespodziewanie oplotło szyję niewolnika, a wraz z piekącym bólem, który rozszedł się po ciele, dobiegły go słowa: – Panienko, koniec balu!

Długi bicz wrzynał się w szyję, blokując dostęp powietrza. Drugi instynktownie stanął w rozkroku, spodziewając się za chwilę mocnego szarpnięcia, które miało zwalić go z nóg. Zaparł się z całych sił, aby uprzedzić działania właściciela pejcza i zachwiać jego równowagę. Błyskawicznie obrócił się, co pozwoliło rozluźnić uścisk na tchawicy i nie czekając na reakcję brodatego Mormona, chwycił obiema rękami rzemień, aby przyciągnąć do siebie mężczyznę z lekceważącym grymasem na twarzy. Drugi w euforii przez moment pomyślał, że rozbawiony człowiek o aparycji drwala popełnił błąd i że nie powinien był dopuścić, aby niewolny przejął inicjatywę, niestety szybko przekonał się, że uczestnik niejednego polowania na ludzi zastosował fortel, mający odwrócić jego uwagę. Nie spostrzegł przyczajonego za plecami van Riyena, który kantem dłoni uderzył niewolnego w kark; nie zdążył zablokować kopnięcia od tyłu pod kolana, które pozbawiło go szans na dalszą obronę. Szarpnął w desperacji pleciony rzemień, wciąż owinięty na szyi, i oparł się na nim, aby wykonać obrót. Tych dwóch ludzi uświadomiło mu, że kiedy minął efekt zaskoczenia, unieszkodliwienie niepokornego sługi nie nastręczyło większych trudności zawodowcom, którzy z nonszalancją zdławili opór. Nie mógł już zrobić nic, oprócz zwinięcia się w kłębek dla osłony przed razami, które niewątpliwie dosięgną go w momencie zetknięcia z podłogą.

I to byłoby na tyle, w temacie jego spontanicznego buntu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Tjeri 07.12.2020
    Opis dynamicznych akcji zawsze jest sprawdzianem dla piszącego. Tu sceny przechodzą płynnie, czytelnik "widzi" co się dzieje. Dobrze napisana fragment. Szkoda, że dość krótki.
  • Tjeri 07.12.2020
    *napisany
  • Violet 09.12.2020
    Tjeri dziękuję za docenienie mojego pisania, wiedz, że dużo dla mnie znaczy.
    Rozdzieliłam część, na krótsze fragmenty, bo wiem, że niechętnie są czytane.
    Pozdrawiam
  • Pasja 09.12.2020
    Drugi znalazł się w matni brutalności i doskonale wiedział co go czeka.
    … strach ofiary działał na tych ludzi jak najlepszy afrodyzjak… ale daje też adrenalinę do walki.
    Oprawcy żyli potrzeba dominacji, robili to bez skrupułów.
    Dialog pomiędzy nimi toczył się z sarkazmem i ironicznym stwierdzeniem… pieski Raysów są najlepsze i najdroższe…
    Niewolny początkowo nie reagował, starał się powstrzymywać wewnętrzny bunt. Jednak ile może wytrzymać człowiek?
    … Tracił już siły i wytrwałość, które sprawiały, że egzystował dla dobra sprawy… czy warto tak się poświęcać? Ktoś miał nad tym kontrolę i cel. To był Robert.
    … Zadziałał instynktownie, w odruchu buntu, który zrodził się nagle, zupełnie poza jego wolą… a jednak strach napędził siły, które pielęgnował w siłowni. Rozwiązał pęta zniewolenia i uderzył pana.
    … Z jednej strony był przerażony swoim czynem, a z drugiej coś w nim szalało z radości… wnętrze kłóciło się z zewnętrzem. Wylał wreszcie swoją złość i frustrację.
    Jednak od samego początku nie miał szans na wygranie tej walki. Był sam i daleko od drzwi, żeby uciec. Zresztą panowie doskonale się przy tym bawili. Ironiczne wstawki dodawały tylko Drugiemu ból. A kiedy rozsypały się akcesoria Roberta i chwila nieuwagi niewolnika, zakończyły rundę. Spontaniczny bunt tak szybko się zakończył, jak się zaczął. Zniewolony leżał jak embrion na podłodze. Był do dyspozycji rozjuszonych byczków.
    Czy dosięgną szczytu? Czy ktoś się zjawi i uwolni Drugiego?

    Pozdrawiam
  • Violet 12.12.2020
    Dopiero zauważyłam Twój komentarz, Pasjo. Jak zwykle wnikliwie wejrzałaś w sytuację i wczułaś się w sytuację Drugiego. Bardzo dziękuję za komentarz.
    Pozdrawiam
  • Bardzo sprawnie, niemal krystalicznie opisana scena walki i świetnie się ją czyta, chociaż będąc kilkakrotnie świadkiem na żywo kilku rozrób, trochę brakuje mi tu „brudu”. Czy ja Ci tego sto lat temu nie mówiłem?:)
    Teraz powieliłbym komentarz Tjeri o dynamicznym opisie akcji... Ty zdajesz egzamin nie tylko w dynamicznych scenach ale i w pozostałych. Tak pisać jak Ty, to niejeden może tylko pomarzyć.
  • Violet 22.02.2021
    Mówiłeś, mówiłeś, pamiętam :) Jakoś "nie widzę" tego brudu. Nie potrafię...
    Dziękuję za miły komentarz.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania