Poprzednie częściArystokrata 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Arystokrata 6

– Witaj, Martinie – odezwała się pierwsza. Nie spuszczając oczu z nadchodzącego mężczyzny, czochrała grzywę Bagesta.

 

– Dzień dobry – odpowiedział na powitanie, posyłając ciepły, choć zdystansowany uśmiech. – Chciałaś mnie widzieć…

 

– Tak. Wybacz, że ściągnęłam cię tutaj, ale uznałam, że wyjście z biura będzie z korzyścią zarówno dla mnie, jak i dla ciebie. – Wrzuciła szczotki do stojącej pod ścianą skrzynki z akcesoriami do pielęgnacji konia i podała żebrzącemu zwierzęciu jabłko.

 

– Doskonały pomysł – potwierdził z entuzjazmem – i przyznam, że jakoś mnie nie zaskoczyłaś zaproszeniem do stajni, a wyrwanie się zza biurka rzeczywiście mi się przyda.

 

Obeszła wierzchowca, poklepała go po mocno zbudowanej łopatce, poprawiła grzywę między uszami i podała luźno wiszącą u kantara końcówkę uwiązu oczekującemu w pobliżu niewolnikowi.

 

– Pospaceruj z nim jeszcze po parku około pół godziny. – Popatrzyła na swego ulubieńca z troską i po chwili dodała: – Załóż mu na czas przechadzki derkę, źle zniósł podróż i mocno się zgrzał.

 

– Tak jest, Pani. – Niewolny, natychmiast zastosował się do polecenia i podążył do siodlarni.

 

– Pamiętasz Bagesta? – spytała Martina, obserwując parę odchodzącą korytarzem w stronę wyjścia na padoki.

 

– Doskonale – odparł rozbawiony mężczyzna. – Jest w świetnej kondycji.

 

– Tak, jest w doskonałej formie… – Odwróciła się zaciekawiona tajemniczym ożywieniem w głosie mężczyzny.

 

– Widziałem, że przy wyprowadzaniu z koniowozu przeciągnął przez pół padoku stajennego – wyjaśnił. – Jak na emeryta, całkiem nieźle sobie poczyna, a o tym, ile czasu zajęło wprowadzenie go do stajni, już nie wspomnę.

 

Mężczyzna, pomimo wesołości, czujnie obserwował kobietę. Była pewna, że próbuje rozszyfrować jej nastrój. Uśmiechnęła się do siebie. Nie trudno było zauważyć, że personel postrzega ją przez pryzmat Roberta. Nie raz zastanawiała się, jak wypada na tle brata, bo że byli porównywani, nie ulegało żadnej wątpliwości.

 

– Zdaje się, że oboje oglądaliśmy ten spektakl? – Marta roześmiała się na samo wspomnienie porannego widowiska.

 

– Jakżeby inaczej! Kiedy tylko zauważyłem podjeżdżające pod stajnię auto, nie potrafiłem odmówić sobie takiego przedstawienia. Twój koń wielokrotnie udowodnił, że potrafi dostarczyć rozrywki.

 

– To jego stary, popisowy numer – potwierdziła. – Wierzyć się nie chce, że ma już dziewiętnaście lat.

 

– Farciarz… – Martin pokiwał głową z pewną nostalgią. – Tyle lat już minęło i znowu jesteśmy przy tym samym boksie… Tylko mniej nas…

 

Rozumiała, co ma na myśli, ale bardzo nie chciała wracać do zdarzeń sprzed lat. Wiele bolesnych wspomnień łączyło się z miejscem, do którego powróciła, i choć wydawało jej się, że jest gotowa, by stawić im czoła, nie przypuszczała, że nawet taki błahy incydent przywoła widmo dawnych przeżyć. Martin najwyraźniej również pomyślał o tym samym i zmienił temat.

 

– O czym chciałaś ze mną rozmawiać? – zapytał wprost zmieniając ton.

 

Otrzepała dłonie i spojrzała na zarządcę. Wyczuła w jego głosie napięcie i nie była tym zaskoczona. Odkąd przejęła kierownictwo firmy, z nikim nie rozmawiała na tematy służbowe. Nie chciała sugerować się cudzymi opiniami, dopóki sama nie wyciągnie wniosków. Z Martinem konsultowała się tylko w ostateczności i to głównie w kwestiach formalnych, miał więc prawo zaniepokoić się nagłym wezwaniem. Zapewne posiadał wiedzę istnienia wielu niewygodnych spraw i powinien był liczyć się z tym, że wcześniej czy później padną z jej strony niewygodne pytania, na które będzie zmuszony odpowiedzieć.

 

– Nurtuje mnie kilka rzeczy – zwróciła się do zarządcy, umyślnie przeciągając słowa. – Niby specjalnie nie są istotne, ale chciałabym je zrozumieć.

 

W kilku słowach zawarła pewnego rodzaju ostrzeżenie. Od razu, na samym początku dała do zrozumienia, że nie będzie to zwykła, kurtuazyjna pogaduszka i nie ma mowy o jakichkolwiek wykrętach.

 

– Przejdziemy się? – zaproponowała.

 

Nie czekając na odpowiedź, skierowała się ku wyjściu z budynku. Na chwilę zatrzymali się przy ogrodzeniu padoku, na którym przebywała klacz ze źrebięciem. Przez moment obserwowali rozbrykane młode i jego matkę w pełnym gracji kłusie. Można było odnieść wrażenie, że ten majestatyczny popis został urządzony specjalnie dla nich dwojga.

 

– Eliska zdaje się szykować do pokazów – zarządca zagadnął, wskazując gniadą klacz, ale Marta nie podjęła tematu.

 

– Co się przydarzyło Drugiemu? – stanowczo przeszła do rzeczy.

 

– Widziałaś go? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

 

– Tak, na podglądzie. – Otaksowała mężczyznę spojrzeniem. – Kto go tak urządził?

 

Martin wciągnął głęboko do płuc powietrze i uciekł wzrokiem.

 

– Służył Wiktorii… – odpowiedział, a po chwili dodał: – i Suzann.

 

Wyczuła w jego głosie nutkę złości lub żalu, a może jedno i drugie. W jego reakcji było coś niepokojącego, choć nie powinna się dziwić, mając przed oczami widok skatowanego Drugiego. Martin zarządzał niewolnikami, odkąd pamiętała. To głównie on selekcjonował i decydował o możliwościach dostosowywania każdego z nich do różnych funkcji, i to on czynił z nich świetnie wyszkolony towar, doskonale sprzedający się na aukcjach. Celowo ograniczona oferta, w której stawiano na jakość, nie ilość, oraz stale rosnący popyt na służbę wyszkoloną w Domu Rays, świadczył o prestiżu firmy. Daleki od obojętności na los szkolonych ludzi, Martin nie był typowym przedstawicielem kasty, która widziała w niewolnych tylko i wyłącznie przedmiotową własność. Niestety, żyli w świecie pełnym przemocy, z którego ta przemoc nie była wykluczona, ale w niego wdrukowana. Największym paradoksem życia Martina było to, czym się zajmował.

 

– Służył… – powtórzyła, jakby od niechcenia i podążyła w kierunku domu alejką, wzdłuż której rosły potężne dęby. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod stopami. – Ale on jest osobistym, a nie dla przyjemności… – Wydawało jej się nieco dziwne, że Robert użyczał swojego niewolnika komukolwiek, a na dodatek takiej psychopatce jak Wiktoria, o żonie już nie wspominając. – Wydałeś im go czy same to zrobiły?

 

Mężczyzna żachnął się i rozejrzał na boki, obruszony posądzeniem.

 

– Wiesz przecież, że nie mogę dysponować osobistymi. To była decyzja Roberta. – Spojrzał na nią i dodał: – Nie pierwszy raz zresztą.

 

Marta zerknęła na Martina, niedowierzając temu, co usłyszała, ale potwierdził skinieniem głowy.

 

– No, dobrze… – przeciągnęła podejrzliwie słowa. – Teraz wytłumacz mi, dlaczego nie ma go w systemie?

 

Słyszała, jak wciągnął powietrze do płuc… za szybko. Tak, jak się spodziewała, to pytanie należało do trudnych.

 

– Kogo? Drugiego? – Szybko zbierał myśli.

 

– A mówimy w tej chwili jeszcze o kimś? – Nie miała zamiaru ułatwiać mu zadania. Intuicja podpowiadała jej jednak, że niewiele się dowie.

 

– Niemożliwe – odrzekł, próbując nieudolnie ją zbyć. – Jego obroża jest aktywna i chip też…

 

Machnęła ręką ze zniecierpliwieniem w reakcji na tak oczywisty wykręt.

 

– Nie ma jego danych w systemie. Nic… – podniosła głos i stanęła naprzeciw zarządcy. – Skąd pochodzi, kim jest, jak się nazywa. Wszystko jest zakodowane, żadnego dostępu.

 

– Tak, to prawda – potwierdził z niechęcią po dłuższej chwili, zdając sobie sprawę, że kobieta nie odpuści. – Nie ma jego danych w bazie; widnieje tylko numer ewidencyjny i…

 

– Nie mów mi, co jest w bazie, powiedz mi o tym, czego w niej nie ma – przerwała mu ostro. – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale teraz pracujesz dla mnie. Może ci się to nie podobać, ale to fakt i proszę byś przyjął go do wiadomości. – Wypowiedziane słowa nie zabrzmiały przyjemnie. Z wyrazu twarzy Martina wywnioskowała, że nie spodziewał się takiego tonu, w ustach kogoś, z kim łączyły go tak bliskie relacje. Słowa wyraźnie go zabolały. Właśnie dotarło do niego, że nie stoi przed nim dawna Marta.

 

– Wiem, dla kogo pracuję – oświadczył chłodno. – Zdaję sobie też sprawę, że nie ma najmniejszego znaczenia, czy mi się to podoba czy nie, i znam zakres swoich obowiązków, ale nie wymagaj, u licha, ode mnie rzeczy niemożliwych. – Zarządca zatrzymał się. – Oprócz aktywowania sygnału z obroży nie ma innych danych w bazie dla numeru „dwa”, gdyż cała reszta jest do wiadomości wyłącznie właściciela, w tym wypadku Roberta.

 

– A ty, oczywiście, nic nie wiesz? – spytała, nie oczekując odpowiedzi, a jednocześnie by powstrzymać kolejne nieudolne tłumaczenia. – Próbujesz mnie przekonać, że jako zarządzający każdym niewolnikiem żywym lub martwym, nie posiadasz kodu dostępu do systemu identyfikacji? – stwierdziła chłodno.

 

Mężczyzna schował dłonie w kieszenie kurtki, odwrócił wzrok, patrząc tępo gdzieś przed siebie.

 

– Uwierz, czasami dobrze jest nie wiedzieć… Tak wielu rzeczy chciałoby się nie być świadomym… – W głosie zarządcy pojawił się przez chwilę mroczny cień, który znikł natychmiast w momencie, gdy Martin zreflektował się, że Marta go obserwuje. – To prywatna sprawa Roberta i nie jestem upoważniony, aby o tym mówić – dodał szybko i ruszył przed siebie.

 

Podążyła za nim, rozmyślając nad słowami, które padły. Odniosła wrażenie, że mężczyzna powiedział więcej, niż miał zamiar, i że dalszych informacji w tej kwestii od niego nie uzyska. Na razie postanowiła nie wywierać na nim presji. Do tej pory pracował dla Roberta, od niedawna również dla Marty, i lojalność obowiązywała go względem obojga, musiała uszanować jego decyzję. Od początku wiązała z jego osobą nadzieję na współpracę. Zarządca z takim doświadczeniem i oddaniem w sytuacji, kiedy najmniejszy błąd, każdy fałszywy ruch mógł pogrążyć misternie ułożony plan, był nieocenionym partnerem zabezpieczającym zaplecze dla działań, które kobieta rozgrywała na zupełnie innym polu. Niepokoiły ją tylko pewne oznaki znużenia i zmęczenia, które zaobserwowała u mężczyzny już w chwili swojego przyjazdu. Nietrudno było również dostrzec, że protekcjonalne zachowanie Roberta w stosunku do zarządcy też nie wpływało na poprawność relacji pomiędzy nimi dwoma. Przez moment cieszył się z powrotu swojej wychowanicy; odniosła nawet wrażenie, że nabrał nowych sił i entuzjastycznie podchodził do proponowanych zmian. Całe życie poświęcił Raysom, całą sferę prywatną podporządkował dobru firmy i była pewna, że rozwój holdingu nadal jest sensem jego życia. Miała zamiar wykorzystać to, co już dziad Marty i Roberta cenił w Martinie – profesjonalizm i pracowitość. Ku zdziwieniu wszystkich właśnie jemu powierzał tajemnice interesu, pozwolił zgłębić tajniki biznesu i wprowadził do klanu, czyniąc go niemalże pełnoprawnym członkiem. Po śmierci swego protektora Martin stał się dla ich ojca przyjacielem i najważniejszym partnerem w interesach, ale dla Roberta Raysa juniora już tylko opiekunem i nauczycielem, a z czasem jedynie pożytecznym pracownikiem-rezydentem. Przez te wszystkie lata wyrobił sobie reputację człowieka niezastąpionego, skutecznego we wszelkich przedsięwziętych zadaniach i nie była to opinia nieuzasadniona. W związku z tym absolutnie nie zamierzała pozwolić na jego odejście z firmy. Postanowiła nie naciskać na zarządcę, mając świadomość, że i tak wcześniej czy później dotrze do prawdy. Żaden niewolnik nie był tego wart… Tylko czy aby na pewno?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (28)

  • KarolaKorman 16.08.2017
    ,,W głosie zarządcy pojawił się przez chwilę mroczny cień, który znikł natychmiast w momencie, gdy Martin zreflektował się, że Marta go obserwuje. '' - tu przez moment zastanowiłam się, czy nie wyłapała by zmiany głosu nie patrząc na Martina, ale doszłam do wniosku, że bardziej chodziło ci o to, że ta zmiana zwróciła jej uwagę
    Krótka scenka, a jednak wniosła dużo wiadomości. Kim jest drugi? Pytanie samo nasuwa się na usta. I co takiego mu się przydarzyło, że aż zwróciło to uwagę Marty? Martin piastuje wypracowaną pozycję i zachowuje się dyplomatycznie, nie zamierza stracić pozycji mędrca, człowieka zaufanego, nie szepce po kątach. Trochę przykro mi się zrobiło, kiedy dostrzegłam, że ten starszy pan traktuje trochę Martę i Roberta jak własne dzieci i podniesiony głos sprawił mu ból. Zostawiłam 5, pozdrawiam :)
  • Violet 16.08.2017
    Karola, Martin był pogrążony we własnych mrocznych myślach, i w taki sposób też się odezwał, kiedy zorientował się, że Marta go obserwuje natychmiast przyjął normalny, zrównoważony ton. Tam każdy stara się nie okazywać emocji i zdradzać swoich prawdziwych myśli, oraz spostrzeżeń. Masz rację Martin, jest ważny dla rozdzeństwa Rays i dla samej historii, i jak wszyscy kryje tajemnicę, a może nawet zbyt wiele tajemnic...
    Dziękuję za komentarz i za to, że wracasz do "Arystokraty".
  • Karawan 16.08.2017
    To co pisze Karola (z całym szacunkiem dla Niej! ) wydaje mi się być za płytko szytą intrygą. Raczej myślałbym o braciszku. Czy zmienił się w wampira czy demona? Skoro jednak drugoplanowy zarządca wypełznął na scenę to i on zapewne zagra swoja solówkę. Nie napiszę co myślę bo Autora to nie interesuje. Autor cel osiągnął! Zainteresowanie. Dziękuję i czekam (Karola i Inni zapewne też) na CD.;)5
  • Violet 16.08.2017
    Dziękuję za ciekawy komentarz :)
  • Pasja 16.08.2017
    Straszne to, że człowiek ma numer i obrożę z chipem. Numer dwa co kryje. Jakie Robert ma tajemnice i czy Martin wie. Jest w pewnym stopniu członkiem rodziny, ale w tym dialogu dowiadujemy się, że już dla Roberta jest opiekunem i nauczycielem. Zna od podszewki Raysow i pewnie też mroczne tajemnice. Wstrząsnęło mną niewolnictwo, chociaż Marta wydaje się być dobrą w stosunku do numerów. Pozdrawiam 5
  • Violet 16.08.2017
    Dzięki Pasjo za zajrzenie. Widzę, że opowieść wstrząsnęła Tobą. Powieść w tym momencie dopiero zaczyna sie rozwijać, a świat, który stworzyłam jest okrutny; będzie jeszcze boleśniej. Ma to swój cel i mogę zdradzić, że fabuła jest polem do ukazania psychoz i dewiacji ludzi, postawionych w skrajnych sytuacjach. pamietajmy, że to tylko nierealny świat, choć wiele rzeczy, co jest trudne do przyjęcia, dzieje się również w rzeczywistości.
    Pozdrawiam.
  • Pasja 16.08.2017
    Violet tylko nie rozumiem jak ludzie kochający konie mogą być tak okrutni. Koń ma imię, a człowiek numer.
  • Violet 16.08.2017
    pasja no właśnie. Abstrahując od niewolnictwa, które nie jest w sumie wymysłem tylko na potrzeby powieści, a jest faktem w historii ludzkości tej odległej i tej całkiem bliższej, i które ciągle ma się całkiem nieźle w czasach obecnych, Twoje pytanie jest trafne. Co siedzi w człowieku, że jest zdolny do zachowań tak okrutnych wobec swego gatunku. Czym jest to powodowane i jakie czynniki mają wpływ na takie działanie? Czy człowiek może się zmienić mając pewne zachowania wkodowane, będąc wychowany w takiej a nie innej kulturze? Czy może ukazać swoje mroczne wnętrze, które niewątpliwie drzemie w każdym z nas, przy sprzyjających ku temu warunkach, kiedy nie ma granic lub następuje destrukcja porządku moralnego? To są pytania nurtujące psychologów i psychiatrów od zawsze - do czego zdolna jest natura ludzka...
  • Karawan 16.08.2017
    Violet Polecam piękną książkę Zimbardo "Efekt Lucyfera". Nie może się zmienić! On się zmienia i to niemal natychmiast! Jesteśmy w mojej ocenie pomyłką biologiczną, tragicznym nieporozumieniem Matki-Przyrody. Okrucieństwo lwów zabijających "obce" potomstwo jest niczym wobec naszego-ludzkiego. I to jeden z najmłodszych gatunków, bo koń jest naszym starszym a nie młodszym bratem.
  • Nerd 16.08.2017
    Karawan ludzie są jacy są. Jak mówi Japońskie przysłowie "żaba zawsze będzie żabą". Mózg człowieka to dar, a to, że z tego daru nie potrafimy korzystać to inna sprawa. Zimbardo opisuje tam relacje dominacji i uległości. Są jednak inne typy relacji współzależności i opiekuńcza. To nie kwestia złego człowieka, ale doboru odpowiednich narzędzi. Choćbyś był mistrzem w czymkolwiek, jeżeli dobierzesz złe narzędzia do swojej pracy to i tak gówno wyjdzie. Pod koniec książki Zimbardo pisze o Banalności Bohatera i na tym bym się bardziej skupił. Pozdrawiam :)
  • Violet 16.08.2017
    Karawan Bardzo chętnie zajrzę do tej książki. Tak, jesteśmy okrutną pomyłką; lwy mają cel w tym co robią, naturalną potrzebę zapewnienia ciągłości najsilniejszych genów w swym gatunku, a człowiek...?
    A najokrutniejszym cierpieniem i bólem nie jest ból fizyczny, ale psychiczny i nikt nie potrafi się nim posługiwać, oprócz człowieka. Dlaczego robimy to drugiemu człowiekowi?
  • Nerd 16.08.2017
    Violet przeczytaj książkę, ale do końca :) Najważniejsze jest właśnie tam.
  • Violet 16.08.2017
    Nerd Tak zrobię :)
  • Pasja 16.08.2017
    Violet człowiek chyba też ma jakiś cel. "Uległość" Houellebecqa to też wizja przyszłości, którą planują islamiści. Książka ta opisuje właśnie psychikę człowieka któremu powoli ktoś tę psychikę wywraca na drugą stronę. Ale tak zawsze było, , ludzie ludziom zgotowali ten los,,
  • Violet 16.08.2017
    pasja oczywiście, że ma - zaspokoić najgorsze instynkty.
  • Zwróciło moją uwagę pierwsze zdanie Twojego komentarza i od razu popatrzyłam kiedy pisane. Kto wie czy takie obroże (lub inny gadżet) już niedługo niue będą nam narzucone. Chociaż, gdyby tak spojrzeć uczciwie, to już właściwie funkcjonują - w postaci kodu QR w telefonach. A kto wie, jak to docelowo będzie wyglądać.
    A może niechcący Autorka wilka z lasu wywołała i takimi numerami będą przeciwnicy obecnej sytuacji i preparatu (bez obrazy czyichkolwiek uczuć sanitarnych).
  • pasja Aha, zapomniałam. Odnośnie stosunku ludzi do ludzi i zwierząt. No bywa tak niestety - mój były na ten przkład kocha zwierzęta... Ale to dobrze, bo znacznie gorzej byłoby, gdyby miał do zwierząt taki stosunek jak do mnie.
  • Violet 23.01.2022
    błękitnypłomień Zniewolenie, jakąkolwiek formę przyjmie, funkcjonuje od zawsze. Teraz jesteśmy niewolnikami kredytów, standardów życia, nie można pozwolić sobie na swobodę, żeby nie stracić pracy, funkcji, zaszeregowania.
    Pozdrawiam
  • Violet Czy ja wiem, czy nie możemy? Ja taki niepokorny typ jestem w wielu rzeczach. W każdym razie próbować zawsze warto. Pozdrówki!
  • Oj przeczytam, przeczytam, ale po pracy na spokojnie... :)
  • Margerita 16.08.2017
    pięć
  • Violet 16.08.2017
    Mar, a za co te pięć?
  • Margerita 16.08.2017
    Violet
    Za arystokratę
  • Violet 16.08.2017
    Margerita ok ;)
  • karina 17.08.2017
    Bardzo wciagajace i intrygujace. Ciekawam kim jest ten drugi. Pozdrawiam
  • Violet 17.08.2017
    Dziękuję i również pozdrawiam.
  • Violet tak jak się spodziewałem,czyli bardzo interesująco,mrocznie i tajemniczo... nie chcę zgadywać co będzie dalej. dam się ponieść temu co tam szykujesz ;) dorzuciłem piąteczkę :)
  • Violet 17.08.2017
    Możesz zgadywać, jestem bardzo ciekawa Twoich rozważań ;) Dzięki za piąteczkę i pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania