Poprzednie częściArystokrata 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Arystokrata 26

Marta tysięczny raz zerknęła na zakochaną parę przy stoliku za filarem. Kolejne ukłucie zazdrości i kolejne postanowienie, że więcej tego nie zrobi. To wszystko było nie do zniesienia! Rozzłoszczona na młodych ludzi, zbyt ostro odpowiedziała Julii Kanter:

– I co ja mogę na to poradzić?!

Na okrągłej twarzy szatynki pojawił się grymas wymuszonego zrozumienia.

– Doskonale pojmuję, co masz na myśli, kochana, – westchnęła teatralnie – i masz pełne prawo być rozgniewaną. Nikt nie powinien, wtrącać się do naszych kobiecych spraw, żaden mężczyzna czy nawet mąż.

Marta utkwiła w siedzącej naprzeciw kobiecie chłodny wzrok i uśmiechnęła się szeroko, posyłając jednocześnie ukradkowe spojrzenie. Nie potrzebowała dużo czasu, aby odkryć słabe strony arystokratki, przy czym nawet nie spodziewała się, jak ta jest naiwna. Kiedy umawiała się na spotkanie z Julią, miała poczucie winy, że wciąga w swoją grę niczego nieświadomą żonę przewodniczącego, a już po niecałym kwadransie pewność, że wykorzystuje kobietę, osiągnęła maksymalny poziom. Do tej pory uważała panią Kanter za osobę zdystansowaną do swego życia i obojętną wobec niesprawiedliwości, która ją spotykała, skupiającą się na rodzinie i całkowicie oddaną gromadce dzieci. Marta myliła się w ocenie tej skromnej istoty. Dostrzegła, jak bardzo cierpi, będąc tak bezwzględnie podporządkowaną i stłamszoną przez swojego żądnego władzy męża. Zawsze milcząca i trzymająca się z boku, sprawiała wrażenie, że rola żony wysoko postawionego małżonka jest ostatnią, jaką pragnęła odgrywać. Z tego, co zrozumiała, jedynym celem i autentyczną przyjemnością w jej smutnym życiu było poświęcenie się szóstce własnego potomstwa i prowadzenie fundacji na rzecz bezdomnych dzieci. Tak bardzo łaknącej zrozumienia i ciepła osoby panna Rays dawno nie spotkała. Kilka poufałych gestów, parę banalnych żartów i zachwytów nad dwiema najstarszymi córkami, które miała okazję poznać przy jakiejś niezobowiązującej wizycie w domu państwa Kanter wystarczyło, aby kobieta jadła Marcie z ręki.

– Musimy wspomagać się wzajemnie, Julio, inaczej przepadniemy w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Będziemy niezbędnym dodatkiem do wizerunku bogów wszechmogących, a wszystko, na co nam pozwolą, to doglądanie domu. I zapewne sami będą dobierać nam służbę! – Marta specjalnie wspomniała o służbie, wiedząc o sprzeczce, jaka wywiązała się pomiędzy małżonkami podczas wiosennej aukcji niewolników w Radrays Valley.

– O ile już się to nie zdarza – zrezygnowane spojrzenie Julii potwierdziło podejrzenie Marty, że tamto wydarzenie wciąż jest boleśnie żywe w pamięci. – Maksymilian próbował ograniczyć mi środki podczas aukcji w twoim domu. – Upiła trochę wina, aby podkreślić rozgoryczenie. – A czy ja tak wiele chciałam? Też coś od życia mi się należy… – na chwilę zawiesiła głos, jakby dotarła do niej jakaś prawda. – Jakie to banalne!

Marta nie odzywała się, obserwując zmianę nastroju u swojej rozmówczyni. Odniosła wrażenie, że budzi się w tej kobiecie jakiś bunt, jakaś chęć do walki o własną tożsamość.

– Wytłumaczyłam mu, że po pierwsze – takie skąpstwo źle może wpłynąć na jego wizerunek… Rozumiesz… Jakieś kłopoty finansowe albo co innego mogą sobie ludzie pomyśleć. A po drugie – jeśli on może wydawać na swoje przyjemności fortunę, to dlaczego ja nie mogę? No, dlaczego? Też mam swoje potrzeby… Sama wiesz, ile dał za tego twojego niewolnika… Nie pomyślał także, jak źle mogła zostać odebrana manifestacja oszczędzania na tle kłopotów finansowych fundacji. – Tym razem wypiła wino z kielicha do dna. – Od momentu, w którym Maks zaangażował się w spór z sekretarzem Rady, zainteresowanie niesieniem pomocy biednym poważnie przygasło, wycofało się dwóch darczyńców, a trzeci zapowiedział ograniczenie funduszy. Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie to uwłaczające? Rozumiesz mnie? Patrzeć, jak to, co stworzyłaś powoli obraca się wniwecz i jeszcze samej skamlać… o prawo do życia na odpowiednim poziomie.

Panna Rays nie rozumiała, ale sama myśl, aby być od kogoś zależną, przyprawiała ją o dreszcze. Odwróciła mimowolnie wzrok w drugą stronę i całkowicie zatopiła się we wspomnieniu dnia, w którym sprzedała Kaja. Był od niej zależny… tak bardzo zależny.

– Mam nadzieję, że ty i Maks jesteście zadowoleni z niewolników. – Sięgnęła po kieliszek z wodą, a wzrok bezwiednie podążył ku stolikowi za filarem. Rozentuzjazmowany młodzieniec coś szeptał do wsłuchanej w jego słowa drobnej i ślicznej dziewczyny, delikatnie głaszcząc jej drobną dłoń. Z ukłuciem zazdrości obserwowała, jak oboje obdarowują się czułymi gestami i spojrzeniami pełnymi ciepła. Na palcu młodej kobiety już wcześniej dostrzegła pierścionek ze sporym kamieniem, a na specjalnie dostawionym stoliku w wazonie stał olbrzymi bukiet czerwonych róż, oplecionych szeroką czerwonozłotą wstążką. Wszystko wskazywało, że młodzi właśnie się zaręczyli.

Szczęście, miłość… byli nimi otuleni, promienieli. Piękni, młodzi, bogaci, bez trosk, bez zbędnego bagażu, którym obciążyłby ich los, teraz zapewne projektowali swoje życie.

– Oczywiście – szybko odpowiedziała Julia. – Ze swoim praktycznie się nie rozstaję. To mój pierwszy osobisty niewolnik dla przyjemności.

Uwadze panny Rays nie umknął szczególny błysk w migdałowych oczach dojrzałej kobiety oraz fakt, że przystojny, jasnowłosy niewolny towarzyszył jej nie tylko podczas spotkań towarzyskich, ale także oficjalnych wizyt.

– Kaj również nie odstępuje Maksymiliana… w jego sypialni jest częściej niż ja. – Marta ze zdziwieniem odkryła w jej głosie nutę smutku, a nawet rozżalenia. Nie była w stanie pojąć, jakim uczuciem trzeba darzyć takiego człowieka jak Kanter, aby ubolewać nad brakiem jego zainteresowania. – W sumie, nie mogę narzekać, gdyż mój mąż ma potrzeby, którym ja sprostać nie mogę i przekonać się do nich nie potrafię. Sama sobie jestem winna i niewolnikowi miejsce w łożu małżeńskim muszę ustąpić…

– Domyślam się – wtrąciła szybko Marta, nie chcąc słyszeć o potrzebach przewodniczącego Rady ani dociekać, jaką rolę w małżeńskim łożu odgrywa Kaj. – Rozumiem, Julio, że mogę liczyć na poparcie Maksa i zgłoszenie przez niego mojej kandydatury? – Uważnie obserwowała, jak na okrągłą twarz Julii nieśmiało wypływa zadowolenie z docenienia jej wątpliwych wpływów na męża. Nie o poparcie Kantera chodziło pannie Rays, ponieważ tego akurat była pewna, potrzebowała natomiast lojalnego i nieświadomego prawdziwych intencji sojusznika, który dostarczałby Marcie na bieżąco informacji o najmniejszym ruchu i ewentualnych zamierzeniach, jakimi nie chciał się z nią podzielić jej nowy sprzymierzeniec, a w jakiś sposób nie był w stanie dostarczyć ich Kaj. Czujna, odpowiednio nastawiona małżonka przewodniczącego nadawała się do takiej roli idealnie, szczególnie że Maks, lekceważąc swoją połowicę, jednocześnie powierzał jej swoje pomysły i tajemnice. Przewrotność mężczyzny, którym miała posłużyć się do osiągniecia swego celu, nie dawała dziewczynie spokoju. Wielokrotnie zastanawiała się nad tym, co tak naprawdę chciał ugrać grubas, sprzymierzając się z domem Raysów. Entuzjazm, z jakim podszedł do pomysłu objęcia przez Martę Rays miejsca w Radzie, wakującego po skompromitowanym magnacie, do upadku którego sama się zresztą przyczyniła, dawał do myślenia. Jednak na tę chwilę postanowiła skupić się na zdobywaniu kolejnych sojuszników, pozostawiając prawdziwe zamierzenia przewodniczącego na później. Zakładała, że wizja wzmocnienia decyzyjnej większości w Radzie uczyni go lojalnym, przynajmniej przez jakiś czas, wspólnikiem. Widmo zasiadających w komisji zgromadzenia, wciąż rozgoryczonych i będących w niestabilnej mniejszości przedstawicieli rodów, bez ustanku szukających sposobu na usunięcie wątpliwego pochodzenia arystokraty wybranego na najwyższą funkcję w kontrowersyjnych okolicznościach, było najlepszym gwarantem na ślepe oddanie sprawie. Dla Maksymiliana Kantera silny i wpływowy przedstawiciel z arystokratycznego klanu Raysów, zasiadający w komisji ponownie po kilkudziesięcioletniej przerwie, otwierał szerokie możliwości i nowe powiązania, znacznie poprawiające znaczenie w polityce ambitnego i bezwzględnego nuworysza. Tylko jeden – nie do rozwiązania zdawałoby się – problem, kładł się cieniem na misternie utkanym planie. Otóż w całej historii gildii handlu niewolnikami nie zdarzyło się, aby na tak ważne stanowisko powołana została kobieta.

Marta, świadoma oporu zacnego grona i mająca za sobą jedynie Juliena Sandersa oraz Maxa Kantera, już dużo wcześniej podjęła kroki ku zmianie myślenia kilku ważnych osób. Bez większych problemów przekonała dwóch przedstawicieli gildii z granicznych wschodnich landów, zwłaszcza gdy ona zachowa dla siebie pewne szczególne informacje o nielegalnych inwestycjach na terenach uznanych oficjalnie za neutralne. Możni lordowie, po otrzymaniu propozycji nie do odrzucenia, szybko doszli do wniosku, że nie mają nic przeciw kandydaturze panny Rays, a nawet zadeklarowali wszechstronną pomoc przy żmudnej pracy pogrążenia swego odwiecznego wroga – sąsiada. Marta, znając zaciętość i upór, a przede wszystkim chciwość arystokratów z górzystej krainy, z czystym sumieniem mogła zająć się innym członkiem Rady, odhaczając kolejny głos na swoją kandydaturę po nieskomplikowanej, aczkolwiek całkiem sporej transakcji finansowej.

W przypadku lorda Canadavala dopadły ją przez moment skrupuły, gdyż ten młody i dobrze zapowiadający się polityk zaangażował całą swoją charyzmę i odwagę w naprawę skostniałego i skorumpowanego systemu. Potrafiła docenić takie zalety i wolałaby widzieć tego człowieka obok siebie niż przeciw sobie, ale niestety, poglądy mężczyzny na uczestnictwo kobiet w rządzie i polityce były niezłomne. Z przykrością stwierdziła, że nie obędzie się bez wykorzystania sporej wiedzy o starannie ukrywanym, wieloletnim romansie, którego ujawnienie – bez wątpienia – skończyłoby się wielkim skandalem i położyło kres świetlanej karierze, a w konsekwencji doprowadziłoby do kompletnej ruiny dawniej możny klan nieugiętego tradycjonalisty.

Spoglądając kątem oka na nagle zawstydzoną czymś młodziutką blondyneczkę, pomyślała, że przy następnym spotkaniu z panią Kanter, błagając oczywiście o dochowanie tajemnicy, zapyta o wstrętną plotkę, według której dużo starsza lady Canadavala jest zdradzana przez swego męża z jej własną, dużo młodszą przyrodnią siostrą. Oczami wyobraźni widziała już niedowierzającą minę Julii oraz oburzenie malujące się na pyzatej twarzyczce, wywołane współczuciem dla oszukiwanej przez męża byłej przyjaciółki, która uratowała go od całkowitego bankructwa. Ale po ten ostateczny argument sięgnie dopiero wtedy, kiedy przystojny, młody mężczyzna przymuszony przez zrujnowaną rodzinę do ślubu z niechcianą i dużo starszą żoną, wedle opinii wielu świadków, także o skomplikowanej orientacji seksualnej, nie przystanie na sprawiedliwą według panny Rays propozycję: zachowanie w tajemnicy dowodów na jego małą niesubordynację małżeńską w zamian za rezygnację z pełnienia zaszczytnej funkcji członka Rady, tuż przed głosowaniem nad kandydaturą Marty.

– Tak, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby Maks dotrzymał danej ci obietnicy… Widzę, że też zwróciłaś uwagę na księżniczkę bawełny. – Julia zerknęła dyskretnie w stronę rozchichotanej, młodej pary. – Teraz są szczęśliwi, zakochani i tacy ufni, a życie tak brutalnie zweryfikuje marzenia.

– Co masz na myśli? – Marta założyła nogę na nogę, wygładziła brzeg krótkiej spódnicy i przyjrzała się z zaciekawieniem pani Kanter. – Uważasz, że udają? Że grają swoje role?

– Nie, nie! – Julia natychmiast zaprzeczyła. Speszona potarła dłonie, szybko skrywając je, pod stolik. – Nie to mam na myśli. Nie zdają sobie tylko sprawy, jak ulotne są marzenia i że tak romantycznie jest tylko przez chwilę.

Marta odniosła wrażenie, jakby Julia przestraszyła się własnych słów. Znała to uczucie, często sama łapała się na myśleniu, że wszystko, co dobre, kiedyś przeminie, a pozostanie żal i rozgoryczenie. Postrzegała świat w ciemnych barwach, jakby obawiała się chwili, kiedy zauroczenie wygaśnie i pozostanie tylko pustka. Nie dopuszczała do siebie myśli, że cokolwiek może trwać i nigdy się nie kończyć.

– Podobno nie można w ten sposób myśleć, bo przyciągasz te siły, których się najbardziej boisz – stwierdziła bardziej w odpowiedzi na własne rozważania niż na słowa Julii.

– Podobno… – kobieta westchnęła i nagle wyprostowała się, po czym ku zaskoczeniu Marty dodała z mocą, o którą arystokratka nigdy by jej nie posądzała: – Jesteś młoda i wszystko przed Tobą, ale pamiętaj – o miłość i szczęście musisz walczyć, same nie przyjdą. Każde uczucie, każdy gest, każde słowo ma swoją cenę, jeśli nie zadbasz o nie, zgubisz swoje ja, zatracisz się, rozmienisz na drobne i nie poskładasz siebie już nigdy. Wszyscy będą lepsi od ciebie, ważniejsi, a to nie będzie prawda i nie będziesz już z tym mogła nic zrobić. Na nic pieniądze i władza, będziesz samotna i wypalona przez nieodwzajemnione uczucia i znieważoną wrażliwość. Zapamiętaj, że niespełnione marzenia żyją wiecznie.

– Julio, jesteś mądrą kobietą, ciepłą i serdeczną, nie pasujesz do Maksa. Dlaczego wyszłaś za niego? – Marta pod wpływem nagłego impulsu wywołanego usłyszanymi słowami i spontanicznym, radosnym śmiechem dobiegającym ze stolika obok, zadała pytanie, na które w innej sytuacji by sobie nie pozwoliła. Nie chciała słyszeć o przymuszonym małżeństwie, zaaranżowanym przez rodzinę dla dobra interesów. Kilka razy zastanawiała się, czy gdyby rodzice żyli, również wybrano by jej męża? Czy chciano by ją poświecić dla dobra jakiejś sprawy? Na pewno nie pozwoliłaby siebie sprzedać, zrobiłaby wszystko, aby nie dopuścić do takiego małżeństwa.

– Kochałam Maksymiliana – padła cicha odpowiedź. Kobieta, widząc zdumioną minę Raysówny, dodała: – Wciąż go kocham. Możesz mi nie wierzyć, ale on nie zawsze taki był… Dlatego tak bardzo brakuje mi jego zainteresowania, bliskości, dzięki której czułam się ważna i doceniana. Chciałam dawać mu dzieci, miłość… Wiesz, ile znaczą dla niego nasze córki? Ubóstwia je, bawi się z nimi, są jego oczkiem w głowie, tylko o mnie jakby już zapomniał.

Marta miała ochotę roześmiać się. Nie wyobrażała sobie Kantera inaczej niż jako lubieżnego tłuściocha, żądnego władzy i poklasku. Nie chcąc jednak sprawić swojej rozmówczyni przykrości, gorliwie zapewniła: – Wierzę ci, tylko z tego, o czym opowiadasz, wynika, że twój mąż bardzo się zmienił…

– Zmieniła go polityka i ludzie, którymi się otacza – Julia skupiła wzrok na filiżance. Palcem objechała zdobiony brzeg delikatnego naczynia. – A on wierzy im i pozwala sobą manipulować. Ja to widzę i jest mi bardzo ciężko, bo to mój mężczyzna na dobre i złe… Chociaż teraz już więcej złego niż dobrego…

Marta obserwowała ze zdumieniem, jak Julia się rozsypuje. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nie po wysłuchiwanie wynurzeń odrzuconej małżonki tutaj przyszła, ale nie potrafiła jej przerwać przede wszystkim dlatego, że słowa kobiety ją poruszyły.

– Maks do niedawna był moim jedynym. – Julia nabrała powietrza do płuc i z jakby z nowymi siłami kontynuowała opowieść: – Nawet nie przeszkadzały mi niewolnice, z którymi uprawiał seks. Wiesz, tak inaczej… – zawiesiła na chwilę głos i zerknęła na Martę, szukając w jej oczach zrozumienia. – Ale kiedy zgodził się, żeby służył mi niewolnik do przyjemności… Nic bardziej mnie nie zabolało. Nic… Nawet Kaj, z którym się praktycznie nie rozstaje…

Marta nie wiedziała, co odpowiedzieć, jak pocieszyć panią Kanter. Nigdy z nikim nie rozmawiała tak szczerze na intymne tematy. No, może kiedyś, gdy Tamara odkrywała przed Martą świat cielesności i możliwości, jakie daje seks. Ale to należało do odległej przeszłości…

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w Bitwie na Prozę
    Dwa tematy i ogromny wachlarz twórczej wyobraźni.
    Można umieścić dwa tematy w jednym opowiadaniu lub pisać na jeden.
    # DWA POZIOMY SUMIENIA
    # W SUMIE NIE
    Czas do 23 stycznia 2021, godzina 23:59.
    Liczymy na Ciebie!!!
  • Tjeri 20.01.2021
    Fajnie, że pojawiła się Marta. Widać, po tym fragmencie, że jest wytrawnym graczem, niebezpieczną kobietą, a subtelność w jej wydaniu jest wręcz dodatkową bronią. Czuję, że namiesza nieco bohaterka...
  • Violet 22.01.2021
    Marta jest główną bohaterką powieści i rozgrywającą, przynajmniej tak jej się wydaje. Namiesza na pewno, ale czy wszystko wyjdzie po jej myśli i czy karty które rozdaje los, będą po jej myśli, to się okaże.
    Dziękuję za czytanie, komentarz i pozdrawiam.
  • Pasja 23.01.2021
    No, i wreszcie Marta. Spotkanie dwóch kobiet zupełnie na innej pozycji. Jedna młoda arystokratka pragnąca wejścia do Rady, pragnąca polityki. Druga żona i matka sporej gromadki dzieci poddana całkowicie miłości do męża. Marta bardziej wyluzowana na życie. Nie miała wcześniej takiej wiedzy o Julii i nie wiedziała o jej cierpieniu, o jej jakby zniewoleniu i całkowitym podporządkowaniu się mężowi. Nie znała Julii z tej strony. Rozmowa powoli rozwiązuje język i nabiera innego zwrotu.
    … budzi się w tej kobiecie jakiś bunt, jakaś chęć do walki o własną tożsamość… żal odtrącenia i winienie siebie za to, że mąż sypia z niewolnikiem.
    Marta pomiędzy rozmową z Julią obserwuje parę młodych, którzy się zaręczyli. Odczuwa zazdrość, a myśli biegną do rodziców i pytania o wybory… Czy chciano by ją poświecić dla dobra jakiejś sprawy?… czy pozwoliłaby siebie sprzedać, zrobiłaby wszystko, aby nie dopuścić do takiego małżeństwa…
    … Musimy wspomagać się wzajemnie, Julio, inaczej przepadniemy w świecie zdominowanym przez mężczyzn… jakby feminizm rysował się w myślach Marty. Troska o Julię i jej rozgoryczenie o ograniczenie środków finansowych budzi w Marcie zainteresowanie. A jej plan zapotrzebowania lojalnego i nieświadomego jej intencji sojusznika zaczyna się ziszczać… Czujna, odpowiednio nastawiona małżonka przewodniczącego nadawała się do takiej roli idealnie…
    … Otóż w całej historii gildii handlu niewolnikami nie zdarzyło się, aby na tak ważne stanowisko powołana została kobieta… powrót Raysów do Rady i to jeszcze kobiety ma poważne znaczenie.
    Marta była zaskoczona wynurzeniem się kobiety i w pewnej chwili nie umiała jej pocieszyć. Nie potrafiła jej też przerwać. Czy obydwie stworzą pewien układ, aby pomoc sobie? Czy Marta dalej będzie osobą rozgrywająca swój plan? Ciekawa część ukazująca Martę bardziej empatyczną w stosunku do Julii.

    Pozdrawiam
  • Violet 25.01.2021
    Dziękuję Pasjo za obszerny komentarz. Nadszedł czas w powieści na odkrywanie prawdziwych "twarzy" bohaterów, mam nadzieję, że uda mi się pokazać ich jako ludzi z krwi i kości.
    Pozdrawiam ciepło.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania