Poprzednie częściArystokrata 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Arystokrata 7

Sprawa osobistego niewolnika jej brata nie dawała Marcie spokoju. Robert był okrutny; wyniszczał i pozbywał się swoich osobistych jak rzeczy. Lubił świeży towar, więc rotacja była dość znaczna, na dodatek mało który niewolnik służył mu dłużej niż rok. A Drugi? W przypadku tego jasnowłosego niewolnego, było dość sporo niejasności. Jedną z niewielu rzeczy jakich zdołała się dowiedzieć, był fakt, że służył Raysowi ponad cztery lata i ponadto, czego zupełnie nie rozumiała, Robert dzielił się nim ze swoją żoną oraz jej przyjaciółką, choć obu szczerze nie znosił. Więc o co tu chodziło? Co go w nim pociągało? Kim był, że utajnił jego dane? Drugi zwracał na siebie uwagę, nietrudno było w nim dostrzec iskrę, której pozbawieni byli inni niewolnicy z takim stażem. Stracił wprawdzie mowę ciała człowieka wolnego, bowiem żył w świecie ciągłego zagrożenia, niepewności i strachu, a jednak czuło się w nim jakąś siłę, jakąś wolę przetrwania i nie pogodzenia z tym, co zgotował mu los. Przez myśl jej przeszło, że w pewnym sensie jasnowłosy był wyzwaniem dla jej brata. Tylko po co Robert robił z tego aż taką tajemnicę?

 

– Czy Robert wystawia go na aukcje dla gości z zewnątrz? – spytała, przerywając milczenie.

 

– Nigdy – Martin odparł i zaraz dodał, wiedząc do czego zmierza: – Tylko Wiktoria go miała kilka razy. Psychopatyczna sadystka! Wiele w życiu widziałem, ale tak okrutnie perwersyjnej kobiety nigdy – uzupełnił w zamyśleniu, a jego twarz momentalnie stężała. – Nie wiem, dlaczego Robert to robi… Naprawdę nie wiem…

 

– Może właśnie dlatego – odpowiedziała bez zastanowienia. Jej brat był nieobliczalny w swym wyrachowanym perfekcjonizmie i bezwzględny w dążeniu do celu, a rozwodzenie się nad motywami takiego zachowania było bezsensowne.

 

– Przeglądałam listy gości i klientów, widziałam wśród nich sporo kobiet – zmieniła temat. – Suzann to chodząca reklama. – Nie zdołała ukryć w głosie szyderstwa. – Jej orgietki przechodzą już do legendy.

 

Martin odprężył się i uśmiechnął lekko na takie stwierdzenie.

 

– Myślisz, że takiej reklamy nam potrzeba? Według mnie należałoby ukrócić ten jej pokątny handelek niewolnikami wśród przyjaciółek – zasugerował delikatnie ale stanowczo. – To nie wpływa dobrze na wizerunek firmy, co gorsza, obniża wartość towaru na aukcjach giełdowych.

 

– To zrozumiałe. Więc, wyjaśnij, mi dlaczego jeszcze nic nie zostało uczynione, aby ukrócić ten proceder – przyznała rację. – A co na to Robert?

 

– Próbowałem zwrócić uwagę Robertowi na tę sytuację, ale zupełnie nie reagował. Ostatnio był zajęty wieloma rzeczami, ale to, co wyprawia jego żona zupełnie go nie obchodzi.

 

– Jego żona! – parsknęła – Jak to brzmi! – Rozejrzała się po ośnieżonym parku. – Nie takiej osoby przy nim się spodziewałam… Zajmę się nią i jej małym, pokątnym handelkiem – dodała szybko z mocnym postanowieniem przyjrzenia się sprawie Suzann. Ze względu na wzajemną niechęć, która z pewnością będzie odebrana jako personalny atak Marty na bratową, nie będą to łatwe działania. Praktycznie niewiele ją znała, kontakty pomiędzy nimi dwiema sprowadzały się do koniecznego minimum, a obustronna wrogość narastała z każdym spotkaniem. Do dziś nie pojmowała, czym kierował się jej brat, poślubiając tę próżną kobietę, której świat ograniczał się do pozornego blichtru i seksu. Drażniła ją beztroska tej płytkiej osóbki i lekkość bytu, nie ograniczająca w żadnych ramach obowiązków i norm społecznych. Zastanawiając się nad własnym uprzedzeniem do Suzann, przez chwilę przeszło jej przez myśl, czy przypadkiem nie był to wynik pewnego rodzaju zazdrości o nieskomplikowane, konsumpcyjne podejście do życia. O ile łatwiej być piękną, słodką idiotką nie martwiącą się o przyszłość i zdającą się na to, co los przyniesie…

 

– Ale jednego nie można jej odmówić – Martin wyrwał ją z rozmyślań – i jestem pełen uznania… Ma nosa do niewolników. – Zachęcony zainteresowaniem kobiety, kontynuował: – Nieźle radzi sobie z selekcją, trafnie typuje, kogo do jakiej służby przydzielić. Ma intuicję. W doborze niewolników dla przyjemności jest bezbłędna.

 

– No, akurat to mnie nie dziwi – uśmiechnęła się cierpko. – Pewnych zdolności nie można jej odmówić. Może należy spróbować wykorzystać potencjał pani Rays – zaproponowała z przekąsem. – W końcu na coś może się przyda. Miałaby wreszcie konkretne zajęcie…

 

Atmosfera nieco się rozluźniła. Gdy doszli do ławeczki, wskazała na stylowy ogrodowy mebel. Mężczyzna ochoczo zgarnął śnieg, aby mogli wygodnie usiąść.

 

– Lubisz ją ? – zapytała bez ogródek.

 

Martin odetchnął głęboko, po czym wzruszył ramionami.

 

– Nie wiem – zawahał się. – Jest mi jej tak najzwyczajniej, po ludzku szkoda. W gruncie rzeczy to bardzo samotna i zagubiona osoba…

 

– A ktoś w tym domu nie jest? – wtrąciła, wyciągając przed siebie nogi i strzepując z butów śnieg. – Nie masz wrażenia, że tu każdy jest samotny?

 

– Może, na swój sposób – zastanowił się i dodał: – Ale nie każdy potrafi sobie z tą samotnością poradzić. Niepotrzebnie dała się omotać Wiktorii, ta bezwzględna wampirzyca wykorzystuje ją do realizacji własnych chorych ambicji.

 

– Według mnie są siebie warte. Ich wspólnym celem jest wydawanie pieniędzy na swoje zboczone zachcianki. – Marta miała już wyrobione zdanie na temat bratowej i jej przyjaciółki, ale przyjęła milczącą niezgodę mężczyzny w tej kwestii. – Mniejsza z tym, nie mówmy już o nich dwóch.

 

– Co sądzisz o niepokojących sygnałach z giełdy? – zapytał, chętnie przystając na zmianę drażliwego tematu.

 

Uśmiechnęła się w duchu do siebie. Oczekiwała, że poruszy temat ostatnich wydarzeń w Trybunale, które odbiły się głośnym echem nie tylko w kręgach politycznych. Zastanawiała się, jaką wiedzę posiada w zakresie jej udziału, bo że się domyślał pewnych manipulacji ze strony swej podopiecznej, nie miała najmniejszych wątpliwości.

 

– A co konkretnie masz na myśli? – Natychmiast stała się czujna.

 

– Zamieszania wokół Rady. – Martin nie pozostał dłużny i też nie spuszczał wzroku z dziewczyny. – Giełda nerwowo zareagowała, zaznaczyły się spadki cen niewolników na targach, a my jesteśmy przed inauguracją sezonu aukcyjnego.

 

– Obiło mi się coś o uszy. – Uśmiech na twarzy Raysówny był paskudnie niewinny. – Podobno syn jednego z członków dostarczał broń do dzielnic… Wspieranie buntowników jest trochę niemoralne, mam rację? I jeszcze te posądzenia o korupcję – wykrzywiła usta w teatralnym grymasie odrazy – o obsadzanie stanowisk członkami rodziny… To chyba jakoś się nazywa…

 

– Nepotyzm – wyjaśnił z pewnym znużeniem w głosie. Nawet nie próbował ukryć, że jest świadomy gry, którą w tym momencie prowadziła z nim Marta. – Nie wydaje ci się, że jest to celowe działanie kogoś z zewnątrz?

 

– Nie przesadzasz troszeczkę? W Trybunale zawsze były jakieś zawirowania, a giełda, niezmiennie od lat, na wiosnę próbuje badać rynek – celowo próbowała zbagatelizować jego opinię. – Według mnie tylko niewielka ilość inwestorów zamknęła portfele w nadziei na spadek cen niewolników w niektórych regionach. Zauważyłeś, że na wstrzymanie pozwolili sobie tylko i wyłącznie akcjonariusze dysponujący niedużymi środkami, właściciele niewielkich przedsiębiorstw? Plantatorzy i wydobywcy nie wstrzymają działań na rynku niewolniczym, bo ich najzwyczajniej nie stać na przestoje. Rąk do pracy potrzeba coraz więcej, a siły roboczej jest coraz mniej…

 

– To skąd nagle taki ból głowy u Kantera? Przecież nie przez kilku przewrażliwionych inwestorów? – Martin nie oczekiwał odpowiedzi, za pomocą wyważonej gestykulacji starał się przekonać ją do swoich racji. – Uważasz, że pogłoski o niewiarygodności Rady są niepoważne? W końcu wypadło z niej dwóch członków, a trzeciemu mają być przedstawione zarzuty. Według ciebie nie jest to powód do obawy o stabilność Trybunału, a co za tym idzie, giełdy i naszych interesów?

 

– Może… – Niedbale odgarnęła kosmyk włosów z twarzy. – Skłaniałabym się raczej ku wewnętrznym rozgrywkom o stanowiska – zasugerowała ostrożnie.

Zarządca nabrał powietrza do płuc i pokręcił zirytowany głową.

– To byłoby zbyt proste! – Energicznie podniósł się z ławki i stanął przed kobietą. – Od jakiegoś czasu krążą pogłoski o tworzącym się lobby niewolniczym i – póki co – nieśmiałych jeszcze próbach wywierania nacisku na członków Rady, aby uwolniła kwoty kontraktacyjne, przy jednoczesnym ograniczeniu limitów koncesyjnych. Na takie forowanie kilku klanów Trybunał nie może przystać. To byłoby polityczne samobójstwo… – Martin na chwilę przerwał dla wzmocnienia efektu swoich słów – …ale ze względu na interesy i koligacje kilku członków zarządu, może się podzielić. A jeśli jeszcze komuś z zewnątrz bardzo zależy na rozłamie i przyłoży swoje trzy grosze…

 

– To tylko pogłoski i domysły – ucięła i rozejrzała się po parku. Przez moment zamyśliła się nad tym, co powiedział. Nieświadomie zwrócił uwagę na dość istotną rzecz, która jakiś czas temu przemknęła Marcie przez myśl, ale wtedy zbagatelizowała ją i zapomniała. Dzisiaj w kontekście rozmowy, ten szczegół objawił się w nowym świetle i nie był pozbawiony sensu. Nie miała pewności, ale wiele wskazywało na to, że nie była jedynym rozgrywającym w grze, w której sama starała się ustanawiać reguły.

 

– W każdej plotce jest ziarno prawdy. – Słowa mężczyzny przywróciły ją do rzeczywistości. – Za to nie mam złudzeń, że Holding Rays choćby pośrednio, ale odczuje konsekwencje przyszłych wydarzeń, sprowokowanych przez kogoś bardzo nieostrożnego. W Trybunale jest kilkoro osób mających zbyt wiele do stracenia.

 

– Mocne słowa. – Marta z trudem zachowywała obojętność w głosie. Czuła, że oboje kluczą dokładnie wokół jednego, czekając na odpowiedni moment, by nazwać rzecz po imieniu. Nie miała już wątpliwości, że ten stary wyga wiedział więcej, niżby sobie tego życzyła. – Pewnie masz rację. Znasz tych ludzi od lat i wiesz, kogo na co stać. Za to my mamy wystarczająco dużo własnych kłopotów i nie widzę potrzeby zajmowania się problemami kilku nierozsądnych członków tego, jak to określa mój brat, czcigodnego, stetryczałego gremium, których czas właśnie się skończył.

 

Twarz mężczyzny wykrzywił, w pierwszej chwili niezrozumiały dla niej, grymas smutnego triumfu.

 

– Mówisz to tak spokojnie – stwierdził cicho skupiony, w oczekiwaniu na jej reakcję. – Uważasz, że to są kłopoty personalne, a nie problemy wewnętrzne zarządu Rady? Skąd takie przekonanie? Skąd pewność, że rozgrywki na tak wysokim szczeblu, wśród ciągle jeszcze mocno osadzonych na swoich stołkach arystokratów, nie odbiją się na naszych interesach? Jesteśmy na tyle silni, by stawić czoło władzy?

 

Marta uniosła brew w geście uznania. Martin okazał się dobrym graczem; umiał czytać pomiędzy wierszami zdań, które nigdy nie padły i dostrzegał to, czego nie było widać.

 

– Brawo! Doskonałe pytanie! – Pochyliła się lekko w stronę mężczyzny i powiedziała cicho: – To ty mi powiedz, czy stać nas na bycie uległym wobec Rady, i zezwolić na niejasne działania wokół Radrays Valley?

 

– Dlaczego zaraz uległym? Osobiście uważam, że Holding Rays Valley powinien wstrzymać się od jakichkolwiek posunięć na giełdzie i nie zajmować stanowiska w sprawie Trybunału, szczególnie gdy bezpośrednio nie dotyczy to plantacji Radrays Valley. Przeczekać…

 

Marta prychnęła i poderwała się gwałtownie, stając twarzą w twarz z zarządcą.

– Co chcesz przeczekać? Moment, kiedy nas zdepczą? Funkcjonujemy na mocno wyspecjalizowanym rynku, opierając się na wydobyciu kopalin, które są naszym głównym źródłem dochodów. Nie martwi mnie giełda, ta instytucja żyje własnym życiem nie od dziś. Spadki cen na żywy towar i kruszec, jesteśmy w stanie przetrwać praktycznie bez żadnego uszczerbku, nawet przez bardzo długi okres – mówiła wolno, z namysłem dobierając słowa, jednocześnie obserwując coraz większą konsternację na twarzy mężczyzny. – Za to Trybunał… – W jej głosie pojawił się niemiły akcent. – Nie muszę chyba tłumaczyć, co oznacza dla firmy odcięcie od dzielnic, a takie próby już nastąpiły. Bez taniej siły roboczej wydobycie jest nierealne. Nie da się zastąpić ludzkich rąk maszynami. Nie istniejemy bez niewolników. Nie możemy ciągle być zależni od Trybunału, do którego wchodzą ludzie coraz mniej przychylni Raysom! Nie ma na co czekać, bo zbyt dużo jest do stracenia.

Mężczyzna cofnął się o krok, chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Ujął delikatne, wypielęgnowane dłonie w swoje, tworząc jakby fizyczne i psychiczne połączenie. Nie miała już wątpliwości – przejrzał ją, może nie do końca, ale wystarczająco głęboko. Wyczytała to z jego zmęczonej, nagle pobladłej twarzy i zatroskanego wzroku. Zbyt dużo w życiu widział i przeżył, aby nie kojarzyć poprawnie faktów i dziwnych zbiegów okoliczności.

– Rada jest mocna. Nie poddaje się wpływom i potrafi bronić własnych interesów bardzo skutecznie… – Słowa zabrzmiały bardzo dwuznacznie, jednak bez problemu odkryła ich sens.

– Masz rację, Trybunał jest silny – przymrużyła oczy pełne charakterystycznego blasku, który zwykle zwiastuje psotę – ale nie jest też wieczny.

– Marto… – zaczął niepewnie i bardzo ostrożnie. – Ktoś kiedyś przeciwstawił się Radzie… Chciał zniszczyć… Dla dwóch rodzin skończyło się to tragicznie…

Złociste, zimne oczy panny Rays skupiły się na mężczyźnie, teraz ona ścisnęła jego dłonie, mocno, może nawet zbyt mocno.

– Trybunału nie trzeba niszczyć, trzeba go tylko wymienić – oświadczyła lodowato.

Cisza zrobiła się ciężka i dziwaczna, a świat dookoła porażająco ponury i głuchy. W koronach wysokich dębów zaszumiały nie opadłe, zasuszone liście, targnięte nagłym podmuchem wiatru.

– A skoro poruszyliśmy już temat Standfortów, mam kilka pytań… – Ton jej głosu i wyraz oczu zmienił się diametralnie.

Przez krótki czas nie zrozumiał, co ma na myśli. Takie przeskoki nastroju były typowe dla rodzeństwa Rays i w tym momencie przez chwilę się zagubił. Kiedy sens wypowiedzi kobiety do niego dotarł, spojrzał w dół, rozgarnął stopą śnieg i wsadził ręce do kieszeni. Nie potrafił ukryć niechęci do tego tematu, czego nie rozumiała, bo historia wprawdzie była bolesna, ale już odległa, więc Marta nie przypuszczała, że rozmowa o tej rodzinie, może ciągle stanowić dla Martina jakiś problem.

– Co chcesz wiedzieć? – spytał zrezygnowany.

– Wszystko – odparła krótko jedwabistym głosem

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Karawan 22.08.2017
    Ciekaw jestem technicznej strony Twojego pisarstwa; rysujesz wcześniej osoby i konflikty między nimi czy tylko podstawowe "kolumny" (bohaterowie), a reszta pojawia się w trakcie? Dziękuję za kolejna część.;)5
  • Violet 22.08.2017
    Powieść jest wielowątkowa i kilkoma torami prowadzona, jednak ogniskuje się na kilku głównych postaciach i jednej sprawie, a wszystko to ma miejsce w bardzo krótkim, newralgicznym dla paru osób czasie.
    Dzięki za komentarz i ocenę.
  • Pasja 22.08.2017
    No Marta wzięła się ostro do pracy. Celem jej jest wymiana Trybunału i wprowadzenie świeżości. Standfordy cel numer jeden. Dalej wstrząsnęła mną kwestia niewolnictwa. Bratowa, przyjaciółka i brat zaspokajają rządze jednym niewolnikiem. Znając temperament brata to dziwię się, że blondyn wytrzymał cztery lata. Bardzo fajny ten twój warsztat pisarski, z podziwem chylę czoła za formę i styl i fabułę. Dzięki za dreszcze i ból. Pozdrawiam 5
  • Violet 22.08.2017
    Pasjo, miło Cię znów widzieć w "rezydencji" :)
    Tak, Marta wzięła się do pracy, ma swój cel i szczególną misję, którą za wszelką cenę chce zrealizować. Kwestia niewolnictwa - to trudny temat i bardzo dużo kosztuje mnie pisanie tego wątku; system niewolnictwa będzie objaśniany w dalszych częściach.
    Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam Cię serdecznie.
  • Violet 22.08.2017
    Dziękuję za anonimową jedynkę :)
    Może jakaś sugestia, chętnie odniosę się do ewentualnych popełnionych błędów, których nie dostrzegłam.
    Pozdrawiam tego kogoś.
  • Margerita 26.08.2017
    pięć nie przejmuj się tym
  • Violet 26.08.2017
    Dzięki Mar, oczywiście, że się nie przejmuję :)
  • no ja bez zmian, lubię podoba mnie się i oceny nie zmieniam 5
  • KarolaKorman 05.09.2017
    Martin jest skarbnicą wiedzy, a Marta potrafi to wykorzystać. 5 :)
  • Violet 05.09.2017
    To prawda, Martin jest bardzo ważny dla Raysów.
    Dziękuję i pozdrawiam.
  • Mess 16.02.2021
    Jestem pod wrażeniem Twojego przedstawienia "Gry" wiem, że będziesz raczej wiedzieć o czym mówię. Oczywiście zostawiam 5. Czuje się trochę jakby czytał o mrocznych elfach z Podmroku. Tak czy inaczej zdecydowanie będę czytał dalej.
  • Violet 16.02.2021
    Mess domyślam się. Nie czytałam o elfach z Podmroku, ale porównanie przyjmuję jako komplement, a Twoje zapewnienie każdemu autorowi, nie tylko mnie, sprawia ogromną satysfakcję. Dziękuję za pięć i pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania