Poprzednie częściArystokrata 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Arystokrata 34

Podniecony arystokrata trzymał dłoń na klatce piersiowej niewolnika i kciukiem pocierał sutek. Obie brodawki były sztywne i twarde. Przekonał się już, że młodemu człowiekowi nie brakowało wytrzymałości i hartu. Mógł się trząść, drżeć, nawet szlochać, ale Robert odkrył, że w tym samym czasie zamykał siebie w czymś w rodzaju kokonu. Poddawał ciało, a jednocześnie skrywał przed nim swoją osobowość. Bardzo żałował, że w porę nie spostrzegł, jaki rarytas mu się trafił, ale ciągły pośpiech, ekstremalne warunki nie sprzyjały baczniejszemu przyglądaniu się towarowi z góry skazanemu na krótki żywot.

Delikatnie ściskał i skręcał wrażliwą skórę, testował jego granicę bólu. Zastanawiał się, kiedy wyda pierwsze jęki i w jaki sposób zapanuje nad ruchem obronnym; jak drobne, posiniaczone od wielokrotnego pieprzenia ciało zareaguje na inny niż dotychczas dotyk. Każdy centymetr skóry i mięśni pamiętały bezlitosne, przedmiotowe traktowanie.

Do tej pory zabierał się do szczeniaka bez tracenia cennego czasu, podczas przerw pomiędzy akcjami w dzielnicach. Kazał rozbierać się niewolnikowi z ubogiej odzieży, rzucał go na czworaka i nie widząc potrzeby przygotowywania chłopaka na bezwzględną penetrację, wsuwał się w jego tyłek, aby używać tymczasową zabawkę dla wytchnienia i ulżenia sobie. Wtedy jeszcze małolat się bronił, płakał i błagał. Pobudzał w Robercie zaciekłość i agresję, ale tego też oczekiwał taki mężczyzna jak Rays – dominujący i silny, potrzebował pobudzenia i stymulacji walką ofiary. Oddzielenie człowieka od przedmiotu należało do zupełnie nieistotnych spraw, bo w uroczej twarzy i idealnym ciele, widział kupioną i opłaconą własność do służenia, zapewnienia rozrywki i niczego więcej. Paradoksalnie, dzięki takiemu zachowaniu chłopak zwrócił na siebie uwagę człowieka, który dwukrotnie uratował mu życie. Pierwszy raz, gdy pod wpływem niezrozumiałego impulsu kupił ludzki odpad, a drugi - kiedy postanowił nie oddawać go na „zajeżdżenie” swym towarzyszom i pozwolił doczekać przyjazdu do Radrays Valley

Podekscytowany pomysłem na ułożenie sobie nowego niewolnika i ukontentowany rozegraniem Cichego, uznał, że poświeci czas drobnemu facecikowi i wyrwie go z klatki niepodległego bytu, którą sobie stworzył. Podejrzewał, że może to być ciężka praca, testująca cierpliwość i kontrolę nad rzadko powstrzymywanymi popędami, ale intuicja podpowiadała, że się nie rozczaruje. Musiał tylko odkryć najsilniejszy i najsłabszy punkt w jego psychice, reszta stanie się fascynującą częścią procesu naprawczego.

Palcem stuknął chłopaka delikatnie w policzek i wzrokiem nakazał siebie rozebrać. W tej dość intymnej czynności wykonywanej przez spanikowanego sługę tuż przed jego zerżnięciem, znajdował wyjątkową uciechę, zwłaszcza kiedy w bonusie jeszcze trafiała się okazja, do bolesnego wymierzenia kary za nieodpowiednie zachowanie lub brak szacunku wobec… czegokolwiek.

Robert Rays odprężony i gotowy na intensywne doznania spoglądał, jak chłopak wywiązuje się ze swoich obowiązków. Bez pośpiechu zdjął krótki płaszcz, lekko drżącymi dłońmi uporał się z klamrą skórzanego paska i dopiero podczas rozpinania koszuli, po odsłonięciu opatrunku na torsie Roberta zestresował się. Po chwilowym zawahaniu ostrożnie, aby nie urazić zranionego miejsca, kontynuował czynność, podczas której z namaszczeniem i starannością odkładał złożone części garderoby. Robert skrzywił usta w nikłym uśmiechu - szanował czy opóźniał? Przypadkowe dotknięcia szerokiej i umięśnionej klatki piersiowej u jednego wywoływały zdenerwowanie o to, co zaraz nastąpi, a u drugiego zwiastun niedalekiej przyjemności.

Za sprawą kliknięcia palcami mały niewolnik zsunął jego spodnie i wtulił twarz w genitalia. Wdychał zapach właściciela, a gdy delikatnie zaczął wodzić ustami i językiem po grubym członku, Rays poczuł znajomy impuls budzącego się podniecenia w klatce piersiowej. Przejechał dłońmi po szczupłych ramionach, chudej szyi i odsunął twarz blondyna od swego krocza, aby przez chwilę przyjrzeć się efektownej, wąskiej obroży wykonanej z lekkiego metalu. Z wytłoczonym nowym imieniem nadanym przez Raysa i numerem identyfikacyjnym, była jedyną rzeczą na nagim ciele niewolnego. Robert w duchu przyznał, że idealnie dobrano przedmiot do drobnego sługi i chociaż początkowo nie miał zamiaru go ewidencjonować, to w sumie przyjął bez zastrzeżeń, jak się domyślał, samowolną inicjatywę nadzorcy.

Wznowił zabawę i lewą dłonią rozwarł przyjemnie miękkie i ciepłe wargi. Włożył palec i badawczo przejechał nim po dolnych zębach. Spoglądał w rozszerzone źrenice i powoli dociskał język. Nie musiał nic mówić, aby niewolny posłusznie trzymał nieruchomo głowę i otwarte usta, gdy wprost do gardła wsuwał drugi. Gdy to samo uczynił z trzecim, chłopakowi załzawiły oczy i zaczął walczyć z napięciem oraz dyskomfortem, a wszystko po to, aby nie kaszleć i nade wszystko nie zakrztusić się.

Arystokrata zamruczał błogo i wyjął zaślinione palce, a prawą ręką lekko uderzył krótko ostrzyżonego blondynka w tył głowy. Z satysfakcją obserwował niewolnika, kiedy z całych sił chciał odgadnąć pragnienie swojego właściciela. Zabawne, jak bardzo starał się przewidywać jego żądania i gdy zdezorientowany innym niż zwykle zachowaniem mężczyzny nerwowo zaciskał pięści. Uniósł brwi i spojrzał wymownie w dół, chłopak podążył wzrokiem za jego spojrzeniem.

Na widok wyprężonego członka z kroplą błyszczącego śluzu na koniuszku oraz tego, co zaraz miało nastąpić, blondynek wzdrygnął się i odwrócił twarz od dużego, twardego organu i muskularnych ud swego właściciela. Przyspieszony oddech i sposób w jaki zagryzł wargę, świadczyło o tym, jak dzieciak wewnętrznie walczył ze sobą. I to było dobre, tego oczekiwał, walki i uległości, szaleństwa i zależności; mógł zrobić z tym małym mężczyzną, co tylko chciał.

Ciche cmoknięcie dezaprobaty sprawiło, że natychmiast okazał posłuszeństwo i delikatnie owinął ustami żołądź. Robert, aby nie wepchnąć się na siłę w małe usta i od razu zerżnąć głęboko w gardło, musiał powstrzymać instynkty, których poziom agresji, jak zwykle w takiej sytuacji podniósł się wysoko. W zamian za to, jedną ręką uniósł podbródek chłopaka i zmusił, aby wciąż patrzył mu w oczy, a drugą nakierował jego dłoń na swój członek. Osobliwie wyglądał nadgarstek niemal tego samego rozmiaru co obwód penisa. Chociaż używał Lana już wielokrotnie, widok małego ciała wciąż pobudzał. Dopiero teraz odkrył, jak dużo przyjemności mogą dać drobne palce. Objął prawie całą szyję sługi i leciutko przysunął w stronę krocza napięte ramiona. Blondynek karnie podążył za wskazaniem i nie spuszczając wzroku z twarzy ciemnowłosego właściciela, zaczął połykać członek, a dłonią pieścić ciężkie jądra. Robert w tym czasie obserwował, jak szeroko otwarte szczenięce oczy napełniają się łzami, gdy wbijał się powoli w ściśnięte gardło, jak walczył z odruchem wymiotnym i ile trudu wkładał, aby wytrzymać coraz intensywniejsze ruchy. Przycisnął na chwilę głowę Lana do podbrzusza i poczuł jego gorący oddech oraz słaby opór wynikający bardziej z odruchu niż woli. Niewolny miał niewielkie pojęcie o seksie oralnym, ale starał się, ssał, delikatnie drażnił wędzidełko i próbował nadążać za ruchami bioder swego pana, chociaż coraz częściej brakowało mu powietrza, gdy duży penis wdzierał się niemal do przełyku, gwałtownie rozsuwając miękkie ściany. Rays czuł, jak kolejne krople ejakulatu wędrowały do zaciskającego się gardła i zastanawiał, jakim cudem dzieciak przyjmował penisa niemal po same jądra.

Młodziak pomimo braku doświadczenia robił wszystko, co w jego mocy, aby nie wypuścić z ust dużego członka i Robert zdawał sobie sprawę, że czyni tak z dwóch powodów – strachu przed biciem, które do tej pory zastępowało grę wstępną oraz złudzenia, że w ten sposób zaspokoi właściciela. Rays nie miał najmniejszych wątpliwości, co do intencji młodego – teraz uległy, ale na pewno niezłamany. Czytał to w jego oczach za każdym pchnięciem, każdym pstryknięciem palców, widział w napiętych mięśniach i w nieświadomie zaciskanych co rusz pięściach. Było jasne, że w tym momencie zrobi wszystko, co chłopakowi rozkaże, gdyż jego umysł nakazywał mu się chronić i nadal też trzymał się myśli, że jego ciało należy do niego. Świadomie lub nie podjął grę z Robertem, dla którego swobodny seks nie istniał tak samo, jak związek pomiędzy oddzieleniem człowieka od przedmiotu.

Takiego go chciał! Chciał Drugiego w młodszym wydaniu.

Coraz bardziej podniecony Rays z frajdą obserwował poruszającą się pod wpływem głębokiej penetracji grdykę, rozkoszował rumieńcami na twarzy i wyciekającą śliną z wilgotnych, zaczerwienionych warg. Z niechęcią wycofał członek, gdy w pewnym momencie rozpierany i dławiony chłopak nie zdążył złapać oddechu i zakrztusił się. Walcząc z torsjami nie tylko zacisnął powieki, ale też usta, a ratując się przed upadkiem z pufy, oparł dłońmi o kolana swego pana. Robert zignorował wystraszone pytające spojrzenie oraz nieświadome uchylenie się przed spodziewanym uderzeniem w głowę za dotknięcie, postanowił tym razem odpuścić małolatowi nieuwagę. Świadomość reakcji niewolnych uwrażliwionych na rozkazy, tym razem powstrzymała go przed wyegzekwowaniem bezwarunkowego posłuszeństwa. Usatysfakcjonowany seksownym widokiem przytrzymał jedną ręką penisa u nasady, a drugą głowę niewolnika za policzek. Blondynek szybko przełknął nadmiar śliny i ponownie otworzył szeroko usta. Mężczyzna przyłożył pulsujący członek i przesunął czubkiem po dolnej wardze, a tuż przed gorączkowym wniknięciem do środka poklepał nim wystawiony język i docisnął głowę. Dzieciak zaskoczony odmiennym zachowaniem do tej pory brutalnego właściciela, podwoił starania. Przy charakterystycznym akompaniamencie mlaskania, głośnego oddychania przez nos i błogiego pojękiwania, połykał penisa imponująco głęboko, a zaraz potem nieco płycej, aby ssaniem udobruchać obsługiwanego mężczyznę.

Robertowi nie umknęło, że starania pełne wyczekiwania, których dokładał Lan, były nastawione na szybkie zaspokojenie swego właściciela i bardzo mu się podobała wizja przedstawienia niedoświadczonemu jeszcze słudze, że szybkie, brutalne numerki do jakich przywykł przez kilka tygodni na dzielnicach, to tylko preludium do poznania właściwych oczekiwań wobec niewolnika do przyjemności. A nieznośny głód żądzy skamlał…

 

Lan z autentycznym strachem nasłuchiwał kroków ciemnowłosego mężczyzny, który uważał go za swoją własność. Klęczał przy wielkim łożu od kilku godzin, odkąd dwóch ludzi przyprowadziło go ponownie do sypialni i w żadnym wypadku nie wolno mu było się stąd ruszać, o ile nie chciał wylądować w pokoju zabaw. I chociaż nic nie wiedział o tym pomieszczeniu, to na pewno nie zamierzał się tam znaleźć, a w dodatku zbyt dobrze odczuł na własnej skórze, jak boli najmniejsze nieposłuszeństwo. Nie chciał być igraszką sadysty, ale nic też nie mógł zrobić, zwłaszcza od czasu, gdy tu przybyli. Od aukcji nie miał szans na ucieczkę. Pilnowany przez dwóch osobistych na dzielnicach, osaczony bandą żołdaków, nawet nie mógł marzyć o wyrwaniu się z rąk oprawców. Osłabiony od bicia i seksualnych tortur z dnia na dzień tracił siły i wolę walki. Po podróży w miejscu, do którego przybyli, też nic się nie zmieniło. Pierwszej nocy ciemnowłosy sadysta pastwił się nad nim, a właściwie nad jego tyłkiem, bardziej niż zwykle i to jeszcze w obecności innego niewolnika. W tamtym miejscu, gdzie go pochwycono i wystawiono na sprzedaż jak jakieś zwierzę, chłopakowi wydawało się, że nic gorszego już nie może mu się przytrafić. Nie wiedział, jak bardzo się wtedy mylił.

Stał się wbrew woli niewolnikiem przystojnego mężczyzny, od którego zawsze czuć było przyjemny zapach perfum i który bezwzględnie egzekwował swoje prawo do jego ciała. Około dwóch tygodni przebywał w prywatnej kwaterze jakiegoś budynku na terenie dawnych koszar i początkowo przykuty za nogę długim łańcuchem do filaru, a potem puszczony wolno pod czujnym okiem osobistego niewolnego, służył arystokracie jak najpodlejsza dziwka. Niewiele pomagała świadomość, że nie był jedynym niewolnikiem wykorzystywanym w ten sposób. Większość mężczyzn o wysokiej randze w ekipie najemników z Południa, posiadała takiego nieszczęśnika i bywało, że niektórzy z różnych względów zmieniali obiekty dla swych wynaturzeń niemal każdego dnia.

Jeszcze większym błędem okazała się wiara w możliwość ucieczki i odmianę losu z miejsca oraz kraju całkowicie chłopakowi nieprzyjaznego oraz odmiennego od tego, który znał. Uświadomiono mu to minionej nocy, kiedy został poddany upokarzającym zabiegom przez kilku rozbawionych dowcipnisiów w obrożach.

Nagi, skuty kajdankami z łańcuszkiem za szarpanie się pod prysznicem, z trudem znosił golenie całego ciała, a w szczególności miejsc intymnych. Przyrównanie go do kobiety raniło dumę młodziutkiego mężczyzny. Położony na jakiejś leżance z rozłożonymi szeroko nogami, z zaciśniętymi zębami ulegał sprawnym dłoniom, gmerającym przy przyrodzeniu i kroczu. Za próbę zaciśnięcia pośladków był karany wpychaniem na siłę do tyłka palców. Wystawiony w taki sposób na widok każdego, kto miał akurat w tym momencie ochotę wejść do pomieszczenia kąpielowego i przygotowalni, mógł czuć się upokorzony, ale prawdziwym poniżeniem okazała się dopiero lewatywa. Wprawdzie doświadczał jej jeszcze na dzielnicach, gdy spodziewano się, że właściciel zechce użyć swego „dna”, ale robił to zawsze ten sam osobisty pana w prywatnej łazience z dala od innych gapiów. Tutaj traktowany przedmiotowo, zapewne jak wielu innych niewolników, wśród niewybrednych komentarzy przyjmował w siebie litry na przemian lodowatej i ciepłej wody z jakimś płynem. Grubsza od palca końcówka wciskana głęboko w otwór penetrowała obolałe, niemające kiedy do końca się wygoić mięśnie. Wypowiadane uszczypliwie teksty o kojącym i leczącym działaniu wpompowanego żelu, o rozpieraniu zwieracza i czekających go uciechach niemal nie docierały do zażenowanego sytuacją niewolnika, spodziewającego się za chwilę jeszcze większej kompromitacji przy wypływaniu brudnej wody.

W końcu oczyszczanie się skończyło i poczucie ulgi spłynęło na udręczone ciało, i kiedy stał drżący na środku sporego pomieszczenia, z mokrym tyłkiem i genitaliami, stało się coś, co wywróciło kompletnie i tak już jego zrujnowane życie.

Lekarz, który po wszystkich zabiegach higienicznych badał niewolnego za pomocą niedużego podajnika, wstrzyknął w okolice potylicy chipa. Chwilę potem założono mu metalową, dopasowaną obręcz. Silne wyładowanie elektryczne wstrząsnęło zdezorientowanym i oszołomionym chłopakiem i w ten sposób obroża zsynchronizowała się z wprowadzonym wcześniej urządzeniem. Oznaczało to, że Lan został wprowadzony do domowej bazy danych. Dla świata zewnętrznego stał się numerem przynależnym do nazwiska właściciela i wskazanego miejsca pobytu. Świadomość, że dokonało się to, czego starał się nie dopuszczać do siebie, a wręcz wypierał, sprawiła, że wbrew przestrodze poznanego wczoraj wieczorem niewolnika, nie był w stanie przełknąć podanego posiłku. Nagłym brakiem apetytu nikt się oczywiście nie przejął i zgodnie z zaleceniem, funkcyjny niewolnik tym razem bardzo uważnie podał mu dożylnie płyny. Podczas wprowadzania do organizmu odżywczych substancji, pokrótce objaśnił także jaką rolę miał pełnić w sypialni jednego z największych arystokratów Południowego Kontynentu i jak niewiele znaczył w tym miejscu dla kogokolwiek. Z ponurą wiedzą i jeszcze ciemniejszymi myślami został odprowadzony na powrót do apartamentu właściciela w swym nowym domu. Zapewniony o nierychłym powrocie Roberta Raysa uległ krótkiej i niespokojnej drzemce.

Nie miał pojęcia, na jak długo przysnął, ale gdy się ocknął oparty o łoże, które ponoć nie służyło do spania, a jedynie do uciech właściciela, niebo za oknem wskazywało na późne popołudnie. Obolałe ciało ani trochę nie zregenerowało się podczas męczącego snu. Odpoczynkowi nie sprzyjała klęcząca pozycja i brak okrycia w chłodnym pomieszczeniu. Próbował zapanować nad drżeniem z zimna i strachu. Cholernie frustrowała świadomość, że poza oczekiwaniem i nerwowym nasłuchiwaniem ruchu za drzwiami, nic więcej nie mógł zrobić. Serce mu o mało nie wyskoczyło z piersi, gdy do sypialni na kilka chwil wszedł Blas. Poznał go już na dzielnicach i teraz czujnie obserwował, jak wyraźnie zadomowiony kręcił się po apartamencie. Prawdopodobnie sprawdzał porządek i przygotowanie pomieszczeń przed powrotem właściciela. Od samego początku wyczuwał w nim coś niepokojącego, nie potrafił określić czemu, ale intuicja cały czas podpowiadała chłopakowi, że nie znajdzie w nim bratniej duszy. Wysoki, długowłosy osobisty Pana, co i raz upewniał go o słuszności przeczucia. Tym razem też skorzystał z okazji, by pod pozorem skorygowania pozycji uległego, przesunąć dłonią po nagim boku i pośladku aż do krocza. Chłopak się szarpnął, a ubrany jedynie w obcisłe spodnie mężczyzna zachichotał piskliwie i podążył w kierunku wyjścia. W otwartych drzwiach odwrócił się jeszcze i znacząco przejechał językiem po ustach. Lan odwrócił wzrok, a po ciele przeszły mu ciarki na wspomnienie rzucanych aluzji w przygotowalni i już nawet nie chodziło o to, co mówił, ale w jaki sposób to robił. Dużo satysfakcji sprawiało Blasowi, nazywanemu przez innych tam obecnych Hieną, opowiadanie co z nim będzie robił jego pan i że wszystkie poprzednie stosunki będą niczym w porównaniu z tym, co go dopiero czeka. Lan instynktownie wyczuwał, jak się zachowywać, żeby nie prowokować sadysty do bicia, ale wiedza usłyszana od ludzi, z którymi tutaj się zetknął, przerażała go coraz bardziej. Rozmowa z pobitym niewolnikiem też zdawała się potwierdzać ich słowa i teraz już nie wiedział, co sądzić o tym, z czym przyszło mu się mierzyć i jak dalej funkcjonować.

A tymczasem samotny i bezbronny czekał na swego oprawcę. Strach paraliżował go do tego stopnia, że nie podejmował żadnych prób obrony. Bał się bicia, tortur i każdej kolejnej godziny w swoim przegranym życiu. Pozwalał się ruchać mężczyźnie i to już było uwłaczające, ale że robił wszystko, żeby go zadowolić tylko dlatego, aby mu podobnych nie było wielu, sprawiało, że czuł do siebie obrzydzenie. Nie chciał tego metalu na szyi; nie chciał, aby ciemnowłosy arystokrata zabrał go na orgię jako zabawkę dla innych zboczeńców; nie chciał się bać. Pragnął tylko obudzić się z koszmarnego snu, być wolnym i powrócić do domu. Od kilku godzin dojrzewała w nim jedna myśl, ale jej też się bał.

Szedł…! To był on. Wszędzie rozpoznałby energiczne, szybkie kroki. Wraz z naciśnięciem klamki, serce chłopakowi podskoczyło do gardła, a przez całe ciało przebiegł zimny dreszcz. Szybko ściągnął łopatki i przyłożył głowę do podłogi, dłonie splótł na plecach i w takiej niezwykle niewygodnej pozycji zastał go właściciel. Czternaście kroków potrzebował Robert Rays, aby wywołać skurcz w żołądku uległego. Lan mocno zacisnął powieki w nadziei, że stanie się niewidzialnym. Niestety.

Nie mógł zobaczyć, ale wyczuł, że Pan podniósł leżący tuż obok krótki bacik i napiął się w oczekiwaniu na uderzenie.

Jeden, dwa, trzy… doliczył do trzydziestu kilku i nic się nie wydarzyło, chociaż wyraźnie odbierał na sobie palący wzrok i słyszał coraz głośniejszy, ale miarowy oddech mężczyzny. Chłopak za wszelką cenę pragnął zapanować nad lękiem i niekontrolowanym mrowieniem ciała. Jeden, dwa, trzy… trzydzieści dziewięć, czterdzieści, czterdzieści jeden… Liczenie pozwalało mu skupiać się na czymś innym, uspokoić rozdygotane wnętrze, dzięki czemu nie poddawał się szaleństwu i okazywaniu słabości, tak jak to robił wcześniej. Na początku bronił się przed tym sadystą, kopał i gryzł, ale przystojny łowca, na głos dzieląc się z nim swoimi przemyśleniami w temacie takiego zachowania, wymierzał razy: za jedno ugryzienie - dwa ciosy w głowę, za kopnięcie - dwa w żebra, cios otwartą dłonią w twarz dostawał za drobne uchybienia. Potem już tylko płakał, nie tyle z bólu ile z upokarzającej bezsilności. Nie miał z nim żadnych szans, chyba że wysiłek w obronie ciała skierowałby na ochronę umysłu przed dotykającym go bólem i nade wszystko wstydem. Nie wstydził się siebie, wstydził się tego, co z nim robił ten dewiant. Nauczył się skupiać na liczeniu pomiędzy biciem a oczekiwaniem na torturę, w trakcie rżnięcia i po nim, cyferki odwracały uwagę od poniżenia.

Pan sięgnął do jego twarzy i zdecydowanym naciskiem długich palców nakazał unieść głowę, a potem nakierował twarz w taki sposób, aby patrzył na niego. Miał ochotę splunąć w twarz arystokracie, na której nie malowała się najmniejsza emocja, i w oczy, które sadystycznie karmiły się jego paniką, a jednocześnie był gotów błagać o litość.

Kliknięcie. Podążył za jego wzrokiem skierowanym na skórzany klocek. Natychmiast wykonał polecenie, nie zważając na zdrętwiałe członki.

Jeden, dwa, trzy… uderzenie? Jeszcze nie. Cztery, pięć, sześć, siedem… teraz powinien uderzyć w twarz. Bardzo lubił go bić po twarzy. Osiem, dziewięć… Dotyk, tylko zwykły dotyk.

Macał, pocierał, zachowywał się inaczej niż zwykle, jakoś tak łagodnie. Nie szarpał, nie rzucał nim i nie wciskał paznokci… jeszcze? Bez słów nakazał, żeby go rozebrał. Lan już znał tę zachciankę. Nie znosił tego robić, nienawidził dotykać jego skóry, nie mógł patrzeć, jak zaczynał się podniecać, jak pożerał go wzrokiem i oceniał.

Omal nie zapomniał, że zawsze trzeba zacząć od paska i wyciągnąć go ze szlufek, zwinąć sprzączką do wierzchu i położyć w pobliżu w taki sposób, aby się nie rozwinął, kiedy Panu najdzie ochota posłużyć się pasem, który dotkliwie wpijał się w nagie ciało. Jakiś czas temu uderzenie metalową częścią skórzanego gadżetu wpoiło mu tę naukę już na całe życie.

Nie wolno pozwolić eleganckim ubraniom uderzyć o podłogę.

Rozporek, jeden, dwa, trzy… spodnie nie mogą się zsunąć, dopóki nie rozepnie wszystkich guzików koszuli.

Jeden, dwa, trzy, cztery, tylko spokojnie, bez pośpiechu, żeby pan mógł się napawać… pięć, sześć… Powoli odsłaniać idealnie wyrzeźbione ciało.

Siedem, osiem, dziewięć… i nieuchronnie zbliżał się do tego, czego panicznie chciał uniknąć… bielizna.

Najtrudniejsze było pierwsze dotknięcie ustami i liźnięcie ociekającego lepką mazią członka, zapanowanie nad mdłościami i przyzwyczajenie się do specyficznego zapachu. Dziś Pan był cierpliwy i jakby odprężony. Nie wypowiedział ani jednego słowa, tylko spoglądał.

Już nauczył się, jak on lubi – szybko i bezwzględnie. Teraz wszystko działo się powoli, spokojnie. Nowa nauka o nieprzewidywalnym zboczeńcu.

Zdaje się, że miał go nie tylko obsługiwać, ale i czcić. Mężczyzna badał każdy dreszcz na jego ciele i każdy grymas, szczególnie gdy muskał kutasem lekko uchylone usta. Dużego i grubego z ciężkimi jądrami, na sam widok już go bolał tyłek. Wbrew sobie posłusznie wciskał w te olbrzymie genitalia twarz, ocierał się o nie i pieścił. Wdychał moc i dominację Roberta Raysa, który go brał, jak chciał i kiedy tylko chciał i którego nienawidził z całego serca.

Kliknięcie.

Lan cicho wypuścił powietrze z płuc i przez zaciśnięte gardło przełknął ślinę, po czym wysunął język i delikatnie polizał trzon. Gdy nieświadomie przymknął powieki, otrzymał przypominające szturchniecie w głowę, na szczęście zaledwie szturchnięcie. Natychmiast podniósł oczy i napotkał chłód źrenic właściciela. Zadygotał nie tylko od pieszczotliwego dotyku na ramionach.

Z oporem szerzej rozchylił usta i wargami objął samą żołądź. Znajomy słony smak… Nie chciał tego robić!

Jeden, dwa, trzy, cztery… to tylko kawałek mięsa.

Czuł pulsowanie twardego penisa i silny, męski zapach. Znowu się godził, żeby członek szorował po jego języku, dotykał migdałków i wypychał policzki mocno uderzając w ścianki. Wstydził się łez, które niekontrolowanie wypływały z oczu i że dusił się zakneblowany nabrzmiałym organem. Starał się maksymalnie skupić na członku, nie dopuszczając myśli, że ten potężny kutas rozrywał mu wcześniej tyłek i że niewątpliwie za chwilę zrobi to ponownie. Ssał go w akompaniamencie głośnego mlaskania, bawił napletkiem i drażnił wędzidełko w nadziei, że ten sadysta nie uderzy go, nie zmaltretuje jak tamtego niewolnika. Nasłuchiwał mruczenia, stękania i obserwował przymrużone z rozkoszy oczy, spodziewając się nadchodzącego orgazmu sapiącego lubieżnie Raysa.

Nie chciał słyszeć, kiedy będzie dochodził, i nie wierzył w to, że przygotowuje się do przyjęcia jego nasienia. Żeby tylko się nie zakrztusił, albo zbyt wiele nie wyciekło z zaślinionych ust… Nienawidził siebie!

Jeden, dwa, trzy… sześćdziesiąt jeden, sześćdziesiąt dwa…

 

Robert wyjął ociekającego śliną penisa z ust zdziwionego niewolnika. W szeroko otwartych oczach młodego dostrzegł obawę, że coś źle zrobił i spodziewał się kary. Dobry ruch, nigdy nie powinien wiedzieć, co go czeka.

Ponownie strzelił palcami i zrobił obrót dłonią. Chłopak przez chwilę nie rozumiał polecenia, ale gdy go lekko pchnął, pojął, że ma się położyć na plecach i rozłożyć na bok nogi. Arystokrata cmoknął z dezaprobatą, a niewolny w odpowiedzi natychmiast rozsunął je szerzej. Podobało mu się, jak zdenerwowany dzieciak wpatrywał się w Roberta w oczekiwaniu na znak i jak stara się go przewidywać. Przejechał palcami po gładkim rowku i trącił małe w porównaniu z jego własnymi genitalia. Niewolny zadygotał i ledwo zapanował nad obronnym odruchem zaciśnięcia ud. Robert nie pierwszy raz przyuważył, że dzieciak gorliwie stosuje się do wpajanej nauki, żadnych ruchów bez pozwolenia - zbyt gorliwie.

Psychiczne zdominowanie dla fizycznego obezwładnienia – Lan był warty wkładanego w niego wysiłku tresury. Bardzo sporadycznie osobiście zajmował się układaniem niewolników, właściwie ten drobiazg był trzecim, któremu postanowił poświęcić czas, dopiero trzecim wartym zachodu. Pochylił się nad szczupłym ciałem, przebiegł dłońmi po ramionach, mostku i brzuchu wyczuwając przyspieszone bicie serca. Arystokrata pogładził świeżo wygolone krocze i przyłożył palce po obu stronach gładkiego zwieracza. W odpowiedzi oddech niewolnego stał się krótki i płytki. Wcisnął do środka kciuk i uważnie spoglądał, jak mocno zaciskają się mięśnie. Drugą ręką uderzył w jądra, chłopak zapiszczał z bólu, ale pozostał na miejscu. Do wrażliwego otworu dołożył drugi palec. Ciepły zwieracz początkowo zacisnął się kurczowo, potem jednak rozluźnił i znów ścieśnił, zupełnie jakby zasysał. Otwierał chłopaka w nieprzyjemny sposób, wyciskając z jego gardła kolejne sapnięcia, ale widok jego walki z własnym odbytem był niezwykle podniecający. Zamknął mu usta dłonią i dalej posuwał wrażliwe mięśnie suchymi palcami drugiej ręki. Zaimponował Robertowi, gdy pomimo sztywnienia z braku tchu, niemal się nie poruszał, a jedyną oznakę sprzeciwu wyczuwał we wnętrzu śródręcza tłumiącego jęki i gorący oddech. Kiedy szykował się dołożyć środkowy, blondynek rozpaczliwie zamrugał powiekami. Tego oczekiwał, Lan zepchnął dumę na drugi plan. Zadowolony natychmiast zabrał rękę z jego ust.

- Proszę, Panie. Proszę o nawilżenie – zaczął na wydechu. – Proszę, żebyś mnie nawilżył, kiedy będziesz mnie pieprzył – wydusił z siebie, a wraz ze słowami na policzki niewolnika wypłynęły mocne rumieńce. – Błagam…

Uśmiechnął się i kolejny raz pstryknął palcami.

Tym razem chłopak od razu wiedział, co zrobić. Odwrócił się tyłem do właściciela i klęknął. Rays przysunął się i dotknął wąskich bioder, a potem ześlizgnął ręce na krągłe pośladki. Z przyjemnością gładził napięte mięśnie pleców i zroszoną potem skórę. Na subtelne muśnięcie sutki stwardniały, wciąż wrażliwe na dotyk po niedawnej torturze. Szorstko pochylił chłopca, a kiedy ten oparł się na łokciach, docisnął między łopatkami, aby maksymalnie go wypiąć i zmusić do odpowiedniego uniesienia tyłka.

Był taki piękny!

Podniecony arystokrata otwartą dłonią uderzył w zgrabny pośladek, a za chwilę w drugi. Zanim ponownie wymierzył klapsa, oba spięły się mocno i oprócz zarumienienia przybrały seksowny kształt. Niewolny starał się zdusić niekontrolowany okrzyk bólu, poprzez wciskanie twarzy w sztywną skórę klocka, ale nie udało się. Rays sięgnął po flakonik, odkorkował i wyżej podciągnął biodra chłopaka. Wylał odrobinę mazi na wyeksponowany zwieracz i nasmarował również swój członek. Robert miał przed sobą nagie, w pozycji na „na czterech”, zupełnie zdane na jego widzimisię drobne ciało i musiał walczyć ze sobą, by nie posiąść go tak, jak najbardziej lubił. Głód zaspokojenia przybierał na sile i zaczynał tracić nad sobą kontrolę, a przecież planował inaczej. Wystarczyło, aby przyciągnął go na brzeg pufy…

 

Właściciel pomiętolił obolałe od klapsów pośladki i bez najmniejszego wysiłku podciągnął jego biodra do góry, by mieć idealny dostęp do tyłka. Lan zagryzł wargę w odpowiedzi na lubieżne obmacywanie wrażliwego na dotyk nawilżonego już otworu. Bezsilna złość go ogarniała, gdy odgadywał perwersyjne zadowolenie i irytujący uśmiech na twarzy arystokraty, kiedy odwlekał moment wepchnięcia kutasa do jego rozpalonego i obolałego wnętrza. Chłodny lubrykant przyniósł na chwilę ulgę. Na samą myśl o tych razach, gdy mężczyzna brał go na sucho lub tylko przy użyciu śliny, zbierało go na mdłości. Duszącego bólu tarcia twardego członka o nienawilżone ścianki w pulsującym wnętrzu nie da się w żaden sposób zapomnieć, tak samo jak tego, że musiał w poniżający sposób prosić o zwilżenie, o wilgoć, która przynosiła fizyczne ukojenie.

Kliknięcie, jak strzał z pistoletu.

Lan bezwiednie zacisnął dziurkę i przyjął pozycję suki. Przekręcił twarz, by położyć policzek na chłodnej skórze i wyciągnął ręce do tyłu, aby złapać swoje pośladki. Pan przyłożył kutasa do wilgotnego zwieracza i niespiesznie pchnął. Żołądź dostała się do środka. Chłopak sapnął. Jego ciało przyzwyczajało się do wielkiego intruza, do kolejnego rozpychania i do tego, że coś w sobie miał.

Jeden, dwa, trzy… zanim naprawdę zacznie boleć.

Jeszcze raz zgubił się w liczeniu przez ten kompletnie inny seks. Chłopak ze zdziwieniem stwierdził, że bez brutalnego wtargnięcia i ordynarnego rżnięcia od samego początku, uczucie pieczenia i dyskomfortu szybko mijało. Dalej czuł gorąco i pieczenie, ale nie takie jak wtedy, kiedy penis rozrywał go od środka do tego stopnia, że zaczynał krwawić.

Cztery, pięć, sześć… Mężczyzna naparł odrobinę mocniej, a Lan głośno stęknął, jeszcze jedno poruszenie biodrami i pojawiło się nieznośne uczucie wypełnienia, ale także niemal nieznane chłopakowi rozluźnienie. Spokojna i ostrożna penetracja dawała zaskakująco inne doznania, chyba także przez to, że Pan ani razu go nie uderzył, nie licząc oczywiście bolesnych klapsów.

Zabujał się w momencie, gdy kutas wszedł gwałtowniej i zatrzymał się w połowie, a dłonie właściciela zacisnęły się na tali chłopca i mocno nacisnęły w dół, aby obniżył przód ciała. Długi jęk, który wydał z siebie mężczyzna z jednoczesnym świszczącym nabraniem powietrza, jaki usłyszał nad sobą, zabrzmiał złowieszczo. Lan odniósł wrażenie, że właśnie Raysowi wyczerpały się pokłady dobroci i za chwilę wszystko będzie jak poprzednio. Bicie, rżnięcie, bicie.

Jeden, dwa, trzy, cztery… nic się nie działo… pięć, sześć, siedem, osiem… czuł pulsowanie penisa w swoim rozgorączkowanym wnętrzu, ale nie poruszał się i wyglądało to tak, jakby Rays uspokajał oddech i poskramiał gwałtowną naturę.

Dziewięć, dziesięć, jedenaście… Między łopatkami poczuł wilgotną od żelu dłoń, Pan przejechał nią kilkakrotnie wzdłuż kręgosłupa. Ręce, które potrafiły brutalnie bić po twarzy lub podduszać, w tej chwili pieszczotliwie gładziły napięte mięśnie grzbietu. Podstęp?

Dwanaście, trzynaście… Chwycił jego biodra i wymownie nimi poruszył. Przekaz był jasny, jeżeli niewolnik chciał powoli i łagodnie, sam miał się nabijać na wielkiego kutasa. Lan natychmiast puścił pośladki i oparł się na przedramionach. Zacisnął zęby i początkowo trochę niezdarnie zaczął poruszać się na członku, biorąc go w siebie do połowy jego długości. Silne wrażenie rozpierania wydobyło z ust chłopaka upokarzające dźwięki, próbował je tłumić, ale kiedy dłonie Pana ześliznęły się na jego genitalia i zaczęły masować członka oraz jądra, poczuł dreszcz i zareagował głośnym westchnieniem. Nie dość, że nie potrafił zapanować nad coraz płytszym oddechem, to sprawniej i żywiej posuwał znienawidzonego kutasa, a przy tym bezwiednie prężył się i unosił wyżej głowę. Stał się zwykłą dziwką, sprzedawał się za odrobinę łaski, i co gorsze, nie chciał się przyznać, ale wolał taką opcję.

Jeden, dwa… ten człowiek odebrał mu władzę nad własnym ciałem, które sobie po prostu wziął, ale nie pozwoli mu zdominować umysłu, za żadną cenę… miał nadzieję, że nie pozwoli.

Nagle Lan krzyknął, duże jądra uderzyły o pośladki, szybkie i bezwzględne pchnięcie wywołało prąd, który rozszedł się po całym ciele, a zaraz za nim fala gorąca.

I znów kliknięcie…

 

Robert usiadł wygodnie i cmoknął na blondynka. Policzki chłopaka zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, kiedy pojął, co będzie musiał zrobić, odruchowo zerknął na krocze i sterczącego członka. Ostrożnie zbliżył się i niepewny spojrzał w oczy swego właściciela. Rays odchylił się zachęcająco i wsunął głębiej na skórzany klocek. Niewolny z ledwie dostrzegalnym oporem przytrzymał się ramienia i przełożył nogę przez uda arystokraty. Robert cały czas patrzył na przestraszonego chłopaka, kiedy opuszczał się na jego biodra i ostrożnie nakierowywał jego tyłek na szeroką główkę penisa. Kiedy wyczuł ją na śliskim zwieraczu, mężczyzna przytrzymał grubego członka, aby dzieciak mu go nie złamał, gdy będzie się nasuwał. Niemal się roześmiał w głos, przyglądając, jak skupiony starał się wziąć go w siebie, podczas gdy otwór chłopaka stawiał spory opór. Odniósł wrażenie, że pomimo rozepchania chwilę temu niewolny był jeszcze ciaśniejszy. Wyglądało na to, że ból obtartych ścianek odbytu i strach przed pierwszym razem w takiej pozycji spinał jego drobne ciało do granic możliwości. Robert złapał go za biodra i wciągnął na siebie. Widział, jak spanikowany zaciskał zęby i płytko oddychał przez nos, był przy tym wszystkim tak uroczo bezradny, że pozwolił mu wpijać palce w swoje szerokie barki. Straszną miał ochotę, chwycić za chude ramiona i nabić go do końca na członek dużo szybciej i mocniej, ale niezwykle podniecało go chrapliwe, momentami bolesne popiskiwanie i tłumione ze wszystkich sił sapanie małolata. Jeżeli dołożyć jeszcze do tego widok skrzywionych w bólu ust oraz ściągniętych brwi i wściekłego spojrzenia, to miał osadzoną na swojego penisa niezwykle podniecają seksualną mieszankę emocji, która dawała mu rozkosz swoim tyłkiem. Rays odchylił się jeszcze trochę, przytrzymał chłopaka w talii pod innym kątem, stęknął nisko i pozwolił sobie na jedno silne pchnięcie biodrami do góry. Lan zajęczał przeciągle, gdy członek wsunął się głęboko w ciasne wnętrze, wyprężył kręgosłup i zwiotczał. Robert nie miał wątpliwości, że dobrze trafił w „jego” punkt. Nagłe rozkoszne ssanie nie małymi ustami a tyłkiem na członku, spowodowane niekontrolowanym ściśnięciem pośladków i gładkich mięśni odbytu sprawiło wyjątkową uciechę. Ciało Lana z oporem rozciągało się i dopasowywało do długości oraz obwodu intruza, a dźwięki, które wyrywały się z ust, brzmiały jak muzyka dla uszu dominującego mężczyzny. Jękami odpowiadał na każde pchnięcie, najmniejszy ruch w swoim wnętrzu i Rays niemal był pewny, że przyjdzie czas, kiedy dzieciak wbrew sobie będzie dla niego „śpiewał". Nie potrafił, tak jak Drugi wygaszać w sobie emocji i panować nad niekontrolowanymi dźwiękami, ale nie umiał także pozorować głośno doznań, aby się łasić podobnie do tych, którzy się ugięli. Robert nie miał wątpliwości, że młodziak pozostanie naturalny do końca i nie pozwoli się złamać... przynajmniej dłużej niż jego poprzednicy.

Teraz dawał przyjemność nie tylko zgrabnymi pośladkami, które co chwilę się ścieśniały, ale zaciskanymi powiekami, szeroko otwartymi ustami i chrapliwym urywanym oddechem, gdy chwycił go za szyję i docisnął obrożę dla przypomnienia kim się stał.

Rozochocony arystokrata używał niewolnego jak lalkę, popychał na dorodnym penisie w przód i w tył, w górę i w dół, a był tak mały i lekki, że nie wkładał większego wysiłku, aby mieć go zawsze dokładnie tam, gdzie potrzebował.

Badał wzrokiem drżące, rozgrzane i spocone ciało. Drobne i smukłe idealnie układało się w męskich dłoniach, jakby było stworzone do pieprzenia i zabawy. Klepnął chłopaka w uda i ponaglił, a ten jak rasowa suka wyprostował się i zaczął podskakiwać. Rays musiał przyznać, że jak na pierwszy raz spisywał się całkiem dobrze. Falował na szerokim członku i prawie dobijał do końca w towarzystwie bolesnych sapnięć i nieopanowanych dreszczy. Tylko czasami poruszał jego biodrami, gdy niewolny spocony z wysiłku gubił rytm i ustawał. Robert też zaczął ciężko dyszeć, penis chłopaka w leciutkim wzwodzie majtał się na prawo i lewo z każdym podskokiem, pieszcząc podbrzusze mężczyzny. Czuł, że może niedługo dojść, ale to jeszcze nie był ten czas.

Szarpnął na siebie wymęczonego blondynka, przytrzymał za tyłek i nie wysuwając się z ciepłego, mokrego od żelu wnętrza przewalił się wraz z niewolnym na bok.

 

Jeden, dwa, trzy… nie miał już sił. Ten sadysta wciąż się nad nim pastwił. Nie wiedział, ile to już trwało, ale chyba prawie wieczność. Dręczenie i torturowanie dodawało arystokracie mocy. Nie mógł już nawet krzyczeć, charczał tylko i wydawał z siebie dźwięki odzwierciedlające stopień natężenia, z jakim był ruchany. Bez litości dla obitych pośladków, pulsującego naruszonego zwieracza i podrażnionego wnętrza, w którym panoszył się wielki kutas. Nie mógł już znieść, gdy Rays przyglądał mu się bezczelnie, dyszał nad nim i wciąż go brał. Dzięki niedużej masie, miotał nim jak szmacianą kukłą, na całym ciele czuł jego trzęsące się z podniecenia ręce i lubieżne spojrzenia. Nie wypowiedział jednego słowa, a mimo to sprawiał, że służył mu ze wszystkich sił jak ułożona kurewka.

Jeden, dwa… nie pomagało liczenie. Świadomość krążyła wokół uszkodzonego tyłka. A nie chciał tego! Tak bardzo nie chciał. Zmęczony ciągłym seksem, nie potrafił oprzeć się nowym doznaniom. Bał się ich i brzydził.

Jeden, dwa, trzy, cztery…

Leżał na boku, a nogi przylegały do na wpół klęczącego sadysty, który wbijał się w niego raz po raz. Lan przycisnął dłonie do twarzy i zagryzł wargi. Pieprzył go mocno, rytmicznie uderzał jądrami o pośladki. Bezwolnie poddawał się stękaniu i jęczeniu w odpowiedzi na rozpieranie, dodatkowo jeszcze spinał się i wyginał, gdy Rays szczypał brodawki sutków. Najgorsze przyszło jednak wtedy, gdy utrzymując miednicę chłopaka w pozycji bocznej, obrócił go na plecy, a nogę przerzucił przez swoje biodro, podciągnął i dobił. Jeszcze tak głęboko Lan nie był penetrowany. Wziął w całości wielkiego kutasa w siebie pod takim kątem, że członek miażdżył mu wnętrzności. Próbował wygiąć się do przodu, ale Pan naparł na niego i jedną ręką przytrzymał za udo, a w drugą ujął dłoń chłopaka i palce przycisnął do podbrzusza. Zablokowany, ściśnięty, dostarczał Raysowi dodatkowej przyjemności, kiedy przez cienkie powłoki brzuszne jego dociskane palce masowały posuwającego go penisa. Chciał wyrwać rękę, ale Pan trzymał ją jak w imadle. Musiał znieść jeszcze i to. Mężczyzna poruszał się w nim coraz szybciej i mocniej. Lan czuł, jak każde uderzenie rozbija jego prostatę i błagał go w duchu, by już skończył. Intensywność z jaką go ruchał na to wskazywała i gdy pojawiła się nadzieja, że wreszcie się spuści, Rays wyślizgnął się z niego.

Nie wierzył. Znowu w ten sam sposób…

Jeden… tylko nie tak!

Chwycił go za pośladki i z zadziwiającą lekkością wstał wraz z nim, aby wsunąć członek w śliski od lubrykantu otwór. Lan chroniąc się przed upadkiem, objął ramiona Pana, a sprawnie opuszczony na kutasa, wbił się na niego już bez oporu. Zakwilił, kiedy mężczyzna wraz z nim usiadł energicznie na pufie, a siedząc okrakiem na udach, bez podparcia dla stóp i prężąc się w odruchu ucieczki przed bólem, nabijał jeszcze głębiej. Kiedy pomyślał, że to się nigdy nie skończy, właściciel zaczął dochodzić. Po zaciętości na twarzy i zgrzytaniu zębami niewolnik poznał, że przestał panować nad sobą. Brutalnie docisnął chłopaka do swoich lędźwi i poruszał jego biodrami. Lanowi zrobiło się słabo, nie kontrolował już spinania pośladków i zaciskania zwieracza na żylastym kutasie. Opadał do końca i dopiero w tym momencie zrozumiał, skąd się wzięła nazwa „dno”. Stał się zwykłym, parszywym dnem i kiedy było mu już wszystko jedno, i nie bacząc na ból rozluźnił się całkowicie, Pan zaczął dochodzić. Bez sił oparł się na ramieniu właściciela, gdy poczuł w sobie pulsowanie i wytrysk, a kiedy pompował w niego nasienie, wyczerpany przytulił się całym ciałem.

Jeden… dwa…

 

Robert nie zsunął blondynka z kolan, zaspokojony głęboko odetchnął i sięgnął do tyłka wyczerpanego niewolnego. Zadowolony pogładził pulsujący zwieracz, z którego zaczęła wyciekać sperma; tak rozjechał chłopakowi dupę, że otwór długo się nie zamknie. Przez myśl mu także przebiegło, aby wylizał mu jeszcze genitalia, ale wtulony dzieciak chyba całkowicie opadł z sił. Nie powinien pozwolić szczeniakowi na takie spoufalenie, ale ten jeden raz zrobi wyjątek dla dobra procesu naprawczego. Cała przyjemność zabawy dopiero się zaczynała, a widoki na przyszłość i stworzenie seksownego masochisty zapowiadały się obiecująco.

Przyssał się do delikatnej skóry dyszącego w jego szeroki tors młodziaka i ugryzł, aby posmakować krwi…

Następne częściArystokrata 35

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (51)

  • Cześć. Takie romansidło dla gospodyń domowych, co nie :)))
  • Violet 16.03.2022
    A nie dla gospodyń? Znam dwie takie, które pokroiłyby i poszatkowały za to romansidło :)
    Pozdrawiam serdecznie.
  • Violet Znając Cię, mogę sobie wyobrazić, jak wygląda koło gospodyń wiejskich, do którego należysz... :) Taka cicha woda, majtki rwie...
  • Violet 16.03.2022
    błękitnypłomień gospodynie to tylko pozornie takie pulchne i miłe strażniczki domowego ogniska :)
  • Violet No na przykład ja :) - (zwłaszcza to pulchna tutaj wpisuje się w ten obraz).
    Tam poniżej to inny mechanizm zaszedł, ale to jeszcze będzie okazja pogadać na ten temat
  • Violet 16.03.2022
    błękitnypłomień Nie wyglądasz na pulchną, i porozmawiać to ja zawsze jestem chętna.
  • Violet Bo mnie nago nie widziałaś. Ciasno związany gorset działa cuda :)
    Będę mieć trochę luzu od piątku, to się zgadamy jakoś.
    Miłego!
  • Angela 15.03.2022
    No nareszcie.
    Walka dwóch umysłów, między tym, który chce posiadać, a tym, który przed posiadaniem się broni.
    Bardzo spodobała mi się postać Lana i mam nadzieję, że i tym razem, podobnie jak w przypadku Drugiego,
    Robert nie osiągnie swojego celu.
  • Violet 16.03.2022
    Przebrnęłam wreszcie. Zależności pomiędzy mężczyznami w domu Raysów na pewno nie są proste, a jeśli jeszcze wniknąć w skomplikowaną psychikę ludzi postawionych w skrajnych sytuacjach życiowych w bezlitosnym świecie, zarówno o nadzieję i jak osiągnięcie celu będzie niezmiernie trudno.
    Dziękuje za komentarz i pozdrawiam.
  • MartynaM 16.03.2022
    Violet, Violet... wykończysz mnie... Wszystko zniosą ale nie wykorzystywania dzieciaków i żebyś jeszcze nie pisała tak, że za każdym zdaniem idzie obraz. No ludzie, przecież ten dzieciak nigdy się po tym nie pozbiera, psychika zrujnowana. Kuźwa, nie wiem co bym takim oprawcom zrobiła, ale na pewno śmierć długą i dotkliwą. Nie mam msciwej natury, ale w tym przypadku z przyjemnością bym patrzyła jak zdycha.

    Nie doczytałam do końca. To nie na moje nerwy.

    Wydaje mi się, że perfekcyjnie rozwinęłaś pióro. Potrafisz z lekkością wzruszyć czytelnika i jeszcze łatwiej doprowadzić go do wściekłości...

    Pozdrawiam.
  • 110101011 16.03.2022
    Violet pisze zajebiście, co nie? Też lubię te gejowskie odniesienia
  • MartynaM 16.03.2022
    110101011 ja nie lubię tych odniesień, ale doceniam pióro!
  • Violet 16.03.2022
    Martyno, cóż mogę teraz napisać? Na pewno nie jest moim celem wykończyć Ciebie, a na pocieszenie, o ile jest to możliwe i ma jakieś znaczenie, powiem, że Lan aż takim dzieciakiem nie jest. Na szczęście w tym wypadku jest to fikcja.
    Kiedy wstawiałam tę część, liczyłam się z nieprzychylnością dla takiego wątku i pomyślałam o Tobie. Spodziewałam się, że zjedziesz mnie bezlitośnie i jestem zaskoczona. Możliwe że rozwinęłam pióro, chociaż uważam, że rozwija się raczej powieść, ale po dzisiejszym Twoim wpisie upewniłam się i uważam, że rozwinęłaś swoją tolerancję dla treści przez ciebie dotąd nieakceptowalnych. W każdym razie dziękuję za śledzenie losów ludzi, którym stworzyłam świat tak dalece odmienny od nam znanego. A może jednak nie tak odmienny?
    Pozdrawiam
  • Cygan dwa lata temu
    A tu jeszcze gorsze zboczeńce ! A może to ten sam zbok napisał?
  • Violet dwa lata temu
    Cyganie no jak strasznie mi szkoda Ciebie, że musiałeś przeczytać i zgorszyć się, tylko nie wiem po co to zrobiłeś i to po tak długim czasie od publikacji. Masz chyba jakiś problem ze sobą, współczuję.
  • Cygan dwa lata temu
    Violet a kysz bezbożnico do piekielnej otchłani?????????
  • Akwadar dwa lata temu
    Cygan spierdalaj... dobrze Ci radzę... jeszcze po koleżeńsku
  • Cygan dwa lata temu
    Akwadar sam spierdalaj grzeszniku idź zadowolić Małtynkę, leci na ciebie, bagniarzu???????
  • Akwadar dwa lata temu
    Cygan, wypad stąd!
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Twoje słowa przelewają się prosto w sedno mojego serca, wiesz?
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    I do tego ta rzadka plastyczność w operowaniu obrazami, to jest bardzo dobre moim zdaniem.
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Więcej odwagi dziewczyno ;)
  • Violet dwa lata temu
    Trafienie w serce... rzadkie wyznanie pod takimi tekstami.
    Dziękuję za zajrzenie i opinię
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet To jednak potrafisz odpisać?
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet To taki fortel, żeby ciebie wywabić ;)
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Ciężar tego tekstu, powala na kolana i każe płakać, ale jestem twardy gość i i zachowam kamienną twarz.
  • Violet dwa lata temu
    Łukaszenkow piszesz komentarze, aby wywabić autora?
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet Nie wierz w to co o mnie piszą. Jestem spoko gość. Serio piszę
  • Violet dwa lata temu
    Łukaszenkow wierzę, w to co widzę.
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet A co widzisz?
  • Violet dwa lata temu
    Łukaszenkow tę wiedzę pozostawię sobie.
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet Jasne, twój facet jest zazdrosny ;)
  • Violet dwa lata temu
    Łukaszenkow może tak, może nie.
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet :)
  • Violet dwa lata temu
    Łukaszenkow :)
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet Serio akwadar, tak nisko upadłeś, że piszesz z konta twojej kobiety do mnie?
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet, to nie jest zdrowy związek, norrrmalni ludzie tak nie robią ;)
  • Rok dwa lata temu
    Poziom ciut wyższy od bawarskich pornoli dla gejów.
    Sadomacho na pierwszym tle. Szajs.
  • Violet dwa lata temu
    Cenna opinia.
    Dziękuję i pozdrawiam cieplutko.
    p.s. jakby co, to "sadomaso", Roku.
  • Rok dwa lata temu
    Macho, od samca sadysty.
  • Violet dwa lata temu
    Rok ach, w ten sposób, ok.
  • o nim pseud dwa lata temu
    Violet to Pan G?
  • Violet dwa lata temu
    o nim pseud A kto to Pan G?
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet Może punkt G?
  • Violet dwa lata temu
    Łukaszenkow Może, ale nie mnie pytaj, tylko o nim pseud co miał na myśli.
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet wyrwałaś się ze stalowego uścisku twojego nerwowego chłoptasia? ;)
  • Violet dwa lata temu
    Łukaszenkow dziwny jesteś.
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Violet dlaczego?
  • Łukaszenkow dwa lata temu
    Z kim ty się dziewczyno zadajesz? Szanuj się i bądź po dobrej stronie mocy.
  • Cygan dwa lata temu
    Bezbożnica!????Z kim ty się dziewczyno zadajesz? Szanuj się i bądź po dobrej stronie mocy. ??????flama Akwodora????????
  • Pasja ponad rok temu
    Podniecenie Arystokraty i ciąg wydarzeń i sprowadzenie człowieka - dziecka do dna, aż po penetrację odbytu. Pomiedzy opis przygotowania i oznakowania chłopca jako niewolnika do pozbawienia go człowieczeństwa.

    /Oddzielenie człowieka od przedmiotu należało do zupełnie nieistotnych spraw,
    swobodny seks nie istniał tak samo, jak związek pomiędzy oddzieleniem człowieka od przedmiotu./... tyle i aż tyle mam do powiedzenia.

    Nie wiem jak to umknęło mi :)
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania