Poprzednie częściArystokrata 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Arystokrata 30

Oparł się dłonią o futrynę i z uwagą przyjrzał się niezwykłej kołatce. Stara, pokryta śniedzią, przedstawiała łeb koszmarnego stwora i nie pasowała do odrestaurowanych frontowych drzwi. Niezrozumiała potrzeba użycia metalowego gadżetu pchnęła go do prostackiego załomotania w podwoje domu Marty.

Uderzył czachą z odsłoniętymi w dziwnie prześmiewczym wyrazie zębami i wijącymi się wokół wybałuszonych oczu splotami kudłów.

Co, do cholery, miał znaczyć ten maszkaron na samym wejściu? Jakiś żart? Drugi podobny, jeśli nie taki sam, tyle że kamienny, od zawsze straszył swym uszczypanym i porośniętym mchem obliczem przy wjeździe na teren kopalni. Nikt już nie pamiętał, kto i w jakim celu postawił tę bestię o złośliwym obliczu. Wcale by się nie zdziwił, gdyby Marta przytachała także tamtego potwora pod swoje drzwi.

W chwili, gdy zirytowany opieszałością służby powtórnie miał użyć kawałka metalu, białe masywne drzwi otworzyły się. Stojący w nich niewolnik na widok Roberta Raysa zamarł na moment, a następnie spuściwszy wzrok, skłonił się.

- Panie…

Arystokrata odepchnął zaskoczonego sługę i wszedł do środka.

- Chcę się widzieć z moją siostrą! – warknął i rozejrzał się po przestronnym holu. Zanim osobisty zdążył zareagować, skierował się w stronę korytarza prowadzącego do, jak się spodziewał, prywatnych pokoi. O tak wczesnej porze liczył zastać Martę w sypialni. – Śpi? – zadał pytanie, na które nie oczekiwał odpowiedzi.

- Panie, panny Rays nie ma… – Alan niemal wykrzyknął i pośpiesznie podążył za Robertem.

- Pierdolisz!

Wizja Marty i Drugiego razem przyprawiała go o ból głowy i rozdrażnienie. Gdyby nie wizyta w ambulatorium, którą zafundował mu Cichy, odwiedziłby siostrę dużo wcześniej. Złe przeczucia targały nim, odkąd dowiedział się o udziale Martina w zaskakująco podejrzanej rezerwacji jego osobistego niewolnika. Czyj, do kurwy nędzy, był to pomysł? Marty czy Shlazinga?

- Panie, to są prywatne pokoje panny…

Robert zatrzymał się, przez ułamek sekundy spoglądał w biały marmur podłogi, po czym gwałtownie odwracając się, wyprowadził cios lewą ręką w żołądek upierdliwego niewolnika.

- Zamknij się – syknął. Z satysfakcją obserwował, jak zaskoczony chłopak łamie się wpół i upada na kolana, walcząc o oddech. – Jeszcze jedno słowo nie po mojej myśli i będziesz zbierał mózg ze ściany.

Nic już nie stało na przeszkodzie, aby wszedł do sypialni. Narażał się na awanturę, ale nie obchodziły go ewentualne protesty. Siostra się panoszyła, a Martin spiskował. Wszyscy spiskowali!

Docierały do niego niejasne, ale wyraźnie niepokojące sygnały, że ktoś zbiera informacje o rodzinie. Pomimo zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań obserwacje służby wywiadu nie na wiele się zdały. Nie udało się znaleźć konkretnych, a właściwie żadnych dowodów na ingerencję w pilnie strzeżone życie prywatne rodzeństwa. Owszem, wcześniej też zdarzały się nieudane próby manipulowania w systemie ochrony i bezpieczeństwa Holdingu, i nie było to czymś nowym, szczególnie że zawsze w dość krótkim czasie odkrywano i eliminowano zagrożenie u źródła, ale…

Teraz coś nie grało, bardzo nie grało. Niepokój towarzyszący Robertowi od dłuższego czasu zamienił się w obsesję i nie pozwalał mężczyźnie normalnie funkcjonować. Oddalenie od domu i siostry, a także niemożność kontrolowania i znikomy wpływ na podejmowane przez nią działania, doprowadzały go do furii.

Niemalże nie spał i nie jadł, w miarę normalnie funkcjonował dzięki alkoholowi i jakimś prochom, które dostawał od jednego z zatrudnionych na plantacji konowałów.

Z trudem panował nad emocjami.

Cisza i spokój miejsca, do którego wtargnął, poraziły go. Zapach perfum, kwiatów i niezrozumiała dla męskiej, przyzwyczajonej do spartańskich warunków natury, pewna miękkość subtelnego wnętrza, ukazała Robertowi jego prostackość. Odniósł wrażenie, że jak zwykły złodziejaszek wkradł się do świątyni. Niepewnie zrobił jeszcze kilka kroków. W bocznej wnęce, niewiele mniejszej niż pokój, w którym się znajdował, za olbrzymim parawanem wykonanym z kratowanego drewna ujrzał w lustrach, tworzących trzy ściany wokół łoża, krzątającą się niewolnicę.

Nie spostrzegła go, więc wycofał się z obrazem przed oczami wysokiego, zaścielonego już łoża przyozdobionego kilkoma haftowanymi poduszkami, odbitego w trzech płaszczyznach, z dręczącymi myślami, że noc w nim mógł spędzić jego osobisty niewolnik.

- Gdzie ona jest? – warknął do niewolnego Marty, wychodząc na korytarz.

- Panna Rays, jak co rano wyjechała konno – padła zdecydowana odpowiedź.

Robert wciągnął głośno powietrze do płuc.

- Nie mogłeś od razu tak powiedzieć!

- Próbowałem, Panie…

- A gdzie on jest?

- Nie wiem, o kim mówisz, Panie…

- Niewolnik, który spędził noc z moją siostrą.

- Został odesłany do rezydencji, jeszcze przed wyjściem panny Rays – odparł podążający za nim Alan.

Weszli do zalanego porannym słońcem salonu. Niezłe gniazdko uwiła sobie jego siostra. Przytulna samotnia z oddaną służbą, albo… - Kpisz sobie ze mnie? – albo kretynem w roli osobistego. – Nie ma go w rezydencji!

- Panie… – Blondyn zadrżał, wbił wzrok w podłogę i gorliwie zapewnił: – Sam… osobiście przekazałem niewolnika do przyjemności strażnikom funkcyjnym… Odszedł, zanim moja pani…

- Wiem, zanim twoja pani wyjechała… Ale, kurwa, nie ma go!

- Panie, może coś jeszcze z nim robią… może przygotowują… stąd na pewno odszedł!

Robert czujnie przyjrzał się chłopakowi. Nerwowe skubanie palcami spodni, wskazywało, że się boi albo coś ukrywa, albo jedno i drugie.

Nagle na myśl mu przeszło, że może Drugiego jednak nie ma w tym domu. To było możliwe… Czyżby Shlazing celowo go zwiódł? W jakim celu?

W sumie, z jednej strony mógł chcieć chronić Drugiego, nie pierwszy raz tak robił, ale z drugiej, rezerwacja była dla Marty, nie ośmieliłby się sam zadysponować. Chyba że współpracowali ze sobą.

Nie. Marta nie bawiłaby się w takie gierki. Ona po prostu jasno dałaby znać, co myśli o sprawie i… No właśnie!

Kurwa, jakiej sprawie?

Robert potarł skroń, zaczynała go boleć głowa. Powinien się trochę przespać, przed nim był trudny dzień. To brak snu i napięcie sprawiły, że wyolbrzymił zajście z Justinem, obsesja nie dawała spokoju. Przecież Marta nie jest świadoma tarć pomiędzy nim a Martinem.

Tak, stanowczo przesadza i powinien się ogarnąć… Kurwa, ale gdzie jest Drugi?

Nie no, jednak coś jest na rzeczy i Robert był pewny, że stojący przed nim w nerwowym oczekiwaniu chłopak coś wie.

Irytujący skurwielek.

Niewątpliwie bał się Raysa, wydawał się uległy i zahukany, a jednak wyczuwał w nim jakąś przebiegłość.

Bez ostrzeżenia uderzył niewolnika w twarz.

- Gdzie jest Drugi? – zapytał spokojnie, chwytając niewolnego za gardło i popychając w głąb salonu. – Gdzie jest mój… - syknął z nagłego bólu - …osobisty?

Impet, z jakim podciął nogi niewolnemu, aby rzucić go na klęczki, sprawił, że naruszył świeżo opatrzoną ranę w okolicach ostatniego żebra. Wyraźnie poczuł, jak puścił jeden na pewno, a może i dwa szwy.

Robert usiadł delikatnie w rogu kanapy, a wciąż trzymany za kark mocnym chwytem niewolnik ukląkł tuż u jego stóp.

Rays, nie dając po sobie znać słabości, uspokoił oddech i powtórzył: - Drugi. Gdzie jest?

Alan chciał się odsunąć, ale zaciśnięte na przyczepach mięśni karku palce nie pozwoliły na najmniejszy ruch.

- Na dole, Panie… - wyszeptał z trudem.

- Na dole. A co on robi na tym dole? – Robert odchylił głowę do tyłu i przymknął powieki.

- Nie wiem, Panie! – Alan niemal krzyknął, gdy ból szyi zaczął się zwiększać.

- Nie wiesz… To spytam inaczej – co wiesz, głąbie jeden?!

- Nic nie wiem. – Niewolnik pochylił się ze złudną nadzieją zmniejszenia uścisku. – Drugiego przyprowadzono wieczorem do służenia…

- A jednak coś wiesz – Rays poluźnił nacisk palców – tylko kręcisz!

- Panie, nic nie kręcę, tak było! – Blondynek napiął mięśnie pleców, gdy ostre paznokcie zaczęły się wbijać we wrażliwą skórę.

- Kręcisz… Do służenia przybył Drugi, a rano odszedł… - przerwał na chwilę, by wtrącić szyderczo - przed wyjazdem twojej pani, oczywiście… popraw mnie, gnojku, jeśli źle zrozumiałem, inny niewolnik.

Robert zaklął w duchu i wyprostował się. Z trudem powstrzymał się przed odruchem spuszczenia gówniarzowi porządnego wpierdolu. Jednak ćmiący ból sprawił, że przez moment zastanowił się, czy wypada mu to zrobić, a przede wszystkim czy warto jeszcze bardziej narazić się siostrze. I tak nie będzie zachwycona już tym, co uczynił do tej pory, więc doszedł do wniosku, że zapanowanie nad chęcią użycia szybkiego i prostego sposobu zmuszenia chłopaka do współpracy, nie jest dobrym pomysłem, ale jedynym na zaoszczędzenie sobie jeszcze większych kłopotów.

Puścił szyję niewolnika i chwycił za włosy, aby swobodnie spojrzeć mu w twarz. Kątem oka zerknął na obrożę.

- Alan – przeczytał wygrawerowany napis. – Jesteś Alan… A więc, Alanie, osobisty sługo naszej umiłowanej Pani, zacznijmy ponownie naszą rozmowę. Gdzie jest moja siostra?

Uwolniony od cierpienia, ale zmuszony do patrzenia w oczy Robertowi, czubkiem języka zwilżył spierzchnięte usta i głośno przełknął ślinę.

- Panna Rays, jak co rano, wyjechała na przejażdżkę.

- A gdzie odbywa się ta przejażdżka?

- Nie wiem, nigdy nie wspomniała – wyjaśnił pośpiesznie.

Mężczyzna położył lewą dłoń na ramieniu i ścisnął delikatnie.

- Alanie, na razie zwrócę ci tylko uwagę, że bardzo nie lubię zwrotu „nie wiem”. Rozumiesz?

- Tak, Panie.

- No, i fajnie, to nam zaoszczędzi trochę czasu. Gdzie jest Drugi?

- Na dole, w służbówce.

- Co robi w służbówce?

- Nie wi… Pani kazała, tam go odesłać – poprawił się szybko.

- Rozumiem.

Wyjaśnienia osobistego Marty miały sens, jednak czuł, że niewolnik nie mówi wszystkiego. Mocniej wcisnął kciuk w wiązadło obojczykowe.

- Powiedz mi, gnojku, od kiedy jesteś niewolnikiem?

- Od roku i trzech miesięcy – odpowiedział błyskawicznie i dodał: - Pięć tygodni przed przybyciem do Radrays Valley przebywałem na przejściówce w Sadrze.

- Rozumiem. – Pomimo próby odwiedzenia ramienia, Robert nie poluzował chwytu. – Przeszedłeś szkolenie?

- Tak, Panie. Master Ron był moim prowadzącym.

Robertowi nie umknęło nieznaczne załamanie w głosie. Uśmiechnął się w duchu do siebie.

- Na plantacji byłeś? – spytał.

- Nie, ale gdyby nie… - Zawahał się przez ułamek sekundy, jakby chciał coś ukryć. – Dostałem nakaz pracy w gospodarstwie na plantacji, nie do kopalni.

- Gdyby nie…? – Robert wcisnął palec wskazujący głębiej, a niewolny mimowolnie opuścił ramię przed dotkliwym bólem, który sprawiał drętwienie całej kończyny.

- Gdyby zarządca nie skierował mnie do służby pannie Rays, a Pani mnie nie zaakceptowała – dokończył na przyspieszonym oddechu, wyraźnie ucinając wytłumaczenie.

Mężczyzna odrobinę zmniejszył torturę, choć był przekonany, że nie usłyszał do końca prawdy.

- Cóż takiego sprawiło, albo… - przez chwilę skupił myśli. - Czym zasłużyłeś sobie na taki przywilej służenia?

- Panie, nie wi… Sam się dziwię, ale z całych sił służę…

- I nie chcesz trafić na plantację, prawda? – przerwał chłopakowi.

- Oczywiście, Panie, że nie chcę! – Niewolnik starając się zapanować nad głosem, zapewnił gorliwie.

- To gadaj, gnoju, prawdę! – Robert podniósł głos i ponownie sprawił, że niewolnik przyjął koślawą, niewygodną pozycję.

- Mówię samiutką prawdę – zaskomlał przez zaciśnięte ze strachu gardło. – Nie śmiałbym…

- To nie śmiej! Jak było z Drugim? Znasz go?

- Oczywiście, że znam, jest pańskim osobistym, widziałem go kilka razy w rezydencji, a wczoraj…

- I tylko tyle – zawiedziony, ponownie przerwał blondynowi. – Tylko tyle miałeś z nim do czynienia?

- Tak jest, Panie! Nigdy nie wchodziłem do rezydencji, a w podziemiach minęliśmy się kilka razy. Po obroży poznałem, że jest osobistym…

- Dobra, co dalej. – Robert pozwolił niewolnemu wyprostować się, zauważywszy, że nienaturalna pozycja utrudnia chłopakowi mówienie.

- Dziękuję, Panie. – Alan z ulgą nabrał powietrza do płuc. – Wczoraj wieczorem przyprowadzono Drugiego do służenia. Panna Rays wróciła przed północą i bardzo się zdenerwowała…

- Na co?

- Prawdopodobnie na tego niewolnika, potem rozkazała przyprowadzić innego i zapowiedziała, że jeśli znowu będzie to taki wrak… to jutro… to znaczy dzisiaj, zrobi porządek z tym burdelem.

- Tak powiedziała?– Zdumiony Rays aż się uśmiechnął. – I co dalej?

- Potem Pani nakazała, Drugiego umieścić w służbówce, a mnie zejść z oczu.

- No i nie trzeba było tak od razu? – Wyjaśnienia niewolnika wydały się spójne i nieco uspokoiły Roberta.

- Kiedy wróci moja siostra?

- Pani nigdy nie mówi.

- Kiedy? – stanowczo powtórzył pytanie.

- Panna Rays, bardzo rzadko powiadamia mnie o powrocie z przejażdżki.

Rays poklepał niewolnika po ramieniu. Przyjął do wiadomości wymówkę, wbrew temu, że gdy temat schodził na Martę, niewolnik stawał się oszczędny w słowach.

- Często wyjeżdża? – zapytał, chociaż znał odpowiedź. Chciał przetestować prawdomówność niewolnika.

- Tak.

- Tak, to za mało. – Rays włożył dłoń pod koszulę przy kołnierzyku i z przyjemnością zatopił w ciepłej skórze ramienia Alana paznokcie. – Jesteś głupcem czy mnie uważasz za głupca? – wyartykułował cicho, z wyraźnym ostrzeżeniem i podtekstem jednocześnie.

- Panna Rays, jeździ niemal codziennie z wyjątkiem niedziel i kiedy pozostaje w miejskim domu – wyjaśnił szybko, pragnąc uniknąć odpowiedzi na pełne sarkazmu pytanie. – Zawsze o tej samej porze i zawsze wraca przed południem, aby zdążyć przygotować się do ewentualnego wyjazdu lub pracy na miejscu w rezydencji.

Robert skinął głową. Chłopak nie kręcił, tyle sam wiedział od ochrony.

- Byłeś w miejskim mieszkaniu swojej pani? – Sondował sługę, chociaż też znał odpowiedź.

- Nigdy, Panie.

- Nie odpowiedziałeś na pytanie…

- Nie byłem, Panie – powtórzył niepewnie niewolnik.

Rays pod palcami poczuł, jak niewolnik napiął mięśnie. Mocniejszym dźgnięciem ponaglił chłopaka. Zbyt długo myślał.

- A więc?

- Panie, nie jesteś głupcem! – Niewolnik nie zapanował nad drżeniem w głosie. – Nie zasługuję na zaszczyt bycia osobistym, jestem nikim… jestem głupcem.

Robert uśmiechnął się w duchu i ostrożnie wyciągnął na kanapie. Głowę oparł o wysoki zagłówek i wygodnie wyprostował nogi, w takiej pozycji rana mniej dokuczała.

Otaczająca Roberta aura zmysłowości, którą stworzyła w tym domu Marta, uspokajała. Zgaszone pastelowe barwy, miękkie dywany, kanapy i fotele zachęcały do wyciszenia się, a unoszący się zapach jaśminu i żywe jasne kwiaty w wazonach uspokajały napięte nerwy. Cisza, ciepło wstrząsanego od czasu do czasu dreszczem młodego ciała pod palcami sprawiły, że poddawał się zmęczeniu i senności. Widok oddalonej głównej rezydencji z okna ozdobionego mięsistymi zasłonami powoli zamieniał się w obraz, który prześladował go od lat.

Obraz tej samej alei dojazdowej luźno, ale regularnie obsadzonej drzewami i rzędami wiecznie zielonych krzewów uformowanych w ozdobne kształty nasuwał się ilekroć przymykał oczy. Nigdy nie zapomni…

Tak jak nie mógł zapomnieć jej zapachu, jej dotyku i westchnień. Robił wszystko, aby nie czuć woni rozgrzanej łąki na włosach, delikatnych palców błądzących na torsie i tchnień pełnych błogości, zaspokojenia… Nigdy nie zdoła wymazać z pamięci, nigdy! Choćby nie wiadomo jak się starał.

A może wcale jednak tego nie pragnął? Może wracał do tych chwil, aby się karać?

Dlaczego przed snem, w trakcie i na jawie wciąż pieścił jej ciało? Całował piersi, brzuch, wzgórek łonowy, rozchylał uda… Smakował, wchłaniał, utrwalał, pragnął, marzył i nie wierzył, że może być inaczej. Nigdy nie był szczęśliwszy i bardziej spełniony. Każdy trzeźwy sen był o niej i z nią, w każdym pijanym zwidzie była ona, a w każdym koszmarze odchodziła. Wzywał ją, próbował pochwycić, zatrzymać, sprawić, by na jej twarzy ponownie gościł uśmiech, i rozpalić ognie w niebieskich, łagodnych oczach. Tak bardzo pożądał dotyku jej palców na swoim ciele, pragnął oddychać jej tchnieniem i cieszyć się jej radością w chwilach, które należały tylko do nich. Tak bardzo bolało wspomnienie. Jak strasznie się mylił, że nie ma takiej siły, która by go powstrzymała, ich dwoje rozdzieliła; i która mogła aż tak, pogruchotać dwa żywota…

A może to wszystko było ułudą, kłamstwem? Jeżeli mu się to tylko zdawało? Pragnął spełniać jej kaprysy, wielbić, uszczęśliwiać…

Teraz chciał krzyczeć, tylko na całe gardło krzyczeć! I gdy dosięgnął prawdy, karać - siebie, innych. Zwątpił we wszystko, w co wierzył – w postrzeganie świata, w uczucia, i w duszę, którą zabrała, odchodząc. Pozostała mu tylko tęsknota i niemożność spełnienia okaleczona żądzą odwetu.

Na Boga! Cóż miał uczynić, aby powrócił tamten czas?! Nienawidził siebie za niemożność bycia z nią, za niekontrolowaną, wszechogarniającą go słabość i niechęć do zrozumienia, czym jest wybaczanie. Osiągnięta granica świadomości doprowadziła do błogosławionego szaleństwa, a towarzyszący mu egoizm zagłuszał bolesną materię o miłości i o tym, że nie potrafił zabić w sobie niszczącego uczucia.

Ogłuchł i oślepł na rzeczywistość, nie potrafił się pogodzić ze stratą, w zamian poddał się potrzebie zemsty i poprzysiągł jej wierność.

Bezwiednie wbijał palce w ciało chłopaka tak mocno, że niewolny szarpnął się, nie będąc w stanie wytrzymać tortury. Robert w odwecie za oderwanie od myśli o złudzeniu, niespełnionej miłości do wyidealizowanej przez lata marzeń kobiety, precyzyjnie odnalazł nerw na boku szyi Alana, powodując intensywny ból i kilkusekundowe porażenie, w wyniku którego niewolny stracił na chwilę oddech.

- Jeszcze raz, a nie będziesz już do niczego nikomu przydatny – wycedził przez zęby.

Arystokrata ponownie odpłynął w świat nieziszczonych marzeń i dawno rozbudzonych pragnień. Wytrenowane zmysły pozwalały mężczyźnie przeżywać na nowo zachowane w pamięci chwile. Smak, węch, słuch… Łaknienie lekko słonego ciała, przerywane w rytm pchnięć szepty; utonięcie twarzą we włosach pachnących trawą w południowym słońcu... Najmniejsza cząstka jego ciała i umysłu obsesyjnie pamiętały Kristinę. Nikt i nic nie było w stanie sprawić, aby zapomniał o niej ani na chwilę. Mógł jedynie karać.

W chwili, kiedy pamięć znów wyświetliła wizję jej roześmianej twarzy, a w uszach rozbrzmiał dźwięczny śmiech rozradowanej dziewczyny, bardziej wyczuł niż usłyszał zbliżającą się osobę. Nieznaczne drgnięcie mięśni niewolnika upewniło go, że do salonu weszła Marta. Pewne kroki, szybki oddech, intensywny zapach jaśminu i konia… Małe, białe coś, czym faszerował się od jakiegoś czasu, stymulowało doznania, ale i wyostrzało odbiór bodźców zewnętrznych. Nie chciało mu się unieść powiek, aby spojrzeć na siostrę. Cały niepokój i wzburzenie, które go tu przywiodło, ulotniło się za sprawą wspomnienia łagodnych chwil. Z przyjemnością wsłuchiwał się w wyrazisty i melodyjny głos… wyrachowanej panny Rays. Taka się stała. Błyskotliwa i zajadła, i to wszystko dzięki swojemu bratu. Nie chciał tego… jak i wielu innych rzeczy!

Nie zluzował uścisku na ramieniu Alana, gdy nakazała niewolnikowi wstać, coś w nim uporczywie nawoływało do przeciwstawienia się tej, która ośmieliła się wedrzeć w uporządkowane szaleństwo Raysa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • laura123 15.02.2021
    Przeczytałam i zostawiam 5
  • Violet 15.02.2021
    Dziękuję za czytanie.
    Pozdrawiam.
  • Mruk 16.02.2021
    Dzięki "Arystokracie" polubiłem poniedziałki. Sytuacja coraz bardziej się komplikuje, straszne i wciągające to opowiadanie, chwilami odrzuca, ale jednak wciąga.
  • Violet 17.02.2021
    Poniedziałki nie są takie złe. Dla niektórych poniedziałek to "niedziela".
    Dziękuję za czytanie i pozdrawiam.
  • Pasja 20.02.2021
    Brak kontroli nad siostrą i jej oddalenie doprowadza Roberta do wściekłości. Chyba wizyta w jej domu podczas nieobecności i wypytywanie Alana o Drugiego nie spodoba się Marcie. I co się stanie z Drugim?
    Atmosfera i wystrój apartamentów Marty przenosi arystokratę w meandry miłosnych uniesień… Kristina i miłość. Wspomnienia targają boleśnie mężczyzną. Coś jednak z człowieczeństwa pozostaje w jego wnętrzu. Znowu kończysz w chwili niedokończonej.

    Pozdrawiam
  • Violet 21.02.2021
    Pasjo, jak to w życiu - najważniejsze i prawdziwe jest głęboko skryte.
    Dziękuję za czytanie i pozdrawiam ciepło :)
  • Tjeri 21.02.2021
    No. Teraz trzymam kciuki za Martę. Mam nadzieję, że godnie odpłaci i za Drugiego i Alana.
    Kolejny fragment, pokazujący jak bardzo niestabilny i potrzaskany jest Robert. I po raz pierwszy (chyba) pojawia się przyczyna, czy raczej jedna z przyczyn takiego stanu.
    Ciekawam co dalej...
  • Violet 22.02.2021
    Tjeri, trzeba pamiętać, że Marta jest Raysem z krwi i kości, siostrą swego brata, a świat arystokratów bezwzględny i niewolnictwo takie powszednie.
    Dziękuję i pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania