Nigdy 18
Obijające o parkiet czerwone szpilki, w ręku mała walizka, na sobie elegancka wizytowa sukienka. Włosy upięte ma w koka, usta wymalowane czerwoną szminką. Wygląda lepiej niż zwykle.
- No, przynajmniej dzisiaj nie zastałam mieszkania w chlewie - to zdanie jako pierwsze pada z jej ust po wejściu do domu. - Oby tak dalej, bo ostatnio się załamałam, gdy zobaczyłam ten bałagan.
- Przecież później wszystko uprzątnęłam.
- Tak i to się chwali, moja droga. Mam nadzieję, że się więcej nie rozczaruję, co?
- Ależ nie - mówię niemal sarkastycznie, ona podnosi jedną brew, nie odpowiadając.
- Skarbie, mam do ciebie prośbę. Zaniosłabyś moją walizkę na górę?
- Jasne, mamo. Na ile zostajesz?
- Trzy dni. A ty jeszcze niegotowa?
Patrzę to na nią, to na siebie z rozdziawionymi ustami, zastanawiając się co dokładnie ma na myśli.
- Ubrana w dresy, z rozczochranymi włosami i z tymi sińcami pod oczami wybierasz się na obiad do cioci Kasi?
Wzruszam ramionami nie widząc w tym nic złego.
- Jazda na górę zmienić to ubranie i zakorektorować te wory!
- To tylko obiad.
- Dziecko, kobieta niezależnie od okoliczności powinna zawsze pięknie wyglądać! A kolejna sprawa: zastanawiam się co robiłaś do tak późna, że wyglądasz, jak wyglądasz?
- Masz na myśli moją zmęczoną twarz, czy ubranie, które wybrałam na dzisiejszy dzień?
- W zasadzie to i to.
- Idę się przebrać - mówię, nie wspominając o wczorajszej nocy spędzonej z przyjaciółmi. Nie widzę najmniejszego sensu, by cokolwiek jej opowiadać. Zmęczyłam się tym ciągłym wmawianiem sobie, iż z mamą da się porozmawiać od serca, jak kiedyś. Niekiedy się da, gdy ma dobry humor, ale i tak czuję się jakby to robiła z łaski. Nie czuję się przy niej tak swobodnie jak przy Zuzce , czy Fabianie. Jeśli czasami ma ochotę mnie wysłuchać, to i tak uważam na słowa. Nie powiem jej tego, co mojej przyjaciółce, nie będę się przy niej zachowywała, jak przy któreś osobie z tej wcześniej wymienionej dwójki.
Tak naprawdę tylko przy Zuzce, Fabianie, czy Krystianie potrafię być stuprocentową sobą. Przy reszcie zachowuję się, jak wypada się zachowywać. Zazwyczaj mówię to, co chcieliby ode mnie usłyszeć, a nie to, co naprawdę czuję.
Zakładam czerwony sweter i ciemne dżinsy, a towarzyszy mi przy tym wrażenie, że mama czeka na mnie zniecierpliwiona. Wręcz słyszę jej wzdychanie oraz przystępowanie z nogi na nogę. Płuczę twarz wodą, dodaję odrobinę tuszu, spinam włosy w luźny kucyk i schodzę po schodach.
- O wiele lepiej - komentuje dumna kobieta. Zadowolona podchodzi do mnie, przytula mnie lekko, jakby przejmując się o swoją idealnie wyprasowaną sukienkę. - Sto lat! Mam nadzieję, że podoba ci się prezent ode mnie?
- Tak, pozytywka jest bardzo ładna.
Telefon wibruje w mojej kieszeni. Przerywam uścisk, aby na niego spojrzeć.
- Widzę, że się nigdy nie wybierzesz! - narzeka. - W takim razie idę, dołącz do nas za chwilę.
Kiwam głową na zgodę i patrzę na ekran komórki.
Tata.
- Halo? - odbieram.
- Cześć, słonko. Chciałem złożyć ci życzenia.
Przypominam sobie, jak wczoraj sprawdzałam co chwile czy nie otrzymałam jakiegoś esemesa i z zawiedzioną miną odkładałam telefon.
- Urodziny miałam wczoraj - mówię cicho.
- Och, wiem. Po prostu...
- Zapomniałeś - wcinam się w pół zdania.
- Ciągła praca, potem dom...
- I Marysia - znów to robię. Mam wyrzuty sumienia, że tak mu wypominam. Mam zamiar cofnąć swoje słowa, przeprosić za swoje zachowanie, ale dociera do mnie, że wcale nie chcę tego robić. Zawiodłam się na nim. Dlaczego mam być dla wszystkich miła, skoro oni dla mnie nie są?
- Chodzi o to, że...
- Że cię nie interesuję.
- Nie, wcale nie. Dobrze wiesz...
- Że ci się znudziłam.
- Lusi, nieprawda. Chciałem dodać...
- Iż dzwonisz tylko po to, aby mnie nie ranić. Chcesz udawać, że wciąż się dla ciebie liczę. Tylko po co? Po co to robisz? Nie lepiej w końcu się przyznać, że jest jak mówię? Przynajmniej skończę mieć głupie nadzieje, że choć odrobinę cię interesuję. Ułatw mi życie i to przyznaj. Chcę to usłyszeć - proszę zdesperowana.
- Lucyna...
- Lusi - poprawiam go.
- Lusi, przestań tak myśleć.
- Dlaczego?
- Bo tak nie jest.
- A jak jest?
- Byłem zapracowany, potem Magda... - słysząc jej imię rozłączam połączenie.
- Spokojnie... spokojnie - powtarzam jak słowa piosenki, chodząc szybko po korytarzu - Idziesz do Kaśki, spędzisz miłe popołudnie...
Telefon po raz kolejny wibruje w moich dłoniach. Przez chwilę się waham, ale w końcu odbieram.
- Czego? - zaskakuję sama siebie, rzucając w słuchawkę.
- Posłuchaj mnie - odzywa się tata.
- Nie mam ochoty słuchać twojej historyjki. Nie musisz się przede mną tłumaczyć. Wszystko jasne.
- Och, Lusi, proszę przestań - wzdycha. - Magda przypomniała mi o ważnym spotkaniu z klientem. Miałem do ciebie zadzwonić, ale byłem zajęty, a potem... zapomniałem.
- Trzeba było wysłać esemesa! - po tych słowach klikam czerwoną słuchawkę. Głupie tłumaczenie. Zaciskam dłonie w pięść. Po raz trzeci tata próbuje się dodzwonić. Wywracam oczami i odbieram.
- Dasz mi wreszcie spokój?
- Słonko, wiem że nawaliłem. Przepraszam. Nie wściekaj się, proszę, chociaż się nie rozłączaj!
Powstrzymuję się przed uśmiechem. Bawi mnie, gdy mam taką władzę nad kimś.
- Więc życzę ci dużo uśmiechu, abyś się już nie denerwowała. Wszystkiego najlepszego! Pamiętaj, że cię kocham.
Choć wcale nie ulżyło mi z tych pustych, nic nie znaczących słów, ta cząstka mnie, która jest odpowiedzialna za maniery każde odpowiedzieć,,dziękuję".
- Magda i Marysia również dołączają się do życzeń.
Czy on naprawdę nie mógł sprawić, aby to brzmiało wiarygodnie?
- Ja...
- Miło z ich strony?
Dlaczego wciskasz mi ten kit? Myślisz, że w ten sposób przekonasz mnie do nich? Na co liczysz? Nie znoszę ich i raczej się to nie zmieni.
Zamiast tego odpowiadam ,,tak" i tym razem tata zakończa rozmowę.
Przez chwilę stoję na środku parząc przed siebie. Staram się uporządkować myśli, uspokoić się i wyjść jak to było zaplanowane. Pamiętaj, że jednak złożył ci te życzenia, nie olał cię do końca. Nie wszystko stracone. Chwileczkę. Co ja robię! Czy właśnie nie wmawiam sobie czegoś? Przecież miały się skończyć te głupie nadzieje! Prawie siadam na schodach, ale postanawiam iść. Mama i reszta czekają na ciebie, myślę ubierając kurtkę.
Ciocia, wujek, Amelka, moja mama i ja siedzimy przy stole. Wcześniej siedział z nami również Krystian, ale się zmył, mówiąc, iż umówił się z Fabianem. Ale mu zazdroszczę. Wolałabym spędzać czas z chłopakami niż siedzieć tu wpatrzona w talerz. Rodzinne spotkania nie nalezą do moich ulubionych. Od czasu do czasu posyłam miłe spojrzenie, pełne troski do rudowłosej dziewczynki, która usiłuje sobie poradzić z kurczakiem. Wycieram jej buzię serwetką uśmiechając się promiennie, podczas gdy dorośli rozmawiają o pracy mojej mamy. Przyznam, że kilka razy musiałam ugryźć się w język, by nie wypowiedzieć czegoś obraźliwego na ten temat. Zastanawia mnie jak Kaśka zareagowała na wieść, że ta nieodpowiedzialna, ciągle zapatrzona w siebie siostrzenica pozwoliła, by nasza mała Amelka przeżyła szok, siedząc w pędzącym wózku. Na szczęście nie wspomniała o tym, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Gdybym w jej oczach ujrzała krztę potępienia rozpłakałabym się nie oczekując żadnych słów. Jednak jej oczy wciąż są pełne miłości, co sprawia, iż moje sumienie może spokojnie siedzieć cicho.
- Nie ma mowy - protestuje mama, kiedy ciocia krąży z buteleczką czerwonego wina i pochyla się nad moim kieliszkiem, by go napełnić.
- Oj, przestań - bagatelizuje tę wypowiedź Kasia.
- Ona nie jest pełnoletnia! - mama wskazuje na mnie widelcem. - Nie będziesz mi córki rozpijać! To ja zostawiam ją pod waszą opieką, a wy Bóg wie na co jej pozwalacie.
- Lusi to prawdziwy aniołek w porównaniu z jej rówieśnikami. To ty nie wiesz co wyprawia dzisiejsza młodzież? - ciocia staje w mojej obronie, a wujek i ja przyglądamy się walczącym na słowa siostrom. - Kochana, ona ma szesnaście lat!
- To o dwa lata za mało!
- Młodzież w jej wieku imprezuje co weekend, nie pamiętając nawet jak skończył się poprzedni.
- Kpisz sobie ze mnie? - mama unosi pytająco jedną brew.
- Ależ Elu! Oczywiście, że nie. Uważam tylko, iż mamy do czynienia z młodą, naprawdę odpowiedzialną kobietą, a lampka wina jeszcze nikomu nie zaszkodziła!
- Natychmiast usiądziesz obok mnie, nie robiąc już sobie głupich żartów albo wychodzimy.
- Oczywiście - ciocia zajmuje wyznaczone miejsce. - Po prostu nie wiem o co ta cała afera.
Denerwuje mnie, że mama traktuje mnie jak dziecko. Tu nawet nie chodzi o to wino, na które i tak nie miałam ochoty.
Kasia nie ma nawet pojęcia jak bardzo ją kocham za te wszystkie miłe słowa i gesty, jednak czuję się jeszcze gorzej, przypominając sobie, że ją zawiodłam. Jest zbyt miła, by mnie potępić, ale wiem, że rozczarowała się z mojego powodu. Na pewno.
- Wczoraj nasza Lusi zarumieniła się, gdy wspomniałem o jej miłości - mówi wujek, a ja mam ochotę zapaść się pod stół. Nienawidzę być w centrum uwagi, a trzy pary oczu wpatrzone we mnie nie ułatwiają mi spokojnego siedzenia na stołku. Zaczynam kręcić nogą skrępowana. Uśmiecham się lekko maskując swoją złość. Co ich to wszystkich obchodzi?
- Tego brakowało! - mama przerywa tę wydającą się trwać wiecznie ciszę. - Przyprowadzi mi do domu jakiegoś nieudacznika! - prycha.
Uśmiecham się gorączkowo.
- Och, dajcie jej spokój. Sama nam przedstawi tego pana, jeśli tylko będzie miała ochotę - wtrąca moja wybawczyni.
- Szesnaście lat i nie ma nic do roboty, tylko ugania się za chłopakami!
Żeby nie musieć na to odpowiadać upijam łyk kompotu.
- Elu, mam ci przypomnieć twoje pierwsze miłości?
Wybucham śmiechem, chcąc usłyszeć choćby jedną z tych historii.
- Kasiu, nie bądź niepoważna! - beszta ją mama.
W mojej głowie pojawiają się obrazy szesnastoletniej dziewczyny z dwoma czarnymi warkoczami, która jest mi tak dobrze znana ze zdjęć.
- Czy możemy w spokoju dokończyć jeść obiad, bez tych ciągłych przepychanek?
- To ty ciągle sprzeczasz się i reagujesz przeciw mnie - mówi moja rodzicielka ze skamieniałym wyrazem twarzy i ewidentną pogardą w głosie.
- Więc... jak ci się układa w nowej miejscowości? Zawarłaś jakieś znajomości?
- O nie, moja droga. Twardo stąpam po ziemi i nie wyruszyłam tam po to, by szukać przyjaźni - wywyższa się, a ja muszę się powstrzymywać przed skomentowaniem jej zachowania i wywróceniem oczami.
Amelka patrzy na swój brudny strój i klejące rączki. W duchu jej za to dziękuję.
- Pójdę z Amelką do łazienki - oznajmiam, wyciągając ją z krzesełka.
- Świetny pomysł, Lusi. Następnie ją przebierz w ubranko, które powinno leżeć na moim łóżku, dobrze?
- Jasne, ciociu - mówię niosąc małego szkraba do łazienki. Odkręcam kran i czekam na ciepły strumień wody. Słyszę głosy dobiegające z jadalni. Rozmawiają o babci, która ma jutro imieniny.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania