Nigdy 23
Fabian
Gadam z Krystianem i Kamilem między ćwiczeniami na siłowni. W zasadzie, to oni coś tam mówią, ja od czasu do czasu przytakuję i mówię ,,O", wcale ich nie słuchając. Nie interesuje mnie o czym oni pieprzą. Na pewno nic mądrego. W każdym razie teraz mnie to nie interesuje. Myślę o Lusi. Dlaczego nic nie mówiła, że pojechała do babci?
,,Nie musisz mnie niańczyć! To wcale nie jest twój obowiązek", przypominam sobie jej słowa.
No dobrze, czyli co? Mam w ogóle nie interesować się co robi? Chciałem się z nią przejść i tyle, a ona od razu wymyśla, że jestem nadopiekuńczy ble, ble, ble.
A może jestem?
Okej, nie chce, żebym się nią tak interesował, to dziś nie będzie mnie obchodziło, co robi.
Wyciskam z siebie ostatnie poty i idę do szatni. Dobrze, że Krystian ma własny samochód i nie będziemy musieli włóczyć się autobusami, czy jeździć na motorach. Kamil i ja mamy własne ścigacze, ale o tej porze roku jest zbyt zimno, by nimi jeździć. Pozostają autobusy, bądź Kris i jego auto. Jeszcze te cholerne dwa lata i to do mojego wozu będą się pakować.
Wchodzę do domu, rzucam torbę na podłogę i kładę się na łóżku. Daję sobie poduszkę na twarz i nie chce mi się ruszać.
W pokoju rozlega się pukanie do drzwi. Już mam rzucić obraźliwy komentarz, by ten debil Adrian zostawił mnie w spokoju, a nie zawracał mi dupę byle czym, ale do środka wchodzi mama. Nie jestem pewien, która opcja jest gorsza: czy mój brat będzie nudził, czy mama. Obydwoje są nieznośni, a ja nie mam teraz ochoty na wyganianie ich z pokoju. Dostrzegam w jej rękach talerz, a na nim... kanapki! Od razu zrywam się na nogi.
- O, dzięki, mamo! - biorę od niej tackę.
- Jak tam po treningu?
- Jestem trochę nieżywy. Znaczy byłem, dopóki nie przyniosłaś kanapek.
Kobieta się uśmiecha.
- Jednak myślę, że musisz ograniczyć siłownię. Fabs, masz co raz gorsze stopnie. Zawsze byłeś dobry z matematyki, co się dzieje? - siada na łóżku obok mnie.
- To tylko kilka jedynek - bagatelizuję jej wypowiedź, jednak ona nie daje za wygraną i wciąż mnie nęka, a ja wyję poirytowany.
- Masz ograniczyć siłownię.
Patrzę pytająco.
- Dwa razy w tygodniu - każe. - Wystarczy ci. Rzadko siedzisz w domu, ciągle cię nie ma... - zaczyna swój długi monolog.
- Okej, okej! - przerywam jej. Adrian ma po niej ten wkurzający charakterek. - Znam nawet dobrą korepetytorkę - zapewniam, przeżuwając kanapki. - Tak mocno wali książką po łbie, że coś w nim zostaje na stałe.
Mama ponownie się uśmiecha i wypytuje mnie o Lusi. Kiedy do nas przyjdzie, co u niej słychać, co kupię jej na Mikołajki.
- Mamo, idź stąd - wyganiam ją, gdy przegina pałę.
Wpycham ostatnią kanapkę do buzi i biorę do ręki butelkę wody z komody, ponieważ nie chce mi się iść zrobić herbaty do kuchni. Wypijam pół jednym haustem i ponownie kładę się na łóżku. Uruchamiam telefon. No tak, miałem się nią nie interesować, odkładam na bok. Znów powtarzam te czynności: biorę, odkładam, biorę, odkładam. Ostatecznie rzucam nim przez pokój. Kiedy ląduje na podłodze, nie chce mi się iść sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
Lusi
Babcia zainteresowała się tymi rozmowami przez internet, a że mam wykupiony pakiet w telefonie, chciała bym jej pokazała o co w tym chodzi.
- Jak się to okaże dobrym pomysłem, to może bym se kupiła takiego telefona, co? - założyła okulary i siadła obok mnie, wpatrując się w ten ,,wynalazek". Pokazałam jej, co to jest Facebook. Babcia wzięła telefon w swoje ręce i usiłowała coś napisać do Zuzki, ale zbyt długo zajęło jej szukanie klawiszy z odpowiednimi literami. Szybko się zniecierpliwiła.
- E, wolę domowy - stwierdziła ze skwaszoną miną. - To nie dla mnie.
Uśmiechnęłam się do niej i schowałam telefon do kieszeni.
Dojeżdżając pociągiem na miejsce, dzwonię do Fabiana. Przykładam słuchawkę do ucha. Wcześniej zareagowałam zbyt pochopnie. Niby sobie poradzę, ale milej będzie wracać do domu w jego obecności. Mogłam o tym wcześniej pomyśleć. Żałuję, że zawsze najpierw coś robię, a potem używam mózgu. Chcę mu podziękować i powiedzieć, jak bardzo jest słodki, że się o mnie martwi. Dzwonię raz, drugi, trzeci. Nie odbiera i włącza się sekretarka. Może się na mnie zdenerwował i celowo unika rozmowy ze mną?
Mama wypytuje mnie, co tam słychać u babci. Wspominam, że wszystko w porządku i udaję się do swojego pokoju. Rzucam się na łóżko, wyczerpana po tym naprawdę długim dniu. Biorę telefon do ręki i ciągle sprawdzam czy Fabian się nie odezwał. Nic. Ani jednej wiadomości. Patrzę na godzinę: już kwadrans po dwudziestej pierwszej. No pięknie. Wzrokiem podążam za moim plecakiem, którego nawet nie otworzyłam po przyjściu ze szkoły. Chcę go wziąć, otworzyć, zrobić zadanie na jutro, lecz ciało odmawia mi posłuszeństwa. Wciąż leżę na łóżku i nie mam siły, by się podnieść. Nogi mnie bolą, jestem zmęczona i nieco senna. Nie ma mowy, żebym poszła jutro przygotowana do szkoły.
Znów telefon pojawia się w moich rękach. Ciągle Fabian się nie odezwał. Coś mi internet nawala, więc nie mogę z niego korzystać. Wpadłam na pewien pomysł.
Spotkajmy się jutro. Spędzimy cały dzień razem. Może jakieś zakupy? - piszę esemesa do Zuzki.
Jutro wtorek, co ze szkołą?
Wolę spotkać się z Tobą, niż tam iść.
Lusi, co Ty taka szalona? Ty i wagary, to się nie rymuje.
Bardzo śmieszne!
Grzeczna, posłuszna, a teraz wagarująca dziewczynka!
Przestań sobie ze mnie kpić!
Czy to Fabian tak na Ciebie działa?
Raczej Ty, bo to z Tobą wolę nie iść do szkoły.
Czyli jesteśmy umówione.
Jeej!
Naprawdę chciałaś tracić esemesy na odpisanie głupiego ,,Jeej"?
Ekscytuję się, dobrze?
Dobrze ;) Ja też, jeej!
Jeej! - tym zakończamy rozmowę.
Oczy mi się zamykają. Ziewam, przewracając się na bok. Mój oddech przyśpiesza.
Siedzę na ławce w cieniu, pod płaczącą wierzbą. Na sobie mam błękitną, falbaniastą sukienkę, sięgającą przed kolana. Przez gałązki drzewa, wdzierają się promienie słoneczne, oświetlające mą twarz. Na kolanach trzymam pamiętnik, w którym rysuję. Dostrzegam piękną melodię, rozbrzmiewającą niedaleko mnie. Zamykam oczy, wsłuchując się w dźwięk skrzypiec. Obok mnie, na ławkę, wskakuje Fabian. Spoglądam na niego zaskoczona i szczęśliwa. Całuję go w policzek, uśmiecha się do mnie miło. Następnie zamykam zeszyt, wstaję i ciągnę go za tę wielką łapę, by do mnie dołączył. Powiew sierpniowego wiatru łaskocze nas w skórę, gdy biegniemy w stronę pięknej melodii. Ja prowadzę, chłopak podąża za mną. Odwracam się w jego kierunku, żeby na niego spojrzeć. Zatrzymuję się natychmiast, bo na jego miejscu pojawił się Kamil. Stoję oszołomiona, lecz on śmieje się serdecznie i mnie ciągnie. Znów biegniemy ku dźwiękowi skrzypiec.
Komentarze (20)
Nie ,, w każdym bądź razie'' tylko w ,, każdym razie ''. Tekst mi się podobał, chodź zbytnio mnie nie wciągnął, więc zostawiam 4 i życzę powodzenia :)
Dobra, w sumie nie wiele się wydarzyło XD Śmieszna po troszku ta babunia, ale nie wiem, czy w dwudziestym pierwszym wieku możliwa jest taka... nienowoczesność XD Znaczy, rozumiem, stara kobieta, ale moi dziadkowie normalnie używają telefonów komórkowych i Facebooka... No okej, może to tylko ja.
,,Nie interesuje mnie (przecinek) o czym oni pieprzą";
,,Mam w ogóle nie interesować się (przecinek) co robi?";
,,nie będziemy musieli włóczyć się autobusami, czy jeździć na motorach" - bez przecinka;
,,Pozostają autobusy, bądź Kris i jego auto" - bez przecinka;
,,Fabs, masz co raz gorsze stopnie." - ,,coraz";
,,chciała (przecinek) bym jej pokazała (przecinek) o co w tym chodzi";
,,Przez gałązki drzewa, wdzierają się promienie słoneczne" - bez przecinka;
,,Obok mnie, na ławkę, wskakuje Fabian" - bez przecinków. Ode mnie 5:)
Kurczę, już naprawdę się staram z tymi przecinkami -,- dziękuję za wyłapywanie! ;*
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania