Nigdy 24
Wstaję wczas rano, nieprzebrana, z telefonem na klatce piersiowej. Przecieram twarz wierzchem dłoni, przypominając sobie wczorajszy dzień. Kolejne strony mojej historii na stałe zostały wypisane, niezmazywalnym piórem w mojej pamięci. Kolejny mój dzień stał się przeszłością, a teraz rozpoczął się nowy. Następne puste strony mojej książki, jaką jest życie, czekają na wypełnienie kolorowym atramentem. Ta książka jest wielką zagadką. Nie wiadomo, co stoi na mojej drodze. Nie wiadomo nawet, kiedy ona się skończy. Zakładam, że data mojej śmierci wyznaczona jest długo przed tym, jak się narodzę. Chcę ją poznać dopiero wtedy, gdy przyjdzie na mnie pora. Spakuje swoje walizki i wyniosę się na inny świat. Na razie nie mam zamiaru o tym myśleć.
Schodzę na dół, gdzie siedzi mama przy stole w kuchni, dokończając swoją porcję płatków owsianych. Nastawiam wodę na herbatę, smaruję chleb masłem i otwieram lodówkę, kiedy ona całuje mnie w czoło, oznajmiając koniec wizyty w tym domu.
- Jak coś, to znasz do mnie numer, a Kaśka mieszka obok i będzie do ciebie przychodziła, jak zwykle. W razie czego, alarmuj nas. W tym roku Mikołaja będziemy obchodziły w Wigilię u twojego ojca, nie szóstego grudnia, jak dotychczas. Trzymaj się, pa! - wybiega z pośpiechem i trzaska drzwiami.
Nie zdążam nic odpowiedzieć, bo ona to ma w poważaniu, a chciałam tylko się uśmiechnąć i powiedzieć ,,do zobaczenia, mamo!".
Biorę długą kąpiel w wannie pełnej ciepłej wody i piany.
Ubrana już w dżinsy i fioletowy sweter siedzę przy toaletce i usiłuję zrobić lekki makijaż, wtedy dzwoni dzwonek do drzwi. Biegnę otworzyć.
- Dzień dobry. Kurier do pani - Zuzka wskazuje na truskawkową czekoladę, którą trzyma w ręce.
- Dzięki! - przytulam ją. - Co tak wcześnie?
- Spoko, mogę wrócić za godzinę - żartuje.
- No, wchodź, skarbie! - ciągnę ją za rękę, by weszła do środka. - Po prostu nie jestem jeszcze gotowa - uśmiecham się promiennie.
- Nie ma sprawy. Rozgoszczę się w kuchni. Masz coś do jedzenia? Głodna jestem - otwiera lodówkę bez pozwolenia i wyciąga sobie Monte.
- Ej, weź sobie coś innego, ten serek jest ostatni!
Dziewczyna otwiera go na moich oczach, bierze łyżeczkę do ręki i je go z wyższością i tryumfem.
- Zuza!
- Nie marudź, tylko idź się szykować.
Kiedy wracam z lokami na końcówkach włosów, odrobiną tuszu i błyszczykiem na ustach, na stole leży cała kupa pustych opakowań po serkach, a przyjaciółka się uśmiecha.
- Nie gadaj, że wyżarłaś wszystkie możliwe serki, które były w lodówce!
- Ups.
- Nie jadłaś śniadania czy jak?
- Tak mnie jakoś wzięło - chichocze, a ja przewracam oczami również rozbawiona.
- Przynajmniej to posprzątaj - każę, ona wypełnia moje polecenie.
Podczas jazdy autobusem chichramy się, jak głupie. Tylko spojrzę na jej śmieszną twarz i od razu chce mi się śmiać. Ona z resztą ma ten sam problem.
- Zamknij się już - mówi Zuzka z miną potencjalnego zabójcy.
- Nie da się - wybucham, ona do mnie dołącza, depcząc mi nogę.
- Au! - skarżę się. - Sama przestań się śmiać!
Równocześnie wybuchamy głośnym rechotem. Patrzę dookoła. Wszyscy ludzie się na nas gapią, a niektórzy śmieją się pod nosem.
- Wszyscy się na nas patrzą - mówię głośniej, niż chciałam. Brunetka przykłada mi rękę na usta i wyje rozbawiona.
- To mnie zasłaniasz gębę, a sama co robisz!
Uśmiecha się szerzej.
- O, kurczaczki! Miałyśmy wysiąść na tamtym przystanku - ocknęłam się i patrzę w szybę.
- Co?!
- Miałyśmy...
- Słyszałam! Po prostu nie mogę uwierzyć, że jesteś taka tempa i nie wysiadłyśmy. Ja tutaj często nie jestem, ale ty...
- Cicho bądź - śmieję się z zaistniałej sytuacji.
Wysiadamy na najbliższym przystanku i maszerujemy w stronę galerii, która była naszym celem od początku. Przez całą drogę Zuzka się na mnie wydziera, a ja nie potrafię się zamknąć i cały czas się śmieję. Aż mnie twarz boli od ciągłego uśmiechu na ustach. Przyjaciółka zatrzymuje się przed budynkiem i włącza piosenkę Michaela Jacksona Black or White. Zaczyna wywijać tyłkiem, śpiewając słowa piosenki.
- Co ci znowu odbiło, jesteś w miejscu publicznym! - załamana chwytam się za głowę. Czy muszę wspominać ilu ludzi zwróciło na nas uwagę?
- I co z tego?
- Wstyd się gdzieś z tobą pokazać!
- Inni będą zazdrościć, bo jesteśmy szczęśliwe, a oni mają nudne życie i wpieprzają się w czyjeś? Niech się patrzą tymi potępiającymi gałami. Mam to gdzieś. Mogę to nawet wykrzyczeć. JESTEM SZCZĘ... - zasłaniam jej usta.
- Błagam nie drzyj się! Okej, okej, możesz sobie tańczyć, tylko się nie drzyj.
- Jak ja uwielbiam, gdy nie masz kontroli nas sytuacją - składa ręce wzruszona.
- Urwałaś się z wariatkowa!
- Och - wzdycha, pociąga mnie za rękę i biegniemy do budynku. - Szkoda czasu, zaczynamy zakupy!
Zuza
Pokazuję jej słodziaśny sweterek, ona się uśmiecha. Biorę wieszaki jeszcze z paroma wdziankami, blondynka tak samo i wchodzimy do przymierzalni. Jednej. Wzięłam z sobą sukienkę. Proszę Lusi, by zapięła zamek, gdy już mam ją na sobie.
- Nie da się! - krzyczy, usiłując mnie dopiąć.
- Jak to się nie da, postaraj się!
- Następnym razem się zastanowisz, jak będziesz miała zjeść jakiś serek.
- To niemożliwe! - usiłuję się przecisnąć obok niej. - Przesuń się! Chcę zobaczyć do lustra, jest taka ładna!
- Zuzka, nie pchaj się tak! Czekaj no! - krzyczy, mam zamiar się wycofać, ale napieram na nią i Lusi nie utrzymuje równowagi. Obie wypadamy z kabiny, pociągając z sobą ciemną zasłonę, która urywa się. Leżę na niej i mam zamiar się podnieść, niestety nie mogę, bo tak bardzo zawładnął mną śmiech. Niezdarnie podnoszę się na łokciu, a przed sobą zauważam nogi, ubrane w eleganckie spodnie. Spoglądam wyżej, na twarz właściciela, patrzy się na nas surowo, a ja uśmiecham się niezręcznie. Kiedy udaje mi się wstać, ciągnę Lusi, by jej pomóc.
- Czy wiedzą panie w jaki sposób funkcjonują przymierzalnie?
- Oczywiście - odpowiadam szybko na pytanie wściekłego faceta, który jest z obsługi. - Daniel - patrzę z uśmiechem na plakietkę, widniejącą na jego czerwonej bluzce.
- Dla ciebie pan, a teraz proszę zmienić ubranie w osobnych kabinach!
- Nie wierzę! Tak bardzo chciałam tę sukienkę, może były inne rozmiary, a ten dupek Daniel... - skarżę się.
- Ten dupek Daniel?! Wywalili nas ze sklepu, a ty na niego narzekasz?! Co byś zrobiła na jego miejscu? Masz do czynienia z dwoma wariatkami, które zakłócają spokój w sklepie, mało tego wypadają z kabiny na podłogę, zrywając zasłonę!
- No pewnie bym... je wyrzuciła - chichoczę, zatrzymując się i podtrzymując barierkę w galerii. - Ale to ty się wywróciłaś, ja poleciałam razem z tobą.
- Ja się wywróciłam?! Tak, sama od siebie, bo mam krzywe nogi i nie umiem stać, jak człowiek, tylko się przewracam!
- Właśnie.
- Właśnie?! - zasłaniam jej usta.
- Cicho, cicho, patrz ilu ludzi się na nas gapi.
- Całkiem spory wynik wyszedłby, gdybyśmy zliczyli tych z autobusu, rynku, przymierzalni, sklepu, jak wybiegałyśmy ze śmiechem, teraz. Kogoś jeszcze wymienić?
- Spoko, mamy cały dzień, więc lista będzie dłuższa.
Lusi dosłownie kipi ze złości, jej policzki są czerwone, brwi zmarszczone, co chwila odgarnia loki w geście frustracji, irytacji, potępienia... tego wszystkiego.
- Swoją drogą, ten cały dupek Daniel był całkiem przystojny. Mogłyśmy go jakoś zbajerować, no wiesz, uśmiechnąć się zalotnie, to tamto - puszczam do niej oczko, ona bierze powietrze w płuca. Zaciskam powieki, ale mi się dostanie... - Okej, dobra, nie krzycz! Nie krzycz! - śmieję się.
Po tym incydencie jesteśmy spokojne, zachowujemy się w miarę kulturalnie i grzecznie. Kupuję jej na Mikołajki ładny sweterek, a ona mi czapkę i rękawiczki, choć mówiłam, że nie chcę nic w zamian, ona się uparła i obydwie obdarowałyśmy się prezentami. Kolejno wchodzimy do papierniczego, przyjaciółka chciała jakieś farby. Wybiera sobie zestaw wraz z pędzlami, blokiem. Bierze jeszcze kilka rzeczy, uśmiecha się ładnie do sprzedawczyni, podając jej pieniądze i wychodzimy. Zauważam, że co jakiś czas sprawdza telefon.
- Kto tam do ciebie tak ciągle pisze? - wypytuję.
- Sęk w tym, że nikt.
- Więc dlaczego ciągle patrzysz na telefon?
- Bo Fabian od wczoraj się do mnie nie odzywa.
- Kłótnia?
- Nie uznaję tego za kłótnie, jednak martwi mnie brak reakcji z jego strony. Dzwoniłam kilka razy, pisałam, a on nic.
- Spokojnie, długo bez ciebie nie wytrzyma - patrzę na nią zachęcająco. - Przyjdziesz do domu i zaczniesz go malować, a potem całą ścianę ozdobisz jego portretami?
- Aż w taki obłęd, to ja jeszcze nie wpadłam! - puka się po czole.
- Tak, a w myślach pewnie zastanawiasz się, czemu wcześniej nie wpadłaś na ten pomysł, co?
- Masz mnie za takiego psychola? Całkiem ci odbiło.
Wzruszam ramionami. Mijamy wielką choinkę, która ozdabia centrum budynku. Zatrzymuję się.
- Chodź, zrobimy se selfie.
- Choinki nie widziałaś, wieśniaku?
- To, że czasem mówię jak wieśniak, wcale nie znaczy, że nim jestem. No chodżesz tutaj, tak na pamiątkę.
Patrzymy w obiektyw, robiąc głupie miny.
- Zachowujemy się jak gimbusiary. Takie mega gimbusiary - komentuję.
- Już się przyzwyczaiłam, że przy tobie tracę rozum.
- Mam ten sam problem z tobą.
Obiad jemy w przytulnej restauracji w rynku. Siedzę na prost błękitnookiej, a ta wpatrzona jest w menu. Częściej powinnyśmy wagarować, bo jest naprawdę wesoło. Już wiele razy zastanawiałam się, jak to jest być nią. Tak centralnie. Wiemy o sobie praktycznie wszystko, wiem kiedy, jak zareaguje, wystarczy jedno spojrzenie i rozumiem, co chce powiedzieć, ale na chwilę chciałabym wleź w jej ciało i posłuchać czy jej myśli są tak oczywiste, jak myślę. Zamawiamy jedzenie, pierwsze lepsze, które przyjdzie nam do głowy. Na szczęście trafiamy korzystnie, bo potrawy są dobre.
Powrót do domu zajmuje nam mniej czasu, niż wcześniejsza jazda, ponieważ tym razem nie przegapiłyśmy przystanku, na którym miałyśmy wysiąść.
Komentarze (20)
Kiedy ty mi te wyjaśnienia o Zuzie dasz... Ile można czekać?! Ale coś już podejrzewam XD Podczas czytania śmiechłam kilka razy, Zuza jest taką zabawną bohaterką :D
,,Wstaję wczas rano" - chyba ,,wcześnie" i bardziej by tu pasowało ,,budzę się", bo z dalszej części zdania jasno wynika, że jeszcze leży;
,,Ona z resztą ma ten sam problem" - ,,zresztą";
,,jesteś taka tempa i nie wysiadłyśmy" - ,,tępa";
,,Błagam (przecinek) nie drzyj się!";
,,Jak ja uwielbiam, gdy nie masz kontroli nas sytuacją" - ,,nad sytuacją";
,,mało tego (przecinek) wypadają z kabiny na podłogę";
,,bo mam krzywe nogi i nie umiem stać, jak człowiek" - bez przecinka;
,,patrz (przecinek) ilu ludzi się na nas gapi";
,,Nie uznaję tego za kłótnie" - ,,kłótnię";
,,Aż w taki obłęd, to ja jeszcze nie wpadłam!" - bez przecinka;
,,No chodżesz tutaj" - ,,chodźżeż";
,,wiem kiedy, jak zareaguje" - przecinek przed ,,kiedy", a nie przed ,,jak";
,,na chwilę chciałabym wleź w jej ciało" - ,,wleźć";
,,Powrót do domu zajmuje nam mniej czasu, niż wcześniejsza jazda" - bez przecinka. 5:)
"jefni"-jedno
"wybuchem"-wybuchłem
scena z przymierzalnią świetna:) zostawiam 5
Część bardzo zabawna. Dobrze opisana, a ciężko dobrze opisać takie sytuacje, które mają wywołać śmiech. wielkie 5 :)
Lucinda wyłapała resztę błędów :)
Też bym zjadła to Monte xD nie wiem czemu, ale Lusi zaczyna mnie trochę irytować. Taka młoda, a robi się chamska :P
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania