Poprzednie częściNigdy 16

Nigdy 47

Lusi

 

 

Dookoła jest cisza i zupełna ciemność. Nie wiem, gdzie jestem. Mam na sobie szarą piżamę, tę, w której zwykle śpię. Moje włosy sterczą na wszystkie strony, nie mam butów. Kładę cichutko swoje stopy, jakby bojąc się, iż kogoś obudzę. Tutaj nie ma podłogi, ścian ani sufitu. Nawet nie wiem, czy jestem w jakimś pomieszczeniu. Wszystko wypełnia ciemność. Chcę zawołać cokolwiek, aby przekonać się, czy ktoś również tutaj jest, ale odebrało mi mowę. Otwieram usta, aby krzyczeć, lecz żaden, nawet najcichszy dźwięk nie wydostaje się ze z moich płuc. Idę przed siebie, jakby doskonale wiedząc, że to w tę stronę należy iść. Zatrzymuję się i rozglądam, bo nagle się zgubiłam. Dalej nic nie widać, tylko mrok. Ten zapach. Ten słodki, tak dobrze mi znany zapach. Wciągam go łapczywie, pragnąc więcej.

Otwieram oczy, które miałam zamknięte przez krótką chwilę, bo czuję na swoim ramieniu czyjąś ciepłą dłoń, która kieruje moim ciałem, żądając, abym się odwróciła.

Przed moimi oczami dostrzegam lśniącą postać. Ubrana jest w sukienkę. Nie istnieją na Ziemi słowa, aby ją opisać, bo jest tak zachwycająca. Otwieram szerzej swoje błękitne oczy, chcąc coś powiedzieć. Wciąż nie mogę. Postać ma długie, ciemne włosy, które opadają na ogromne, białe skrzydła. Jest trochę podobna do anioła, którego opisują w tych wszystkich książkach, ale to nie jest anioł. To jest moja Zuza. To jest Zuza, która się do mnie uśmiecha. Czy jej policzki są mokre? Zuza, płaczesz? Chcę cokolwiek powiedzieć, chcę ją mocno przytulić, chcę płakać i nie pozwolić jej już nigdy mnie zostawić. Nie da się. Nie da się zrobić żadnej z tych rzeczy. Po prostu stoję podziwiając jej piękno, które znacznie się różni od tego, gdy chorowała. Jest cudowniejszą wersją siebie, a myślałam, że to na Ziemii była idealna. Chcę spytać, co się z nią dzieje, gdzie jest. Co się ze mną dzieje. Czy ja umarłam? Nie da się. Pozostało mi gapienie się w nią. Może da się porozumiewać bez słów, tak jak kiedyś. Pokiwaj głową, jeśli mnie słyszysz! Zuzka, haloooo?

Ona tylko się we mnie wpatruje z uśmiechem na ustach, jakby chcąc się nacieszyć moim widokiem.

Kocham cię! Zrób coś! Dotknij mnie!

Uśmiech i pojedyncze łzy. To wszystko, co robi.

Ten uśmiech, za którym tak bardzo tęsknie.

Zaraz!

Ona otwiera usta!

- Czuwam - mówi łagodnym głosem, a ja mam milion pytań.

 

- Co masz na myśli?! - Mocno uderzam o coś swoją głową i łokciem. Kilka minut zajmuje mi, żeby ustalić miejsce, w którym się znajduję. To dom. To tylko ten głupi pokój i podłoga, na którą upadłam. Drzwi się otwierają, zaświeca się światło, rażąc moje oczy.

- Lucyna, nic ci nie jest? - pyta mama, która wpadła do pokoju. Podnoszę się z podłogi i potrząsam głową.

- Coś mi się śniło - oznajmiam.

- Chcesz może... - wydaje mi się, że ma zamiar zaproponować rozmowę, ale jednak tego nie słyszę. - szklankę wody? Cokolwiek ci potrzebne?

- Nie, dzięki, mamo. - Kładę się na łóżku i przykrywam się pierzyną. - Nic mi nie jest.

Patrzy na mnie, jakby czekając, że jednak o coś poproszę, jednak ja tego nie robię. Gasi więc światło i opuszcza mój pokój.

Po raz kolejny ogarnęła mnie ciemność. Ale ta ciemność różni się od wcześniejszej, czuję się inaczej. Zamykam oczy, chcąc do niej wrócić.

- Zuzka, skarbie, no już. Przyjdź ponownie - szepczę ze łzami, gdy kolejny raz moje prośby nie zostały wysłuchane. Niestety nie jesteśmy w jakiejś magicznej książce, gdy czas może się cofnąć, gdy możemy wrócić do pewnych wydarzeń i ponownie je przeżyć lub nie. Wciąż ten pokój jest tylko pokojem, ja jestem samotna, a Zuzka... nie żyje.

Jednak to... cokolwiek to było...Wydawało się takie rzeczywiste. Zuzka w jakiś sposób się ze mną skomunikowała, a jedyne słowo które wypowiedziała, to było ,,czuwam".

- Skarbie, nad czym czuwasz? Nade mną?

Czyżby miała pewne ultimatum odnośnie wypowiadanych słów? Czyżby była ograniczona tylko do jednego? Mogła wypowiedzieć każde słowo, jakie chciała, a wybrała sobie właśnie to? Czy to słowo ma większe znaczenie?

 

 

 

Dwa lata wcześniej

 

 

 

Nie chciałam już go znać, raz na dobre zakończyłam naszą znajomość, wymierzając mu policzek za to, co zrobił.

Po powrocie z wesela nie miałam nawet siły, żeby się przebrać. Płakałam kilka godzin, żałując swojego wyboru. Gdy wreszcie przestałam, skorzystałam z toalety i zasnęłam w swoim pokoju, mając nadzieję, iż to tylko był koszmar, wskazówka, która pomogłaby mi podjąć decyzję. Było za późno i zrozumiałam to rano, patrząc na swoją błękitną sukienkę. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, znowu dałam się złapać w pułapkę.

- Co on chciał osiągnąć całując mnie? - rozmawiałam z Zuzką. Nie poparła tego, że po kryjomu poszłam na wesele z Miśkiem, eh, z Kamilem, ale wspierała mnie, jak tylko mogła. Umówiłyśmy się na spotkanie w kawiarni i spędziłyśmy tam cały wieczór.

W nocy zadręczałam się ciągłymi myślami. Niespodziewanie coś z spadło z hukiem na podłogę. Podskoczyłam w łóżku przerażona i natychmiast zaświeciłam światło. I zgasiłam, bo bałam się patrzeć. I ponownie zaświeciłam, bo byłam ciekawa, co się stało. Przede mną stał wysoki chłopak z zakłopotaniem na twarzy i karniszem w rękach.

- Fabian! - odetchnęłam z ulgą. - Który to już raz psujesz ten karnisz?! Masz szczęście, że jeszcze się nie złamał! - śmiałam się i kazałam mu go zostawić. Przesunęłam się, aby miał trochę miejsca obok mnie na łóżku. Zgasiliśmy światło, ale nawet po ciemku moje wyrzuty sumienia nie zniknęły. Mało się odzywałam do niego, czułam się okropnie. Zauważył, że coś jest nie tak, ale ja byłam zbyt uparta, aby przyznać się do tego, co zrobiłam. Leżeliśmy sobie razem do późnej nocy, a później poszedł do domu. Czasami odwiedzał mnie w godzinach nocnych. Zazwyczaj robił to, gdy w ogóle się go nie spodziewałam. Nie robiliśmy nic złego, po prostu gadaliśmy z sobą. Co z tego, że mieliśmy po szesnaście lat?

Kolejny dzień był męczarnią, bo byłam strasznie niewyspana, a on wciąż dobrze wyglądał, ale w zasadzie byliśmy przyzwyczajeni do takich sytuacji, bo niejednokrotnie nam się to zdarzało. Wydawało się, że mój potajemny wypad na wesele nigdy nie ujrzy światła dziennego, lecz nigdy nie mów hop, zanim nie skoczysz.

Kamil przestał się do mnie zbliżać. Pewnego dnia, kiedy spacerowałam z Amelką spotkaliśmy się na chodniku. Wracałyśmy do domu, a on szedł na przeciwko nas. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Starałam się na niego nie patrzeć, ale on powiedział mi ,,cześć", więc podniosłam na niego zdenerwowany wzrok.

- Wyluzuj, to tylko ,,cześć". Zrozumiałem, gdy powiedziałaś KONIEC PRZYJAŹNI.

- W takim razie żegnaj - wypaliłam w odpowiedzi.

Minęło kilka miesięcy. Nasza koleżanka, Gośka zorganizowała domówkę u siebie w domu. Weronika, Zuzka i ja, wbiłyśmy się w czarne kiecki. Stroiłyśmy się przez kilka godzin, a nasi chłopcy się temu przyglądali i komentowali. Wcale nie irytowały nas ich uwagi, były raczej zabawne. Razem z Weroniką szedł Łukasz, a my przy okazji go poznaliśmy. Wydawał się sympatyczny.

- Czy to już ostatnia godzina tych męk? - spytał Krystian.

- Ja ci dam męki! - Zuzka obdarowała go kopniakiem w tyłek.

- Ała! - zawył, udając, że naprawdę go to bolało.

- Poczekaj aż ubiorę szpilki! - zagroziła. Tak naprawdę nie chodziłyśmy w szpilkach. No może okazjonalnie. Weronika jednak ubierała je najczęściej i wyglądała w nich najseksowniej z nas trzech.

- Dobraaa, możemy już iść? - jęczał Fabian. Zuzka wywróciła oczami i skierowała swój wzrok na mnie, czekając na moją reakcję,po czym zajęła się nakładaniem ostatniej warstwy szminki na swoje usta.

- Jak wyglądam? - stanęłam przed Fabianem, a on powiedział, że ślicznie. - Nawet na mnie nie popatrzyłeś!

- Ślicznie wyglądasz - powtórzył i popchnął mnie lekko, żebym już wychodziła z domu.

- Fabian! - krzyknęłam troszkę zirytowana.

- Co mam ci powiedzieć, Lusi? Nie odpowiada ci, że ślicznie, to niech będzie okropnie. Wyglądasz okropnie. Idziemy? - wywrócił oczami, a ja pisnęłam. Chciałam być poważna, ale rozpraszała mnie Zuzka, która wyła rozbawiona naszą rozmową.

- Ja... serio okropnie? - zapytałam, a on już tracił do mnie cierpliwość.

- Pięknie. Przyglądałem ci się przez kilka godzin. Zawsze jesteś dla mnie najpiękniejsza, więc bez różnicy, czy masz na twarzy to wszystko. - Wskazał palcem na wspomniany przez siebie obszar, a ja zamrugałam oczami, zastanawiając się czy to jest obraza mojego makijażu. - Co masz ubrane na sobie raczej też nie ma znaczenia. Chociaż... ma znaczenie. Dla mnie mogłabyś dwadzieścia cztery na dobę paradować w sukienkach i w spódnicach. - Uśmiecha się łobuzersko. - Gdyby to ode mnie zależało, to wyszlibyśmy z domu już trzy godziny temu. Boże, idziemy? - Wciągnął głęboko powietrze. Tak bardzo cieszyłam się, że uważał mnie za najpiękniejszą, Pocałowałam go w policzek.

- Idziemy! - zapiszczała Zuzka i wszyscy na jej komendę pobiegliśmy do samochodu.

Na domówce świetnie się bawiliśmy, ciągle tańcząc i śmiejąc się. Po kilku godzinach niestety mój dobry humor się zepsuł na dobre, bo wśród tłumów, dostrzegłam ten kpiący uśmieszek i oczy, które non stop mnie lustrowały. Przełknęłam gulę rosnącą mi w gardle i ścisnęłam mocno Fabiana, odwracając się tak, aby zasłonił mi twarz Kamila. Mój chłopak zorientował się, że coś jest nie tak, ale ja udawałam, że wcale nie przestraszyłam się Kamila, który mógłby wszystko mu wyśpiewać.

Potem

wszystko

działo

się

bardzo

szybko.

Kamil nie tylko wszystko mu opowiedział ze szczegółami, ale również pokazał mu zdjęcie, aby udowodnić swoją rację. ,,Skąd on je wytrzasnął?!" - myślałam wtedy. Mówiłam jak było naprawdę, ale co sama pomyślałabym na miejscu Fabiana? Że to zdjęcie to fotomontaż a Kamil zmyślił tę całą historyjkę z weselem?

Były łzy.

Było dużo łez.

Od tego czasu już nigdy się do mnie nie odezwał.

Ani Kamil.

Ani Fabian.

 

 

Siedzę na trawie i spoglądam w jej uśmiech, przypominając sobie o dzisiejszej nocy. Patrzę na żółte znicze, które migocą swoimi płomykami. Zaraz, gdzie...

- Tego szukasz? - słyszę znajomy głos. Dopiero w tym momencie zdaję sobie sprawę, jak dawno nie rozmawialiśmy. Odwracam się w stronę Krystiana, który trzyma w swoich rękach mój rysunek. Rysunek z aniołem. - Jest tak bardzo podobna do niej, że musiałem ochronić go przed deszczem, który padał, jak tutaj przyszedłem. Trzymaj. - Daje mi do ręki, a ja chwilę wpatruję się w jego oczy, w których dostrzec można samotność i lęk. Są tak bardzo podobne do moich. Właśnie coś do mnie dotarło.

- Za...zatrzymaj go sobie - mówię, a on chyba chce się upewnić, czy na pewno. Przytakuję skinieniem głowy. - Weź go sobie. Narysuję nowy. Siadaj - zachęcam go, poklepując trawę obok siebie. - Tak dawno nie rozmawialiśmy...

- No...

- Przepraszam, Kris. Wiem, jak ci ciężko. Powinniśmy być razem, wspólnie przeżywać żałobę.

Mimowolnie wykrzywia usta w geście czegoś podobnego do grymasu.

- Czasami wydaje mi się, że straciłem was obie równocześnie. Tego samego dnia - wyznaje, a ja nie mam pojęcia, co mogłabym mu odpowiedzieć. Zupełnie jak w moim śnie, tracę głos.

- P - przepraszam... przepraszam, Krystian. - Przyglądam mu się. To nie żaden grymas, to ból. Ból zagościł na jego twarzy. On płacze. Siedzi obok mnie, a szloch pełni władzę nad całym jego ciałem. Drży, odwracając głowę w przeciwną stronę. Nie chce pokazywać po sobie słabości, zupełnie jak ona. Całuję go w czoło i obejmuję go ramieniem. - Obiecuję, że od dzisiaj się to zmieni, skarbie.

Następne częściNigdy 48 Nigdy 49 Nigdy 50

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Neli 29.09.2016
    Bez uzasadnienia się nie liczy...
  • Lotta 29.09.2016
    No dopsz... Ode mnie masz 5, bo emocje. Bardzo się wczuwam w Twoje opowiadanie i zapewne to już powtarzam dlatego było to anonimowe 5. :)
  • Neli 30.09.2016
    Lotta, cieszę się, że jednak zdecydowałaś się napisać komentarz! Powtarzaj się ile chcesz :))
  • Judy 13.10.2016
    Ja też daję jak zwykle 5 ale naprawdę w tych ostatnich rozdziałach bardzo się wczuwam w sytuację. Szczerze to jestem trochę wkurzona na Lusi bo to było oczywiste, że ten ślub to beznadziejny pomysł i jeszcze to, że nie przyznała się Fabianowi.
  • Kraszax 27.10.2016
    Jejku....tak bardzo mi żal Krystiana i Lusi....:/ Zuza na pewno nad nimi czuwa, kocha ich....a Kamil to cham... :/ 5 i lecę do kolejnych części <3
  • KarolaKorman 02.11.2016
    nie wydostaje się ze z moich płuc. - bez ze
    Otwieram szerzej swoje błękitne oczy, chcąc coś powiedzieć. - raczej, żeby coś powiedzieć otwiera się usta, konstrukcja zdania
    coś z spadło z hukiem na podłogę. - bez z
    na moją reakcję,po czym zajęła - spacja
    To się porobiło: Kamil wygadał wszystko, Fabian się nie odzywa, Zuzka nie żyje, a Kris i Lusi cierpią, straszne, 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania