Nigdy 49
Fabian
Dawno tutaj nie byłem, myślę, stojąc przy drzwiach mieszkania pani Kasi i pana Marcina. To z Lusi i Kamilem przestałem się zadawać, ale Krystian i ja rzadko się odwiedzaliśmy. Głównie na siłowni spędzaliśmy z sobą czas. Znacznie się zmieniłem przez te dwa lata. Wydoroślałem i urosłem. Lusi też jest inna. Przede wszystkim jest smutna, straciła całe szczęście, które kiedyś ją wypełniało. Jest starsza, bardziej poważna, ale nadal piękna, po raz kolejny przypominam sobie o tym, jak ostatnio widziałem ją na cmentarzu. Dzwonię dzwonkiem i czekam aż ktoś otworzy drzwi. Robi to Amelka.
- Cześć – mówię i biorę ją na ręce, żeby ją przytulić. Zamiast tego daję jej buziaka i z powrotem odstawiam ją na podłogę.
- Ale jesteś duży! – wykrzykuje.
- Ty też urosłaś! Chodzisz do szkoły?
- Do zerówki!
- Amela, kto przyszedł? – pyta Krystian.
- Cześć – odpowiadam.
- Siema! – Podchodzi do mnie i przybijamy sobie rękę na powitanie. – Wchodź, co tam?
- Nic szczególnego. – Kieruję się w stronę jego pokoju, po czym zajmuję łóżko, a on fotel. Spoglądam na niego. – Jak się trzymasz? – pytam, a on wzrusza ramionami.
- Nie trzymam się.
Rozglądam się po pokoju, na biurku stoi biała ramka, a w niej zdjęcie. Są tacy weseli. Zuzka szczerzy się od ucha do ucha, Krystian obejmuje ją od tyłu i składa całusa na jej policzku.
- Nikomu z nas taka możliwość nie przeszła przez głowę.
- Taa…
Krystian
Fabian i ja rozmawiamy od czasu do czasu. Moją głowę przepełniają wspomnienia. Każdego dnia o każdej porze zastanawiam się co by było, gdyby nie było, jak jest. Prawdopodobnie wciąż razem spędzałbym z nią czas.
Dwa lata temu Zuzka wiedziała, że prędzej czy później nas opuści, ale ja nie pozwalałem myśleć jej w ten sposób. Byłem przekonany, że dzięki współczesnej medycynie wyjdzie z tego bez szwanku. Starała się wykorzystać każdy dzień, nie chciała marnować czasu, była taka silna. Czasami widziałem, jak ją to przerasta. Pewnego dnia uczyłem jeździć ją samochodem, mimo że już nie potrzebowała mojej pomocy, doskonale sobie radziła. Później postanowiła, że nie pójdzie następnego dnia do szkoły, a ja nie zdołałem odwieźć jej od tego zamiaru. Odwiozłem ją do domu, lecz nie chciała tam wchodzić beze mnie. Stwierdziłem, że skorzystam zaproszenia, ale tylko na chwilkę. Chwilka przeobraziła się w długie godziny. Na zewnątrz i w pokoju było już zupełnie ciemno. Myślałem, iż śpi, ale ani ja, ani ona nie zmrużyliśmy wtedy oka. Leżała odwrócona do mnie plecami, nie mogła wiedzieć, że nie śpię. Słyszałem, jak płacze. Nie mogła ciągle maskować emocji. Zwykle w nocy dawała im upust. Chciałem coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przyszło mi na myśl, nie byłem na tyle dojrzały. Leżałem w ciszy, a ona tak bardzo cierpiała. Nigdy nie wspomnieliśmy o tej nocy ani każdej innej, gdy było podobnie. W ciągu dni chciałem jej to jakoś wynagrodzić, starałem się zawsze przy niej być i pokazywać jak bardzo ją kocham, jaka jest dla mnie ważna.
Pojechaliśmy nad jezioro, gdy na zewnątrz znowu było ciepło. Lusi, Weronika, Łukasz, Daniel Zuza i ja. Zrobiliśmy sobie taką małą wycieczkę w weekend. Świetnie się bawiliśmy, choć woda była zimna i raczej nikt się nie kąpał. No dobra, wszyscy poza Zuzką trzymali się z daleka od wody, a ona do niej wpadła, po czym mnie również wciągnęła. Postanowiliśmy przepłynąć się łódką, która stała przy brzegu. Najpierw pomogliśmy dziewczyną wejść, potem usiedliśmy obok nich. Zuzka moczyła sobie rękę w wodzie. Widziałem jak lśnią jej oczy, a na ustach miała ogromny uśmiech. Daniel i Łukasz wiosłowali, czasem się zmienialiśmy. W pewnej chwili Zuzka tak się nachyliła, że wypadła z łódki do zimnej wody. Dziewczyny piszczały, wskoczyłem za nią, a tamci dwaj bardzo głośno się śmiali z zaistniałej sytuacji. Martwiłem się o nią, chciałem jej pomóc, a ona weszła na mnie, sprawiając, że całkowicie się zanurzyłem, kolejno chlapała tych na łodzi.
Zuzka ponownie wylądowała w szpitalu, ponieważ stan jej zdrowia znacznie się pogorszył. Była w nim kilka tygodni, potem znowu wróciła do domu. Jakoś dało się znieść jej lekarstwa, leczenie, wizyty doktorów, operacje. W czasie tych ostatnich ogromnie trzymałem za nią kciuki, całe noce spędzałem w szpitalach, czekając na wieść o tym, jak przebiegła operacja. Mimo znacznej zmianie w jej wyglądzie (przede wszystkim bardzo schudła i zrzedły jej włosy), nadal była cudowną osobą.
Później wszystko nastąpiło tak nagle.
W miesiącach, które okazały się dla niej ostatnimi, stała się zupełnie kimś innym. Bardzo pogorszył się jej wzrok i mowa. Trudno było ją zrozumieć, bo sepleniła. Nie wspominając już o tym, jak się zachowywała. Pewnego dnia przyszedłem z bukietem kwiatów, po czym zostałem wyzywany od najgorszych, padło pełno przekleństw, Zuzka rzuciła nawet we mnie kwiatami, które jej dałem. Załamałem się, nie mogłem zrozumieć dlaczego to wszystko zrobiła. Wyszedłem z pokoju, w którym leżała i kilka godzin spędziłem na żółtym stołku w poczekalni, gapiąc się w ścianę i powtarzając jej słowa, że jestem zarozumiałym kretynem, który po chuj do niej w ogóle przychodził. Obraziła nawet bukiet. Lekarz wyjaśnił mi, że Zuza nie kontroluje tego co mówi czy myśli, to wszystko wina choroby, która przejęła władzę nad jej zachowaniem. Zapewniał mnie, że o zdrowych zmysłach na pewno nie powiedziałaby żadnej z tych rzeczy, które sprawiły mi przykrość. Napomknął, że wszyscy powinniśmy być dla niej wyrozumiali, a pamiętać ją tylko z wcześniejszego okresu życia. Czasami rzucała się na mnie i mówiła jak bardzo mnie kocha, a kolejno jakim jestem debilem, np. pewnego razu, gdy przyszedłem, przytuliła mnie mocno i powiedziała: ,,Kocham cię, ty zapatrzony w siebie skurwysynie”. Nawet mnie to rozbawiło. Wybuchnąłem śmiechem, na co ona odpowiedziała: ,,Jestem w szpitalu, a ty nie potrafisz zachować powagi? Dziękuję!”.
Kiedy Lusi trzymała mocno jej rękę, ja gładziłem ją po twarzy, a pani Ala z mężem byli w drodze, Zuzka uśmiechnęła się lekko, ostatkami sił.
- Zuza, zostań… Nie możesz nas zostawić! – krzyczałem.
- Obiecaj, że kiedyś znajdziesz mnie w niebie. Może tam uda nam się spędzić z sobą wieczność – odpowiedziała, a ja już całkowicie się poddałem, nie ukrywałem emocji, płakałem jak szalony.
- Zuzka, wszystko będzie dobrze! Kochamy cię! Nie mo… - krzyczała Lusi, gdy nasza przyjaciółka przestawała oddychać. – Nie, nie możesz! Słyszysz?
Całkiem zesztywniałem, nie mogłem nic zrobić. Lusi dotykała jej policzków, chcąc by cokolwiek powiedziała, by dała jakąś oznakę życia. Zuza zwyczajnie leżała na łóżku.
- Nie! Zuza! Zuza! Halo! Zuza? Zu… Zuza? – wariowała Lusi i lekko ją uszczypała. Wstałem z krzesła i odciągnąłem ją za ręce, lecz kuzynka stawiała opór. – Krystian, puszczaj! – Biła mnie, chciała sprawić, by Zuzka cokolwiek zrobiła. Zwariowała. Wziąłem ją na ręce i wyprowadziłem do poczekalni, a ona mnie biła, bo chciała wrócić do przyjaciółki, nie pozwoliłem jej się uwolnić. – Zuz… Zu… Zuza…. – łkała. Wreszcie opadła z sił i mocno mnie przytuliła, a później płakaliśmy w swoich ramionach przez kilka godzin.
Teraz siedzę naprzeciwko Fabiana i wydaje mi się, że te wszystkie wydarzenia są tak odległe, że miały miejsce dawno temu, choć wciąż pozostał ból.
Lusi
Wracam właśnie pieszo z przystanku, wciąż myśląc o mojej dzisiejszej rozmowie z panią Alą i o liście, na który ciągle spoglądam, lecz boję się go otworzyć. Biorę głęboki wdech z myślą o tym, aby już dzisiaj nie płakać. Nie da się, od razu łzy spływają po moich policzkach. Jedzie samochód, to niby normalne, ale słyszę, że zatrzymuje się obok mnie. Wycieram łzy i spoglądam na kierowcę. On otwiera szybę.
- Podwiozę cię – proponuje.
Przemierzam auto, otwieram drzwi od strony pasażera. Ciepłe powietrze łaskocze moją twarz, zapach jego perfum wypełnia moje nozdrza. Patrzę przed siebie, a on na mnie. Od razu zaczynają pocić mi się ręce, w których trzymam ozdobną kopertę w słoneczniki. Chłopak przygląda się kopercie, ale o nią nie pyta.
- Co słychać?
Wzruszam ramionami.
- Dobrze – odpowiadam krótko. Samochód wypełnia głucha cisza, którą muszę przerwać. – Jak to jest? – pytam, w końcu zdobywając się na odwagę i patrząc na niego. Marszczy brwi, nie wiedząc, o co pytam. – Prowadzić samochód – precyzuję, on się uśmiecha.
- Trochę czasu minęło…
- Rok, jedenaście miesięcy i czternaście dni – mówię odwracając wzrok.
- Ile godzin?
Prycham rozbawiona.
- Siedem. – Ponownie przełamuję się, patrząc na jego reakcję. Opadła mu szczęka.
- Żartowałam. Nie mam pojęcia ile minęło godzin od naszej ostatniej rozmowy – wybucham śmiechem, on do mnie dołącza. Chwilę później nawraca przy moim domu. – Dziękuję za podwiezienie, Fabian – mówię na pożegnanie z neutralnym wyrazem twarzy.
- Trzymaj się. – On także ma podobną minę. Zatrzaskuję drzwi i biegnę do domu. Nigdy nie spodziewałabym się, że tego wieczoru pojadę z nim w jednym aucie.
W domu mama wita mnie z kolacją na stole.
- Zaraz przyjdę – oznajmiam, ściągam gruby płaszcz i kozaki. Znowu patrzę na kopertę.
Co w nim napisałaś, Zuzka?
Najbardziej boję się tego, że kiedy go przeczytam, to nie będę miała szansy ponownie po raz pierwszy tego zrobić. To ostatnia nasza rozmowa. To ostatnia rozmowa, gdy to ja mogę coś od niej usłyszeć, a nie ona ode mnie. Targam kopertę, biorę kartkę do rąk, ale jej nie czytam, bo nie jestem pewna czy chcę.
Zuza, tak bardzo chcę z tobą porozmawiać…
Ponownie patrzę na list. Udaje mi się przeczytać dwa pierwsze słowa.
,,Kochana Lusi!”.
Odrywam wzrok od kartki. To ostatnie słowa od ciebie…
,, Wiem, że ten list jest jak scena z książek, które tak lubisz czytać…”
Czytam kolejne, bo nie potrafię się zahamować, jestem tak bardzo ciekawa.
,,Wiem też, że skoro to czytasz, to już mnie nie ma. Piszę do Ciebie, bo chcę podziękować za te wszystkie piękne lata mojego życia.
Pamiętasz ten dzień, gdy Kornelia ubrana była w śliczną różową sukienkę z falbankami na swoich urodzinach?
Miałyśmy pięć lat. Widziałam jak patrzyłaś na jej ciuch. I wiesz co pomyślałam? Pomyślałam, że jesteś fajna. Już wtedy intuicja podpowiadała mi, że będziesz kimś ważnym w moim życiu. Czułam to! Ale nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że będziemy przyjaciółkami na całe życie. Aż do końca byłaś ze mną, dziękuję Ci!
Przestań płakać, bo poplamisz list swoimi łzami, a tak się namęczyłam! Przecież wiesz, że żadna ze mnie pisarka…
Chciałam podziękować Ci za to, że byłaś najlepszą przyjaciółką na świecie, że nigdy nie hamowałaś się przy mnie, że nie miałaś przede mną sekretów, że zawsze jak wkurzył mnie któryś z dupków, z którymi się spotykałam, Ty byłaś blisko, pozwalałaś, abym wyżywała się na Tobie.
Przepraszam, że Ty nie możesz już wyżywać się na mnie. Przepraszam za moją słabość, za to, że ona wygrała. Ta cholerna słabość wygrała, wybacz. To nie tak miało być. Nigdy wcześniej nie myślałam o śmierci. Byłam pewna, że mam czas. A jak się okazało, było go niewiele.
Te wszystkie słowa, które tu napisałam, chciałam Ci je kiedyś powiedzieć, ale łatwiej się pisze nić rozmawia. Nie potrafiłam. Stąd pomysł na list. Podczas jego pisania wspomnienia szaleją w mojej głowie. Pamiętam jak zawsze, gdy pokłóciłaś się ze swoją rodziną, przybiegałaś do mnie. Mimo smutku i tak byłaś pogodna, czy to ja tak wpływam na Ciebie? Obiecaj mi, że wciąż taka będziesz. I obiecaj, że nie będziesz płakać z mojego powodu, dobrze?
Pamiętaj, że nawet jak mnie nie ma przy Tobie, to i tak jestem. Nigdy Cię nie opuszczę, wariatko.
PS. Krystian to cudowny chłopak, pilnuj go!
Na zawsze Twoja, Zuzka”.
//Jak zawsze wytykanie błędów mile widziane//.
Komentarze (8)
"ale łatwiej się pisze nić rozmawia" - powinno być "niż"
To są tylko takie drobne literówki :D Rozdział jak zwykle fajny i pełen emocji.Zostawiam 5 :D
Nie wiem dokładnie, ale już naprawdę ostatnie, ostatnie :))
zostałem wyzywany od - tu zwyzywany lub wyzwany
Wziąłem ją na ręce i wyprowadziłem - za ręce lub na i wyniosłem
ale łatwiej się pisze nić - niż
Wzruszające słowa listu, ach, 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania