Nigdy 37
Lusi
Od kilku godzin staram się usnąć, ale ciągle analizuję dzisiejszą imprezę. Widziałam, jak telefon dzwonił kilka razy. Czasem dzwonił Krystian, czasem Zuzka. Od Fabiana nie przyszła nawet wiadomość. Nie umiałam odebrać. Patrzyłam na wyświetlacz, ale kompletnie nie wiedziałam co mogłabym im powiedzieć. Nie chciałam się tłumaczyć ze swojego zachowania.
Jestem w domu, zaraz idę spać. U mnie wszystko w porządku - napisałam do Krystiana, aby się nie martwił.
Mimo że upłynęło już kilka godzin od jazdy motorem, ciągle trzęsą mi się nogi. Nie wiem, może z ekscytacji?
Śpij dobrze, Kopciuszku. - Otrzymuję wiadomość od nieznanego numeru. Tylko jedna osoba mnie tak nazwała. Skąd on wziął mój numer? Uśmiecham się i kilka razy czytam esemesa, zastanawiając się nad odpowiedzią.
Dobranoc. - Odpisuję w końcu.
Gaszę światło, zamykam oczy. Zdaje się, że nawet coś mi się śni. Dzwonek do drzwi przerywa moją drzemkę. Nie chce mi się schodzić otwierać drzwi. Uchylam balkon.
- Kto tam? - pytam zaspana, a Krystian się wychyla i go zauważam. - Coś się stało?
- Tak. Chodzi o Zuzkę - potwierdza zmartwiony. Zamykam drzwi balkonowe, ubieram szlafrok i w błyskawicznym tempie wybiegam na dwór. Zdążam jeszcze przekręcić klucz w drzwiach i wskakuję do samochodu. Spoglądam na Krystiana, który skupiony jest na drodze. Nie umiem wypowiedzieć ani słowa. Gdy już to zrobię, szloch mi przerwie, a łzy wpadną mi do buzi i się udławię. Wiem, że stało się coś strasznego, mimo że o to nie pytam. Moje przeczucie podpowiada mi, że jeszcze długo dzisiaj nie zasnę. Staram się uspokoić.
- Co się dzieje? Gdzie ona jest? - zadaję pytania, gdy w końcu zdobywam się na odwagę. - Krystian, co się dzieje? Co z nią? - pytam ponownie. Nie wiem, czy nie słyszał, czy nie chciał słyszeć. Patrzy przed siebie, marszcząc brwi. Wzrusza ramionami, ale ciągle nie odpowiada. Wygląda jakby nad czymś rozmyślał.
Skręt w prawo. Powinien skręcić w prawo. Dlaczego tego nie robi? Przecież w tamtą stronę jedzie się do Makuszowa. Zna szybszą drogę? Niemożliwe. Nie ma innej drogi. Zamykam oczy, kładę na nich ręce. Nie chce patrzyć przed siebie, nie chcę widzieć dokąd mnie wywiezie. Ręce mi się pocą ze zdenerwowania. Dlaczego jest taki tajemniczy?
Kiedy samochód zatrzymuje się na podjeździe nareszcie odsłaniam oczy. Gdzie my... zaraz. Szpital? Widok szarego budynku wgniótł mnie w siedzenie. Moje nogi nie chcą działać. Patrzę na budynek z rozdziawionymi ustami. Kuzyn zatrzaskuje drzwi, przechodzi na drugą stronę i otwiera drzwi od strony pasażera.
- Spokojnie. - Wiem ile kosztuje go wypowiedzenie tych słów, a jednak to robi. - Idziesz ze mną?
- Y, jasne. - Natychmiast kiwam potwierdzająco głową i wychodzę z samochodu. Co ta Zuzka zmalowała?
W recepcji podajemy się za kuzynów Zuzki, w razie niepotrzebnych utrudnień. Miła starsza kobieta mówi, dokąd mamy się udać. Na kolorowym krześle w rogu korytarza dostrzegam panią Alę, która od razu zrywa się z miejsca i mocno mnie przytula.
- Tak się cieszę, że jesteście! - Obejmuje również Krystiana. Spoglądam na nią i na Krystiana, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Co się stało? - pytam cicho i w tym samym momencie zauważam tatę Zuzki, który jest tu od początku. - Dzień dobry. - uśmiecham się do niego smutno. Jej rodzice spoglądają po sobie, po czym pani Ala wzdycha i kiwa głową ze zrozumieniem.
- Nic wam nie powiedziała, prawda?
Rozszerzam oczy ze zdumienia.
- Co... co miała nam powiedzieć? - Coś podpowiada mi, że zaraz dowiem się najgorszego. - Co miała nam powiedzieć? - pytam ponownie, gdy głucha cisza wypełnia pomieszczenie. - Niech ktoś mi odpowie! - proszę zdesperowana, a w tym samym czasie drzwi w pokoju naprzeciwko otwierają się i wychodzi z nich wysoki mężczyzna w niebieskim ubraniu. Matka Zuzki podchodzi do niego.
- Doktorze, co z nią?
- Już czuje się lepiej.
- Czy możemy ją zobaczyć? - pyta Krystian, a doktor chwyta się za brodę, zastanawiając się.
- Dobrze, ale tylko na chwilę. Musi odpoczywać.
Wchodzimy we dwoje, jej rodzice zostali w poczekalni. Zuza leży na łóżku, ubrana w szpitalne ubranie, przykryta białą pościelą. Przechyla głowę w naszą stronę, aby na nas spojrzeć. Krystianowi zabrakło języka w gębie, mnie szklą się oczy.
- Zuzka, co z tobą?
- Spokojnie, niedługo stąd wyjdę.
- Zuza, co się dzieje? Czemu tu jesteś? - Siadam na skraju łóżka i chwytam ją za rękę. Dziewczyna patrzy w sufit. Słowa uwięzły jej w gardle. Widzę, że dużo kosztuje ją odpowiedź, ale udaje, że wszystko gra. Uśmiecha się jak to zwykle. - To coś poważnego, prawda?
- Bardzo poważnego - mówi tylko.
- Dlaczego nigdy nic nie mówiłaś?
- A co miałam mówić? - Podrywa się z miejsca, do pozycji siedzącej. Nie wiem, czy może wykonywać takie szybkie ruchy, do licha, nie wiem, co jej jest. - Mam dopiero szesnaście lat, masę życia przed sobą, ale ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie ja muszę chorować na guza mózgu? Albo: hej, to ja Zuza, umieram?
To wyznanie sprawia, że zaczyna płakać. Ona płacze. Dziewczyna, która wszystko zawsze znosi, potrafi znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji, zawsze, ale to zawsze, myśli pozytywnie, płacze. Moja najlepsza przyjaciółka płacze. Osoba, którą tak kocham, wybuchła szlochem, cała trzęsie się z emocji, a ja nie umiem jej pomóc. Nie wiem, co zrobić, aby przestała.
Krystian podchodzi do niej i ją obejmuje. Czeka kilka minut, aby wypłakała się w jego ramionach. Nic nie mówi, po prostu ją przytula, a ja ogłuchłam. Nie wiem, co się dzieje, gdzie jestem? Wpadłam do czarnej dziury. Nie widzę nic ani nikogo. Jestem tylko ja sama i zastanawiam się, co tu się wyprawia. Zuzka odrywa się od niego i potrząsa moimi ramionami.
- To nie koniec świata - uśmiecha się do mnie. Tylko ona mogła to powiedzieć. Płakała przez kilka minut, a teraz mówi coś takiego.
- Słuchaj... - Staram się sformułować jakiekolwiek zdanie. - Nieważne co się będzie działo, zawsze będziemy cię kochać. Dla nas zawsze będziesz wariatką.
- Nigdy? - Unosi zabawnie brwi.
- Nigdy! - Całuję ją w policzek. Przez chwilę panuje cisza, później gadamy o dzisiejszej imprezie, śmiejemy się, żartujemy - głównie ona, ale miło spędzamy czas. Muszę udawać, że wszystko gra, nie chcę, aby się smuciła. Nie mogę pokazać jej co czuję. Do pokoju wchodzą jej rodzice.
- Jak się czujesz?
- Lepiej.
- Krystian odwiózł Zuzkę po imprezie do domu - zaczyna tłumaczyć jej mama. - Przyszła do kuchni, gdzie byłam i zaczęła opowiadać jak wspaniale bawiła się na domówce. Po chwili zaczęła tracić równowagę. Myślałam, że jest pijana, mimo że nie powinna pić alkoholu ze względu na chorobę i, na litość boską, ile ona ma lat? Zaczęłam na nią krzyczeć, ale było coraz gorzej, nie mogła utrzymać się na nogach. Musiałam zadzwonić po karetkę. Przepraszam, że tak was nastraszyłam, sama się bardzo przejęłam tym wszystkim.
- Proszę nawet tak nie mówić - protestuje Krystian. - Niech pani zawsze do mnie dzwoni.
- Jakie zawsze, jak już po wszystkim - wtrąca Zuzka.
- Jak w ogóle to się... stało? Jak dowiedzieliście się o jej chorobie? - Staram się wypowiadać słowa ze spokojem.
- Pewnego dnia Zuzkę strasznie zaczęła boleć głowa. Nie wiedzieliśmy co jej jest. Jeździliśmy od lekarza do lekarza. Zakładano wiele, robiono badania. Po tomografii komputerowej i rezonansie magnetycznym potwierdzono, że ma guza mózgu.
- Kiedy to wszystko się odbywało? Przecież Zuzka zawsze miała dla mnie czas, nie wiedziałam, że jest w sz... szpitalach. - Przełykam gulę rosnącą mi w gardle.
- Pół ferii spędziła w szpitalu, tak to jeździła na poszczególne badania, na noc wracała do domu.
Patrzę na nią, lecz ona przygląda się temu, co dzieje się za oknem. Nawet głupie samochody na parkingu i szare bloki przyciągają większą uwagę niż przyznanie się do maskowania przede mną swojej choroby. Jestem wściekła zarówno na nią jak i na siebie.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym do pomieszczenia wchodzi doktor i grzecznie nas wyprasza. Zuzka tej nocy zostaje w szpitalu na obserwacji, nie wiadomo ile czasu tu sobie poleży. Żegnamy się z nią, mówię, żeby dzwoniła, jeśli będzie czegokolwiek potrzebowała.
Dopiero po wyjściu z ,,jej" pokoju zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. Dociera do mnie, co się dzieje. Opieram się o ścianę. Nie rozumiem... Co ze mnie za przyjaciółka... Jak mogłam niczego wcześniej nie zauważyć? Nabrałam się na każdy szajs, jaki mi wcisnęła. Powinnam była się zainteresować, zwrócić uwagę. Przecież posyłała mi znaki: odzywała się zbyt gorączkowo, czasem jakby nie mogła poukładać myśli, miętoliła bransoletkę. Osuwam się na podłogę i płaczę. Byłam zbyt zapatrzona w siebie, żeby cokolwiek zauważyć. Jestem idiotką. Nie zasługuję na taką przyjaciółkę jak ona.
Przypominam sobie noc, gdy pierwszy raz płakała. Stwierdziła, że śniły jej się głupoty, a ja, głupia, nie zainteresowałam się tym, nie drążyłam tematu. A innym razem, kiedy do niej przyjechałam, pełno lekarstw stało na półce i jednym ruchem ręki wszystkie je schowała. Dlaczego wtedy nie zareagowałam? Ślinię sobie całą piżamę. Nie widzę nic, oprócz łez.
Ktoś kładzie ręce na moich udach. Podnoszę wzrok: to Krystian. Bez słowa pomaga mi wstać i idziemy w kierunku samochodu. Wyciąga chusteczki z kieszeni i mi podaje. Nie od razu odpala samochód. Chwilę patrzy w dal, myśli o czymś. Zasłaniam się ręką. Wiem, że mnie nie ocenia, ale czuję się podle. Chcę się schować przed całym światem.
- I co? Tak po prostu odjedziemy? - pyta zrezygnowany- Zostawimy ją samą w szpitalu na noc?
- B...będzie miała jakieś badania - jąkam się - jej rodzice zostaną, tylko byśmy przeszkadzali.
Postanowiliśmy więc wrócić do domu.
Uchylam okno, bo jest mi duszno. Około siódmej rano kładę się do łóżka. Tak jak wcześniej myślałam, nie mogę zasnąć. Przykrywam sobie głowę pierzyną, ale to i tak nie pomaga. Jestem rozgoryczona. Nagle słyszę świst, karnisz się urywa, a zasłona spada na podłogę.
- Kurwa. - słyszę znajomy głos. Chłopak podnosi rzeczy z podłogi, patrzy na nie chwilę.
- Zostaw to - mówię, zaskoczona jego obecnością. Przesuwam się trochę, a on kładzie się obok mnie. Nie rozmawiamy. Jedną ręką mnie obejmuje, a drugą bawi się moimi włosami. Czas wypełniam rozmyśleniami na temat Zuzki, a on leży spokojnie.
- Fabian... - zaczynam, ale on mi przerywa.
- Cicho... Nie rozmawiajmy o imprezie. Nie teraz. Wiem, co jest Zuzce, przykro mi. - Całuje mnie w ramię.
- Mnie też. - Łza wydostaję się z mojego oka i swobodnie przemierza gorący od rumieńców policzek. - Kocham cię. Dziękuję, że przyszedłeś.
- Nie bardzo wiem, co mógłbym powiedzieć, co jest na miejscu, a co nie.
- Wszystko, co mówisz, jest na miejscu, dziękuję za to, że zawsze wiesz, kiedy się pojawić obok mnie.
Dzisiaj trochę krócej, ale zależało mi na tym, aby dodać ten rozdział. Wybaczcie, musiałam to zrobić. Proszę o dłuuugie komentarze! Następnym razem będzie dłuższy rozdział ;)
Komentarze (8)
Jednak bardzo dziękuję za zaglądnięcie do mnie i za to, że zostawiłaś komentarz, lubię je od Ciebie dostawać, mimo wszystko. Jak potoczą się losy Zuzki, sama zobaczysz.
Pozdrowionka :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania