Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja 2 -Rozdział IV

Obudziłam się w swoim łóżku wypoczęta jak nigdy. Jedyne co mi przeszkadzało to ruszający się ciężar leżący na moich żebrach.

Pogłaskałam Tulipana po głowie.

- Cześć piesku – mój głos brzmiał okropnie.

W odpowiedzi zamerdał ogonem. Po chwili drzwi otworzyły się i wszedł wujek.

- Idziemy na spacer.

Kiedy tylko to powiedział Tulipan zszedł po mnie na podłogę. Oj, to było bolesne.

- Jak nie śpisz – powiedział zapinając psu szelki – zejdź na dół, Elwira będzie miała na ciebie oko.

Od teraz trzeba mieć na mnie oko?

- Ale ja…

- Anna – ton głosu wujka przybrał ostrzegawcze brzmienie.

- Schodzę – poddałam się.

- Pięć minut – wujek zostawił drzwi otwarte.

Fantastycznie. Czy ja zawsze muszę obrywać? I to za co? Za swoje dobre uczynki i miłosierdzie. Mogłabym wyjawić prawdę, ale wtedy Ti już w ogóle miałabym przechlapane.

- Dostaje mi się za to, że jestem chora? – zawołałam za wujkiem.

- Dostaje ci się za swoją głupotę i lekkomyślność.

Ups. Lekkomyślność?

- Kto normalny włóczy się po lesie – mężczyzna stanął w progu - w środku nocy, w połowie października.

- Ja? – byłam szczerze zdziwiona.

Alicja mnie nie zdradziła , Bogu dzięki. Zmówiłam swoją poranną modlitwę i zeszłam na dół. Ciocia rzeczywiście szykowała się do pracy, biegała w tę i z powrotem. W międzyczasie wydawała mi instrukcję, zjedz coś, przykryj się, ubierz coś na plecy. Postanowiłam, że będę grzeczna i spełniałam wszystkie rozkazy. Obiecałam nawet, że zjem później śniadanie, w tygodniu prawie nigdy nie miałam na nie czasu, obiady jadałam na mieście i tak dalej.

Ciocia cały czas patrzyła na mnie zatroskana, traktowała mnie jak małe dziecko. Pozwalałam jej na to, dopóki nie przekraczała pewnych granic. Musiałam mieć coś do powiedzenie na temat swojego życia.

- Marek ma wolne do poniedziałku – przystanęła na chwilę – nie będziesz siedzieć sama w domu.

- Mam dziewiętnaście lat – uśmiechnęłam się słodko – potrafię wytrzymać kilka godzin sama w domu.

- Fantastycznie – pocałowała mnie w głowę. – Lecę do pracy, będę po południu.

Słyszałam jak trzasnęły drzwi.

Objęłam kolana ramionami, miała rację co do tego, że nienawidzę być sama. To było dla mnie uciążliwe, słyszałam wszystko co dzieje się w domu, każde skrzypnięcie podłogi. Położyłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Godzinę później wrócił wujek z Tulipanem, pies od razu wskoczył na kanapę i wylizał mi twarz. Odsunęłam się ze śmiechem, gdyby nie pies życie byłoby smutniejsze.

- Jadłaś coś? – wujek zajrzał do pokoju.

- Nie jestem jeszcze głodna – odpowiedziałam przytulając się do Tulipana.

Pięć minut później stanął nade mną trzymając talerz z kanapkami. Wzięłam kanapki z miną męczennicy, Bogu dzięki nie było na nich szynki. Nienawidziłam jej. Kolejna rzecz, której nienawidziłam, lepsze to niż gdybym miała czuć ją do ludzi. Zjedzenie wszystkich kanapek zajęło mi sporo czasu. Wujek udawał, że ogląda sport, ale wiedziałam, że obserwuje mnie kątem oka.

Koło szesnastej przyjechała Alicja z Maćkiem, dziewczyna przyglądała mi się uważnie.

- Czemu tak na mnie patrzysz? – wychrypiałam.

- Po prostu – wzruszyła ramionami – słabo wyglądasz.

- Dzięki – uśmiechnęłam się słodko.

Gerard przyjechał niedługo później, jak zawsze wujek nie cieszył się na jego widok. Zaprowadziłam mężczyznę do mojego małego pokoiku. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i po chwili leżeliśmy w chmurach. Dosłownie.

Błękit nieba, puch pod moim ciałem i Gerard obok mnie. Leżeliśmy wtuleni w siebie, oglądając kształty innych chmur.

- Anno Barbaro Czerwieńska – nie wiem jak zdołał uklęknąć – czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Czy on mi się właśnie oświadczył? Oniemiałam z wrażenia , nie wiedziałam co mam powiedzieć.

- Poważnie? – tylko tyle byłam w stanie wykrztusić. – Tak, tak, tak.

Pocałował mnie. Nigdy wcześniej tak się nie całowaliśmy. To było… brakuje mi słów by opisać to co czułam przez te kilkanaście sekund. Mogę tylko powiedzieć, że każda dziewczyna o czymś takim marzy.

***

W środę po zajęciach zaczęłam grać na skrzypcach, byłam taka szczęśliwa, a to wszystko dzięki Gerardowi. Chwilę zapomnienia przerwało pukanie do drzwi, w progu stał mężczyzna w średnim wieku. Czarne włosy poprzetykane miał siwizną, zielone oczy oplotła sieć zmarszczek.

- Przepraszam – uśmiechnął się lekko – ale czy to pani grała?

- Ja – odpowiedziałam zagubiona.

- Przepraszam – powiedział jeszcze raz – uważam, że pięknie pani gra i pomyślałem, że może chciała by pani dołączyć do naszej orkiestry. Najpierw jeszcze musielibyśmy ją założyć – roześmiał się beztrosko. – Widzi pani, szukam ludzi z talentem, którzy nie boją się nowych wyzwań, pani na taką wygląda.

Słuchałam jego wykładu z otwartymi ustami. Nie sądziłam, że coś takiego może wydarzyć się naprawdę.

- Może spotkalibyśmy się w sobotę na kawie? – spojrzał na mnie z nadzieją. – W tym tygodniu nie mam czasu, przeprowadzam się tutaj z Torunia.

Mój mózg pracował na zwolnionych obrotach.

- Wtorek – powiedziałam machinalnie. – Na weekendy jeżdżę do domu.

- Siedemnasta? – uśmiechnął się.

Był dziwnie ugodowy, ale co mi szkodziło?

- W Lodowej Kawiarni?

- Doskonale – ukłonił się. – Do zobaczenia.

To było dziwne. Ktoś tak po prostu przychodzi do mnie i pyta, czy nie chciałabym razem z nim założyć orkiestry. Na pewno musi kryć się za tym jakiś podstęp. Postanowiłam zapomnieć o tym do wtorku.

Zadzwoniłam do Gerarda i zaprosiłam go na kolację. To był chyba dobry pomysł, prawda?

Umówiliśmy się na dwudziestą u mnie. Zdążę jeszcze wyskoczyć na zakupy. Miałam zamiar zrobić zapiekankę z warzywami. Moja plany pokrzyżowała Maja, która wyjątkowo wcześnie wróciła do domu.

-Co ty tutaj robisz? – naskoczyłam na nią.

- Mieszkam? – spojrzała na mnie jak na wariatkę.

- Nie, nie, nie – postawiłam zakupy na stole. – Zniknij na dzisiejszy wieczór.

- Słucham?

Podrygiwałam ze zniecierpliwienia.

- Gerard ma przyjść na kolację.

- Nie pierwszy raz – wzruszyła ramionami.

- To ma być nasz wieczór – warknęłam.

Zastanowiła się przez chwilę.

- Może poszłabym na zakupy? – spojrzała na mnie z nadzieją.

- Weź mój portfel – rzuciłam jej torebkę. – Znikaj już!

***

 

Układałam włosy, gdy zadzwonił dzwonek/ Gerard przyszedł jak zawsze punktualnie i do tego z bukietem kwiatów. Ubrany był w białą koszulę z włosami związanymi na karku.

- Dobry wieczór – podał mi kwiaty.

Dygnęłam przesadnie i zaprosiłam go do środka.

-Skąd ten dobry humor? – uniósł pytająco brew.

- Zaraz ci opowiem.

Byłam pewna, że będzie się śmiał z dzisiejszej tajemniczej wizyty, ale on siedział poważny jak głaz.

- Nie śmieszy cię to? – zapytałam. – To z pewnością jakiś przekręt.

Mężczyzna milczał jak zaklęty.

- O co chodzi? – podeszłam zaniepokojona do niego. – Powiedz mi.

Gerard uśmiechnął się lekko i przytulił mnie do siebie.

- Nic, po prostu miałem ciężki dzień.

Strapiona przylgnęłam do niego całym ciałem, wiedziałam, że coś jest nie tak. Cały młój dobry humor wyparował, wróciła szara rzeczywistość.

- Jemy? – odsunął się ode mnie. – Umieram z głodu.

- Siadaj – podeszłam do piekarnika – już gotowe.

Jedliśmy w milczeniu, widziałam, że Gerard jest myślami gdzie indziej.

- Powiedz prawdę – poprosiłam cicho. – Co cię gryzie?

Spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem, przerażał mnie.

- Zrobiłem coś głupiego – powiedział po cichu. – Muszę iść…

Zaczął się ubierać. Nie wiedziałam co robić, musiałam go zatrzymać.

- Gerard! – krzyknęłam. – Co się dzieje? Gdzie musisz iść?

- Kocham cię – wyszeptał i wyszedł.

Wybiegłam za nim, a on wsiadł do samochodu i odjechał. Niewiele myśląc poszłam do auta i ruszyłam za nim. Serce drżało mi z niepokoju. Gerard się spieszył, jechał o wiele za szybko. Dwa razy zignorowałam żółte światło. Mężczyzna zatrzymał się dopiero przy placu zabaw, patrzyłam na to z szeroko otwartymi oczami.

Były tam tylko dwie osoby, młoda, szatynka o niskim wzroście i chłopiec koło pięcioletni. Miał czarne, kręcone włosy i duże, piwne oczy. Gerard podszedł do kobiety i objął ją ramieniem, chłopiec wdrapał mu się na ręce. Wyglądali jak dobra, kochająca się rodzina, nic tu po mnie.

Przygryzłam wargę i całą siłą woli zmusiłam się by nie wysiąść z samochodu. Rodzinka zniknęła za rogiem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Katrina 30.07.2017
    Po wakacyjnej przerwie dodaję kolejny rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba.
  • Krytyk 30.07.2017
    Milion błędów, całe opowiadanie do edycji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania