Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja - Rozdział XXIII

Śniło mi się, że Wojciech był w moim pokoju. Zakradł się do niego przez okno, widziałam jak wchodzi. Nie miałam siły krzyczeć, nie mogłam się ruszyć, mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Jego usta tak jak za pierwszym razem smakowały jak piaskownica. Próbowałam walczyć, ale był dla mnie za silny, przygwoździł moje ramiona do łóżka. Nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu, nie mogłam narobić żadnego hałasu. Byłam w potrzasku.

Wojciech wreszcie przestał mnie całować, ale nie zwalniał uścisku, wiłam się próbując się uwolnić. Pragnęłam by ten straszny sen się skończył. Zobaczyłam dłonie mężczyzny, zamiast paznokci miał prawdziwe szpony. Były ogromne, miały długość co najmniej ośmiu centymetrów. Wojciech zbliżył je do mojego ramienia i przejechał po nim, krzyknęłam z bólu, gdy przecięły moją skórę. Krew ściekała na jasną pościel tworząc szkarłatne wzory. Udało mi się otworzyć oczy, ale sen się nie skończył, mężczyzna rzeczywiście tutaj był. Patrzył na mnie zadowolony z siebie. Kiedy tylko Maciek wbiegł do pokoju skoczył przez okno, Olek dołączył do blondyna i razem ruszyli w pościg za Wojciechem. Ciocia zatamował mi czymś krwawienie, byłam w szoku, nie zwracałam na nic uwagi.

Ala ostrożnie weszła do pokoju, była chorobliwie blada.

- Gdzie Jagoda? – dopiero teraz zauważyłam, że nigdzie jej nie widzę.

Wujek miał dyżur w szpitalu od piątej rano.

- Nigdzie jej nie ma – ciocia zawiązała prowizoryczny opatrunek.

- Jak to? – skrzywiłam się czując nową falę bólu.

Najchętniej odcięłabym sobie tę rękę, by już niczego nie czuć.

- Zniknęła – wzruszyła ramionami Ala – gdy tylko Wojciech pojawił się w domu.

Nie, nie, nie. To nie może… On nie może… Jagody…

Nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli.

- Mój Boże –skuliłam się na łóżku – to wszystko moja wina.

Ciocia przytuliła mnie do siebie.

- Nie – kołysała mnie w ramionach – nie, kochanie, nie, to nie twoja wina.

Chciałabym móc jej uwierzyć.

- Moja – rozpłakałam się.– Gdyby nie ja, Wojciech nigdy by się wami nie zainteresował.

- Przestań tak mówić – poleciła surowo ciocia – od dawna się nami interesował. Szukał tylko pretekstu, by uderzyć.

Powoli uspokajałam się, w ramionach osoby, którą kochasz nawet koniec świata nie jest straszny.

Jakiś czas wrócili Maciej i Olek, nie było z nimi Jagody.

***

Kiedy tylko wrócił, wujek zajął się moim ramieniem. W gabinecie wyglądałam przez okno, by nie widzieć ciemnej cieczy i igły w ręce mężczyzny. W domu panowało ponure milczenie, Najgorsze było to, że nikt nie miał do mnie pretensji, oprócz mnie samej. Czułam się podle, to ja byłam temu wszystkiemu winna.

- Wyglądasz jak zbity pies - wujek oderwał wzrok od szwów.

- Bo to wszystko moja wina – powiedziałam ze ściśniętym gardłem. – Gdyby nie ja…

- Nigdy – przerwał mi wujek – nie wiemy, co by było gdyby – uśmiechnął się lekko. – Może stałoby się coś gorszego, może już byśmy nie żyli.

Nie pocieszyło mnie to, byłam na skraju wytrzymania. Chciałam by to wszystko się skończyło, by Wojciech raz na zawsze zniknął.

- Raczej żylibyście spokojnie – zanegowałam. – Moi rodzice też ode mnie uciekli, bo byłam powodem ich problemów.

Wujek zamarł słysząc moje słowa, nie wiedział, co ma powiedzieć. Nigdy nie zwierzałam się z życia z moimi rodzicami.

- Nie uważaj siebie za główne źródło nieszczęść całego świata – polecił cicho. – Zostanie ci ładna pamiątka – wskazał na moją rękę.

Ponura wróciłam do swojego pokoju, chciałam zniknąć i czułam, że to jedyne sensowe rozwiązanie.

Po południu przyjechał Gerard i jak gdyby nigdy nic ściągnął ze mnie koc.

- Anka, wstawaj – polecił ostro. – Przestań się mazać.

Kochany chłopak, zawsze wie jak mnie pocieszyć.

- Odczep się – mruknęłam chowając głowę pod poduszkę.

Mężczyzna złapał mnie wpół i posadził mnie sobie na kolanach. Chciałam się wyrwać, ale nie miałam szans w jego uścisku.

Jedną ręką sięgnął po szczotkę i zaczął rozczesywać moje skołtunione włosy.

- Co robisz? – zdziwiłam się.

- Uwielbiam twoje włosy, wiesz? - pocałował je. – I twoje uszy – kolejny całus – twoje policzki.

Obsypywał pocałunkami całą moją twarz.

- Ale najbardziej – odwrócił mnie w swoją stronę – kocham cię za to, że jesteś.

- Gerard – przylgnęłam do jego piersi – to wszystko…

- Przestań – poprosił zbliżając swoją twarz do mojej –psuć ten moment.

Posłusznie zamilkłam i pozwoliłam mu się całować. Byłam głupia odpychając go od siebie, teraz wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu odejść.

Leżeliśmy wtuleni w siebie na moim wąskim łóżku. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie, było tak jak wszystko być powinno. Jakby Wojciech nie wyrządził przeze mnie tyle zła.

Jednakże, coś było nie tak…

- Gerard – uniosłam się na łokciu – dlaczego nikt tu jeszcze nie wszedł?

Mężczyzna poruszył się niespokojnie, widziałam po jego minie, że zaraz sprzeda mi niezłą bajeczkę.

- Czy ty – nabierałam coraz większych podejrzeń - przypadkiem nie masz odciągnąć mojej uwagi od czegoś?

- Aniu – przyciągnął mnie do siebie – czy to ważne? Liczy się to, że jesteśmy…

Nie miałam zamiaru odpuścić, ani dać się udobruchać.

- Ciocia po ciebie zadzwoniła? – wypytywałam dalej. – Reszta szuka Jagody?

- Pojechali do moich rodziców – powiedział z ociąganiem. – Chcą byśmy im pomogli.

- Pomożecie? – nie mogłam znieść jego milczenia.

- Mamie uda się przekonać ojca – uśmiechnął się łobuzersko. – Szczególnie, że cię lubi.

Opadłam na poduszki i zaraz znowu wstałam. Byłam przekonana, że wiem gdzie jest Jagoda. Szybko zbiegłam po schodach na dół, Gerard szedł tuż za mną. Złapał mnie za ranne ramię, gdy chciałam wyjść z domu.

- Dokąd idziesz?

Krzyknęłam z bólu i cofnęłam się o krok.

- Wiem, gdzie jest Jagoda – oznajmiłam z przekonaniem. – Czuję jej obecność.

Odwróciłam się gotowa biec do lasu, ale Gerard znów mnie powstrzymał.

- To nie Jagoda – zaprzeczył pewnie – to Wojciech.

Wojciech?

- Słucham? – parsknęłam śmiechem. – Wiem…

- Nie wiesz – przerwał mi niecierpliwie. – To przez te rany, jest w nich jad, dzięki któremu może cię przyzywać – przymknął oczy. – Wydaję ci się, że to twoja przyjaciółka potrzebuje pomocy, ale to tylko sztuczka. Ma za zadanie spowodować, że wpadniesz w jego sidła.

Nie, nie, nie! To nie może być prawda! Takie rzeczy się nie dzieją, nie przydarzają się ludziom, przecież my nimi nie jesteśmy, poprawiłam samą siebie.

- Chodź – Gerard wziął mnie za rękę – obejrzymy jakiś film.

Łzy cisnęły mi się do oczu, zła na samą siebie przetarłam oczy.

- Jadłaś coś dzisiaj?

Pokręciłam głową.

- Nie jestem głodna.

- Musisz coś zjeść – posadził mnie przy kuchennym stole. – Lubisz naleśniki?

- Chyba każdy lubi – uśmiechnęłam się lekko.

W milczeniu przyglądałam się jak mężczyzna pracuje. I z minuty na minutę rosły moje wątpliwości. A co jeśli to Gerard mnie oszukuje?

Może to on chce mnie wykorzystać a nie Wojciech? Może szukam pomocy, nie u tego, u kogo powinnam?

Mężczyzna stał do mnie plecami, ostrożnie odsunęłam krzesło i wyszłam z kuchni. Niczego nie zauważył, Tulipan zerwał się i patrzył na mnie wyczekująca. Przyłożyłam palec do ust i przywołałam go gestem. W końcu to tylko pies. Dochodziłam do furtki, kiedy pochwyciły mnie czyjeś silne ręce. Wyrywałam się i wierzgałam, ale na nic to się zdało. Gerard zaniósł mnie z powrotem do kuchni i posadził na krześle.

- Widzę, że – roztarł podrapane ręce – czeka nas ciężka noc.

- Nie lubię cię - założyłam ręce na piersi – chcę do Wojtka.

- Przypomnę ci to jutro rano – postawił przede mną talerz. – Jedz.

Z obrzydzeniem odsunęłam od siebie naleśnika. Gerard parsknął śmiechem i przeczesał sobie włosy ręką.

- Zachowuj się jak duża dziewczynka – poprosił znów podsuwając mi talerz.

- Chcę do Wojtusia – uniosłam obrażona brew.

- Sama tego chciałaś – usiadł na krześle obok i zaczął kroić naleśnika. – Otwórz usta – polecił.

W twoich snach, pomyślałam przekornie.

Gerard nakarmił mnie naleśnikiem, a potem jak dziecko położył do łóżka. Cała czas krzyczałam i awanturowałam się, że chcę do Wojciecha. Mężczyzn słuchał tego z uprzejmym uśmiechem, zerkając na mnie znad ksiązki.

***

Obudziłam się przytulona do Gerarda, nie pamiętałam nic z poprzedniego wieczoru. Wiedziałam jedno, musiałam stad odejść, nie mogłam dłużej ich wszystkich narażać.

Wstałam po cichu i ubrałam się pisząc w między czasie sms do Wojciecha.

Spotkajmy się przy Szarym Grobowcu.

Po chwili przyszła odpowiedź.

Stęskniłaś się?

Przewróciłam oczami.

Będę za godzinę.

Popatrzyłam z lekkim uśmiechem na Gerarda. Wyglądał tak bezbronnie i słodko, włosy opadły mu na twarz, ręce złożył jak aniołek. Takiego chciałam go zapamiętać, był moim skarbem.

- Kocham cię – pocałowałam go w policzek. – Gdziekolwiek będę, kiedykolwiek.

W odpowiedzi mruknął coś przez sen.

Łzy ściekały mi po policzkach, kiedy cicho zamykałam za sobą drzwi.

- Anka? – podskoczyłam widząc Edmunda.

Uśmiechnęłam się słabo, pociągając nosem.

- Ja muszę – szepnęłam – zrozum.

Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się na pozór beztrosko.

- Powodzenia, zobaczymy się później.

Skinęłam głową i uciekłam jak najszybciej, by nie widział jak się rozsypuję. Nie miałam siły, ale szłam na przód. Nie miałam nadziei, że wrócę, a chwytałam się jej jak tonący brzytwy.

Przy autostradzie wyprzedził mnie samochód i zajechał mi drogę. Wysiadła z niego Dominika.

Kobieta miała na sobie szpilki i czarny kombinezon. Wyglądała fantastycznie.

- Co tutaj robisz? – zapytała mnie.

- Idę spotkać się z Wojciechem.

- Wsiadaj – uśmiechnęła się lekko. – Podwiozę cię, tylko powiedz dokąd.

Posłuchałam jej z ulgą i po chwili już pędziłyśmy wymijając poszczególne samochody i ciężarówki. Uważałam, że kobieta prowadzi zdecydowanie za szybko, ale ona nic nie robiła sobie z moich komentarzy. Świetnie się bawiła widząc moją przerażoną minę.

- Pomogę ci – zaoferowała się. – Mam pewien plan, sama nigdy bym się nie odważyła.

Ciekawa nadstawiłam uszu, sama nie miałam pojęcie co zrobię, gdy już spotkam się z Wojciechem .

- Mam to – podała mi fiolkę z niebieskim płynem.

- Co to? – przyjrzałam się jej ciekawie.

- Dzięki temu – powiedziała zadowolona z siebie – starci pamięć i moc.

Wow, ciężkie działo.

Uśmiechnęłam się z podziwem.

- I co dalej? – dopytywałam się. – Gdy już straci pamięć.

- Moja mama ma przyjaciółkę – wyprostowała się jak struna – która zgodzi się udawać matkę Wojciecha, za drobną opłatą oczywiście. Chciała to zrobić za darmo, ale… uważam, że to nie wypada.

Dominika była genialna!

- A gdzie mieszka ta koleżanka?

- Na Islandii – parsknęła śmiechem.

- Kocham cię – przytuliłam ją do siebie, co mogłoby się źle skończyć. – Przepraszam – posłusznie wróciłam na swoje miejsce. – Musimy dowiedzieć się, gdzie jest Jagoda.

Kobieta zaparkowała w lesie i zgasiła silnik.

- Odciągnij jego uwagę – poleciła mi – a ja go ogłuszę.

- Jesteś pewna?

- Jestem – zacisnęła usta w wąską linię.

Wysiadłam i trzasnęłam drzwiami.

Wojciech już na mnie czekał, przechadzał się po brzegu. Uśmiechnął się obleśnie na mój widok, ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie, wyglądał…niewinnie.

- Jednak do mnie przyszłaś – podszedł blisko mnie.

- Przyszłam coś wyjaśnić - mój głos nie zdradzał strachu.

I dobrze.

- Co takiego ptaszyno? – ujął mnie pod brodę, kątem oka zauważyłam Dominiką. – Chciałabyś coś powiedzieć? – pogłaskał mnie po policzku. – Dziwiłem się, że nie przyszłaś do mnie wczoraj.

Pocałował mnie mocno, znów poczułam znajomy smak piaskownicy w ustach. Próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie zdecydowanie za mocno. Boleśnie wykręcił mi ręce do tyły, kiedy chciałam go uderzyć.

- Jesteś już moja – szepnął mi do ucha. – Nigdy się mnie nie pozbędziesz.

Zadrżałam słysząc ten ton w jego głosie. Cała odwaga mnie opuściła, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Trzęsłam się na całym ciele.

- Strach cię obleciał? – szydził ze mnie. – Wydawało ci się, że mnie pokonasz? Jesteś głupia, nie dasz mi sama rady, już przegrałaś. Zaraz zrobię z tobą co będę chciał. Kto ci pomoże? Jesteś tu całkiem sama, nikt cię nie usłyszy.

Z moich ust dobył się jęk, mężczyzna odepchnął mnie, gdy Dominika przyłożyła mu nóż do gardła.

- Kogóż ja widzę? – uśmiechnął się przebiegle. – Moja niewierna żona wróciła, ciekaw po co? Pozwoliłem jej odejść powinna się z tego cieszyć i wyjechać jak najdalej stąd.

- Obyś się nie przeliczył – warknęła kobieta w odpowiedzi. – Powiedz mi, gdzie jest Jagoda?

- Nic ci nie powiem – wybuchnął śmiechem – nie zależy mi, możesz mnie zabić.

- Jesteś pewien – kobieta mocniej przycisnęła nóż.

Poczułam straszną falę mdłości i zobaczyłam Jagodę w trumnie. Żyła. Krzyczała. Widziałam, że jest to nasz malutki cmentarz, po drugiej stronie miasta.

- Dominika – wstałam na nogi – wiem, gdzie jest Jagoda, rób z nim co chcesz.

- Z przyjemnością.

Rzuciłam się biegiem z powrotem do miasteczka. Deszcz rozpadał się porządnie nim przebiegłam pół drogi byłam już przemoczona. Cmentarz znajdował się niedaleko „centrum”. Był to nieduży równinny teren, już od bramy widziałam kopiącego mężczyznę, był sam. Rzuciłam się biegiem w tamtą stronę, nie zauważy, kiedy zamachnęłam się na niego drugą, zapomnianą łopatą. Chwiejnie postąpił kilka kroków i upadł.

Z dołu dochodziły zduszone jęki, zaczęłam kopać, ulewny deszcz nie ułatwiał mi tego zadania. W pewnym momencie zapanowała głucha cisza, Jagoda przestała hałasować. Pomimo tego, że nie miałam już siły, kopałam jeszcze szybciej, musiałam ją uratować. Udało mi się, nie wiem jaki cudem udało mi się otworzyć trumnę. Dziewczyna była ledwo przytomna, pobita i związana. Jak najszybciej uwolniłam ją z więzów i przytuliłam do siebie. W głowie zmówiłam modlitwę dziękczynną.

Ktoś szarpnął mnie za włosy, krzyknęłam z bólu.

- Myślałaś, że jesteś taka sprytna? - syknął m i do ucha. – Poczekaj tylko aż Woj…

- On już nic nie zrobi – uśmiechnęłam się z satysfakcją . – Nigdy.

- Za to ja wciąż mogę – mówiąc to uniósł mnie i rzucił o ziemię.

Jęknęłam z bólu i podniosłam się na kolana. Było mi niedobrze, przed oczami pojawił mi się widok mojego zmasakrowanego ciała. Jagoda podcięła mężczyźnie nogi i wepchnęła do dołu.

Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam biec ciągnąc za sobą Jagodę. Dziewczyna chwiała się i przewracała co chwilę. Mężczyzna znów biegł za nami, było blisko a znów by mnie pochwycił.

Wbiegłyśmy wprost pod samochód cioci, kobieta wyhamowała z piskiem opon. Czym prędzej wskoczyłyśmy na tylne siedzenie.

***

Kąpałam się, kiedy Ala bez ceregieli weszła do łazienki. Na twarzy miała wielką podkówkę.

- Czemu nie poprosiłaś mnie o pomoc? – zapytała z wyrzutem.

- Mogłabyś zamknąć drzwi – poprosiłam wynurzając się z wody. – Nie chciałam narażać cię na niebezpieczeństwo, musiałam sama się z nim zmierzyć.

- A Dominika? – w jej głosie wyczuwałam zazdrość.

Parsknęłam śmiechem .

- Jesteś zazdrosna, przyznaj się, jesteś zazdrosna.

- Nie jestem – obruszyła się. – Ale dlaczego ona?

Spoważniałam na moment.

- On a też musiała zmierzyć się z Wojciechem by móc żyć dalej.

Alicja wzruszyła ramionami i wstała.

- Myślałam, że za nią mniej byś płakała niż za mną.

- Oczywiście – chwyciłam ją za rękę – że by tak było – wciągnęłam ją do wody.

Ala pisnęła wyrywając mi się, nie mogła ustać na nogach i znów wpadła do wody.

***

Przyjęli mnie na prawo!

Przyjęli mnie, promieniowałam ze szczęścia.

Gerard zaszedł mnie od tyłu i pocałował. Wreszcie znaleźliśmy szczęśliwe zakończenie naszej historii.

Teraz już nic nie może nam przeszkodzić, liczymy się tylko mu i nasza miłość.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania