Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja 2 - Rozdział X

Obudziłam się w miękkim, puszystym łóżku. Rozejrzałam się po pokoju, nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Przed moja twarzą unosiła się dziwna kula jakby bańka mydlana. Wpatrywałam się w nią oczarowana, dopóki nie uderzyła mnie w twarz. Miałam wrażenie jakby ktoś tu ze mną był.

 

Przeszkadzam?

 

Czy ja rzeczywiście słyszę głosy w swojej głowie?!

 

Nie zwariowałaś, jeszcze.

Ta kobieta miała rzeczywiście dobry humor, bawiło ją to, że nie wiem co się dzieje.

 

Chcesz wiedzieć kim jestem?

Roześmiała się perliście, jej śmiech rozniósł się po całej mojej głowie.

 

Jestem inną wersją ciebie, trochę gorszą, trochę bardziej psotną, ale tobą. Zawsze byłam przy tobie, ale teraz znalazłam możliwość zamienienia się miejscami. Od dziś to ty jesteś tą drugą wersją mnie.

 

Słucham? Jestem uwięziona sama w sobie?! Natychmiast masz się stąd zabierać, słyszysz?!

W odpowiedzi zaczęła nucić jakąś dziwną przyśpiewkę.

Ktoś wszedł do komnaty, młoda dziewczyna, przyniosła ze sobą suknię. Chciałam krzyczeć i prosić o ratunek, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Nie miałam władzy nad swoim ciałem.

Widzisz, moja droga, bohaterowie baśni są odbiciem prawdziwych ludzi, niekiedy są lepsi, niekiedy gorsi. Ja jestem tym gorszym, jak już mówiłam. Teraz musisz grać na moich zasadach.

Myślisz, że ci na to pozwolę?! Znajdę inny sposób, nie będziesz mogła mnie znieść. To ty się poddasz.

Serce łomotało mi ze strachu, nie miałam pojęcia co robić.

Idiotko, twoje uczucia też znam, nie jesteś w stanie się przede mną ukryć.

Musiałam znaleźć inny sposób, musiałam coś zrobić. Najpierw musiałam odgrodzić się od tej wiedźmy, to niby miałam być ja?

Służąca pomogła jej się ubrać, ta wariatka musiała być kimś ważnym.

Nie umiesz się sama ubrać? – zakpiłam w myślach. – Może powinnam cię nauczyć?

Różnica polega na tym, że ty zawsze jesteś sama, sama musisz sobie radzić, nie masz nawet rodziców.

Nie wiem jak to zrobiłam, ale sekundę później obydwie tarzałyśmy się po podłodze. Służąca przyglądała nam, jej się przestraszona. Musiała jej nie lubić, bo zaraz zawołała inną kobietę. Patrzyły na nią próbując nie wybuchnąć śmiechem. ONA tak naprawdę biła się sama ze sobą i uderzając mnie, uderzała samą siebie. Wymierzyłam jej taki cios, aż krzyknęła.

Masz za swoje – uśmiechnęłam się z satysfakcją.

 

Wredna małpa – wydarła się na mnie – myślisz, że będziemy się tak bawić?! Oj, co to to nie, kochana, JA tutaj żądzę, JA, rozumiesz?!

 

Niedoczekanie – mruknęłam.

- Pani – służąca ukłoniła się - czy wszystko już w porządku?

- Nie widzisz?! – wydarła się ONA. – Nic mi nie jest, to była poranna gimnastyka.

Na potwierdzenie tych słów wykorzystałam resztkę sił i zdzieliłam ją pięścią w twarz. ONA wydarła się na całe gardło i odpowiedziała tym samym, po chwili opamiętała się i wygładziła suknię.

Minusem tego wszystkiego było to, że ja też wiedziałam co ONA czuje. W głębi siebie nie była taka zła, tylko bardzo, bardzo egoistyczna. Ojciec wymyślił, że ma wyjść za mąż, ONA tego nie chciała. Pragnęła się zakochać, przeżyć przygodę i na zawsze pozostać nie osiągalną księżniczką. Nie zamierzała wybierać żadnego z mających przyjechać tu dziś szlachciców.

Pomarudzi, poudaje, a później wszystkich przepłoszy. Ojciec nie będzie mógł się jej o nic czepiać. Uważała, że on i tak nabiera się na wszystko, co ona mówi.

Celowo spóźniła się na bal, aby oczywiście wywrzeć dobre wrażenie. Nie mogłam znieść jej jazgotu przez cały dzień. Wiedziała, że przeglądam ją na wylot, ale nie mogła nic na to poradzić. Dlatego próbowała mnie zagłuszyć, nieskutecznie muszę przyznać.

Kiedy panowie ustawili się w rzędzie poczynając od najbogatszych, rozpoczęła swoje przedstawienie. A ja nie zamierzałam jej w tym pomagać.

- Masz panie szklane oko? – zapytała pierwszego z brzegu.

Był chudy i stary, mógł liczyć na to, że zainteresuje kogoś jego majątek. Podobno posiadał ogromny majątek.

- Tak, pani – pochylił głowę.

Stary i brzydki – skomentowała w myślach.

- Jesteś stary i brzydki! – wydarłam się na całe gardło.

 

Zwariowałaś?! – naskoczyła na mnie. – Co ty wyprawiasz?!

 

Myślałaś, że będę ci pomagać? – prychnęłam. – Zwariowałaś?!

ONA sapnęła ze złości i tupnęła nóżką. Zebrani przyglądali jej się zszokowani, a jednooki opuścił zamek.

- Lubi pan jeść? – zagadnęła stojącego obok.

Był to rzeczywiście gruby mężczyzna, również w starszym wieku. Brzuch miał wielki jak kocioł.

- Tak, pani – zaczerwienił się po same uszy.

ONA cofnęła się parę kroków.

- Nie chcę pana – wydęła usta – jeszcze by mnie pan zjadł.

Tym razem uważała na to co myśli, skutkiem tego było to, że nie myślała o kandydatach wcale, plotła co jej ślina na język przyniosła.

- Lubi pan wodę? – spytała chłopaka stojącego dość daleko od tronu.

- Niiiie, pani – wyjąkał.

 

Do tego jąkała – mruknęła z dezaprobatą.

 

Jesteś idiotką – warknęłam na nią. – Nie doceniasz ludzi, patrzysz tylko na okładkę.

 

A ty? – zaśmiała się.- Nie patrzysz na wygląd? Najważniejszy jest wygląd, od niego wszystko zależy, bez niego niczego nie osiągniesz.

 

Zabolało. W szczególności to, że miała rację, któż z nas nie zwraca uwagi na wygląd?

Jej uwagę przykuł mężczyzna stojący na froncie. Był nawet przystojny, miał czarne loki, niebieskie oczy, wąskie usta, lekko zgarbiony nos, który dodawał mu uroku. Znałam go.

Nie, nie, nie – prosiłam. – Tylko nie go, zostaw go w spokoju!

 

Ach, któż to taki? – rozpłynęła się w uśmiechu. – Zależy ci na nim?

 

ONA splotła ręce na plecach i podeszła do niego. Przyglądała mu się chwilę w milczeniu.

- Waćpan, lubi drozdy? – zapytała przymilnie.

Gerard! – próbowałam krzyczeć. – Jestem tutaj!

Nie miałam już siły by działać, poranne przepychanki całkowicie mnie osłabiły.

 

Uuu,. Chyba cię nie słyszy – szydziła – a podobno miłość wszystko pokona. A może to nie miłość?

Zamknij się! – warknęłam na nią.

- Skąd to pytanie? – zdziwił się.

ONA roześmiała się perliście.

- To proste, twoja broda wygląda jak dziób drozda.

Sama roześmiała się ze swojego poczucia humoru, a we mnie aż gotowało się ze złości. Jak ona mogła?! Nie znosiłam jej!

Spojrzała na twarz ojca, była czerwona ze złości, oczy ciskały gromy. W pewnym momencie zerwał się z miejsca i doskoczył do mnie w paru susach.

- Zawiodłaś mnie – powiedział do księżniczki – moja córko.

- Czym cię zawiodłam tatusiu – zdziwiła się. – Przecież nic nie zrobiłam.

Jego twarz nabrała koloru purpury.

- Nie tak cię wychowałem – spiorunował mnie wzrokiem. – Nie jesteś godna nazywać się moją córką.

W sali zapanowała cisza jak makiem zasiał. ONA patrzyła oniemiała na ojca, nie mieściło się jej w głowie, to co usłyszała.

- Tatusiu ja…

- Dość!– przerwał mi. – Oto co postanawiam, oddam cię pierwszemu lepszemu żebrakowi, który przyjdzie do zamku.

Co on robi?! – gorączkowała się ONA. – Tak nie może, jestem jego córką, nie może mi tego zrobić.

On to już zrobił – przypomniałam triumfalnie. – Jesteś przegrana, przegrana.

Trochę się nad nią pastwiłam, ale należało się jej.

Z sali wyszła jak z krzyża zdjęta i od razu pobiegła do swojej komnaty. Przez resztę dnia nie wyszła z łóżka. Uważała, że to ona jest pokrzywdzona, nie mogłam znieść jej użalania się nad sobą.

Przestań – warknęłam po raz setny – sama jesteś sobie winna. Mogłaś zachowywać się jak należy.

 

Zamknij się! – wrzasnęła na mnie. – Nie chcę cię już słyszeć.

 

Sama się na to skazałaś – mruknęłam, ale już się nie odzywałam.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • detektyw prawdy 29.08.2017
    po dialogu gdy piszemy slowa "niemowione" takie jak sluzaca itp, piszemy z duzej litery. Przyklad:
    — Siema — Odłożyłem ręcznik. — Co u ciebie? to zdanie jest prawidlowe
  • Katrina 30.08.2017
    Dzięki, będę wiedziała na przyszłość☺

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania