Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja 2 - Rozdział XVII

Do kwietnia nic ciekawego się nie wydarzyło, ale to właśnie w tym miesiącu wszystko się zaczęło. Ludzie mówili, że widzą dziwne stwory, czarne jak noc o oczach jak płomienie.

- To musiało wyjść z tamtej dziury – wujek jak zawsze chodził po pokoju. – Tylko dlaczego ujawniło się tak późno?

Radek wiercił się na moich kolanach, było już dobrze po dziesiątej i był senny. Przytuliłam go do siebie mocniej.

- Może hibernowało – rzucił Olek – jak niedźwiedź w zimę.

W pokoju zapanowała cisza, wszyscy zastanawiali się, czy jego słowa mają sens. Dla mnie miały niewielki.

- To najbardziej idiotyczna hipoteza, jaką kiedykolwiek słyszałem.

Maciek z Alą właśnie przyjechali, byli na wykopaliskach w Hiszpanii, w końcu studiowali archeologię.

- Masz lepszą? – odgryzł się Olek.

- Od twojej każda jest lepsza.

Mężczyźni padli sobie w objęcia, kochali się jak bracia. Kiedy razem mieszkaliśmy zawsze Olek zawsze wpadał na jakiś genialny pomysł, a Maciek go hamował.

- Może poszło na wycieczkę do innego miasta? – powątpiewała Alicja.

- Spać – Radek potarł oczy.

Ostatnio zaczęła ujawniać się jego dziecięca natura, otworzył się na nas wszystkich.

- Położę go – zaoferował się Gerard biorąc syna na ręce.

Ciocia pod naszą nieobecność zajmowała się Radkiem, a chłopiec zaczął mówić na nią babcia. Kobieta była przeszczęśliwa z tego powodu, wujkowi też nie przeszkadzało jak Radek ciągnął go za rękę na spacer. Ponadto w moim starym pokoju miał urządzony swój kącik, coraz chętniej i częściej zostawał tam na noc. Usiadłam wygodniej na kanapie i zmrużyłam oczy. Jagoda oparła się o Aleksandra, okazało się, że będę mieli bliźniaki.

- To jest prawdopodobne – przerwał ciszę wujek. – Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, ale jest to jakieś rozwiązanie.

Wrócił Gerard i usiadł obok mnie na kanapie.

- Może chciał przeczekać – westchnęłam znudzona – aż wszyscy o nim zapomną.

Oczy członków rodziny zwróciły się na mnie. Chyba powiedziałam coś mądrego, pomyślałam z satysfakcją.

- Anka – wujek wyraźnie poweselał – im mniej myślisz, tym mądrzej mówisz.

Mina mi zrzedła, ot co, ludzka wdzięczność. Po co ja się w ogóle odzywałam? Od teraz będę milczeć jak grób.

Obróciłam głowę w stronę okna, miałam wrażenie, że zobaczyłam tam przemykający cień. A może mi się zdawało? Wolałam na razie nic nikomu o tym nie mówić. Nie powinnam nie potrzebnie wszczynać alarmu.

- Czym zabija się pochłaniacza? – zapytała ciocia patrząc na mnie niespokojnie.

Wujek potarł czoło i zmarszczył brwi.

- Nie mam pojęcia.

***

Gerard rzucał się we śnie, był cały rozpalony. Wiedziałam, że dzieje się z nim coś złego, był cały rozpalony. Pogłaskałam go po włosach, uspokoił się i zaczął miarowo oddychać. Przytuliłam się do jego piersi i zasnęłam.

Śniło mi się, że Gerard mnie zostawia, a ja byłam wściekła, wiedziałam , że mój mąż zrobił coś złego. Nie chciałam by mnie zostawiał, ani by zostawał w domu. Drżącą ręką głaskałam się po brzuchu, Radek zapłakany wyglądał przez szybę samochodu. Nie chciałam ich tracić, nie chciałam zostawać sama, Tulipan szczekał zajadle.

Tym razem to ja obudziłam się zlana potem, pomodliłam się i zeszłam na dół. Gerard w kuchni smażył jajecznicę. Dlaczego odsunął się, gdy chciałam pocałować go w policzek? Dlaczego milczał podczas śniadania? Dlaczego na mnie nie patrzył?

Pytania kłębiły się w mojej głowie, uspokajałam się, że jest po prostu zmęczony. Sama w to nie wierzyłam, czasami człowiek woli się łudzić, niż znać gorzką prawdę. Kiedy przyszła ciocia zamieniłam z nią parę słów i już musieliśmy jechać. Okazało się jednak , że nigdzie nie pojedziemy, bo wokół miasteczka wyrósł ogromny, ciernisty mur. Myśląc, że mam przewidzenie przetarłam oczy, mur wciąż tam był.

- Widzisz to samo co ja? – upewniłam się.

- Owszem – Gerard zacisnął pięści na kierownicy.

Przełknęłam głośno ślinę.

- Wygląda na to, że mamy dzisiaj wolne.

Gerard zaczął zawracać.

- Musimy skontaktować się z twoim wujkiem.

- Jak się wyśpimy – zgodziłam się. – Może do tej pory sam coś zauważy.

Nie mogłam trzeźwo myśleć o tak wczesnej porze, pogładziłam się po brzuchu. Od rana było mi strasznie niedobrze.

- Może skręcimy teraz? - zapytał Gerard.

- O szóstej dwadzieścia? – uniosłam pytająco brew. – Na pewno się ucieszy.

Gerard mruknął coś niezrozumiale, musiał przyznać mi rację. Żadne z nas nie było w dobrym humorze. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w domu i zająć się sobą. Ostatnio byłam sfrustrowana i mężczyźnie obrywało się za nic.

W domu ciocia właśnie ubierała Radka, Gerard wytłumaczył jej co się stało. Uparłam się by chłopiec został dzisiaj w domu, miałam złe przeczucie.

Bawiłam się z Radkiem, kiedy dostałam sms.

Wierzysz swojemu mężowi?

Nie znałam tego numeru, kto mógł napisać do mnie coś takiego? Miałam się czego obawiać?

Gerard by mnie nie skrzywdził, kochał mnie. Tylko, że ostatnio to ja go od siebie odpychałam.

- Co się stało? – chłopiec był ciekawski.

- Nic takiego – uśmiechnęłam się.- Poukładamy z klocków?

Czarne chmury kłębiły się w mojej głowie, wiedziałam, że bez powodu nie dostałabym takiego sms. Gerard nie był ze mną szczery i to było najgorsze.

Po południu Radek oglądał bajkę, a mój mąż potulnie zmywał naczynia. I to był dowód na to, że coś go gryzie. Cały czas nie chciał ze mną rozmawiać, był zasępiony, machinalnie płukał kolejne talerze.

- Wykrztuś to wreszcie z siebie – nie wytrzymałam tej ciszy.

Mężczyzna drgnął lekko, na jego twarzy malowała się udręka.

- Ania, ja – przytulił mnie – przepraszam.

A jednak, przełknęłam gulę w gardle.

- Za co? – głos mi zadrżał.

Chciałam by to powiedział, musiałam to od niego usłyszeć.

- Ja i Wiki – odetchnął ciężko – pisaliśmy sms – y, pracowaliśmy razem, ale nigdy cię nie zdradziłem.

Tym razem to ja odetchnęłam głośno, nie zdradził mnie. To były tylko… Właściwie, co to było?

Odepchnęłam go od siebie.

- Dlaczego mi to mówisz –mój głos ociekał sarkazmem – przecież to tylko sms – y.

Gerard spojrzał na mnie zaskoczony i zrozumiał.

- Kocham ciebie, Radka i naszą dzidzię.

Nie mogłam na niego patrzeć, teraz już nic nie będzie takie jak dawniej. Wszystko zepsuł.

Odwróciłam się i pobiegłam do sypialni, chciałam być teraz sama. Musiałam sobie to wszystko przemyśleć, poukładać. Gerard mnie nie zdradził, nie zdradził. Czy mogłam mieć do niego pretensję? O chwi.. Idiotko! Oczywiście, że możesz, przecież ty nie miałaś chwili słabości. Ty zawsze byłaś mu wierna. A on, pierwsza lepsza okazja i już…

Wyszłam na dwór, Tulipan szedł obok mnie, mój wierny, towarzysz, mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. W lesie panowała cisza i spokój, w głowie miałam pustkę. Do tego strasznie kręciło mi się w głowie. Nad jeziorem rzuciłam psu patyk, uwielbiał wodę, w końcu był wodołazem. Wiosna w tym roku była wyjątkowo piękna, słońce świeciło, ptaki śpiewały, drzewa zaczynały się zielenić.

- Nie martw się, malutka – pogłaskałam się po brzuchu – wszystko będzie dobrze.

Coś zaszeleściło w krzakach, szybko odwróciłam się w tamtą stronę. Zobaczyłam wielkiego, dziwnego stwora budującego mur. Zachowywał się jak pająk, a wyglądał jak biała kula.

Złapałam Tulipana i chciałam wrócić do domu, ale przeszkodził mi w tym kamienny człowiek. Patrzył na mnie groźnie, jego oczy świdrowały mnie dziko. Instynktownie zasłoniłam brzuch i cofnęłam się do samej linii wody.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania