Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja - Rozdział XV

Kiedy kolejnego dnia przyszła nauczycielka polskiego byłam prawie nieprzytomna. Na moje szczęście udało mi się jej wmówić, że to od leków, które cały czas biorę. Oprócz polskiego miałam jeszcze dzisiaj matematykę i fizykę, będzie ciekawie.

Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie, popołudniu miałam już wszystkiego dość, na dodatek noga pulsowała mi tępym bólem. Pewnie wczoraj ją przeciążyłam, świat zawirował mi przed oczami, ten sam obraz, ten sam napis na nagrobku. W oczach stanęły mi łzy, nie mogłam znieść tego widoku. Zaraz po powrocie wujka opowiedziałam mu o tym, co widziałam, nie był zachwycony tym, że wiedziałam o tym od wczoraj. Wybrał numer do Maćka i zaczął przechadzać się po pokoju, śledziłam go jakby wykonywał najciekawszą czynność na świecie. Piętnaście minut później drzwi z hukiem się otworzyły i wpadł przez nie Edmund, tuż za nim wszedł Maciej.

- Powiedz, że to nieprawda - potrząsnął mną za ramiona. - Anka, powiedz to! - widziałam jak zaciska szczęki. - Mówiłaś to z zazdrości, nie tolerujesz jej, przyznaj się!

Milczałam. Wiedziałam, że czegokolwiek bym nie powiedziała to by go nie przekonało.

- Nie możesz jej odpuścić, że jesteśmy razem.

Maciej próbował go uspokoić, czego efektem było to, że mnie puścił. Edmund dyszał ciężko, rzucił wazonem przez pokój, roztrzaskując go o ścianę za moimi plecami.

- Edmund, wystarczy - do pokoju weszła Alicja. - Przestań oskarżać Anię, jest wredna, nieczuła i uważa, że ze wszystkim sama sobie poradzi , ale nie posunęłaby się do czegoś takiego.

- Dzięki - mruknęłam.

Miała o mnie doskonałe zdanie.

- Nie ma problemu - uśmiechnęła się.

Parsknęłam śmiechem równocześnie z Maćkiem, dziewczyna wiedziała jak rozładować sytuację.

***

Stałam na wysokim klifie, wokół mnie rozciągało się wzburzone morze, niebo pokryte ciemnymi chmurami wyglądało przepięknie.

- Kocham cię - przytuliłam się do Gerarda - jesteś niesamowity.

- Uwielbiam, kiedy tak mówisz - pocałował mnie w czubek głowy. - Powiesz mi teraz co cię zasmuciło?

-Edmund zarzucił mi - spojrzałam na niego smutno - że zmyśliłam całą tę wizję, bo jestem zazdrosna.

Gerard ścisnął mnie mocniej wiedziałam, że jest zły. Niepotrzebnie mu o tym mówiłam, teraz pewnie sam będzie chciał nauczyć Edmunda porządku.

- Porozmawiam z nim dzisiaj - oznajmił - powiem jak się sprawy mają.

- Nie - zaopanowałam. - Mówił to w złości, kocha Marię - uśmiechnęłam się do niego ciepło - a ja ciebie.

- To chciałem usłyszeć.

Zapatrzyłam się na wzburzone morze, choć przypominało mi o Adamie nie powodowało bólu. Coraz rzadziej o nim śniłam, pozwoliłam mu odejść. Chciałam już tylko być zawsze przy Gerardzie, to on był miłością mojego życia, jednak Adam zawsze zostanie w moim sercu. Trochę to pokręcone, ale kobiety już tak mają.

- Powinnam wracać - zmarszczyłam czoło - mam być w domu o dwudziestej.

- Złammy zakazy - kusił - tylko ten jeden raz.

- Nie - roześmiałam się, odsuwając się - jak zawsze będę w domu pięć minut wcześniej - pociągnęłam go za rękę. - Od czasu wypadku bardziej mnie kontrolują, muszę się dobrze sprawować, bo w ogóle nie pozwolą mi wychodzić.

Iluzja Gerarda powoli zaczęła się rozpadać i znaleźliśmy się na powrót w jego pokoju.

***

Przed domem czekał na mnie Edmund wyglądał na strapionego. Przekonałam Gerarda, by odjechał nie ucząc go najpierw szacunku do mnie.

- Powinienem cię przeprosić - chłopak spuścił wzrok. - Nie musiałem tak pochopnie cię oskarżać - przerwał byt zaobserwować moją reakcję. - Nie sądzisz, że to dziwne? Kiedy byliśmy razem świetnie się bawiliśmy, ale nie szukaliśmy siebie. Po prostu, kiedy na siebie wpadliśmy to spędzaliśmy miło czas, później nawet biblioteka nam się znudziła.

- Do czego zmierzasz? - uniosłam brew.

Nie chciałam słuchać jego wywodów, miałam go dość na najbliższe dziesięć lat.

- Może to nie była miłość? - uśmiechnął się lekko. - Potrzebowałaś pocieszyciela a ja byłem pod ręką.

Miałam ochotę go rozszarpać, jednak opanowałam targające mną emocję.

- W porządku - uniosłam dłoń - zapomnijmy o wszystkim.

- Skoro tak wolisz - powiedział na pozór obojętnie.

- Dokładnie - pchnęłam drzwi - tak wolę - Tulipan przewrócił mnie w korytarzu. - Wróciłam! Auu! - pies nastąpił mi na złamaną nogę. - Zejdź!

Nie wiem jakim cudem udało mi się go z siebie zepchnąć. Gorzej było ze wstaniem z podłogi, z ratunkiem przybyła mi Jagoda, dziewczyna.

- Gdzie wszyscy? - zapytałam siadając na kanapę.

- U króla.

- We Włoszech? - podniosłam głos o oktawę.

- Aha - skinęła głową, wyglądała na załamaną. - Tak właściwie to wylatują za godzinę.

- A ty?

Pokręciła głową i uśmiechnęła się smutno.

- Muszę pilnować wybranki Edmunda - wypluła te słowa z jadem. - Bo kto, jak nie ja.

- Zostaniemy we dwie - roześmiałam się - wyobrażasz to sobie?

- Musimy przygarnąć JĄ - zauważyła - na trzy dni.

- Yyyy.... - jęknęłam. - Kiedy tu będzie?

Maria weszła do pokoju, szeptała o czymś z Edmundem, nie wyglądała na zachwyconą. Tak jak i my.

- Siadaj - powiedziałam przyjaźnie - my nie gryziemy.

- Mów za siebie - poprawiła mnie Jagoda.

- Tulipan w nocy śpi jak zabity - uśmiechnęłam się do Jagody - ewentualnego włamywacza zaliże na śmierć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania