Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja - Rozdział XVII

Próbowałam uwolnić się z więzów, które unieruchamiały moje ręce. Byłam wściekłą i sfrustrowana, jak Gerard mógł mi czegokolwiek zabraniać?! Nie miał takiego prawa! Nie zgadzam się na to, dam mu popalić, kiedy tylko po mnie wróci. Jeśli wróci, ale o tym wolałam nie myśleć. Chwilę po północy drzwi otworzyły się i stanął w nich Gerard. Wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego, na policzku miał dużą szramę.

- Król chce z tobą porozmawiać - powiedział zrezygnowany.

- Teraz? - byłam zszokowana. - W środku nocy?

- Musimy się pospieszyć - zaczął rozplątywać moje więzy.

- Czego może ode mnie chcieć? - serce łomotało mi ze zdenerwowania. - Nawet nie wie jak wyglądam i kim jestem. Do czego mu jestem potrzebna? - potarłam obolałe nadgarstki.

Chłopak podał mi dłoń, która przyjęłam z wdzięcznością. Zeszliśmy po schodach, przeszliśmy przez długi, ciemny korytarz i weszliśmy do małego saloniku. Król siedział w fotelu odwrócony do nas tyłem.

- Wyjdź - rozkazał znudzonym tonem - zostaje tylko dziewczyna.

Uśmiechnęłam się słabo do ukochanego i pchnęłam go by wyszedł. Nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Król zaczekał aż kroki na korytarzu się oddalą i odwrócił się do mnie przodem. Był dobrze zbudowanym mężczyzną, po trzydziestce, miał czarne loki i drapieżny uśmiech. Był podobny do Gerarda i do Wojciecha, musieli być ze sobą spokrewnieni.

- Gerard jest moim bratem - powiedział jakby czytając mi w myślach - a Wojciech kuzynem.

Roześmiał się perliście widząc moje zmieszanie i zdenerwowanie.

- Siadaj - wskazał miejsce naprzeciwko siebie - nie pogryzę cię - wziął głęboki wdech, kiedy przechodziłam obok. - Chociaż nie dziwię się, że mój brat się skusił. Niby jakaś przepowiednia, ale on nigdy nie zwróciłby uwagi na byle kogo, a zresztą, przepowiednie to bujda.

W miarę jak coraz dłużej go słuchałam, coraz większe wątpliwości zaczęły mnie nachodzić. Może byłam tylko grą, nie chciałam skończyć jak Dominika, z miłości oddała wszystko.

- Zastanawiasz się - uśmiech zaigrał na jego ustach - czy nie jesteś tylko zdobyczą, pionkiem? Mój brat cię kocha - pochylił się w fotelu - ale będzie kontrolował cię na każdym kroku, kiedy będziesz chciała się wyrwać będzie coraz gorszy, zaborczy...

- Po co mi to mówisz? - przerwałam mu. - Doskonale znam Gerarda.

- Wcale go nie znasz - opanował wesołość - na razie jest kochany, bo chce cię zdobyć. Wie, że zostałaś zraniona, dlatego jest delikatny - podszedł do okna. - Ale, gdy tylko zauważy, że jesteś jego, stanie się nie do zniesienia.

Zaczynałam mu wierzyć. Co miało znaczyć jego dzisiejsze zachowanie? Przerażało mnie, napawało mnie lękiem, czy tak ma wyglądać całe moje życie? Nie zgadzam się, o nie.

- Ale dziś nie o tym - machnął ręką król - teraz interesuje mnie Edmund i Maria.

- A mnie nie - wydęłam usta. - Niech sobie robią, co chcą.

Król roześmiał się perliście.

- Widzisz - westchnął ciężko - takie związki są zakazane, dziewczyna zginie.

Zamarłam.

- Jak to: zginie?

- Jutro odbędzie się egzekucja - wzruszył ramionami. - Takie życie.

- W czym przeszkadza ci to, że są razem?

Król zaczął przechadzać się po pokoju i wyglądać przez okno.

- Uwielbiam to miejsce - zaśmiał się - mam dość Włoch.

Nie słuchałam go, byłam zajęta obmyślaniem planu jak mogłabym uratować Marię. Nagle doznałam olśnienia, to było rozwiązanie.

- A jeśli obiecam ci - odezwałam się cicho - że dziewczyna do jesieni będzie taka jak my?

Mężczyzna nachylił się do mnie.

- Targujesz się - odgarnął mi włosy z twarzy. - To lubię, a co jeśli nie dotrzymasz słowa?

Co mogłam mu dać? Nie wiedziałam czego oczekuje w zamian, co miałam powiedzieć?

- Jeśli mnie oszukasz - nasze twarze dzieliło kilka centymetrów - ty zginiesz.

Uuu, aż tak? Ciekawe, czy mogłam się wycofać

- Zgoda - uśmiechnęłam się dzielnie. - Wypuść Marię.

- Jutro - obiecał - niech ma nauczkę za to jak cię potraktowała.

Uśmiechnęłam się lekko, nie wiedziałam, że cała rodzina znała tę historię.

Gerard czekał na mnie w jadalni, z przyjemnością schroniłam się w jego ciepłych ramionach. Ukochany zasypywał pocałunkami moja głowę i moje ramiona.

- Przepraszam- spojrzał mi w oczy - musiałem tak zrobić, martwiłem się o ciebie.

- Następnym razem powiedz - uśmiechnęłam się do Edmunda - Romeo jutro odzyskasz swoją Julię.

Chłopak spojrzał na mnie przez zapuchnięte oczy, na jego twarzy odmalował się wyraz niepohamowanej ulgi.

- Dziękuję.

Skinęłam głową.

- Chce mi się spać - poprosiłam.

***

W nocy słowa króla nie dawały mi spokoju, mówił szczerze, czy tylko chciał mnie zniechęcić? Może nie podobało mu się, to że jego brat mnie kocha, a jego kuzyn chciał mnie zabić? Jednak

Gerard był zaborczy i to bardzo, a ta wyspa, może chciał mnie tam zawieść i nigdy nie wypuszczać? Idiotka, skarciłam się w duchu, nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Tak samo myślała Dominika, podpowiedział mi jakiś złośliwy głosik w głowie. Włożyłam głowę pod poduszkę w nadziei, że tak zagłuszę uciążliwe myśli. W końcu zdecydowałam, że jutro pomartwię się o to co będzie kiedyś i zasnęłam.

Obudziłam się w miarę wyspana, jednak uciążliwe myśli znów kłębiły mi się w głowie. Nie wiedziałam co z nimi zrobić, jeżeli komuś o tym powiem, to zabroni mi widywać się z chłopakiem. Tego też nie chciałam, byłam między młotem a kowadłem.

Dziś udało mi się uniknąć spotkania z Gerardem, ale przecież nie mogę go wiecznie unikać i twierdzić, że wszystko jest w porządku.

Wujek o jedenastej był na dziedzińcu, Edmund zawiózł Marię do szpitala, bo nie wyglądała najlepiej. Więzienie jej nie służyło, podczas śniadanie prawie niczego nie ruszyła, podobnie jak i ja.

- Rodzice chcą żebyś wróciła do domu - oznajmił wujek, kiedy wsiadłam. - Dzwonili, kiedy wracaliśmy z Włoch.

- Ale...

-Nie zastaliśmy króla - uśmiechnął się sucho - zrobił to celowo.

Wyjrzałam smutno przez okno.

- Skoro tak chcą - wzruszyłam ramionami - to wrócę.

Nie wyobrażałam sobie powrotu nad morze, tutaj było moje życie, tutaj był mój dom.

- Chcesz wrócić? - wuj zmusił mnie bym na niego spojrzała.

- Nie mam wyboru - znów zruszyłam ramionami.

-Masz wybór - wziął mnie za rękę - powiedz słowa a zostaniesz z nami.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, przytuliłam się do mężczyzny, który ścisnął mnie mocno. Łzy ulgi spłynęły po mojej twarzy mocząc koszulę wuja.

- To znaczy tak? - upewnił się trzęsąc się ze śmiechu.

Przytaknęłam ocierając łzy, nie chciałam stąd wyjeżdżać, nigdy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania