Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja 2 Rozdział XVIII

Instynktownie zasłoniłam brzuch, bałam się o moje dziecko. Stwór patrzył na mnie i nagle światło w jego oczach zgasło. Kamienie zaczęły się osypywać, on umierał. Nie miałam, gdzie uciec, skały były wszędzie. Ktoś zasłonił mnie swoim ciałem, Gerard przytulił moją twarz do swojej piersi. Dłońmi starałam się uchronić jego głowę od uderzeń. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, grad pocisków nie ustępował. Byłam pewna, że nie ma dla nas ratunku, że to się nie skończy. Nie wiedziałam, co robić, nie chciałam umierać, nie teraz.

Nie wierzyłam w to co usłyszałam, cisza, nie było słychać żadnego hałasu. Wyjrzałam ponad ramieniem męża, rzeczywiście po kamiennym człowieku nie zostało śladu. Gerard oparł się o mnie, całe jego plecy były jedną wielką raną.

=Sprowadzę pomoc =obiecałam, oczy miałam pełne łez.

Bałam się o Gerarda, wyglądał strasznie, po plecach ciekła mu krew.

= Nie zostawiaj mnie = poprosił słabo.

= Zaraz wrócę – obiecałam całując go w dłoń.

Zadzwoniłam po pogotowie i wybiegłam na drogę. Lekarz dziwił się, skąd nad jeziorem wzięło się tyle ciemnych kamieni. Jednak byłam tak spanikowana, że nakrzyczałam na niego, że może powinien zostać geologiem skoro tak interesuje go przyroda. Ratownicy zabrali Gerarda do szpitala, pojechałam za nimi samochodem razem z Radkiem. W drodze chłopiec patrzył na mnie przerażony, nie miałam siły tłumaczyć mu, co się stało. Kiedy dojechaliśmy okazało się, że inny lekarz już opatrzył i oczyścił rany mojego męża. Gerard był przytomny i nie czuł bólu, dzięki lekom, wyglądał na zadowolonego z siebie. Leżał na brzuchu, z głową opartą na dłoniach, rozpromienił się na nasz widok.

- Tato - Radek rzuciłby się na niego, gdybym go nie powstrzymała -co ci się stało?

Gerard uśmiechnął się lekko i mrugnął do mnie.

-Musiałem pomóc mamie.

-W czym? – dopytywał chłopiec.

Milczałam jak zaklęta, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Ulga jaką poczułam, mieszała się ze złością. Sama do końca nie wiedziałam, na co jestem zła. Na Gerarda? Na siebie? Chciałam, żeby wszystko było tak jak dawniej.

- Kiedyś ci opowiem – obiecał Gerard.

Podeszłam do okna, emocje we mnie buzowały, nie mogłam znieść myśli, że interesowała go inna kobieta. Czułam się zdradzona, wiem, że do niczego nie doszło, ale… on mnie zranił.

-Aniu - Gerard patrzył na mnie zaniepokojony - dzwoniłaś do swojego wujka?

-Jeszcze nie – mruknęłam nie patrząc na niego. – Zadzwonię jak będę w domu, skoro czujesz się dobrze, nie jestem ci tu potrzebna – wzięłam chłopca za rękę. – Idziemy do domu, jutro odwiedzimy tatę.

Radek zaparł się nogami i pociągnął mnie za rękę.

- Nie – tupnął – chcę zostać z tatą.

Tylko nie teraz, nie teraz.

- Tata jest zmęczony – westchnęłam głęboko – musi odpocząć.

Chłopiec zacisnął usta i zrobił się czerwony na twarzy.

- Chce zostać z tatą! Ty nie jesteś moją mamą, nie rozkazuj mi.

Zabolało i to bardzo. Gerard chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu.

- Nie jestem – wzruszyłam ramionami – chcesz to sobie zostań, ja idę do domu.

Wyszłam na korytarz, było mi duszno, miałam tego wszystkiego dość. Miałam wrażenie, ż e za wiele na nas spadło. A jeśli tym razem tego nie wytrzymamy. Łzy kapały mi po twarzy, chciałam by wszystko było tak jak dawniej. Nie chciałam kłótni między nami ani niezręcznej ciszy.

Chciałam chwilę świętego spokoju, chwilę nudy, czy to takie trudne do spełnienia?

= Luthien…

Podniosłam raptownie głowę, Gerard stał nade mną z wyciągniętą ręką.

= Zwariowałeś?! = wrzasnęłam na niego. = Życie ci nie miłe, w tej chwili wracaj do łóżka.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko i pogłaskał po włosach.

= Moja Luthien…

=Przestań to w kółko powtarzać zirytowałam się. = Dlaczego w ogóle wstajesz?

Gerard przyciągnął mnie jedną ręką do siebie. Chciałam mu powiedzieć, że rozerwie sobie szwy, ale wtedy jego usta odnalazły moje. Teraz liczyliśmy się tylko my, zapomniałam o wszystkim, kim byśmy byli gdybyśmy nie umieli wybaczać? Długo, długo nie wyszłam ze szpitala.

***

Trzy dni później przywiozłam męża do domu. Wczoraj wieczorem ugotowałam mu rosołek, a dziś upiekłam kaczkę. Wiem, że zachowywałam się jak kura domowa, ale nie mogłam się powstrzymać. Gerard dobrze zniósł jazdę, nie pisnął ani słówka, gdy samochód kolejny raz podskoczył na wertepach. Radek był podekscytowany tym, że tata wrócił do domu, posprzątał nawet swój pokój.

Wieczorem zjechała się do nas cała nasza rodzina, trzeba było ustalić plan działania. Gerard głaskał mnie czule ręką po brzuchu, ostatnio zachowywaliśmy się jak zakochani. I to było to, czego potrzebowałam. Wujek jak zawsze chodził w tę i z powrotem po tarasie.

Radek zaciągnął babcię do ogrodu i nie pozwalał jej odejść ani na krok.

= A gdyby podpalić mur? = zasugerował Olek.

= A te dziwne stwory = przypomniała Jagoda.= O co mogło chodzić z tym kamiennym człowiekiem?

Zapanowała cisza jak makiem zasiał. Radek wgramolił mi się na kolana i przytulił mocno. Ostatnio czuł się nieswojo z tym, że w moim brzuchu rośnie mu konkurencja.

= Cokolwiek to jest = odezwał się wujek = musimy się tego stąd pozbyć.

= Jak? = powątpiewał Maciek= Przecież te stwory…aaa…

Gerard kręcił się niespokojnie po krześle, coś go martwiło, na jego czole pojawiła się pionowa kreska.

= Ja czegoś nie rozumiem, prawda? = odezwałam się. = Jesteśmy zamknięci, niczego nie da się zrobić.

= Da poprawił mnie Gerard = od tego ja jestem = powiedział wyczarowując na swojej dłoni biały kwiat.

Założyłam ręce na piersi i odtrąciłam męża.

= Nie podoba mi się to.

=Wiem = pocałował mnie w czoło = dlatego to dobry plan.

= Jaki? = cały czas niczego nie rozumiałam.

Nikt nie udzielił mi odpowiedzi, czy rzeczywiście wszyscy wszystko zrozumieli? No cóż, zawsze musi być jakaś czarna owca w rodzinie.

Posiedzieliśmy w ogrodzie do późnego wieczora. Dobrze było mieć rodzinę, pomyślałam po raz kolejny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Katrina 16.10.2017
    Jak zauważyliście dialogi zaczynają się od znaku równa się, ponieważ właściwy klawisz odmówił mi posłuszeństwa.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania