Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja - Rozdział XX

W dłoni trzymałam zaproszenie na bal zaręczynowy Gerarda i tej laluni. Targały mną sprzeczne emocje, z jednej strony nie chciałam go znać, a z drugiej, myśl, że jest z inną kobietą doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie mogłam znieść samej siebie, nie wiedziałam co z sobą zrobić. Serce łomotało mi w piersi jak szalone, bolało mnie tak jakby ktoś wbił w nie sztylet.

Ślub. Gerarda. Z tą lalką.

Byłam pewna, że za tym wszystkim stoi on, chciał mnie sprawdzić , wypróbować, ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać. Nie dam mu tej satysfakcji, pomyślałam ze złością. Przejechałam palcem po złotych literach, wszystko było perfekcyjnie przygotowane. Je też będę doskonała, będę twarda, nie dam się złamać. Ze złością otarłam pojedynczą łzę, dość już płaczu. Boże, dlaczego dziś czuję się zupełnie sama.

- Co robisz? -Jagoda zajrzała mi ponad ramieniem. - Oj, Ania...

- Idziesz ze mną na zakupy? - zapytałam uśmiechając się krzywo. - Nie mam w co się ubrać.

- Chcesz tam iść? - spytała z niedowierzaniem.

- Nie dam się złamać - powiedziałam twardo.

- Idziemy na zakupy? - Alka wpadła do kuchni ciągnąc za sobą Marię. - To świetnie, bo właśnie Edmund oświadczył się Marii.

Jagodzie krew odpłynęła z twarzy, ja pierwsza odzyskałam rezon.

- Gratulacje - uściskałam ją. - To świetna wiadomość - odsunęłam się i weszłam po schodach. - Pójdę tylko po torbę.

W swoim pokoju miałam ochotę rzucać czym popadnie. Byłam wściekła, miałam dość tego wszystkiego. Wzięłam kilka głębszych wdechów i uspokoiłam się.

***

10 sierpnia

Najgorszy dzień w moim życiu. Pogoda odpowiadała mojemu nastrojowi, bo cały dzień lało jak z cebra. Na zakupach zdecydowałam się na srebrną suknię, płaskie, złote baleriny. Przy moim wzroście obcas nie wchodził w grę. Włosy kaskadą opadały mi na plecy, na głowę nałożyłam perełkową siateczkę.

- Jesteś... - ciocia pomagała mi zapiąć suknię.

- Jestem - uśmiechnęłam się. - To tylko jedna noc, nic nie znaczy.

Kobieta przytuliła mnie do siebie i pocałowała w ramię.

- Wszystko będzie dobrze.

***

Wujek otworzył mi drzwiczki i pomógł wysiąść . Tylko on nie zapytał mnie, czy dam radę, byłam mu za to wdzięczna, nie miałam już siły kłamać.

Odźwierny zaproponował, że zabierze mój płaszcz.

- Dziękuję, Bernardzie - uśmiechnęłam się ciepło.

Zdziwiony mężczyzna skłonił się dwornie. Tańce już się rozpoczęły, większość par wirowała na parkiecie. Szukałam w tłumie Gerarda i laluni, przytulali się na środku parkietu. Mężczyzna szepnął jej coś na ucho, na co tamta się roześmiała. Jak najszybciej odwróciłam od nich wzrok, zapowiadała się ciężka noc. Moje miejsce było przy starszej, wesołej kobiecie w kącie sali, to też był plan Gerarda. Moja towarzyszka okazała się znakomitą rozmówczynią, gdyby nie świadomość, że jestem na zaręczynach byłego chłopaka świetnie bym się bawiła .Jednak dalej grałam i udawałam, że nie widzę przytulonej do Gerarda laluni. Zamarłam, kiedy zobaczyłam Wojciecha, mężczyzna otaksował mnie wzrokiem. Zaraz za nim wszedł król, mężczyzna pozornie nie zwrócił na mnie uwagi.

- Nie dobrze, że on jest naszym królem - wskazała na brata Gerarda. - Nie ufaj mu.

- Nie ufam - zapewniłam skwapliwie.

- No cóż - poklepała mnie po ręce - jesteś uroczą dziewczyną, zapomnij o Gerardzie, nie jest ciebie wart.

Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, pomyślałam z przekąsem. Moje spojrzenie powędrowało do zdrajcy, wtedy, gdy on patrzył na mnie. Obydwoje odwróciliśmy oczy, zdradziliśmy się.

- Zajrzę do mojego męża - staruszka wstała - czas rozprostować kości.

Uśmiechnęłam się słabo, próbowałam nie dać po sobie poznać, jak bardzo boję się zostać sama.

- Jak to jest mieć wszystko - król nachylił się do mojego ucha - a potem wszystko stracić?

- Może król mi powie? - zapytałam niewinnie. - Nigdy nie miałam niczego, co byłoby dla mnie wszystkim.

Mężczyzna roześmiał się głośno i zajął miejsce staruszki.

- Nie żal ci? - ujął mnie pod brodę. - To ty mogłaś być na miejscu Laury, gdybyś była bardziej posłuszna.

- Nie - uśmiechnęłam się złośliwie. - Wasza rodzina ma jedną wadę.

Król milczał przez chwilę.

- Jaką?

- Jesteście nudni - wzruszyłam ramionami - i nadęci, to dwie wady.

Wstałam i wyszłam. Czułam satysfakcję, dla tej chwili warto było tutaj przyjść.

Na balkonie nie było nikogo, zero Gerarda i laluni. Odetchnęłam głęboko, by się uspokoić, słowa króla raniły jak nóż. Najgorsze było to, że byłe prawdziwe, ale ja nie potrafię się dostosować i nie zamierzam tego robić.

- Kochanie - ciocia Gertruda pojawiła się znikąd - wszystko będzie dobrze.

Podała mi filiżankę, którą przyjęłam z wdzięcznością. Napój był gorzki i zimny, ohydny.

Zaczęło kręcić mi się w głowie, świat wirował mi przed oczami, ledwo udawało mi się ustać na nogach.

Kobieta pociągnęła mnie za sobą, prawie spadłam ze schodów. Nie miałam siły by walczyć, przeciwniczka z łatwością odpychała moje ataki. Znalazłyśmy się w ciemnym pomieszczeniu, ciotka pchnęła mnie na podłogę.

- Zawadzasz mu - warknęła - myśli tylko o tobie.

Próbowałam wstać, ziemia uciekała mi spod nóg.

- Powinien ożenić się z Laurą - szarpnęła mnie za włosy. - Dziewczyna za nim szaleje, ale on wodzi oczami tylko za tobą. Ukrócę to!

Mówiąc to wbiła mi igłę w szyję, krzyknęłam a bólu, oczy zaszły mi łzami. Szyja paliła mnie niemiłosiernie, wiłam się na podłodze, przykładając rękę do rany.

Drzwi otworzyły się z hukiem i wpadli przez nie król i Gerard. Ukochany wziął mnie w ramiona, jego brat ubezwładnił Gertrudę, co nie było takie łatwe. Kobieta umiała dobrze walczyć, jednak była stara, nie miała szans z mężczyzną.

- Ania - chłopak gładził moją twarz - przepraszam cię, byłem głupcem.

- Później wyznacie sobie miłość - wtrącił się król - teraz trzeba coś z tym zrobić.

Gerard zaniósł mnie do srebrnej komnaty. Położył mnie na ogromnym, miękkim łóżku. Po chwili wbiegła matka Gerarda i wygoniła synów z komnaty.

Przyłożyła rękę do mojego czoła.

- Jesteś rozpalona - ściągnęła ze mnie suknię i okryła mnie kocem. - Przynieś mi wodę i czarną szkatułkę z mojej komnaty - rozkazała służącej.

Przy jej pomocy udało mi się usiąść, kiedy wróciła służąca wlała mi prawie do gardła ohydny w smaku napój. Gdy go wypiłam opadłam bez sił na poduszki, oddychałam ciężko. Cały pokój wirował mi przed oczami, zalała mnie fala mdłości. Służąca przysunęła mi miskę.

Oczy zaszły mi łzami, głowa bolała mnie bardzo mocno. Miejsce, w które kobieta wbiła igłę paliło jak ogień.

Gerard wbiegł do pokoju, matka zmierzyła go wzrokiem.

- Ania... - chłopak głaskał mnie po twarzy, ręce mu się trzęsły.

- Powinieneś... - mówienie przychodziło mi z trudem - wrócić. ..do swojej... narzeczonej...

- Cii... -przyłożył mi palec do ust - byłem głupi, liczysz się tylko ty.

Odsunęłam się tak by nie mógł mnie dotykać, przepłaciłam to wielkim bólem. Myślał, że od tak znów będziemy razem, że będę mu wszystko wybaczać, bo go kocham? Co to, to nie.

Wuj przyjechał piętnaście minut później, ktoś musiał po niego zadzwonić. Byli z nim Maciej i Olek, mięśniak z łatwością wziął mnie na ręce, ktoś okrył mnie kocem. Samochód stał zaparkowany przed tylnym wyjściem. Olek chciał położyć mnie na tylnym siedzeniu, ale wtedy ból był nie do zniesienia. Z pomocą przyszedł mi Maciek, który usiadł obok mnie i przygarnął mnie do siebie.

Wnet ogarnął mnie spokój i wszystkie niepokojące myśli odpłynęły. Zasnęłam.

***

Obudziły mnie potworne mdłości i ból głowy. Serce łomotało mi jak szalone. Wuj siedział cały czas przy mnie i poił tym samym ohydnym napojem co mama Gerarda. Nie miałam siły protestować, nie miałam nawet siły ruszyć ręką.

- Co z nią? - do pokoju zajrzała ciocia.

- Jest bardzo słaba - westchnął ciężko wuj - nie wiem, czy wytrzyma.

Tulipan wykorzystał moment i wskoczył na łóżko. W szelkach ukrytą miał karteczkę: "Jestem tutaj, Luthien".

Znów straciłam przytomność.

***

Po kilkudniowej męczarni obudziłam się i poczułam, że głowa boli mnie mniej niż zwykle. Nie miałam nawet mdłości, to chyba dobry znak, prawda?

Po długim wysiłku dało mi się usiąść i napić wody. Chciałam wstać, ale nie miałam siły, Tulipan chwycił moją koszulkę i zaczął ciągnąć, aż stanęłam na nogi.

- Dobry piesek - pogłaskałam go po łbie.

Stojąc przed lustrem doznałam szoku. Moja twarz była chorobliwie blada, usta sine, a włosy pilnie potrzebowały wody i szczotki.

- Ania?

- Tu jestem - uśmiechnęłam się do zaniepokojonego wujka.

Przerażony wszedł do łazienki, nie mogłam nie parsknąć na widok jego miny.

- Co było w tej strzykawce? - zapytałam poważniejąc.

- Pomogę ci wrócić do łóżka - ujął mnie pod ramię.

- Sama sobie poradzę - cofnęłam się o krok.

- Już to udowodniłaś - schylił się i wziął mnie na ręce - wolę żebyś nie przeholowała.

- Nie przeholuję - poskarżyłam się - nie lubię, gdy się...

Wuj położył mnie na łóżku.

- Gdy się cię ignoruje - dokończył za mnie z cieniem uśmiechu.

Wujek mnie zbadał, zapytał, czy boli mnie głowa, albo czy jest mi niedobrze.

- W tej strzykawce - powiedział powoli - był jad, który wyostrza nasze zmysły, stajemy się bystrzejsi, lepiej widzimy - przerwał by zaczerpnąć powietrza. - Ludzki strach staje się dla nas jak narkotyk, podnieca nas.

Narkotyk? Podnieca? Stanę się potworem?

- Można nad tym zapanować, to trudne, ale do wykonania.

Podskoczyłam na dźwięk przychodzącego sms.

Mam nadzieję, że czujesz się lepiej.

Wojciech.

Podałam telefon wujkowi, który ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w ekran.

- Nie reaguj na to - polecił - nie dawaj znaku życia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Kobra 11.06.2017
    Zostawiam 5 albo i 10. Całe opowiadanie mega. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :-*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania