Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Tylko on, ona i motocykl - Rozdział 3 - Moja nowa rodzina
Jersey City, Nowy Jork, rok 1998
Ryan siedział na fotelu w salonie swojego domu, ubrany tylko w jeansy koloru niebieskiego i głośno ziewał. Była już późna noc, a miał za sobą ciężki dzień wypełniony klubowymi sprawami. Znowu musiał pilnować cholernych Prospectów i sprawdzić ich umiejętności, a nienawidził tego, mimo że jeszcze rok temu sam nim był. Spojrzał na położoną na fotelu obok kamizelkę motocyklową i myślał nad minionym dniem. Można powiedzieć, że czuł ból swojego poprzedniego „opiekuna”, który go niańczył podczas okresu próbnego.
Wziął łyk piwa z butelki, która znajdowała się na stoliku i rozejrzał się po swoim skromnym, ale względnie zadbanym domu. Kupił go po tym jak ukończył szkołę i uzbierał wystarczająco dużo pieniędzy dzięki pracy dorywczej. Był to mały, jednopiętrowy domek z dwiema sypialniami oraz małą, ale dobrze wyposażoną łazienką i trochę większą kuchnią, w której również nie brakowało niczego ważnego. Umeblowanie domu było dosyć skromne, ale nie mógł narzekać na brak takich rzeczy jak szafa na ubrania, półki, łóżko lub telewizor.
Najchętniej położyłby się i spał dalej, ale nie mógł tego zrobić. Nie, dopóki nie przyjedzie Evelyn. Ich rozmowa przez telefon, która miała miejsce czterdzieści minut temu bardzo go zmartwiła. Dziewczyna nie powiedziała dokładnie co się stało, ale brzmiała na załamaną, a on chciał zrobić co w jego mocy, żeby jej pomóc. W pewnym sensie cieszył się, że znów ją zobaczy, bo nie tylko znów spróbowałby ją przekonać do wprowadzenia się, ale także miał jej coś ważnego do powiedzenia.
„Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. Jeśli się dowiem, że ktoś ją tam skrzywdził, Newark będzie płonąć jak Los Angeles w dziewięćdziesiątym drugim!(1)”
Poszedł na chwilę do łazienki, żeby zmoczyć twarz zimną wodą w celu odpędzenia chęci do snu, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi. Żwawym krokiem podszedł i otworzył je. Ledwie to zrobił, a stojąca przed nim Evelyn mocno go objęła i zaczęła intensywnie płakać w jego klatkę piersiową. Mężczyzna odłożył jej rzeczy na korytarzu, po czym zaprowadził Evie na sofę, gdzie razem usiedli, a ona wciąż zalewała go strumieniami łez. Ryan nie wiedział co robić, więc po prostu ją przytulił i czekał aż się uspokoi. Kiedy już to nastąpiło, opowiedziała mu dokładnie co się stało na imprezie i co miało miejsce po niej. Ze wściekłości aż zacisnął szczękę, a ręce zaczęły się trząść. Zaczął również ciężko oddychać, gdy usłyszał co próbował zrobić Troy. Aż miał ochotę wskoczyć na motocykl i zabić każdego z tych sukinsynów, łącznie z jej podłymi rodzicami. Z resztą, to nie byłoby niewykonalne. Zwołałby braci i razem zamieniliby parę słów z Kingiem, Madison i całą resztą.
Evelyn jednak znów się rozpłakała, co ostudziło jego zapał do przemocy. Przynajmniej na razie… Był także w lekkim szoku. Nigdy w życiu nie widział dziewczyny w takim stanie. Przez cały rok ich znajomości postrzegał ją jako silną Bad Girl. W końcu popatrzyła na niego oczyma czerwonymi i napuchniętymi od łez.
— P-przepraszam Cię, Ryan, ja… nie w-wiedziałam co robić. Cz-czułam się taka zraniona i samotna… – wyjąkała.
Mężczyzna objął ją mocniej i delikatnie pogłaskał po głowie. — Spokojnie, Kociaku, uspokój się. Tak długo jak ja tu jestem, nigdy nie będziesz sama.
Evie pociągnęła nosem i wytarła oczy. — Nikt mi nie uwierzył! NIKT!
— Ja Ci wierzę, Evelyn… A ten skurwiel Troy zapłaci za to, co Ci zrobił, dopilnuję tego!
Otworzyła szerzej oczy. — Nie, nie chcę, żebyś się na nim mścił. On pewnie już gdzieś zniknął, a ja chcę o tym jak najszybciej zapomnieć.
— Nie zostawię tego tak. Ja… ja kocham Cię, Evie. Kocham Cię i zrobię wszystko, żeby Cię ochronić.
Evelyn była w szoku. Tego nie spodziewała się usłyszeć od niego. Owszem, Ryan miał już kilka dziewczyn przed nią, ale w ich przypadku to była raczej żądza niż miłość, więc było to dosyć niespodziewane.
— Ty… kochasz mnie? – zapytała niepewnie.
— Oczywiście, że tak! Nie licząc braci(2) z Fallen Angels, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Czy czujesz to samo?
Dziewczyna rzuciła się na niego i objęła go czule. — Ja Ciebie też kocham. – odparła Evie, szepcząc mu do ucha.
Ryan odgarnął włosy z jej twarzy i pocałował ją. Może to nie był dobry pomysł po tym wszystkim, przez co przeszła, ale nie mógł się powstrzymać. Kiedy w końcu przerwali pocałunek, Evelyn zobaczyła pożądanie w jego oczach i przez chwilę myślała, że to jest właśnie „ta” chwila, ale zamiast tego, sięgnęła do swojej kieszeni i wyjęła z niej woreczek z ziołem.
— Chyba muszę się odstresować. – oznajmiła.
„Nie jest to odstresowanie, na jakie liczyłem, ale to też dobry pomysł.”
Zrobiła dwa skręty, które zapalili od razu. Evelyn leżała w jego ramionach i razem rozmawiali o przyszłych planach. Opowiadała mu, jak bardzo chciałaby zamieszkać w Kalifornii i stać się kimś innym. Ryan przyznał, że to dobry pomysł, ale nie dla niego. Nie widział się nigdzie indziej niż w Nowym Jorku. Tu przynajmniej ludzie byli prawdziwi. Los Angeles to dziura pełna liberałów i hipisów. Poza tym, nie potrafiłby tak po prostu opuścić szeregów gangu, nawet jeśli w L.A. byłby inny oddział (3) Fallen Angels, do którego mógłby się przenieść. Evie jednak tłumaczyła mu, że Kalifornia to coś więcej niż jemu się wydaje, ale w głębi serca czuła, że nie da rady go ot tak przekonać do rzucenia wszystkiego i przeprowadzki z wybrzeża na wybrzeże.
Kiedy znudziła ich rozmowa o wspólnych planach na przyszłość i wyzywanie jej rodziców, zaczęli się namiętnie przytulać i całować. Ryan uznał za dosyć dziwne ze strony Evelyn, że chce tego po tym jak Troy ją potraktował, ale gdy jej ręka powędrowała na jego udo, a potem w stronę paska od spodni, odrzucił wszelkie zbędne myśli. Po tym, jak już zdjęła mu spodnie, zabrał się za rozbieranie jej, a następnie próbował położyć ją na sofie.
— Nie… nie tutaj. Łóżko… – szepnęła.
„O tak, czekałem na to już od bardzo dawna…”
Ryan podniósł dziewczynę, która owinęła na nim ręce i nogi, po czym zaniósł ją do sypialni. To była ta noc, w którym straciła dziewictwo. Evelyn nie mogła sobie wyobrazić lepszego pierwszego razu. Mężczyzna był bardzo ostrożny, żeby jej nie skrzywdzić, ale krew i tak się polała. Mimo wszystko, Evie nie protestowała. Gdy już skończyli, dziewczyna, będąc w stanie błogości, położyła się w jego ramionach i zasnęła z lekkim uśmiechem. Ryan obiecał sobie wtedy, że odnajdzie człowieka, który ją skrzywdził i zemści się na nim oraz na każdym, kto przyłożył rękę do jej cierpienia.
Mężczyzna obudził się wcześnie rano przez dzwoniący telefon. Szybko wstał i odebrał go, wychodząc z sypialni. Evelyn też się obudziła, zaalarmowana telefonem i zaczęła się martwić.
„Cholera, a co jeśli to moi starzy? Nie no, mam paranoję, przecież nie mają do niego numeru… ale kto to, w takim razie?”
Evie miała nadzieję, że to nic poważnego. Jako, że była ciekawa sytuacji, przyłożyła ucho do drzwi i słuchała słów swojego faceta.
— Hej, Coyote… Spotkanie? Teraz? No dobra, zaraz będę, przy okazji przedstawię Ci kogoś… Spokojnie, przyjadę najszybciej jak się da, na razie. – mówił przez telefon Ryan, po czym zaczął kierować się w stronę drzwi. Dziewczyna szybko wróciła na łóżko i udawała ziewanie.
— Dzień dobry, Skarbie… kto to dzwonił? Coś się stało? – zapytała, wstając z łóżka i szukając ubrań.
— Hej, Kociaku. Nie wiem. Coyote… wiesz, prezes klubu, zwołuje zebranie nadzwyczajne w naszej siedzibie. Muszę jak najszybciej jechać– oznajmił Ryan. — No i… chciałem Cię przedstawić reszcie. Wiem, trochę się boisz, ale pomyśl chwilę, gdybyś trzymała się z nami, nikt nie zrobiłby Ci krzywdy. – dodał i popatrzył na nią.
Evelyn była w dużym szoku. Bardzo chciała być częścią Fallen Angels odkąd poznała Ryana, ale teraz, kiedy on to oficjalnie zaproponował… miała lekkie obawy. Dużo słyszała o tym jak motocykliści w gangu traktują swoje kobiety, ale przypomniała sobie, że Ryan kiedyś powiedział jej o pewnej zasadzie panującej w klubie: członkowie nie mogą mieć romansu z kobietami innych członków. To ją trochę uspokoiło. Pomyślała też, że klub mógłby nie tylko zapewnić jej ochronę, ale może też… stać się dla niej drugą rodziną?
— Ryan, ja… zgadzam się. Chcę pojechać z Tobą! – oświadczyła w końcu, uśmiechając się.
Mężczyzna bardzo się ucieszył i mocno ją przytulił. Nie mogli jednak marnować czasu, więc szybko włożyli coś na siebie i wyszli z domu. Ryan zaprowadził Evelyn do garażu, gdzie trzymał swój motocykl. Był to czarny Harley-Davidson Fat Boy, bardzo podobny do tego, jakim jeździł Schwarzenegger w drugiej części Terminatora. Patrząc na niego, Evelyn miała w głowie tą pamiętną noc, kiedy Ryan ją ocalił przed psychopatami z Cursed Riders. Wsiedli oboje, po czym mężczyzna ruszył w stronę siedziby klubu. Będąc w drodze, Evie podziwiała piękno miasta. Gdy jej wzrok szedł w stronę Manhattanu, ozdobionego takimi budynkami jak Chrysler Building lub World Trade Center, zaczynała rozumieć dlaczego Ryan nie chciał myśleć o przeprowadzce.
W końcu dotarli na miejsce. Siedziba klubu mieściła się w dwupiętrowym budynku, który z zewnątrz przypominał swego rodzaju pub. Na jego drzwiach widniało logo gangu, a przed nim znajdowało się kilka zaparkowanych motocykli, wszystkie marki Harley-Davidson, choć różne modele i kolory. Ryan zaparkował obok nich i oboje zsiedli z jednośladu. Kierowali się w stronę wejścia. Evelyn była lekko zestresowana. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale na zmianę zdania było już za późno. Weszli do środka. Budynek od środka był brudny, choć ładnie wystrojony. Na ścianach znajdowały się rozmaite ozdoby, począwszy od zdjęć członków i ich kobiet, a na częściach motocyklowych i fladze Konfederacji kończąc . Przed nimi znajdowała się klatka, na której prawdopodobnie odbywały się koncerty (zważywszy na znajdujące się wewnątrz instrumenty), a także tańce na rurze, umiejscowionej na środku klatki. Cały gmach wypełniała piosenka Ace of Spades autorstwa Motorhead.
„Ktokolwiek odpowiada za muzykę w tym miejscu, ma najlepszy gust na świecie!”
Na lewo od wejścia był dosyć duży bar, za którym stała jakaś kobieta o ponurym spojrzeniu, niewiele starsza od Evelyn i nalewała piwo dla dwóch siedzących naprzeciwko niej motocyklistów. Dziewczyna przyjrzała się im dokładnie. Jeden z nich był szczupły, miał pełną brodę koloru brązowego i nosił na głowie niemiecki hełm, a oprócz tego miał na sobie skórzaną kurtkę z napisem „Secretary”(4) na piersi oraz klubowymi barwami na plecach, bladoniebieskie jeansy i brązowe buty. Drugi natomiast był nieco wyższy, potężniej zbudowany, miał kilkudniowy zarost i czarne włosy długie do karku, a na sobie nosił czarną kurtkę bomberkę, która oprócz anioła na plecach miała na piersi naszywkę z napisem „Treasurer”(5), spodnie z kamuflażem wojskowym oraz ciężkie buty motocyklowe. Obaj wyglądali na starszych i byli dosyć pochłonięci rozmową.
— Mówię Ci, stary, Hitler nie popełnił samobójstwa! Na bank uciekł do Argentyny, gdzie dożył siedemdziesiątki! – tłumaczył ekscytującym tonem ten mniejszy brodacz.
— Tak, poleciał tam na smoku i żył długo i szczęśliwie! Odstaw te teorie spiskowe, Screwball, stajesz się przez nie głupszy! – zaśmiał się ten gruby. Ryan i Evie podeszli do nich, po czym mężczyzna przywitał się z nimi serdecznie.
— No cześć, bracia, miło znów widzieć Wasze zakazane mordy! Pozwólcie, że Wam kogoś przedstawię… to Evelyn, – powiedział mężczyzna i odsunął się na bok lekko.
Dziewczyna czuła się dosyć niepewnie, ale próbowała zgrywać twardą, ci dwaj patrzyli na nią z dziwnymi uśmiechami, ale raczej nie widać było u nich chęci na szybki numerek.
— Hej… tak, jestem Evelyn, miło Was poznać…
— No, no… widzę, że nasz Ryan ma niezły gust, jeśli chodzi o laski… – odparł większy.
— Innymi słowy, miło Cię poznać, mała! – wtrącił ten mniejszy. – Jestem Screwball, a to jest Saint. – dodał, po czym wziął łyk alkoholu ze swojej szklanki.
„Wow, nie są tacy źli. Saint może i zabrzmiał obleśnie, ale myślę, że nie jest jakimś zbokiem gwałcącym dziewczyny na stole bilardowym. Ciekawa jestem, ilu ludzi jeszcze należy do gangu…”
— Tak w ogóle to gdzie jest reszta? Już w środku? – zapytał Ryan.
— Reszta jest na górze, tak myślę. Nie wiem, może kogoś nie być, ale wątpię. – odpowiedział Saint.
— Dobra, widzimy się na górze… chodź, Evie! – zwrócił się do dziewczyny i oboje poszli na piętro, po drodze mijając dwa pokoje. W jednym znajdował się wielki stół z poustawianymi wokół niego krzesłami, a w drugim biurko, na którym stał komputer.
Drugie piętro musiało chyba służyć klubowi jako miejsce rozrywki, bo znajdował się tam swego rodzaju stół do pokera, stół bilardowy, a na ścianie z napisem „MEMORIAŁ” wisiały portrety członków, którzy zginęli. Był tu też drugi bar, gdzie najwidoczniej zebrała się reszta gangu. Ludzie o różnym wyglądzie i ubiorze (każdy z nich miał jednak klubowe symbole) patrzyli na coś i słychać było jak kibicują. Dopiero po podejściu bliżej Ryan i Evelyn zauważyli, że dwóch ludzi siłuje się na ręce. Wysoki i umięśniony łysol z blizną przecinającą lewe oko i napisem „Sgt. At Arms” (6) na swojej kamizelce siłował się z nieco niższym mężczyzną o długich, jasnobrązowych włosach, wytatuowanych rękach i naszywce z napisem „Vice President”(7). Pojedynek był dosyć zaciekły i żaden z nich nie dawał za wygraną.
— Ci dwaj siłujący się to również wysoko postawieni bracia. Ten wielki i łysy to Warlord, a ten długowłosy to Snake. – wytłumaczył zaciekawionej sytuacją dziewczynie Ryan. — Reszta braci to egzekutorzy(8), tak jak ja.
Podeszli powoli do zbiegowiska. Ku zdziwieniu wszystkich, to Snake wygrał pojedynek.
— Hej, bracia! – zawołał głośno Ryan i zaczął się witać ze wszystkimi. Jak nie trudno się domyślić, byli ciekawi Evelyn i patrzyli na nią ,ale nikt nic nie mówił. — Jak pewnie zauważyliście, jestem tu z gościem! To Evelyn, moja dziewczyna. Mam nadzieję, że się dogadacie. Tylko pamiętajcie: ona jest moja! – przedstawił dziewczynę, po czym zaczął się rozglądać. — Ktoś może wie, gdzie jest Coyote i Big Hog?
— Nie, pewnie są w drodze! – odpowiedział Snake. — A Ciebie miło poznać, słodka! Mam nadzieję, że lubisz seks, bo Ryan na pewno! Chętnie byśmy zobaczyli was w akcji… – dodał, przez co całe zbiegowisko się zaśmiało.
„Gdyby nie okoliczności, przywaliłabym mu za ten tekst… Ale w sumie to mogłam się domyślić, że wśród kumpli Ryana znajdą się napaleńcy. ”
— Spokojnie, mała, to tylko takie męskie żarty Snake’a… – powiedział do niej Warlord. — Na pocieszenie powiem Ci, że są tu też inne laski, z którymi na pewno się zaprzyjaźnisz! – dodał.
„Cóż, zawsze to jakiś plus. Chętnie bym pogadała z tą barmanką na dole…”
Nagle wszyscy zebrani zaczęli głośno wiwatować, bo weszła trójka ludzi. Na początku szedł dosyć wysoki motocyklista po czterdziestce, o łysej głowie i wąsach na podkowę. Na jego kurtce znajdowała się masa naszywek: napis President, flagi USA i Konfederacji, małe skrzydełka anielskie o różnych kolorach i jeszcze parę innych napisów. Pod spodem miał koszulkę z logo zespołu Motorhead, a na szyi zawieszony Żelazny Krzyż, podobny do tego, jaki nosili żołnierze niemieccy w czasie Drugiej Wojny Światowej. Obok niego szedł inny członek klubu. Był to bardzo wysoki i zarośnięty na twarzy i głowie mężczyzna, o widocznej otyłości i wrogim spojrzeniu. Na jego kamizelce motocyklowej również znajdowało się wiele naszywek, w tym napis Road Captain (9). Trzecią osobą była kobieta. Była to około czterdziestoletnia, bardzo niska osoba o bladej skórze, czarnych, krótkich włosach i czerwonej bandanie na głowie. Oprócz tego była ubrana cała na czarno, od ramoneski po obcisłe jeansy i skórzane kozaki.
— Dobrze Was widzieć, bracia! – krzyknął z uśmiechem wąsacz. — Naprawdę cieszę się, że się pojawiliście i nie będę musiał Wam kazać szorować kibli za nieobecność. Mamy ważną sprawę do obgadania i…a kim jesteś Ty? – zapytał Evelyn, zaskoczony jej obecnością.
— Coyote, to Evelyn, moja dziewczyna, o której Ci opowiadałem. Pomyślałem, że Ci ją przedstawię i zapoznam z naszym klubem. – oznajmił prezesowi nieśmiało Ryan. Ten przyglądał się jej, po czym uśmiechnął się.
— Miło Cię poznać, Evie. Ryan dużo mi o Tobie mówił. Chętnie bym z Tobą pogadał dłużej i w ogóle, ale mam sprawę niecierpiącą zwłoki… Moja żona się Tobą zajmie pod naszą nieobecność. – zapytał dosyć uprzejmym głosem.
— Jasne, nie ma sprawy! – odpowiedziała od razu Evelyn, po czym motocykliści (łącznie z Ryanem) udali się z powrotem na dół, w stronę pokoju ze stołem. Tajemnicza kobieta podeszła do dziewczyny.
— Więc jesteś dziewczyną Ryana… Jestem Helen, żona tego wąsacza, który z Tobą rozmawiał przed chwilą... – powiedziała, po czym podała jej rękę, a Evelyn ją uścisnęła. — A ten drugi mężczyzna to Big Hog, groźny z wyglądu, wiecznie pesymista, ale całkiem sympatyczny.
— Evelyn, ja również cieszę się z tego spotkania. Mi również miło panią poznać... – odrzekła nieśmiało dziewczyna.
— Dziecko, pani to moja cholerna matka, mi mów po prostu Helen… To co, mniemam, że Ryan Ci opowiedział co nieco o Fallen Angels? Bo widzisz, nam opowiadał o Tobie tyle, że głowa mała. Wręcz piał nad Tobą z zachwytu. – oznajmiła kobieta, patrząc Evelyn w oczy.
„Cholera, mam tyle pytań do niej… O, wiem, o co spytam…”
— To… miło z jego strony. Mam pytanie… czy są tu jakieś inne kobiety? I kim jest ta barmanka na dole?
— Oczywiście! Jest tu parę dziewczyn, niewiele starszych od Ciebie, w tym Amy, czyli ta barmanka, o którą pytasz. Jest trochę ponura, ale na pewno nie będzie do Ciebie wrogo nastawiona. To życie ją dołuje, że się tak wyrażę. Pogadaj z nią, jak będziesz miała czas. Wyglądasz na kogoś, komu przydałby się przyjaciel…
„Co ona, medium jakieś? Skąd ona tyle o mnie wie?”
— Tak zrobię. A skoro jestem dziewczyną jednego z członków… czy to oznacza, że będę musiała pracować dla klubu tak jak Amy? – zapytała Evie.
— Zgadza się. Ale spokojnie, nikt nie będzie Cię zmuszać do prostytucji ani nic z tych rzeczy. Tak postępują ci gnoje z Cursed Riders. Ty po prostu będziesz co najwyżej pracować za barem, wykonywać drobne przysługi, które będą zlecać mężczyźni i upewniać się, że na imprezach Twój facet i Ty będziecie się dobrze bawić. I nie przejmuj się, jeśli czasem będzie ciężko. Każda z nas przez to przechodziła. – odpowiedziała Helen. — Ale dobra, starczy tych pytań, opowiedz mi coś o sobie. – dodała i zdjęła z głowy bandanę.
„Kurwa mać, tego się właśnie obawiałam… No trudno.”
Evelyn opowiedziała więc wszystko. O tym, w jakich warunkach żyła, o szkole, o tej przeklętej imprezie i o jej następstwach. Helen próbowała ukryć, że zrobiło jej się smutno. Sama dobrze zna ból, jaki towarzyszy przy konflikcie z rodzicami.
— Cholera… niektórzy mężczyźni potrafią być skończonymi skurwysynami. Przykro mi, że Cię to spotkało, Evelyn. Jesteś bardzo silną kobietą, że tak to wszystko zniosłaś. Próba gwałtu, zawód na przyjaciołach, a potem na rodzinie? Znam wiele kobiet, które próbowałyby targnąć się na swoje życie po czymś takim. Współczuję Ci bardzo, bo sama miałam matkę, która… – zawiesiła się na chwilę. — Nieważne, to temat na inny dzień. Na razie chcę, żebyś wiedziała, że dopilnujemy, abyś czuła się tu dobrze, w porządku? – zapytała, w końcu się uśmiechając. — A jeśli chodzi o ludzi, którzy Cię skrzywdzili… Zrobimy wszystko, żeby Cię ochronić…
— Dziękuję… To wiele dla mnie znaczy. – odpowiedziała Evelyn i przytuliła się do kobiety.
— Tylko pamiętaj… Ryan i każdy, kto należy do tego klubu jest też dla mnie jak rodzina, a jeśli skrzywdzisz kogokolwiek w mojej rodzinie, ja skrzywdzę Ciebie bardziej niż Troy mógłby, rozumiesz? – szepnęła jej do ucha poważnym głosem.
— Rozumiem… – odpowiedziała dziewczyna, po czym przerwała uścisk.
— I dobrze! A teraz możesz iść pozwiedzać klub. Tylko pod żadnym pozorem, nie wchodź do pokoju spotkań. Wiesz, tego, gdzie jest ten wielki stół?
— Jasne, zapamiętam. I jeszcze raz dziękuję, Helen! – odpowiedziała Evelyn i zeszła na dół.
„Naprawdę, jestem pozytywnie zaskoczona. Wygląda na to, że telewizja kłamała o tych gangach! Jak na temat wszystkiego, z resztą. Faceci może są trochę obleśni, ale tak długo jak żaden z nich nie będzie chciał mnie przelecieć, nie mam z nimi problemu. A Helen to naprawdę w porządku kobieta i mam nadzieję, że szybko się z nią zaprzyjaźnię! A, właśnie! Może poszukam tej całej Amy i z nią pogadam? Tylko gdzie ona jest?”
Tymczasem w pokoju spotkań wszyscy motocykliści usiedli przy stole po obu stronach. Na końcu stołu, miedzy nimi usiadł sam Coyote.
— Bracia… – zaczął ponuro. — Właśnie otrzymałem niepokojące wieści. U Nazi’ego, prezesa Cursed Riders zdiagnozowano raka. Nie wiem czego dokładnie, ale podobno zostało mu niewiele do odejścia z tego świata. – oznajmił poważnym głosem.
Całe zgromadzenie było w szoku, choć nie widać było u nikogo współczucia. W końcu, Ridersi byli ich wrogami od niepamiętnych czasów.
— No to chyba dobrze, nie? Było, nie było, Nazi trzymał ich w ryzach i bez niego, ci szczynopijcy pogrążą się w chaosie! – w końcu przerwał ciszę uradowany Saint.
— Cóż, w normalnych okolicznościach miałbyś rację… – odpowiedział Coyote. — … ale przypominam Ci, że ich nowym prezesem zostanie Cesar, a jak zapewne wiecie, wciąż nie może zdzierżyć, że jego córka przespała się ze Snake’iem. Chyba wiecie co to oznacza… – kontynuował.
— Rozejm pójdzie się kochać i znów będziemy na wojennej ścieżce? – zapytał Warlord.
— Dokładnie. Dlatego Coyote i ja chcieliśmy ogłosić, żebyście od tego momentu zaczęli się zbroić. Wygląda na to, że przed nami długa i krwawa wojna. – odpowiedział Snake, po czym zwrócił się do Ryana. — Ryan, Ty oprócz tego zajmij się dalszym szkoleniem tych trzech kadetów. Nie możemy ryzykować, że ich brak doświadczenia ośmieszy nas w potyczkach.
— Jasne, Snake… – odpowiedział Ryan, a Coyote wyjął młotek, którego używają sędziowie na rozprawach i uderzył nim kilka razy w stół.
— No dobra, spotkanie zakończone, możecie się rozejść.– oznajmił.
W tym samym czasie Evelyn udała się na dół i próbowała znaleźć tą całą Amy. Ku jej zdziwieniu, nie było jej za barem. Patrzyła do klatki, na wszelki wypadek, ale też nic. Tak samo w pokoju z komputerem, a do pomieszczenia spotkań nie wchodziła ze względu na uwagę Helen.
„Gdzie ona jest? Może wyszła na zewnątrz?”
Wyszła więc przez frontowe drzwi i jej myśli okazały się słuszne. Stała przed budynkiem klubu i paliła papierosa. Evie podeszła koło niej, z nadzieją że ta ją zauważy. Amy popatrzyła na nią chwilę, wyjęła z kieszeni swoich krótkich szortów drugiego papierosa.
— Chcesz jednego? – zapytała bezbarwnym głosem.
— Nie, dzięki, nie znoszę palenia… – odpowiedziała Evelyn.
Amy schowała papierosa z powrotem i paliła swojego dalej.
— Tak w ogóle, jestem Amy, miło poznać… A więc tak wygląda laska Ryana… No, muszę przyznać ze szczęściarz z niego. Mam tylko nadzieję, że wiesz w co się pakujesz, będąc w związku z motocyklistą…
— Helen mi opowiedziała co i jak. Wiem, że też mam dawać coś od siebie dla klubu, ale myślę, że dam sobie radę. Nie boję się ubrudzić sobie rąk. – odpowiedziała Evelyn.
— Zobaczymy, Skarbie, obyś mówiła prawdę. Wspomniałaś, że Helen już Ci wszystko wyjaśniła? Bardzo dobrze, nie muszę Ci tłumaczyć. W razie czego, pomogę Ci, ale chyba dasz sobie radę z obsługą baru? Resztą ja mogę się zająć, nie ma problemu.
— Myślę, że tak, kiedyś na jednej imprezie byłam barmanką i szło mi dosyć dobrze… Ale czym Ty się będziesz zajmować?
— Striptizem. – odpowiedziała niewzruszona Amy.
„Powiedziałaś to jakby była to dla Ciebie norma. Niepokojące…”
— Serio? Ale… dlaczego akurat Ty? Lubisz to robić? – zapytała Evelyn.
— No wiesz, matka mnie tego nauczyła, sama tańczyła na rurze… Nie pytaj.
— Rozumiem… Tak w ogóle to są tu jeszcze jakieś dziewczyny, oprócz mnie i Ciebie?
— Jasne, że są. Aktualnie ich nie ma, ale na pewno je poznasz i… – nagle przerwała, bo zauważyła trzy motocykle jadące w stronę siedziby klubu. I nie, nie byli to członkowie Fallen Angels. — Kurwa, to Cursed Riders… czego oni chcą?
Motocykliści zatrzymali się i podeszli do obu dziewczyn. Evie nie poznała żadnego z nich, nie byli to ci sami zboczeńcy, którzy w zeszłym roku omal nie zrobili jej krzywdy.
— Hej, laleczki… Może przydajcie się na coś i zawołajcie mężczyzn? Mamy męskie sprawy do załatwienia, a Wy idźcie do kuchni czy coś… – powiedział jeden z nich, uśmiechając się złośliwie przy tym.
"Już ja ich zawołam, skurwielu jebany... Mam nadzieję, że Ryan da Ci nauczkę..."
Dziewczyny spojrzały na siebie i weszły do środka. Konferencja już dobiegła końca i Ryan razem z resztą opuścili już pokój. Amy od razu podeszła do Coyote’a.
— Coyote, na zewnątrz jest trzech Riders’ów, to chyba egzekutorzy, nikt ważniejszy. – oznajmiła.
— Cholera jasna, ledwie na jaw wychodzi informacja, że Nazi może niedługo umrzeć, a oni już robią, co chcą? Chodźcie, bracia, powitajmy naszych gości! – zawołał do reszty mężczyzn prezes, po czym wyszli na zewnątrz.
„O co tu chodzi? Chyba nie zaczną się bić, co?” – pomyślała Evelyn i podeszła do okna, żeby dyskretnie zobaczyć co się stanie. Widziała jak grupka mężczyzn prowadzi raczej niemiłą rozmowę między sobą. Gadali tak przez pięć minut, gdy nagle Ridersi odeszli, przy czym jeden pokazał środkowy palec Angelsom. Nim Evie zdążyła cokolwiek pomyśleć o tym zachowaniu, Coyote wyciągnął pistolet i jak gdyby nigdy nic, wpakował kulkę w głowę jednego z odchodzących motocyklistów! Reszta uciekła na swoje motory i odjechała, podczas gdy Ryan, Snake i Warlord wsiedli na swoje i ruszyli w pogoń. Evelyn nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Z głowy zabitego na ulicę lał się pokaźny strumień krwi, gdyż pistolet Coyote'a był ciężkiego kalibru i zrobił mu dziurę w głowie wielkości piłki do ping ponga. Evie miała ochotę zwymiotować.
— Spokojnie, przyzwyczaisz się do takich scen… – powiedziała nagle Amy tym samym, niewzruszonym tonem. — Ale nieważne, chodź, pokażę Ci co gdzie leży w barze… – dodała, po czym zaczęła szkolić Evie w zakresie tego, co miała robić w klubie.
W tym samym czasie Ridersi próbowali uciec przed pościgiem. Snake, Ryan i Warlord mocno przyspieszyli, żeby ich dogonić, zanim pojadą do swojej siedziby.
— Skurwysyny! Tak po prostu tu wparowali i zaczęli nas obrażać! Coyote miał rację, zabijając jednego z nich! – krzyknął do Snake’a Ryan.
— No nie wiem! Tego się właśnie obawiam! Że po śmierci Nazi’ego takie rzeczy to będzie codzienność! Ale na razie upewnijmy się, że nie wrócą z nowinami o śmierci tego klauna do reszty klubu! Nie chcę, aby ten rozejm skończył się przed obsadzeniem ich gównianego tronu przez Cesar'a! – odpowiedział Snake, po czym on i Warlord wyciągnęli ze swoich kieszeni pistolety. — Ryan! Podjedź do jednego z nich i spróbuj zwalić z motoru! My spróbujemy ustrzelić drugiego!
— Robi się! – odrzekł mężczyzna i zaczął podjeżdżać do jednego ze ściganych z lewej strony. Między obydwoma motocyklistami zaczęła się ostra szarpanina. Ryan wyciągnął nóż motylkowy i próbował zadać nim rany swojej ofierze, jednak intensywność pościgu zmuszała go do ciągłej ostrożności, żeby samemu nie spaść z motocykla podczas walki. Tymczasem, Warlord i Snake próbowali podjechać bliżej drugiego członka Cursed Riders, żeby oddać celny strzał. Kiedy znaleźli się wystarczająco blisko, zaczęli strzelać mu po oponach. Warlordowi udało się przebić tylną. Ścigany stracił kontrolę nad swoim jednośladem i spadł z motoru, turlając się po ulicy. Angelsi zatrzymali się, podeszli do zwijającego się z bólu rywala i Snake posłał mu kulkę z pistoletu prosto w głowę. Śmierć na miejscu.
— No i pięknie! Teraz niech tylko Ryan zajmie się tym drugim mięczakiem! – powiedział uradowany Snake i razem z Warlordem wsiedli z powrotem na swoje maszyny i ruszyli w stronę budynku swojego klubu.
Ryan miał spore problemy. Jego rywal bowiem nie dawał za wygraną i chociaż dostał już jeden cios nożem w przedramię, cały czas trzymał równowagę, a nawet raz udało mu się kopniakiem odepchnąć mężczyznę.
„Kurwa, muszę zacząć nosić ze sobą klamkę! Byłoby o wiele szybciej!”
Obaj motocykliści powoli zbliżali się do Tunelu Holland, który prowadził do Manhattanu. Ryan wiedział, że na tak zaludnionym terenie pościg byłby niemożliwy. Równie dobrze mógłby założyć na siebie koszulkę z napisem „Aresztujcie mnie”. Na szczęście jednak udało mu się wymierzyć celny cios, zanim wjechali do tunelu. Podjechał od prawej strony do ściganego, po czym z całej siły dźgnął go w szyję. Jego ofiara ryknęła z bólu i spadła z motoru, powoli się wykrwawiając. Popatrzył chwilę na to, co zrobił i odjechał z powrotem.
„Nareszcie! Zapamiętać na przyszłość: nosić pistolet dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mam tylko nadzieję, że Evie tego nie widziała. To twarda laska, ale takie nawet ona nie powinna oglądać takich scen.”
Evelyn w tym czasie poznała już wszystkie sekrety bycia barmanką i zaczęła pracę od razu. Amy również udała się w stronę klatki i zaczęła tańczyć dla zebranych wokół niej członków Fallen Angels. Cały czas myślała o tym, co zobaczyła.
„Kurwa, tego się nie spodziewałam… Tak po prostu zabić człowieka... Mam nadzieję, że Ryanowi nic się nie stało. Nie, no pewnie, że nic mu nie będzie! Przecież nikt nie jeździ na motocyklu tak jak on! Na sto procent dorwie tych pierdolonych seksistów!”
Jej myśli przerwał Coyote, który usiadł przy barze i popatrzył na dziewczynę.
— Skarbie, nalej mi whisky, co? – powiedział.
— Już się robi! – odparła, sięgnęła po szklankę i nalała Jacka Daniels’a. — Proszę!
— Dzięki… Mówiłem, że z Tobą porozmawiam, więc… jeśli masz jakieś pytania, wal śmiało. – oznajmił mężczyzna i wypił zawartość szklanki.
— Rozumiem, zacznę od czegoś prostego… Co ten gość powiedział, że Cię tak zdenerwował? – spytała.
— To znaczy, oprócz tradycyjnego nazwania nas śmieciami? Przekazał nam stan zdrowia Nazi’ego i dodał, że po jego śmierci wszystko się zmieni. Na zakończenie powiedział coś o Helen, co wkurwiło mnie do tego stopnia, że widziałaś, co zrobiłem... Nienawidzę tych gnoi. – wytłumaczył zestresowany Coyote.
— Tak, ja też miałam z nimi przygodę… chociaż sama ich sprowokowałam... Na szczęście Ryan mnie uratował. Gdyby nie on, zostałabym pojemnikiem na nasienie tych potworów. – powiedziała Evelyn, obrzydzona samą myślą o tym, co by się stało, gdyby nie miała tyle szczęścia. — Tak swoją drogą, tak sobie myślałam… Jaka historia kryje się za Fallen Angels i Wami wszystkimi? – zapytała nagle, a ku jej zdziwieniu Coyote się zaśmiał.
— Ok, mogę Ci co nieco powiedzieć o nas… Klub Fallen Angels powstał w 1966 roku i został założony przez weteranów wojny w Wietnamie, którzy byli znudzeni życiem prostych cywili… Tak opisałbym siebie, między innymi. Tęskno mi było do tego braterstwa i życia na krawędzi… Poza tym, społeczeństwo tego kraju potrzebuje kopa w dupę i uznałem, że moim obowiązkiem jest zadawać te kopniaki. Tak czy inaczej, opowiem Ci też co nieco o reszcie braci. Snake to mój przyjaciel z oddziału. Razem walczyliśmy z Viet Cong’iem ramię w ramię. Wstąpił do klubu w tym samym czasie, co ja, czyli w roku 1978. Od tamtego czasu jesteśmy niemalże nierozłączni. To lojalny i oddany człowiek… – opowiadał jej z entuzjazmem w głosie, a dziewczyna słuchała tego jak zahipnotyzowana. — Jeśli chodzi o Screwball’a to kiedyś powiedział nam po pijaku, że jest synem hipisów, od których uciekł w wieku szesnastu lat. Do klubu wstąpił w 1981 roku. Jeśli czasem zacznie opowiadać bzdury, ignoruj go, ma fioła na punkcie teorii spiskowych, nawet tych najgłupszych. Saint jest z nami od 1984 roku, ale nie opowiada o sobie za dużo. Mówił tylko, że był ministrantem w kościele, ale odszedł po pewnym… incydencie, o którym nie chce nic powiedzieć. Oprócz tego, miły gość. Trochę zboczony… ale miły. Warlord to ,tak jak ja i Snake, weteran wojny, ale w zatoce Perskiej, jednym z nas od roku 1992. Walczył z reżimem Husajna jako komandos Delta Force i nikt nie zna się na broni palnej tak dobrze jak on. No i jest Big Hog, prawdziwy ekspert od motocykli. Potrafi naprawić dosłownie wszystko. Może i jest trochę negatywnie nastawiony do życia i zagląda do butelki częściej niż my wszyscy razem wzięci, ale czasem potrafi nas rozśmieszyć. Angel od 1980 roku. Tak czy inaczej, to wszystko o nas, bo Ryana chyba przedstawiać nie muszę? – zaśmiał się mężczyzna.
— No nie. I dziękuję, naprawdę doceniam, że mogę Was wszystkich poznać. – odpowiedziała Evelyn, uśmiechając się.
— Nie ma sprawy. Tak długo jak Ty i Ryan jesteście razem, możesz liczyć na naszą pomoc. W czymkolwiek. – puścił jej oko Coyote.
„Chyba mnie zaakceptowali… To dobrze. Teraz muszę robić wszystko, aby nie pożałowali tej decyzji.”
— To… dla mnie wiele znaczy. – odpowiedziała w końcu.
Resztę dnia spędziła na nalewaniu alkoholu motocyklistom, słuchaniu muzyki rockowej, wydobywającej się z głośników oraz spędzaniu czasu u boku Ryana, nie licząc momentu, kiedy musiał na chwilę gdzieś pojechać, a po powrocie nie mówił jej gdzie był. Evie uznała, że pewnie musiał załatwić jakąś nielegalną sprawę i nie chciał się chwalić, co było zrozumiałe.
Zdążyła również bardzo zaprzyjaźnić się z Amy. Dogadywała z nią znakomicie (mimo jej ciągłego braku humoru), choć czuła, że jest coś, czego jeszcze o niej nie wie. O Helen też, z resztą. Postanowiła jednak zostawić poznawanie ludzi na dzisiaj.
W końcu nastała noc. Ryan i Evie pożegnali się z resztą Angelsów, po czym wsiedli na motocykl i ruszyli w stronę domu. Ryan był podejrzanie uśmiechnięty.
— A Ty co taki zadowolony? – zapytała zaciekawiona.
— Po pierwsze, wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś tu ze mną… A po drugie, mam dla Ciebie niespodziankę! – odpowiedział, skręcając w prawo na skrzyżowaniu. Evelyn była zaskoczona. Przez całą resztę drogi myślała co jej mężczyzna przygotował…
Dotarli na miejsce. Ryan wjechał motocyklem do garażu, po czym razem z Evie wszedł do domu. Dziewczyna od razu rozsiadła się na fotelu i już chciała puścić w gramofonie płytę zespołu Metallica, gdy nagle zauważyła jak Ryan idzie w jej stronę z małym tortem z bitą śmietaną i zaczął śpiewać „Happy Birthday to You”.
„Skąd on…jak… Skąd wiedział, że jutro są moje urodziny? Więc dlatego pojechał tak nagle, cwaniak jeden. Tylko się nie rozpłacz, Evelyn, nie daj mu tej satysfakcji…”
— Wszystkiego najlepszego, Kociaku! – powiedział Ryan i postawił ciasto przed dziewczyną, po czym kucnął przy niej. — Obyś czuła się dobrze jako członek rodziny Fallen Angels.
Słysząc te słowa, przytuliła mężczyznę mocno, a z jej oka poleciała pojedyncza łezka. Stało się! Znalazła nie tylko swoją drugą rodzinę, której pragnęła od tak dawna, ale także mężczyznę, który pokochał ją i był gotów chronić jej szczęścia do końca. . Po zjedzeniu tortu (który okazało się, że Ryan ukradł z miejscowej cukierni) skierowali się do sypialni i tam dokończyli imprezę urodzinową. Gdy już skończyli, zasnęli w objęciu i w dobrym nastroju. Evelyn wciąż nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Najchętniej zatrzymałaby czas, żeby to wszystko trwało wiecznie.
"Coś czuję, że od dzisiaj będzie już tylko lepiej!"
(1) Mowa tu o brutalnych zamieszkach, jakie miały miejsce w Los Angeles w 1992 roku.
(2) Bracia – w gangach motocyklowych członkowie określają się nawzajem jako bracia.
(3) Oddział – w każdym stanie, w każdym mieście znajduje się oddział (ang. Chapter) poszczególnego gangu motocyklowego.
(4) Secretary (Sekretarz) – osoba w gangu motocyklowym, zajmująca się korespondencją z zaprzyjaźnionymi gangami i sporządzaniem raportów.
(5) Treasurer (Skarbnik) – osoba w gangu, zajmująca się jego finansami.
(6) SGT at Arms (Sierżant) – osoba w gangu motocyklowym, która zajmuje się kwestią broni.
(7) Vice President (Wiceprezes) – Wiceszef gangu motocyklowego.
(8) Egzekutor – Inaczej Enforcer.
(9) Road Captain (Oficer Drogowy) – osoba w gangu, zajmująca się jego pojazdami.
Komentarze (6)
"Ja Ciebie też kocham." Kochać kogo czego? Raczej kogo co? Kocham cię.
"Nie wiem, co powiedzieć… Dziękuję… – odpowiedziała " znów powtórzenie.
" Resztą ja się mogę ja się zająć." zdanie mówi samo za siebie XD
"zaczęli strzelać mu po oponach. Warlordowi udało się przebić tylną oponę." i znów powtórzenie.
Tyle marudzenia. Odcinek dłuższy i żywiołowy. Dużo się dzieje. Dajesz nam na tacy wiele nowych postaci i muszę powiedzieć, że dobrze je charakteryzujesz. Nie są pustymi manekinami wtrąconymi do opowieści; mają swoje tło historyczne i unikalne cjaraktery (doceniam bo mi osobiście to nie do końca wychodzi). Za to same plusy.
Podoba mi się postać Amy. Idealnie odwzorowanie standardowej barmanki, zmęczonej powtarzalną pracą w jakby nie patrzeć spelunie. Wystawiam piąteczkę.
PS. Dałeś mi trochę do myślenia i powiem ci, że być może szykuje się wielki powrót Bionicle ;)
Pozdrawiam :)
PS.: Wiedziałem, że Cię przekonam... Z dużym hype'em czekam na to, co wymyślisz z tym uniwersum. :)
Co do fabuły.. Taki zwyczajna obyczajówka, ot motocykliści, wątek miłosny i codzienność. Nie mój klimat, więc moja ocena niezbyt budująca. Na pewno dość ładnie zbudowane postacie.
Pozdrawiam
Intryguje mnie Amy - na pewno coś się za nią skrywa, coś, co skłoniło ją do przyjaźni z Evelyn.
Dobrze przedstawione uczucie łączące Evelyn i Ryana - mężczyzna, który robi tyle nielegalnych rzeczy, zaopiekował się dziewczyną. Z miłości.
Piąteczka
To prawda, pewnie niektórzy czytający myśleli, że Ryan widzi w Evie tylko lalę do seksu lub imprez, a tu mała niespodzianka: motocykliści mają uczucia! Amy? To po prostu dziewczyna lekko starsza od Evie, która przeszła w życiu wiele. Tak jak wszyscy jednak, potrzebuje przyjaciół i dziewczyna Ryana była idealną kandydatką.
Dziękuję za zajrzenie i pozdrawiam ciepło :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania