Poprzednie częściBatman (inaczej) cz.1

Batman (inaczej) cz.17

Podczas gdy przedzierała się przez las - czas dłużył jej się niemiłosiernie. Nigdzie nie umiała go wypatrzyć i choć bardzo tego pragnęła, nie potrafiła uwierzyć w to, że dziś go znajdzie. Nagle usłyszała kroki na żwirze za sobą i odwróciła gwałtownie głowę. W jej twarz wycelowana była lufa pistoletu.

- Złotko, to ty? - zauważyła na jego twarzy zdziwienie zmieniające się w uśmiech. Skończyło się na tym, że stał wyszczerzony przed nią z opuszczoną bronią. Podeszła do niego i objęła. Skarciła się za ten odważny gest, lecz on odwzajemnił uścisk.

- Czemu nie dałaś mi żadnego znaku? - spytał wyraźnie zmartwiony. Uśmiech spełzł z jego twarzy. - Szukałem cię cały czas i...

- Wiem, przepraszam cię, ja... - zaczęła i nie chciała kończyć. Nie miała ochoty mu mówić, że uciekła z Batmanem. Chociaż, czy taka była prawda? - Gdy wracałam do twojego domu, natknęłam się na jego ciało. Spędziliśmy noc w lesie i rano pojechaliśmy...

- Och, rozumiem - odrzekł lekko speszony.

- Coś się stało? - spytała zaniepokojona.

- Nie, nic, tylko... Chodziłem jak głupi, martwiąc się o ciebie, podczas kiedy ty pojechałaś sobie bezpiecznie z nim. Myślałem, że coś ci się stało - wyjaśnił.

- Ja...ciągle myślałam o tobie - wyznała szczerze i spojrzała mu w oczy. Ujrzała tam nadzieję. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Chyba nie powinna była tego tak rozegrać. - Bo widzisz, ja...Muszę się wszystkiego dowiedzieć.

- Czego dokładnie? - spytał podejrzliwie i zaczął chodzić wokół niej. - Czyżbyś mi nie ufała?

- Nie, to nie tak - zaprzeczyła szybko i zadała sobie to pytanie. Czy tak rzeczywiście było? - Miałam dziś okropne sny i po prostu...Chcę wiedzieć.

- Możesz czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Pytaj, o co chcesz, skarbie - rzekł stanowczo.

Zaczynały jej się podobać te przezwiska. Uśmiechnęła się pod nosem.

Czego tak właściwie chciała się o nim dowiedzieć? Przypomniało jej się, jak Batman wspomniał o Azylu Arkham.

- Czy to prawda, że zabiłeś kilka tysięcy ludzi dla własnej przyjemności? Naprawdę byłeś aż tak okrutny?

- Dla niektórych nadal jestem, są jednak osoby, dla których jestem całkiem innym człowiekiem. Na przykład ty i Batman. Tobie za nic w świecie nie zrobiłbym krzywdy, a jego też nie mogę zabić. Z kim bym wtedy walczył? Dla kogo układał plany, które on i tak pokrzyżuje? - pytał rozbawiony.

- Nie wiem - odpowiedziała i kontynuowała. - Wydaje mi się, że znam cię jako całkiem innego człowieka, nie wierzę, byś kiedykolwiek był zdolny do takich czynów.

- Oj kotku, uwierz mi, nadal jestem - odrzekł ponuro i spojrzał na nią. - Zabiłem masę ludzi, zanim pojawiłaś się ty. Ty mnie...uspokoiłaś.

Rudą zatkało. Uspokoiła psychopatę? Przecież to nie takie proste.

- Ale to...niemożliwe - powiedziała i jej usta lekko otworzyły się ze zdziwienia. - Ty jesteś...

Nie chciała wypowiadać tego na głos, mogłaby go zdenerwować.

- Kim jestem? - spytał i spojrzał w jej oczy. - Może ty mi powiesz.

- Jesteś... - zaczęła i spuściła głowę. - Chciałam powiedzieć, że byłeś psychopatą, a teraz nie wiem, kim jesteś. Tylko ty znasz odpowiedź na to pytanie.

- Oj chciałbym, bardzo. Sam już nie wiem, co robię na tym świecie. Żyję po to, by osobę, która go rozświetliła, zabierał mi mój największy wróg. Co to za sens?

- Możesz mnie ratować – powiedziała, po czym puściła mu oko. Od razu przyszła jej do głowy myśl, że to zbyt odważny gest. Spuściła głowę. Poczuła, jak palce Jokera podnoszące jej brodę do góry. Spojrzeli sobie w oczy.

- Zawsze będę - wyszeptał i uśmiechnął się. Nie był to ten obrzydliwy uśmiech satysfakcji, który tak dobrze znała. Był to uśmiech, który mówił '’Jesteś dla mnie wszystkim’'. Przypomniała sobie, kto powiedział do niej te same słowa...

 

'’- Dziękuję, że jesteś. Musisz mnie ratować.

- Zawsze będę’’

 

Prawie identyczna wymiana zdań z Batmanem.

Tego już było za wiele. Czasem zastanawiała się czy oni nie robią tego wszystkiego specjalnie, by namieszać jej w głowie. Kotłowało się tam teraz za dużo myśli.

- Coś się stało? - spytał wyraźnie zaniepokojony.

- Nie, wszystko w porządku - skłamała i zdobyła się na lekki uśmiech. - Co teraz zrobimy?

Spytała i spojrzała w głąb lasu poza Jokerem, ujrzała tam cień przemykający między drzewami: Batman. Co on tu robił? Miał wrócić do obserwatorium. Czemu nie mógł odstąpić jej ani na krok?

- Przepraszam cię, ja... - zaczęła i urwała. W ich stronę leciał metalowy nietoperz. - Uważaj!

Gdy tylko krzyknęła, Joker się schylił i ostre narzędzie wbiło się w Rudą. Ona zapomniała, że musi uniknąć ciosu. Za bardzo martwiła się o Jokera. Odrzuciło ją na drzewo.

Rzucił się do niej przerażony i wyjął z jej brzucha broń Batmana. Z rany zaczęła lecieć krew. Przypomniał sobie tamten wieczór...

 

‘'Podniósł się i rzucił nożem w jej łydkę - trafił perfekcyjnie. Harley upadła na ziemię i zaczęła jęczeć z bólu. Z rany pociekła krew’'

 

Był wtedy z siebie taki dumny. Zadał jej tyle bólu. Dopiero teraz zobaczył, jak bardzo skrzywdził jej drugie ja, które sam stworzył. Lecz tu i teraz była Ruda, a nie zakochana w nim Harley. Nie do końca wiedział, co czuła ta dziewczyna, ale miał pewność co do swoich uczuć. Musi coś zrobić, tylko co najpierw? Obezwładnić i powalić Batmana czy zanieść ją do domu? Postanowił, że zajmie się nią.

Wziął ją na ręce, a ona objęła go za szyję i wtuliła się w jego klatkę piersiową.

- Szybko – wyszeptała, a on pobiegł przez gąszcz. Starał się unikać krzewów i wystających gałęzi, ale kilka razy otarły się o jego granatową koszulę. Teraz dopiero zauważył, że miała na sobie jego fioletowy garnitur.

Nagle z ziemi przed nim wyrósł Batman i podciął go. Joker upadając wypuścił Rudą, którą złapał Człowiek-Nietoperz. Zaczął biec z nią przed siebie, a tamten ruszył za nim. Mrocznemu Rycerzowi było ciężej, lecz on szybko się nie męczył. Batman miał bardzo dobrą kondycję, Joker nie mógł tego powiedzieć o sobie. Biegł jednak, starając się z całych sił przyspieszyć.

Gdy dotarli pod jego dom, zauważył jak Człowiek-Nietoperz ładuje siebie i Rudą na motor - to były jego cenne sekundy. Udało mu się przyspieszyć i w ostatniej chwili wskoczyć na jego pojazd. Pognał z nimi przez miasto.

Pędzili z przerażającą szybkością, przed oczami przelatywały mu światła. Podtrzymywał Rudą, by nie spadła i patrzył, czy żadna noga nie zsuwa mu się na jezdnię. Napotkał jej wzrok i uśmiechnął się pokrzepiająco. Starała się go odwzajemnić, lecz jej oczy zaczęły się zamykać. Zdążyła tylko ujrzeć troskę wymalowaną na jego twarzy i zapadła w sen...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania