Pokaż listęUkryj listę

Ciekawostki XXXII Polska bomba atomowa, marzenie Edwarda Gierka

Polska bomba atomowa, marzenie Edwarda Gierka

 

Poniższy tekst jest oparty głównie na wspomnieniach albo śledztwach prowadzonych przez dziennikarzy. Akta dotyczące polskich badań albo zniknęły, albo pojechały do ZSRR, albo nadal gdzieś są głęboko schowane.

 

Ktoś pewnie pomyśli, że to bzdura, fantastyka czy jakieś brednie – gdzie my z naszą nauką i bomba atomowa. A jednak mieliśmy w swojej historii pewien epizod związany z tą potężną bronią.

 

Kiedy Edward Gierek, co do którego mam sympatię, bo w stosunku do takich potworów jak Ceausescu, Honecker, Kadar, czy choćby nasz Bierut był człowiekiem, a nie dyktatorem i choć był komunistom to jednak nie fanatykiem.

Gierek wbrew głównie prawicowej i niestety w większości bzdurnej propagandzie prowadzonej przez sfanatyzowanych głupków nie był wcale typowym kacykiem komunistycznym, a do tego zrobił coś, co uderzyło w komunizm w Polsce, kto wie, czy nie więcej niż cała ówczesna opozycja.

 

Zapytacie oczywiście co takiego przeciw swoim kamratom i swoim szefom w Moskwie mógł zrobić polski I sekretarz.

 

Otóż Edward Gierek otworzył albo może to słowo bardziej odpowiada prawdzie, uchylił drzwi na zachód, co spowodowało, że polscy inteligenci a szczególnie naukowcy mogli wyjechać na zachód i zobaczyć na własne oczy jak tam się żyło (mam tu głównie namyśli międzynarodowe kongresy naukowe, czy inne takie spotkania). Jak wspominał wiele razy mój teść profesor, to właśnie za czasów Gierka mógł wreszcie bez większych problemów wyjeżdżać na zaproszenia naukowców z USA czy Europy Zachodniej. Dla wielu był to szok. Kiedy tu wrócili, mogli sobie porównać poziom życia tam i tutaj i zacząć o tym mówić. Reszty możecie się domyślić sami. Nie będę tu rozpisywał więcej na jego temat. Jak będzie zainteresowanie, mogę wrzucić osobny tekst.

 

Kiedy Gierek został I sekretarzem PZPR marzyło mu się zrobienie z Polski potęgi.

Żeby to mogło się stać, zaczął sprowadzać z zagranicy licencję, na rzeczy, których u nas albo nie produkowano, albo były bardzo zacofane (to kolejny plus dla niego). To było coś nowego w demoludach, a co ciekawsze zawsze jakoś udawało mu się albo ominąć rosyjski zakaz, albo dogadywał się, że kupioną u nas nową technologię przekaże za darmo Rosjanom. Tak narodził się słynny samochód dla Kowalskiego, czyli na początku Fiat 126 P, później 125 czy Polonez, a do tego kolorowe telewizory, autobusy Berliet, łącznice Pentaconta, nowe linie produkcyjne do wytwarzania elektroniki itd. (to tak bardzo skrótowo).

 

Oprócz tego Gierek miał wizję Polski jako 10. potęgi przemysłowej świata, co zresztą ogłaszała co chwila w TV słynna gierkowska propaganda.

 

Jednak to nie wszystko. Gierkowi zamarzyło się wzorem francuskim (a znał prezydenta Francji osobiście) stworzenie polskiej broni atomowej. Co prawda nie było mowy, aby wystąpić z Układu Warszawskiego, ale jak mu się wydawało, można było jedynie spróbować stworzyć bombę atomową „na własne potrzeby" we względnej tajemnicy, tak, żeby nie drażnić Wielkiego Brata.

 

Prawdą jest, że nie mieliśmy tak potężnego potencjału gospodarczego, jak USA czy ZSRR, ale za to dysponowaliśmy zapleczem badawczym i specjalistami z dziedziny fizyki i atomistyki pracującymi w Wojskowej Akademii Technicznej, kierowanymi przez generała profesora Sylwestra Kaliskiego. To był taki polski geniusz, fizyk uznawany nie tylko w naszym kraju, ale także za granicami, który w swoich pracach wykraczał dość daleko w przód nawet w stosunku do swoich kolegów z USA czy Europy Zachodniej.

Profesor był jednym z pierwszych naukowców, którzy próbowali zrobić coś, co do dzisiaj się nikomu nie udało, czyli tzw. kontrolowaną syntezę termojądrową, która dawałaby praktycznie niewyczerpalną energię.

To był chyba jeden z najbardziej znanych i cenionych uczonych dekady gierkowskiej. Był komendantem i rektorem WAT, ministrem nauki, szkolnictwa i techniki, członkiem KC, posłem na Sejm. Pracował nad syntezą termojądrową (osiągnął temperaturę plazmy 10 milionów stopni). Zajmował się zagadnieniem wzmacniania ultradźwięków w kryształach półprzewodnikowych. Opublikował ponad 500 prac naukowych. Był uznanym autorytetem także za granicą. Do dzisiaj największe ośrodki naukowe na świecie stosują więc mechanizm opracowany przez Kaliskiego.

 

Polska bomba atomowa miała być produktem ubocznym, albo raczej dodatkowym prac badawczych prowadzonych w Instytucie Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy WAT w Warszawie, kierowanym przez wspomnianego prof. Kaliskiego,

 

Profesor Karski prowadził swoje badania w specjalnie zbudowanej do tego celu na warszawskiej Woli podziemnej hali, otoczonej kilkumetrowym ziemnym nasypem, który stanowił ochronę w razie przypadkowej eksplozji. Reakcję syntezy jądrowej wywoływano w mikroskali, oświetlając maleńką kulkę szklaną wypełnioną mieszaniną izotopów wodoru – deuteru i trytu – potężnymi wiązkami laserów i poddając wybuchom specjalnych ładunków kumulacyjnych. Synteza jądrowa rzeczywiście zachodziła, pojawiały się neutrony, wydzielała się energia, ale reakcji nie dała się kontrolować. Nie dało się więc jej użyć na przykład jako źródła ciepła w elektrowniach (zresztą do dziś mimo wieloletnich i bardzo kosztownych badań nikomu się to jeszcze nie udało). Jednak metoda prof. Kaliskiego była w latach 70. XX w. bardzo nowatorska łączyła bowiem podgrzewanie plazmy promieniami lasera i kompresję przy użyciu ładunków wybuchowych.

 

Jak wiadomo, taką samą metodę można było zastosować w tzw. bombie wodorowej, czy w jej odmianie – bombie neutronowej, którą Polska była szczególnie zainteresowana. Różnica polega na tym, że bomba neutronowa nie ma olbrzymiej siły rażenia, a atakuje głównie promieniowaniem neutronowym, które niszczy przede wszystkim organizmy żywe (a więc i żołnierzy), a w dużo mniejszym stopniu napromieniowuje infrastrukturę.

 

Prace trwały, ale okazało się, że głównym problemem nie była ani kasa, ani technika a "nasi przyjaciele z boiska" jak to było fajnie powiedziane w kultowym polskim filmie. Tu akurat trzeba powiedzieć, wykazali się odwagą zarówno profesor Kaliski, jak i sam I sekretarz.

Kiedy spotkali się, Kaliski zaproponował, żeby przeprowadzić pierwszą próbną eksplozję w Bieszczadach w sztolni pochodzącej ze starej kopalni. To był w miarę dobry pomysł, choć zarówno NATO, jak i Rosja miały odpowiedni sprzęt do wykrywania podziemnych eksplozji atomowych. Na potrzeby projektu przeznaczono duże sumy, trzeba było zdobyć aparaturę badawczą, materiały i mechanizmy objęte wówczas przez państwa zachodnie embargiem.

I tu wchodzi do gry polski wywiad, który zaczął koordynować „import", na tyle dobrze, że w tajemnicy przed służbami wywiadowczymi NATO, ale także i Związku Radzieckiego, udało się zdobyć nawet słynne „krytrony" – specjalne przełączniki sterujące uruchamianiem ładunków wybuchowych w zapalniku bomby atomowej.

 

Rosjanie, którzy oczywiście dowiedzieli się o pracach Kaliskiego (wszak mieli swoich agentów także w WAT) z początku traktowali nasze wysiłki z pewną dozą uśmiechu i litości. Jednak w miarę, jak Polacy zaczęli zbliżać się coraz bardziej do celu, nastąpiła zmiana podejścia. A do tego Sojusz Atlantycki zakwalifikował nasz kraj do grupy nielicznych państw posiadających aktywny program badań nad bronią nuklearną.

 

Sytuacja stała się już niebezpieczna dla "naszych przyjaciół" i dlatego trzeba było ów proceder przerwać, szczególnie że podobno Kaliski nie zgodził się ujawnić swoich prac KGB. A do tego profesor miał znakomitą pamięć i przez to robił bardzo mało notatek. Tego było już za wiele i w 1978 roku w dość tajemniczych okolicznościach prof. Kaliski zmarł w następstwie ciężkich obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Fama głosiła, że był kiepskim kierowcą a do tego i zbyt szybko, ale pojawiły się też głosy, że jego fiat 132 mirafiori, dostępny wówczas tylko dla działaczy partyjnych, a serwisowany w rządowych warsztatach, został celowo uszkodzony. Wersję tę miał anonimowo potwierdzić jeden z oficerów Ludowego Wojska Polskiego. Jego zdaniem prof. Kaliski został zamordowany przez KGB, ponieważ nie zgodził się na przekazanie wyników swoich badań do ZSRR. Czy było tak rzeczywiście? Trudno dziś ustalić. Odpowiedź jest zapewne ukryta w czeluściach archiwów albo jak wiele dokumentów została zniszczona, kiedy likwidowano KGB.

 

Po jego tragicznej śmierci zaprzestano w Polsce badań nad kontrolowaną i niekontrolowaną syntezą jądrową. Niestety większość wiedzy profesor zabrał ze sobą do grobu, a do tego, jak wiemy, część naukowców została dość szybko „ostrzeżona” przez oficerów KGB, że ich dalsze zainteresowanie tym tematem jest i będzie bardzo źle widziane w ZSRR.

 

Prace prof. Kaliskiego były już bardzo zaawansowane i dzięki temu Polska w tym okresie znajdowała się w czołówce państw, które takie badania prowadziły. Śmierć naukowca może być nieszczęśliwym wypadkiem, ale niewykluczone, że rękę do niej przyłożyły obce wywiady, być może nawet nie KGB, jak napisałem wyżej a państw zachodnich.

 

Prawda pewnie nigdy nie wyjdzie na jaw, ale co bardzo dziwne praktycznie tuż po wypadku wszystkie dokumenty utajnił ówczesny minister obrony generał Wojciech Jaruzelski na czyj rozkaz, chyba nie muszę pisać.

 

Dzisiaj wobec bardzo małej ilości dokumentów, trudno powiedzieć, czy program atomowy Gierka upadł na skutek walk wewnętrznych w partii, czy był zbyt kosztowny albo też, co najbardziej prawdopodobne został zlikwidowany przez sowieckie służby specjalne? Tego na razie nie wiemy i być może nigdy się nie dowiemy, gdyż temat jest nadal z tych ściśle tajnych.

 

Edward Gierek to był bardzo ciekawy człowiek, który miał trochę inny sposób myślenia (mimo braku wykształcenia), niż inni ówcześni przywódcy państw socjalistycznych. Polska bomba atomowa była jednym z takich idee fix, a było ich całkiem sporo w tym też takie, które jakoś nie do końca podobały się „Wielkiemu Bratu” ze wschodu, choć wiele z nich udało się wprowadzić w życie.

Ciekawe co by się stało, gdyby jednak udało się Kaliskiemu taką bombę neuronową stworzyć?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Aisak 21.08.2018
    Edward Gierek, ulubiony polityk.
    Ever.

    Moje dzieciństwo pachnie świeżo mieloną kawą, cukierkami iryskami, jabłkami, bitą śmietaną, po którą zawsze byłam wysyłana do Baru Koktajlowego w soboty i długimi wystąpieniami Edwarda Gierka.

    Kocham ❤
  • Ozar 29.08.2018
    Dla mnie to tez czasy dzieciństwa i także wspominam bardzp dobrze.
  • MarBe 23.08.2018
    Na tle naszych przywódców w ostatnim stuleciu Edward Gierek był jednym z lepszych ludzi. Osobiście słyszałem opowiadania kilku różnych osób, którzy byli świadkami oszukiwania pierwszego sekretarza w sprawach gospodarczych.
  • Ozar 29.08.2018
    Tak było, Gierek sam w sobie był uczciwym człowiekiem, choc komunistą. To temat rzeka ale napisze juz niedługo o Edwardzie.
  • sensol 27.08.2018
    Edward Gierek był komunistycznym chujem. Ciekawe, że po latach już niewolnicy nie pamiętają jak musieli się taplać w tym błotku. żyć w tym syfie. paszport - szczyt marzeń, samochód szczyt marzeń. ścieżki zdrowia. kulsonizm milicji, kolejki, brak prądu, męty pływające w piwie, śmierdzące palona wykładziną papierosy, w co drugim kołek. syf kiła mogiła. teraz inne chuje chcą ,żeby to wróciło. TFU!
  • Ozar 29.08.2018
    Hm... Tylko jedno pytanie. Żyłeś w tamtych czasach ? Ja tak. Jak byś żył, to byś takich głupot nie pisał.
  • Nuncjusz 29.08.2018
    Ozar no ale tak było. Wybiórcza pamięć?
  • Ozar 29.08.2018
    Nuncjusz Kurdę sam wiesz jak było. Pamiętam nie 1/2/3/4 ale dziesiątki osób które mówiły że tak jak za Gierka to już nigdy nie będzie. Jak wiesz w połowie lat 70 - tych półki sie zapełniły, no może nie tak jak dzisiaj, ale przynajmniej nie był tylko ocet.
  • Nuncjusz 29.08.2018
    Ozar no to są jednak różne oceny tamtej rzeczywistości, bo oprócz pewnych plusów ( na kredyt) było wchuj minusów.
    Ps
    Sensol jest zbliżony wiekowo do nas, parę lat młodszy, ale po 50tce
  • Ozar 29.08.2018
    Nuncjusz Dajmy sobie spokój. Wracam z wakacji i w przyszłym tygodniu zapodam artykuł o Gierku i wtedy podyskutujemy. Ok?
  • Ozar 29.08.2018
    Ozar Napisze coś o całej dekadzie Gierka plusy i minusy itd. Wtedy spokojnie pogadamy.
  • Nuncjusz 29.08.2018
    Ozar spoko
  • sensol 29.08.2018
    Za Gierka na ulicach miast stały saturatory z wodą mineralną.
    Każdy, kto miał ochotę, mógł się napić wody bez soku
    za 50 groszy lub z sokiem za złoty pięćdziesiąt.
    Pito ze szklanek, które potem były niedbale myte pod mini
    strumyczkiem zimnej wody i natychmiast podawane następnemu
    klientowi. Nikt się nie przejmował bakteriami. Ludzie zarażali się
    masowo salmonellą, tyfusem i cholerą. W każdym szpitalu był
    osobny oddział dla zatrutych podczas picia wody z saturatora.

    W kostnicach trupy leżały w chłodniach i na korytarzach.

    W szczególnie upalne dni ludzie z powodu braku miejsc
    w szpitalach umierali na ulicach. I na chodnikach. Muchy
    łaziły im potem po otwartych oczach i brzęczały w ustach.
    Bzyczały właściwie. W nocy ze swoich nor wyłaziły szczury
    i obgryzały martwe ciała.

    Wkrótce muchy i szczury mające jedzenia pod dostatkiem
    zaczęły rozmnażać się w zastraszającym tempie.
    Powołano specjalne zmilitaryzowane jednostki do tępienia
    szczurów. Zabite gryzonie wywożono z miast ciężarówkami.
    Kiedy ciężarówek zabrakło ruszyły pociągi pełne martwych
    ciał.

    Rozmnożyły się również ptaki, które zjadały muchy.

    Ptaki te zginęły wszystkie podczas zimy stulecia w 1978 roku,
    kiedy to zamarzały w locie i spadały na ziemię. Ludzie zbierali
    je potem brodząc w głębokim, sypkim śniegu, i piekli je
    - czaple, bociany, wrony, gawrony, kawki, gołębie, wróble -
    na wolnym ogniu rozpalonym z drzewa uzyskanego w parkach
    z połamanych ławek.

    Czarna wołga jeździła po ulicach, siała strach i porywała dzieci.
    Kobiety ubrane w niezgrabne, podszyte wiatrem waciaki
    i nieforemne gumofilce, tłoczyły się w kilometrowych kolejkach
    po mięso. Te, którym spleśniały suchary padały z wycieńczenia
    na wilgotny, pokryty liszajem brudu trotuar.
    Na dziurawych drogach, po których jeździły furmanki
    ze śpiącymi, pijanymi woźnicami, ludzie rozbijali się na miazgę
    w swoich maluchach i syrenkach. Nikt nie zapinał pasów
    bezpieczeństwa. Głowy odrywały się przy uderzeniu w tył
    samochodu z powodu braku zagłówków w fotelach.

    Było ciężko.

    Raz na rok przed świętami Bożego Narodzenia, Pierwszy
    Sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii
    Robotniczej Towarzysz Edward Gierek kupował za granicą
    cytrusy dla ludu. Informacja o płynącym do Polski statku
    wypełnionym pomarańczami i cytrynami była podawana
    w dzienniku telewizyjnym jako pierwsza. To było najważniejsze
    wydarzenie. Te zakupione za dewizy owoce mogłyby pomóc
    dzieciom w walce ze szkorbutem. Niestety nie pomagały.
    W cytrynach brakowało soku cytrynowego, a w pomarańczach
    pomarańczowego. Dzieci masowo chorowały na szkorbut,
    a jedzenie oranżady w proszku przyczyniło się do próchnicy
    zębów wśród młodzieży. Przeciętna waga tornistra
    pierwszoklasisty szkoły podstawowej wynosiła 38 kilogramów.

    Oglądanie telewizji w kolorze wymagało hartu ducha.
    Oglądanie telewizji w kolorze wymagało odwagi.
    Ludzie ginęli od wybuchów radzieckich kolorowych
    telewizorów. Co wieczór betonowe osiedla wstrząsały
    serie eksplozji, a ściany bloków odbijały niesione echem
    wrzaski rannych, zmieszane z plugawymi, jeżącymi włosy
    przekleństwami chuliganów.

    Nad ponurymi, zadymionymi wyziewami z fabryk miastami
    wisiały nisko ciężkie, ołowiane chmury, z których siąpił
    kwaśny deszcz.

    Tak było.
  • Okropny 30.08.2018
    Piękne. Daję pięć gwiazdek.
  • Ozar 30.08.2018
    Ja pierdole to jakiś nowy Falout kurde dobre daj linka chętnie pogram...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania