Poprzednie częściDemon - Prolog - STARA WERSJA
Pokaż listęUkryj listę

Demon - Rozdział 24 - (SW)

(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")

"Czerwony styczeń” cz.3

Imperium Feniksa

555 rok nowej ery – 1916 rok imperialny

1 Stycznia

Region Borigni - Południe Imperium

 

Wszędzie rozbrzmiewała melodia wojny. Istny bukiet dźwięków, niewyobrażalny dla tych, którzy nigdy go nie słyszeli. Wysoko brzmiały karabiny i pistolety, oraz zachęcające do szturmu gwizdki. Nisko rozbrzmiewały struny artylerii, a ziemią wstrząsały bębny wybuchów i eksplozji. Do tego wszystkiego, słodko mruczały silniki maszyn, tych na ziemi i tych na niebie, tworząc niemal romantyczne tło, dla doświadczonego chóru. Chóru tak wielkiego i tak zróżnicowanego, jak wielkie i różnorakie jest pole tysięcy kwiatów. Były tu siarczyste przekleństwa, oszalałe ryki furii, przebijające niebiosa rozkazy oraz okrzyki zachęty. Nie zabrakło też wrzasków i jęków rannych oraz płaczu tych co ze strachu robili pod siebie. Wrzeszczeli ci którzy stracili nogi, ci co zostali trafieni kulą i ci którzy płacząc wzywali Boga, kochane matki, a nawet Diabła by przybył im z pomocą.

Nie było na tej ziemi filharmonii która mogłaby pomieścić całą tą uzdolnioną grupę muzyczną, ani tych co przyszliby ich podziwiać. Zabrakłoby miejsca dla potężnych dział, tłustych czołgów, oraz tych wszystkich muzykantów, tak pewnych swojego kunsztu. Zabrakło by też siedzeń dla tych wszystkich obywateli i towarzyszy, co przyszliby obejrzeć ten niecodzienny spektakl. Dzieci musiałyby siedzieć na barkach rodziców by choćby dojrzeć co dzieje się na ogromnej scenie, gdzie skrzypkowie z karabinami podskakiwaliby i chowali się w okopach, a chór rannych tarzał się w kałużach błota i krwi. Co chwila, ku radości widzów, któryś z grajków potknąłby się o stertę flaków odpoczywającego kolegi, tylko by zaryć nosem w ziemie i grać dalej w tej pięknej orkiestrze.

Ludzie podziwialiby nie tylko kunszt chóru i muzykantów, ale i scenarzystów, którzy obdarzeni wielkim talentem, uznali kolor śniegu, oraz zamarzniętej ziemi, za najlepiej kontrastujący z brązowymi i burymi mundurami, oraz obfitą gamą kolorów płynów ustrojowych.

Na szczęście problem miejsca, oraz dostępności biletów był w tym przypadku zażegnany.

Spektakl odbywał się pod gołym niebem… A wstęp, był wolny.

 

Kule rozbiły się o uszkodzony mur za którym chował się Krupp. Zazgrzytał zębami, wychylił się i posłał serie z karabinu w stronę przeciwnika. Socjaliści uderzyli mocno i pewnie na dopiero co przygotowane pozycje obronne. Masa piechoty nacierała wraz ze wsparciem kawalerii, wozów pancernych oraz socjalistycznych czołgów, które podobnie jak Pz.T-15, przechodziły swój chrzest bojowy. Tak jak wozy pancerne Czerwonych, były lekkie, szybkie i posiadały bardzo szeroką gamę uzbrojenia, od karabinów i działek, po niewielkie moździerze, tak czołgi były widocznie kierowane przestarzałą myślą, ruchomych punktów ogniowych. Wśród konstrukcji czysto Socjalistycznej, można było rozpoznać kształty przestarzałych jednostek Varsjii, Diarchii, a nawet samego Imperium. Pancerne monstra powoli parły w stronę linii obrony mimo nawały ognia. Na niebie również toczyła się nierówna walka. Nieliczne siły lotnicze strzegące południa w większości z przestarzałymi modelami, walczyły z istnym rojem wrogich konstrukcji. Na szczęście, doświadczenie, przeszkolenie oraz jakość Imperialnych myśliwców, na razie nie pozwalały wrogu zdobyć dominacji powietrznej. Działka przeciwlotnicze Kruppa i jeden z prototypów wyposażony w broń przeciwlotniczą, były nieocenioną pomocą w tej kwestii.

Najemnicy Kruppa dobrze się spisywali. Wszystkie pieniądze jakie Krupp przekazał na przemienienie jego posiadłości w fortecę nie poszło na marne. Mimo że mur w niektórych miejscach został zniszczony, bunkry nadal stały nienaruszone, a wylatujące z nich smugi pocisków rozcinały kolejne fale przeciwników, jedna po drugiej. Prototypy również spełniały swe zadanie. Potężne działa robiły to do czego zostały zaprojektowane – niszczyły czołgi wroga.

Dom Stephena von Kruppa, stał się Skałą o którą rozbijała się fala Rewolucyjnej Armii.

Horus podbiegł do swojego pracodawcy który przeklinając zmieniał magazynek.

- Amunicji do p.lotek zaczyna brakować!

- Oszczędzać! Co z linią obrony?

Rozległa się eksplozja i kawałki ziemi zabębniły o ich hełmy. Horus syknął i wyrwał z barku niewielki odłamek drewna. Machnął ręką uspokajająco.

- Trzymają się, ale jest kurwa ciężko! Czerwoni walą falami piechoty, kawalerii i czołgów. Wydaje się że jest ich więcej niż my mamy amunicji. Do tego sukinsyny starają się do nas dobiec i zetrzeć się w walce w ręcz!

Oznaczało to że mimo brutalnej strategii, dowódcy wroga wiedzą co robić, jeśli nie da się pokonać linii obrony wroga nawałą ogniową, można to osiągnąć zwyczajną walką w ręcz. Tak jak w walce na dystans, istotne jest czy masz pozycje obronne i broń zdolną do zasypywania wrogiem ołowiem, tak w walce wręcz, szczególnie w tych czasach, najistotniejsza jest przewaga liczebna.

- Nie możemy do tego dopuścić. Jeśli za bardzo się zbliżą, cofnijcie się. Jeśli będziemy walczyć na bagnety, to wystarczająco luf strzelać nie będzie by resztę zatrzymać!

Rozległa się eksplozja i nagle z ich lewej, zza murka, wyleciała pod niebo płonąca wieżyczka czołgu która po chwili spadła prosto do ogrodu. Syk płonącej benzyny oraz mięsa brzmiał niczym gra wiolonczeli. Horus przeklął.

- No i po prototypie.

Krupp wychylił się i wystrzelał cały magazynek w przeciwników. Z satysfakcją stwierdził ze zabił pięciu, a dwa czołgi wroga eksplodowały w fontannach ognia – koledzy pechowych czołgistów zaczęli się mścić. Krupp kiwnął głową i spojrzał na Horusa.

- Jak komunikacja z Romlem?

- Nie możemy się połączyć!

Krupp podał kiwnął głową i wstał.

- Utrzymaj linię, Ja spróbuję dowiedzieć się co się dzieje.

- Jasne Szefie!

Krupp ruszył biegiem do centrum komunikacyjnego, ścigany przez ryk tysięcy ludzi. Jego Dom był w straszliwym stanie. Kule porozbijały okna, a kilka perfidnych strzałów z czołgów uszkodziło mury i dach. Krupp zbiegł do podziemnego centrum i podszedł do głównej radiostacji.

- Raport!

Najemnik spojrzał na niego zdezorientowany.

- Czerwoni pieprzą na wszystkich częstotliwościach, nie wiem kurwa co się dzieje! Ale nasze kable przynajmniej są całe. Udało mi się nawiązać bezpośredni kontakt ze sztabem Armii. Połączyć?

- Łącz!

Kilka chwil i najemnik podał Kruppowi słuchawkę.

- Tu Stephen von Krupp, z kim mam przyjemność? – Zapytał.

- Generał von Tannemberg. Dobrze Pana słyszeć. Jak się trzymacie?

- Chciałem zadać Panu to samo pytanie – zachichotał rozbawiony. – Ale się trzymamy. Jest ich pełno. Amunicja przeciwlotnicza jest już na wyczerpaniu, a innej też zabraknie. Czerwoni próbują nas wziąć na bagnety, ale udaje nam się utrzymać linię obrony. Przynajmniej tutaj. Nie wiem co z resztą frontu.

- Sytuacja jest trudna. Nasze siły na zachodzie już zostały rozbite i wycofują się na druga linię obrony. Możliwe że sami powinniście się wycofać.

- Nie ma takiej możliwości. Nie uda nam się ewakuować całego sprzętu, a jeśli Czerwoni zdobędą choćby wraki prototypów, to mamy przesrane.

Genreał westchnął. Szykujemy kontrofensywę. Romel już zreorganizował swoje jednostki pancerne, czekamy jeszcze na piechotę i ruszymy z odsieczą.

Ziemią wstrząsnęła potężna eksplozja. Krupp wiedział co to znaczy, do środka wpadł któryś z najemników który krzyknął jedno znaczące słowo.

- Artyleria!

Krupp znowu skupił się na słuchawce.

- Generale, wali do nas Artyleria, Czerwoni musieli zdołać ją podciągnąć na odpowiednią odległość. Udawało nam się powstrzymywać piechotę i czołgi, ale teraz maja wsparcie ogniowe. Rozniosą nas i pójdą po was.

- Co więc Pan Proponuje?

- Niech piechota wskoczy na czołgi z tym co ma i niech Romel rozpocznie kontrofensywę. Jeśli zbyt długo poczekacie nie będziecie mieli kogo ratować!

Von Tannemberg warknął. Krupp kojarzył że był to jeden z młodszego pokolenia sztabu armii, jednak przez całą karierę dowodził piechotą. Kapitalista nie wiedział czy ten weteran, odwróci się od swoich doświadczeń i postawi wszystko na jedną kartę.

- Dobrze. Wydam rozkazy. Romel ruszy na czele jednostek pancernych, a potem dołączy do niego piechota. Proszę się do tego czasu utrzymać, pomoc już wyrusza.

Krupp uśmiechnął się, choć nie wiedział czy generał mówi prawdę czy zwyczajnie kłamie. Normalnie byłby w stanie to rozpoznać, ale nie widząc twarzy, było to właściwie niemożliwe.

Odłożył słuchawkę i odetchnął. Na pytające spojrzenie najemnika odpowiedział z uśmiechem.

- Wsparcie jest w drodze!

Ten kiwnął głową i powrócił do obowiązków.

Krupp natomiast wybiegł z centrum i podbiegł pod bunkier pod którym medyk obwiązywał bandażem ramię Horusa. Na widok szefa dowódca najemników uśmiechnął się krzywo.

- Jak sytuacja?

- Na zachodzie linia obrony pękła, ale posiłki już w drodze.

Horus syknął.

- Czyli się przebijają. Kurwa jego mać! Ile czasu do przybycia posiłków?

- Nie wiem. Jak artyleria wroga?

- Na razie wali na ślepo, widocznie sami mają problemy z komunikacją i z obliczeniem toru pocisków – Syknął i splunął kiedy medyk mocniej zacisnął bandaż. – Amunicji tez zaczyna brakować. Rannych coraz więcej. Jest przesrane…

Krupp uniósł swój karabin i sprawdził magazynek.

- Masz zamiar uciec? – Zapytał.

Horus spojrzał na niego spod łba, splunął i wstał biorąc swój karabin.

- Ani mi się śni. Za dobrze nam płaciłeś przez te wszystkie lata, by teraz, jak banda dziwek spierdolić z pola bitwy.

Krupp uśmiechnął się i poklepał Horusa po ramieniu.

- Miałem nadzieję że to powiesz!

Nagle podbiegł do nich jeden z żołnierzy.

- Czerwoni! Czerwoni nacierają z zachodu!

Horus przeklął.

- Szybkie sukinsyny. Na pozycje panowie! Bronić prawej flanki!

Krupp pobiegł wraz z resztą pod prawy mur i przykucnął za osłoną.

Prawa flanka upadła. Żołnierze imperium uciekali, kiedy tuż za ich plecami pędziło stado rozszalałych bestii. Rewolucyjne bestie skakały na uciekinierów, wbijając w nich bagnety, noże i saperki, a z każdym uderzeniem coraz to wyższa oktawa wydobywała się z gardła śpiewaka, póki nie zamieniła się jedynie w przemijające echo. Obrońcy otworzyli ogień. Uciekinierzy ruszyli w ich stronę, szukając ratunku za murami rezydencji.

Z tyłu rozległ się okrzyk:

- Przerwali lewą flankę!

Dom Stephena won Kruppa, był skałą, na którą ze wszystkich stron nacierały Czerwone fale rewolucji.

Fale pełne nienawiścią i bestialską brutalnością.

Zagrzmiały karabiny i zabębniły działka.

Ten Bastion muzykantów Imperium nie miał zamiar upaść pod naporem konkurencji.

Krupp widział jak przeklęte masy z piekła rodem, zbliżają się, mając zamiar otoczyć i pochłonąć wszystko to czego bronił.

Kule w magazynku się skończyły, a nowych nie było. Kapitalista, wściekły wyciągnął pistolet i wstał. Nie zważając na Czerwone kule ruszył naprzód. Sam, jakby żeglarz przeciwko sztormowi.

Strzelał raz za razem, sprawiając że określenie „Czerwoni” przestawało być jedynie symboliczne. Jego ludzie ryknęli i stanęli u jego boku. Jeśli umierać, to z podniesioną przyłbicą.

 

Jego pistolet jednak w końcu zamilkł. Ani jedna nuta nie chciała wydobyć się z tego pięknego instrumentu, mimo że raz za razem pociągał za spust. Otaczała go muzyka wojny, a tony jakie go otaczały, zapowiadały jego koniec. Odrzucił broń i wyciągnął swój nóż. Miał zamiar zaśpiewać ostatnią oktawę, zanim zejdzie ze sceny.

 

Nagle odezwała się nowa muzyka.

 

Z nikąd, rozgrzmiały smyczki Imperialnych karabinów oraz śpiew… kobiet i mężczyzn?

 

Krupp odwrócił się w stronę nowych uczestników przedstawienia, a kiedy ich ujrzał, jego serce zadrżało.

 

Jego pracownicy. Prości pracownicy z fabryki. Staży mężczyźni i kobiety, bez mundurów, jedynie z jego karabinami, pojawili się znikąd.

Była to chyba najbardziej ironiczna odsiecz jaką można było zobaczyć.

Robotnicy nadciągają z pomocą dla żołnierzy walczących z Socjalistami.

Zaskakujący atak tych prostych i wiernych ludzi, załamał falę Czerwonych i zmusił ich do odskoczenia przed nacierającym przeciwnikiem.

Widząc to żołnierze Imperium i najemnicy Kruppa, zakrzyknęli radośnie i wsparli natarcie. Krupp jednak pozostał na miejscu i pomachał do swoich pracowników.

Kilku z nich z starym Jaresem na przedzie podbiegło do kapitalisty.

- Dzięki Wieszczowi i Błogosławionej że nic Panu nie jest – zakrzyknął.

Krupp kiwnął głową.

- Tak, jestem cały. Co tu robicie? Mieliście się ewakuować!

Starał się udawać że jest lekko oburzony, mimo że bardzo się cieszył na ich widok.

- Widzieliśmy że żołnierze się przegrupowują, ale strasznie wolno im to szło. Młodzi wzięli broń i chcieli walczyć, więc postanowiłem poprowadzić ochotników żeby Pana wesprzeć.

Krupp kiwnął głową i spojrzał na towarzyszące mu dziesięć kobiet.

- Czemu tu przybyłyście?

Żona Jaresa wyszła przed szereg i uśmiechnęła się szeroko.

- Nie zostawimy mężów na pastwę wroga. Zresztą, ktoś musi nieść medykamenty i zapas amunicji.

Krupp pokręcił głową i westchnął.

- Dlaczego zatrudniam samych szaleńców?

Jego pracownicy zaśmiali się rozbawieni.

- To nie My szaleni, Tylko Pan, a nam się udzieliło!

Krupp zaśmiał się i rozejrzał.

Czerwoni lekko się wycofali, ale wkrótce znów zaatakują. Siły Imperium już się zatrzymały, cofnęły i zaczęły okopywać, tworząc, półokrągły kordon wokół jego rezydencji.

Kapitalista kiwnął głową i rozejrzał się za Horusem, ten szedł już w jego stronę.

- Horus! Rozstaw ich na pozycjach! Skoro banda niewyszkolonych pracowników mogła odstraszyć Czerwonych, jestem ciekaw jaki efekt będą miały czołgi Romla!

 

Wydawać by się mogło, że wszystkim powróciła nadzieja. Nowe rozkazy już miały paść z ust Horusa, gdy nagle dało się usłyszeć jakby delikatny dźwięk fletu.

 

Snajperska kula wbiła się w bok prawej nogi Kruppa. Ołowiany pocisk powoli rozrywał mięso i ścięgna, aż po chwili, z delikatną nutką, postanowił wyskoczyć z drugiej strony nogi i wbić się niegroźnie w ziemię. Fala uderzeniowa znalazła drogę do tętnicy i ruszyła nią w górę, po chwili trafiając do serca. Niczym parszywy rywal, fala ta zakłóciła piękną grę sercowego bębna.

Tak skutecznie, że on sam zamilkł.

Serce Władcy Południa – Stephena von Kruppa – Stanęło

 

A przecież był to tak ważny instrument w tej wielkiej orkiestrze!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Kapelusznik 21.10.2018
    Wiem że zabrzmi to głupio - Ale czy możecie spojrzeć na początek tego opowiadania?
    Nie trzeba nawet całego czytać - to i tak któraś część - ALE TEN POCZĄTEK! - Starałem się - chcę wiedzieć co o nim sądzicie!
    Pozdro!
  • krajew34 21.10.2018
    Od chóru tak wielkiego brzmi fajnie, wcześniej jakoś niezbyt mi pasuję, szczególnie pierwsze zdanie. Może lepiej melodia wojny, albo pieśń .
  • krajew34 21.10.2018
    Albo śmiertelna pieśń rozbrzmiała nad polem bitwy
  • krajew34 21.10.2018
    I małe powtórzenie słowo chóru
  • Kapelusznik 21.10.2018
    krajew34
    powtórzenie zamierzone
    Ale jak ten początek jako całość? Czy ma fajne brzmienie?
    Chciałem by brzmiało poetycko
  • krajew34 21.10.2018
    Kapelusznik troszkę nie pasuję, ale tylko ten fragment do słowo chór, bębny wybuchów i tak dalej,
  • krajew34 21.10.2018
    Fajny zabieg, ale jak to mówią artyści, nie czuje tego. Ten fragment najbardziej mi nie leży:
    "Istny bukiet dźwięków, niewyobrażalny dla tych, którzy nigdy go nie słyszeli. Wysoko brzmiały karabiny i pistolety, oraz zachęcające do szturmu gwizdki. Nisko rozbrzmiewały struny artylerii, a ziemią wstrząsały bębny wybuchów i eksplozjil"
  • krajew34 21.10.2018
    Zachęcającej do szturmy gwiazdki-zdanie mistrzowskie
  • krajew34 03.11.2018
    Czasem lojalność może doprowadzić do śmieci wielu...
  • Ozar 03.11.2018
    Kurde fajnie opisałeś sama bitwę, a ci pracownicy do już ekstra pomysł. To jak radzieccy pracownicy zakładów którzy zarówno odpierali ataki Niemców jak i produkowali nowe czołgi choćby w Stalingradzie. To juz chyba najwyższa forma obrony : przez cały dzień bronic pozycji a w nocy produkować czołgi, ale tam tak było. A ten Horus egipski bóg nieba pasuje tu całkiem dobrze. 5 i czytam dalej.
  • krajew34 03.11.2018
    Takie pospolite ruszenie znane było już od starożytności, choć nie przedstawiało jakieś znaczącej siły bojowej
  • Ozar 03.11.2018
    krajew34 Tak, ale w 1941/1942 roku uratowało w zasadzie ZSRR. Takie bataliony robotnicze choć wykrwawiały się totalnie to jednak niszczyły czołgi i silę bo9jową Niemców. Nawet jak ich stary były ogromne to i tak kogos z Niemców zabiły i w całokształcie walk to wystarczyło.
  • krajew34 03.11.2018
    Nie umniejszam ich roli, bardziej chodziło mi, że poleganie na nich było niesamowitym ryzykiem, byli zupełnie niestabilni i nieprzewidywalni, choć fanatycy mogli uprzykrzyć życie lub odwrócić przebieg bitwy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania