Kryształ nadziei cz.17
Gdy niebo przybrało, już swój normalny spokojny strój. Lili zeszła z wieży, by upewnić się, czy aby na pewno nikt nie opóźnia przygotowań do wyprawy. Zajrzała nawet do stajni, by sprawdzić, czy koniom jej rycerzy nic nie brakuje. Weszła do zamku, i stanęła na balkonie. Słońce musnęło jej włosy, które wydawały się płonąć. Nagle do niej podszedł Jakub.
- Widze mój ranny ptaszek już wstał. Wszędzie ciebie szukałem.
- Ach tak. Musiałam sobie trochę pomyśleć, nas tym, co nas czeka. Otóż wyprawa może się przyspieszyć.
- Czyżby mój brat, uporał się z upadłą panną?
- Raczej to ona knuje, coś za naszymi, i jego plecami. Miałam tej nocy straszny sen. Śniło mi się, że zawarła układ z Czarnymi Braćmi. Ludźmi, którzy mogą zabrać ją z powrotem na nieboskłon.
- Czarni Braci? A tak już pamiętam, czytałem o nich w jednej z książę. Które znalazłem w tutejszej bibliotece. Ale ich czary działają w pełnie. A do niej zostało jeszcze cztery dni.
- Ale doczytałeś do końca? Oni mogą zacząć działać w dzień przed pełnią. I ona chyba z tego skorzysta.
- Dobrze już niech ci będzie. Jutro wyruszymy, i będziemy na nich czekać.
Gdy Lili, i Kuba rozmawiali. Nadzieja, i Jan wyruszyli w dalszą drogę. Mijali karczmę, w której to dziedzica tronu chciano zabić. Szli tak, aż doszli do miejsca, w którym Jan spotkał staruszkę. W pewnej chwili zaczął wiać wiatr, a starowinka wyrosła jakby z podziemi.
- Witak Janie. Nadzieja to ty? Moje drogie dziecko. Tyle lat cię nie widziałam.
- Mama? To ty? Ale jak, to niemożliwe.
- To ja poprosiłem moją matkę, Hannę by dziś tu ją sprowadziła.
- Dziękuje.
Z radości Nadziej rzuciła się Janowi na szyje.
- Nie ma za co.
Szepną trochę speszony młodzieniec.
- Janie, ja muszę z nią porozmawiać. Daj mi chwile.
- Dobrze.
I Nadzieja wraz z matką, poszły nad strumyk. By nadrobić choć trochę, czas rozłąki.
Komentarze (2)
Ludźmi popraw
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania