Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Kto zabił Ethana Fella? - Rozdział 7
Hank Fring, nazywany przez znajomych "starym Hankim", objął posadę piekarza jakieś pięć miesięcy po śmierci ojca. Z początku nie marzyło mu się prowadzić tej działalności, gdyż uważał ją za zarówno mało pożądaną jak i dochodową, toteż z początku nie spodziewał się niczego szczególnego. Jednak po miesiącach siedzenia za ladą i obserwacji pieczywa dostrzegł tę jedną korzyść: Nie musiał tyle rozmyślać o przeszłości jak robić zwykł. Trudno to wyrazić słowami, więc sądził iż oaza spokoju będzie idealnym miejscem na przeczekanie smutku... I tak spędził w niej piętnaście kolejnych lat.
Prawdę mówiąc, największy zysk piekarnia zaczęła generować w latach dziewięćdziesiątych, a wszystko za sprawą jednej osoby, która co każdy wtorek przychodziła, by kupić sporej ilości pieczywa. Zabawne było to, że gdy owej osobie przyszło założyć spółkę i zbić fortunę w przeciągu zaledwie roku, a do tego ta piękna żona... To był pierwszy raz, kiedy zaczął zazdrościć Ethanowi Fellowi jego powodzenia. Hank zachowywał etykietę wzorowego sprzedawcy, jednak gdzieś tam głęboko w głowie ubzdurał sobie Fella jako prawdziwego rywale, chciał go zniszczyć, pozbawić wielkiego szacunku, a nawet skompromitować! Smutna prawda była taka, że żadnej z tych rzeczy nie był w stanie zrobić.
Tego dnia siedział jak zwykle na krześle, rozwiązując krzyżówki i rozmyślając o przychodach. Wtem usłyszał dzwonek towarzyszący otwarciu drzwi, poderwał się.
- D-dzień dobry! - zawołał klienta i po kilku sekundach rozpoznał Ethana, który jak co tydzień przychodzi coś kupić.
- To będzie wszystko - oświadczył.
Zobaczył jak odwiedzający idzie w stronę półek ze świeżymi bułeczkami i pokrojonym chlebem, pakuje wybrane rzeczy do torby, następnie płaci i odchodzi.
- Zapraszam ponownie! – zawołał sprzedawca, jak zwykł wołać każdego tygodnia. Pana Fella znał jedynie z widzenia, ale tak naprawdę to nigdy z nim nie rozmawiał, pomijając oczywiście wymianę wyuczonych uprzejmości. Chwilę po jego wyjściu usłyszał kolejny dzwonek, cóż za ruchliwy wtorek...
- Liczę, Hankuś, że nie zapomniałeś o gotówce - oświadczył gość - Dziś trzynasty, dzień raty - uśmiechnął się.
Piekarz zauważył wysokiego nastolatka w skórzanej kurtce z nieznanym mu logiem oraz kolczykiem na nosie. Chłopak szedł wykonując charakterystyczne bujanie się, a w dłoni trzymał kopertę o brązowej barwie.
- Nie mogę dzisiaj, interes ledwie stoi, prawdę mówiąc, to ten gość co tu był stanowi jakieś sześćdziesiąt procent dochodu!
Lecz rozmówca zaczął kręcić palcem, ignorując jego wymówki.
- Wiesz co się stanie, kiedy George nie dostanie swej działki, prawda? - przekręcił głowę - Przyjdziemy dziś w nocy i do reszty zdemolujemy ci tę... budę! Nie dziwiło cię nigdy skąd się biorą te czerwone napisy... albo wybite okna? To, co zrobimy tym razem może być dużo, dużo gorsze!
Odkąd tylko Hank pamiętał, gang Georga miał z nim zatarg od blisko trzech lat, a wszystko za sprawą koncertu rockowego, na który się udał. Teraz pewnie nazywa się kretynem, bo zaciągnął kredyt u jebanego gangu motocyklowego...
- Spokojnie, spokojnie... Pieniądze dostarczę wam osobiście dziś wieczorem! - chłopak się uśmiechnął.
- Nie było to takie trudne, czyż nie? Ale jak kogoś wezwiesz, albo pójdziesz do glin to zginiesz jako pierwszy! Dobra, daj paczkę "Redsów" na koszt firmy ma się rozumieć...
Chłopak wyszedł po jakimś czasie, raz co raz pogwizdując.
Hank musiał teraz udać się w nieznaną mu dotąd część miasta, sam i bez jakiejkolwiek obrony, a do tego musiał wypłacić całe swoje ostatnie zarobki, w przeciwnym wypadku go pobiją... lub wykończą...
- Kurwa - wymamrotał.
Komentarze (6)
Ode mnie piąteczka leci :D
Pozdrawiam ;)
A masz jakąś konkretnie określoną ilość rozdziałów, z których składać się będzie seria, czy na razie piszesz na bieżąco?
Hmm, czyli nie liczy się tak naprawdę skutek, a przyczyna. Ciekawe, nie powiem ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania