Uratuj smoka 10
Uratuj smoka Rozdział 4 Machudzowie część 2
Skazańcy czekali w ciemnej celi, w której płonęła tylko jedna
pochodnia przez kilka godzin. Bali się wyroku, a w dodatku
nie wiedzieli, co takiego wymyśliła Paulina. Lecz ona nie była
bardziej spokojna. Również była wystraszona i zdenerwowana.
W kierunku celi zbliżyło się kilku strażników. Jeden z nich
zdjął z pasa pęk kluczy. Po chwili wsadził odpowiedni klucz do
zamka i przekręcił go. Otworzywszy kraty, kazał więźniom
wyjść. Gdy to uczynili, spojrzał na nich i rzekł do strażników:
– Skuć ich.
Strażnicy w rękach trzymali ciężkie kajdany. Gdy zamierzali
zacisnąć je na nadgarstkach więźniów, Paulina rzekła:
– Życzę sobie, byśmy ja, Tomasz i Piotr aż do chwili opuszczenia
wioski stali się niewidzialni. – Medalion spoczywający
na jej piersi zadrżał, a następnie rozbłysnął niebieskim, jaskrawym
blaskiem. Machudżowie zaczęli krzyczeć, bo światło raziło
ich w oczy. Gdy światło zgasło, więźniów już nie było.
– Szukać ich! Ruchy, ruchy, ruchy!
Chaos zapanował w każdym zakątku wioski. Strażnicy bezradnie
usiłowali odnaleźć swych skazańców.
Paulina wraz ze swymi towarzyszami, niewidzialni, przemierzali
korytarze, szukając wyjścia.
– Co ty takiego zrobiłaś? – spytał chłopak.
– Sprawiłam, że jesteśmy niewidzialni.
– Ale jak?
– Mam magiczny amulet, który spełnia życzenia.
– To dlatego tak dobrze zaczęłaś strzelać z łuku!
– Nawet jeśli, to co?
– Przestańcie się kłócić! – wrzasnął Piotr.
Będąc niewidzialnymi dla oczu Machudżów, pokonywali tunele
i korytarze, stale natrafi ając na ślepe zaułki. Strażnicy zaś
gonili we wszystkich kierunkach, zupełnie jak stado owiec,
w które wskoczył wygłodniały wilk.
W pewnym momencie Paulina zatrzymała się zmęczona.
Spojrzała w prawo i rzekła:
– Chłopaki, może rzucicie na to okiem?
Wrócili zatem, a to, co zobaczyli, zaskoczyło ich. Zauważyli
bowiem białe światełko na końcu tunelu.
– Wyjście! – Po czym wszyscy zaczęli biec w jego kierunku.
Światło było coraz to bliżej i w końcu, po wydostaniu się
z celi, pokonaniu korytarzy i uniknięciu śmierci przez pożarcie,
wybiegli na zewnątrz. Lecz szczęście ich nie trwało długo.
Przy wejściu do wioski wartę pełniło dwóch strażników. Jeden
ze strażników oparty był o skałę i powoli zasypiał. Wtem znikąd
błysnęło błękitne światło, po czym pojawiła się biegnąca
Paulina. Strażnik, myśląc, że to sen bądź zjawa, otarł oczy
i spojrzał ponownie. Wtem ujrzał dwa błyski światła, a zaraz
po tym Tomka i Piotra. Mimo tak wielkiej niejasności i zamieszania
w głowie, wszczął alarm:
– To więźniowie! Brać ich!
I ruszył wraz z drugim strażnikiem w pogoń. Z wioski wybiegło
jeszcze kilku strażników i również udali się za nimi.
Słysząc potężne tupanie, Tomasz spojrzał za siebie i ujrzał
uzbrojonych Machudżów biegnących za nimi.
– O nie, ścigają nas – powiedział wystraszony.
– Zaklęcie przestało działać – dodała Paulina.
– No świetnie! Zażyczyłaś sobie, byśmy byli niewidzialni,
dopóki nie wydostaniemy się z wioski. Dlaczego nie zażyczyłaś
sobie, byśmy byli niewidzialni aż do opuszczenia Lasu
Śmierci?
– Ja przynajmniej coś zrobiłam! Inaczej już dawno by nas
smażyli!
– Przestańcie, to nie jest ani czas, ani miejsce na kłótnie!
Jeden z Machudżów był tuż za ich plecami. Uniósł swój topór
i opuścił go w dół. Piotr wysunął miecz i odparł atak. Topór
uderzył w miecz, nastąpił głośny brzdęk i zgrzyt. Obie
bronie ocierały się o siebie. Paulina i Tomek stali jak wryci. Po
chwili pojawił się kolejny strażnik. Chłopak pochwycił miecz
i ruszył na potwora. Rozpoczął się krwawy pojedynek. Nagle
znikąd pojawił się trzeci strażnik. Uniósł topór i z wrzaskiem
ruszył na Paulinę, lecz strzała, którą wystrzeliła w jego kierunku,
utknęła w jego czole i potwór padł martwy. Silny potwór
napierał na Piotra. Mężczyźnie gięły się nogi w kolanach. Po
chwili, używając resztek swej siły, odepchnął strażnika, po
czym wbił miecz w jego pierś.
Paulina strzelała swymi strzałami do potworów biegnących
do niej. Strzały były celne, Machudżowie padali martwi jeden
po drugim. Strażnik, który walczył z Tomkiem, miał zdecydowaną
przewagę. Muskularny przeciwnik odepchnął chłopca.
Tomek uderzył plecami o drzewo, potwór zaś ruszył na niego
z wysoko uniesionym toporem. Tomek w ostatniej chwili kucnął,
a topór Machudża wbił się w drzewo. Chłopiec szybko
przeszedł pod nogami rywala, po czym zadał śmiertelny cios
od tyłu.
Strzała pędziła, przecinając powietrze w pół. Zatrzymała się,
gdy jej ostrze utknęło w ciele Machudża.
– Trafi ony! – powiedziała podekscytowana Paulina.
Wtem z zarośli wyskoczył ostatni z strażników. Dziewczynę
sparaliżował strach. Potwór był za blisko, by mogła wystrzelić
do niego strzałę. Nagle znikąd pojawił się Tomek. Wskoczył
między nią a potwora i zatopił swój miecz w jego brzuchu.
Machudż głośno jęknął i upadł. Wtedy przybiegł do nich Piotr.
– Szybko! Uciekajmy!
Po czym zaczęli biec. Uciekali czym prędzej, przedzierając
się przez gęste chwasty. Biegnąc, mijali wielkie gąsienice, a do
ich uszu dolatywały znajome wyziewy jeziorek. W pewnym
momencie Paulina zauważyła coś, co ją zdziwiło.
– Czy wam się nie wydaje, że za tamtymi drzewami jest jakoś
jaśniej?
Przyspieszyli więc. Serca waliły im jak bębny. Byli coraz bliżej
drzew i nagle oślepiło ich niezwykle jasne i ciepłe światło.
To było słońce – ujrzeli złote słońce na błękitnym niebie, płynące
powolutku białe, puszyste chmury i lecące ptaki. Rozglądali
się i widzieli zdrowe drzewa, a liście zielone, trawę również.
I taka maleńka w dodatku była, przyozdobiona kwiatami.
– Wydostaliśmy się z Lasu Śmierci! – krzyknęli uradowani.
Paulina położyła się na trawie.
– Nigdy nie myślałam, że będę tęsknić za trawą, niebem
i promieniami słońca.
– Proponuję, byśmy bezzwłocznie ruszyli w dalszą drogę.
Gdy nadeszła noc, podróżnicy rozpalili ognisko.
— Nie wiem jak wy, ale ja jestem wycieńczony – powiedział
Piotr, ziewając, po czym położył się spać.
Paulina również ułożona była do snu, lecz nie spała. Spojrzała
na Tomka, który siedział blisko ogniska i trzymał wartę. Skupiony
chłopiec wpatrywał się w ogień. Paulina podeszła do niego.
– Mogę się dosiąść?
– Tak, jasne.
Paulina usiadła obok Tomka. Nastąpiła niezręczna cisza,
jednak po paru minutach dziewczyna ponownie zabrała głos:
– Dzięki… No wiesz, za ratunek i w ogóle.
– Nie ma sprawy. Przepraszam, że tak cię krytykowałem. To
chyba z powodu tego uczucia bezradności.
– Nic nie szkodzi, zasłużyłam sobie.
– Jak to? To przecież ty nas uwolniłaś!
Paulina nie odpowiedziała.
– Powiedz, Weronika, jak się tu znalazłaś?
– Przyjechałam z rodzicami i młodszym bratem na wieś do
babci i dziadka. Pewnej nocy udałam się na strych i znalazłam
starą szafę, która dosłownie mnie wessała. Znalazłam się w dziwnym
miejscu, spotkałam wróżkę, która podarowała mi magiczny
wisior i powiedziała, co muszę uczynić, by wrócić do domu.
– Rozumiem. Chcesz prosić Złotego Smoka o powrót do domu.
– Teraz to nawet nie wiem, czy chcę wracać.
– Nie rozumiem…?
– Nie udawaj, dobrze wiesz, jaka jestem. Wredna, arogancka,
bezuczuciowa, samolubna i nieczuła, mająca innych gdzieś
i martwiąca się jedynie o własne potrzeby.
Mówiąc to, Paulinę mocno ścisnęło w gardle. Poczuła
ogromny ból, idący od serca, przez przełyk, aż do ust, a po
policzkach spłynęły jej gorzkie łzy.
– Musiałam pojawić się tu, by wreszcie to zrozumieć. Jestem
złą i nieposłuszną córką, wredną siostrą i okropnym człowiekiem.
Tomek położył swą dłoń na jej ramieniu.
– To, co teraz powiedziałaś, jest bardzo ważne. Zamiast zagłuszać
sumienie i dusić to w sobie, czekając, aż umrze bądź
zniknie, zamiast zaakceptować swe wady, uderzyłaś się w pierś
i otworzyłaś serce. Dostrzegłaś swe wady i pokazałaś, że żałujesz,
że pragniesz zmiany. Każdy człowiek może się zmienić,
jeśli naprawdę tego pragnie. Trzeba zaakceptować swoje dobre
cechy i być z nich dumnym oraz chcieć zmienić te złe.
– Dobre cechy? Proszę cię, nie mam dobrych cech.
– Jesteś bardzo wrażliwa, lecz starasz się zakryć to gniewem.
Boisz się, że ktoś zrani twe uczucia, i dlatego sama przybierasz
postać chłodnej i nieczułej. Zakładasz maskę, próbujesz się
ukryć, a musisz być sobą.
– Czyli?
– Wrażliwą, wesołą i pełną miłości. Jesteś życzliwa i serdeczna.
Ból innych sprawia, że ty też cierpisz i starasz się ich pocieszyć,
i dać im nadzieję. Radząca sobie w każdej sytuacji, pomysłowa
i odważna – taka właśnie jesteś.
Paulina, płacząc, mocno uścisnęła chłopca.
– Tomek, a z jakiego powodu ty chcesz się spotkać ze Złotym
Smokiem?
– Po śmierci mojego ojca zostałem sam z mamą i rodzeństwem.
Jako najstarsze dziecko zostałem głową rodziny. Lecz
od jakiegoś czasu moja matka zaczęła bardzo chorować. Z każdym
dniem jest coraz słabsza, może umrzeć, a ja nie chcę jej
stracić. Dlatego idę do ruin królestwa Dellarossa, by prosić
Złotego Smoka o zdrowie dla niej.
– Wszystko będzie dobrze, nie martw się. Twoja mama wyzdrowieje,
na pewno!
– Dzięki, Weronika.
– Paulina. Tak naprawdę nazywam się Paulina.
Paulina otworzyła swe serce. Zrozumiała, że musi się zmienić.
Dowiedziała się również więcej o Tomku, który rozpalił
w niej iskrę nadziei.
Tego wieczora dawna Paulina przestała istnieć. Narodziła się
bowiem nowa, oszlifowana i z otwartym sercem. A całej tej
rozmowie przysłuchiwał się Piotr, którego sumienie przystąpiło
do działania. Piotr zatopił się w myślach, czy to, co teraz
robi, jest właściwe.
Ciąg dalszy nastąpi
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania