Uratuj smoka 6
Uratuj smoka Rozdział 2 Paulina rusza w podróż część 4
Wraz z nadejściem poranka dzieciaki były gotowe, by ruszyć
w dalszą drogę.
– Zaczekajcie! Zanim pójdziecie, chcę ci coś dać.
Oiszi podarował Paulinie ręcznie robiony łuk oraz strzały,
po czym oboje się uścisnęli.
– Dziękuję za wszystko. Jest pan wspaniały. Proszę być
szczęśliwym.
Podróżnicy ruszyli w drogę. Paulina machała starcowi, on jej
też, i to tak długo, dopóki nie stracili siebie z oczu.
W ciepły, bezwietrzny poranek słońce świeciło wysoko na
niebie. Tomek, znudzony, siedział na kamieniu. Paulina już od
dwóch godzin usiłowała trafi ć swą strzałą w najgrubsze drzewo,
jakie znalazła. Strzały omijały drzewo, niektóre nawet nie
dolatywały do niego. Dziewczyna wystrzeliła z łuku ostatnią
strzałę, która poleciała daleko w zarośla.
– Daj sobie spokój, lepiej będzie, jak ruszymy dalej – powiedział
Tomek.
– Nigdzie nie pójdziemy, dopóki mi nie wyjdzie! Zamiast
marudzić, lepiej przynieś mi strzałę.
Chłopak wstał niechętnie i spokojnym krokiem ruszył w kierunku
krzewów.
– Tego nie da się nauczyć w ciągu kilku godzin. Potrzeba
wielu lat intensywnych treningów, odpowiedniego podejścia
oraz determinacji.
Słuchając tego, Paulina zrobiła ponurą minę. Nagle wyraz jej
twarzy zmienił się, brwi uniosły się i pojawił się delikatny uśmiech.
– Chcę być rewelacyjną łuczniczką!
Medalion ożył i zabłysnął różowym blaskiem. Promienie
światła wydobywające się z łańcuszka po chwili zaczęły
przygasać, aż w końcu medalion przestał świecić, odwrócona
łza, wyryta na wisiorze, z różowej przybrała szarą barwę. Tak
oto dziewczyna wykorzystała drugie zaklęcie.
Do Pauliny podszedł Tomek, niosąc strzały.
– Co to było?
– Ale co?
– Zdawało mi się, że coś za mną błysnęło.
– Ja niczego nie widziałam.
– Nieważne.
– Widzisz tamto cienkie drzewo? Trafi ę w nie.
– Co? Ty w ten wielki dąb nie trafi łaś!
Paulina naciągnęła strzałę, namierzyła cel i wystrzeliła.
Strzała, przeszywszy powietrze, wbiła się w młode drzewko,
przebijając je na wylot. Tomek otworzył szeroko oczy.
– Ciężka praca i determinacja, hę?
– Ale jak ty to…?!
– Jestem wszechstronnie utalentowana. Możemy iść dalej.
Paulina poszła dalej, zaś Tomek nadal stał i z osłupieniem
patrzył po tym, co się właśnie wydarzyło.
– Idziesz?!
Młodzieniec się ocknął i ruszył za towarzyszką.
Oboje szli przez olbrzymią łąkę, nie wiedząc, że są obserwowani
przez dwóch mężczyzn. Jeden z nich nazywał się Dalkor
– miał czarne, długie do ramion włosy, haczykowaty nos, bladą
cerę i groźne spojrzenie. Ubrany był w czarną zbroję i czerwoną
pelerynę. Siedząc na swym niedźwiedziowilku, rzekł:
– Widzisz te dzieciaki, Piotrze?
Piotr to towarzysz Dalkora. Miał delikatniejsze rysy twarzy,
brązowe włosy spięte w kok i brodę. Również ubrany był w zbroję
i pelerynę.
– Tak, widzę – odpowiedział.
– Dzień, na który tak długo czekaliśmy, nadszedł. Te dzieci
idą w kierunku północy, zapewne do ruin królestwa Dellarossa.
– Złoty Smok ukazuje się tylko istotom o dobrym sercu i czystych
intencjach.
– To dzieci, na pewno mają dobre zamiary. W każdym razie
czeka ich wiele niebezpieczeństw. Nie może im się stać żadna
krzywda!
– Co sugerujesz?
– Przyłączysz się do nich, a gdy Złoty Smok przybędzie,
wkroczymy i zmusimy go, by spełnił nasze życzenia.
– Jak chcesz go zmusić?
– Grożąc śmiercią tych dzieciaków. Piotrze, nasze marzenia
wkrótce się spełnią. Będziemy bogatsi od wszystkich królów
i cesarzy razem wziętych, będziemy posiadać własne królestwo
i do końca życia będziemy żyć w luksusie!
Ciąg dalszy nastąpi
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania