Uratuj smoka 8
Uratuj smoka - Rozdział 3 Fałszywy przyjaciel i las śmierci część 2
Biegł najszybciej, jak tylko mógł. Po krótkiej chwili dostrzegł,
że skolopendra zamiast biec za nim, skręca. W tej chwili chłopak
pomyślał, że robal odpuścił. Jak wielkie było jego rozczarowanie
oraz zdziwienie, kiedy spostrzegł, że stwór pełznie na równi
z nim! Stworzenie przyspieszyło i znów zaczęło skręcać, a wtedy
Tomek uświadomił sobie, co takiego robal zamierza. Otóż skolopendra
chciała obiec chłopca i odciąć mu drogę ucieczki, stanąwszy
naprzeciw niego. Była już przygotowana. Tomek, wiedząc,
jaki jest plan działania tej głodnej bestii, nie zrobił uniku
ani nie zawrócił. Przeciwnie, nadal biegł, wprost ku potworowi.
Skolopendra uniosła przód swego ciała, a Tomasz chwycił za
miecz. Robak wystrzelił się jak kula z armaty wprost na chłopca,
z szeroko rozwartymi żuwaczkami. Gdy był już wystarczająco
blisko, chłopiec użył całej swej siły i wziął potężny zamach.
Odciął skolopendrze łeb, który zakręcił się kilka razy w powietrzu
i z trzaskiem upadł na ziemię. Wielkie, długie ciało stało
przez chwilę w bezruchu, po czym zadrżało i upadło. Robal był
martwy.
Tomek, dysząc, wsunął miecz do pochwy. Nie tak prosto
było przedrzeć miecz przez twardy pancerz. Gdy już schował
swą broń, usłyszał głośny dziewczęcy krzyk. „Weronika!” – pomyślał,
po czym zaczął przedzierać się przez gęste zarośla.
W końcu udało mu się przedostać przez trawę i chwasty, pomógł
sobie mieczem.
Tomek ujrzał swą towarzyszkę uciekającą przed wielkim
i szybkim pająkiem. Paulina nie miała siły, by biec dalej, a pająk
nadal biegł bardzo szybko. Kiedy zdała sobie sprawę, że nie
jest w stanie uciec, przestała biec. Zatrzymała się, chwyciła
strzałę, namierzyła cel i wystrzeliła ją. Strzała wbiła się w oko
pająka, który zaczął niepewnie chwiać się na swych odnóżach,
w końcu przystanął i ruszył w kierunku upatrzonej ofi ary. Paulina,
nie zastanawiając się, wystrzeliła strzały jedną po drugiej.
Wszystkie kolejno wbijały się w ciało robaka i drapieżnik padł.
Po kilku oddechach zauważyła biegnącego ku niej Tomka.
– Nic ci nie jest?
– Nie, nic.
Oboje podeszli do zwłok pająka, chcąc mu się przyjrzeć.
Paulina wpatrzyła się w niego, a WTEM… Pająk zerwał się!
Chwiejąc się, próbował podbiec do dziewczyny. Tomek, zatopiwszy
miecz w ciele rozszalałej bestii, zadał jej ostateczny
cios. Stworzenie wydało z siebie przeraźliwe jęknięcie i upadło.
Tym razem było naprawdę martwe.
Ze zwłok pająka wypłynął zielony śluz.
– Ohyda – powiedziała Paulina. – Co ty robisz? – spytała
Tomka, który rozglądał się na wszystkie strony z wyrazem
twarzy, jakby dopiero co pierwszy raz zobaczył świat.
– Paulina, spójrz, na czym stoisz!
W całym tym zamieszaniu nie spostrzegli nawet, że są ponownie
na ścieżce.
– Ścieżka! Jesteśmy na ścieżce! – zakrzyknęli uradowani.
I dalej poszli ścieżką przez las, w którym panowała mrożąca
krew w żyłach cisza. Od czasu do czasu słychać było bulgot
wydobywających się z jeziora baniek, a po chwili syczenie
gazu. Przez gęste korony drzew nie przedzierały się promienie
słoneczne, w lesie było ponuro. Wszędzie dookoła unosiła się
zielona mgła. Nagle morderczą ciszę przerwał jakiś odgłos,
lecz nie był to bulgot ani syczenie, lecz szelest. Mimo że nie
wiał wiatr, liście potężnego drzewa zaczęły chaotycznie drżeć.
Oboje przystanęli, wpatrzeni w drzewo.
Wtem gigantyczne ćmy o śnieżnobiałych skrzydłach wyleciały
z gęstej korony drzewa i dalej poleciały z ogromną prędkością
w dół. W ostatniej chwili, kilka centymetrów nad ziemią,
wzbiły się w powietrze i będąc jeszcze tuż nad samą
ziemią, leciały wprost na Paulinę i Tomka, uderzając w nich
swymi potężnymi ciałami i szerokimi skrzydłami. Zapanował
chaos. Jedna ćma, lecąc, uderzyła Tomka w prawe ramię, po
chwili oberwał w lewe, lądując na ziemi. Paulina zasłoniła się.
Przez chwilę udawało się jej uniknąć czołowego zderzenia,
czuła jednak, jak przelatują jej tuż nad głową bądź obok niej.
Lecz nie trwało to długo. Jeden z owadów staranował dziewczynę,
zupełnie jakby chciał ją przeniknąć, powalając na ziemię.
Ćmy jeszcze przez chwilę leciały nad ziemią, po czym
zaczęły kolejno wzbijać się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu
były bardzo wysoko i znikły w oddali.
– Co one, zwariowały? – powiedziała zirytowana.
– Chyba się czegoś wystraszyły.
– Niby czego?
Wtem oboje usłyszeli potężny huk, a zaraz po nim drugi. Coś
WIELKIEGO zbliżało się w ich kierunku. Hałas był coraz głośniejszy.
Kamienie pod ich stopami drżały i podskakiwały,
a drzewa w oddali zaczęły padać jedno po drugim. Oboje zastygli
w bezruchu, kiedy zobaczyli ogromnych rozmiarów modliszkę.
– W nogi!
Zaczęli uciekać najszybciej, jak tylko mogli, lecz gigant był
tuż za nimi. Wszystkie olbrzymie robale, jakie spotkali w tym
lesie, stały się nagle maleńkie w porównaniu z modliszką. Ona
była największym, najszybszym i najniebezpieczniejszym stworzeniem,
jakie zamieszkiwało Las Śmierci. Ci, którym udało się
przeżyć, nazywali ją po prostu Bestią.
Paulina i Tomek biegli ile sił w nogach, lecz czuli, że nie dadzą
rady przed nią uciec. Modliszka uniosła swe odnóże i z całej siły
uderzyła w ziemię, która zadrżała, i ruszyła z miejsca, wyrzucając
w powietrze chłopca i dziewczynę. Modliszka ponownie
uniosła swe odnóże. Tym razem chciała zadać ostateczny cios,
lecz zamiast tego znieruchomiała i zdrętwiała, zupełnie jakby
została przemieniona w kamień. Po chwili jej wielkie i ogromne
cielsko zaczęło osuwać się. Bestia bezwładnie spadała.
Paulina i Tomek zerwali się na równe nogi. Ciało potwora
upadło na ziemię z grzmotem. Kurz uniósł się aż po same korony
drzew. Dzieciaki podeszły bliżej. Ku swojemu zdziwieniu,
zauważyli stojącego na modliszce mężczyznę.
– Kim jesteś? – zapytała zdziwiona Paulina.
Mężczyzna wyciągnął swój miecz, głęboko wbity w łeb modliszki,
zeskoczył z robala i rzekł:
– Nazywam się Piotr i jestem podróżnikiem.
– Dziękuję za ratunek – powiedziała Paulina.
– Proszę bardzo. A wy? Też jesteście podróżnikami?
– Tak jakby – powiedział Tomek. – Zmierzamy do ruin królestwa
Dellarossa.
– Ruiny Dellarossa… To daleka i niebezpieczna droga. Dzieci
nie powinny same podejmować się takiej wyprawy. Ja znam
drogę, a potwory mi niestraszne. Jeśli chcecie, mogę do was
dołączyć i bezpiecznie was zaprowadzić do celu.
Dzieciaki spojrzały na siebie.
– Zgoda – odpowiedziały równocześnie.
Paulina i Tomasz wraz z nowym towarzyszem Piotrem w dalszym
ciągu przemierzali Las Śmierci. Droga zdawała się wlec
w nieskończoność. Tomek spojrzał na Paulinę. Była przygnębiona,
a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że coś ją trapi.
– Wszystko w porządku?
– Tak, tak.
– Przestań, przecież widzę, że coś cię martwi.
– A co, jeśli dotrzemy do ruin Dellarossa, a Złotego Smoka
tam nie będzie? Co, jeśli nigdy nie wrócę do domu?
– Złoty Smok będzie, tym się nie martw – rzekł Piotr.
– Skąd wiesz? Byłeś tam kiedyś, widziałeś go?
Wtedy Piotr zaczął opowiadać im pewną historię.
Dawno temu Złoty Smok zatrzymał się na polanie, chcąc odpocząć
po długiej wędrówce. Nieopodal miejsca jego postoju
znajdowało się królestwo Dellarossa. Niegdyś wspaniale się
rozwijająca metropolia przeżywała wtedy ciężkie chwile. Dowiedziawszy
się o Złotym Smoku, król udał się na spotkanie
z nim, prosząc go o pomoc. Złoty Smok udzielił mu pomocy,
a mieszkańcy byli ogromnie wdzięczni i stali mu się bliscy.
Złoty Smok postanowił zostać w królestwie Dellarossa na zawsze
i pomagać ludziom. Kilka lat później do królestwa przybyła
potężna czarownica. Pragnęła, by smok spełnił wszystkie
jej życzenia. Wiedźma zabiła wszystkich mieszkańców oraz
uwięziła smoka, tworząc barierę obejmującą całe królestwo.
Złoty Smok stanął do walki i pokonał wiedźmę, lecz nie potrafi ł
zniszczyć bariery. Złoty Smok samotnie przebywa w królestwie,
uwięziony we własnym domu.
– To smutne – powiedziała Paulina.
Piotr przeciął swym mieczem chwasty. To, co ujrzeli, bardzo
ich zaniepokoiło. Przed nimi stała bardzo nietypowa góra.
– Co to jest? – spytała Paulina.
– Wygląda jak wulkan – stwierdził Tomek.
– Lub jak mrowisko – dodał zaniepokojony Piotr.
Olbrzymie mrowisko, większe od modliszki, z którego zaczęły
wypełzać gigantyczne, niebezpieczne i głodne mrówki.
– WIAĆ!
Cała trójka zaczęła uciekać, a niezliczona armia wściekłych
mrówek biegła za nimi, tratując wszystko na swej drodze.
– Nie uciekniemy przed nimi, są zbyt szybkie! – krzyknęła
Paulina.
– Nie będziemy z nimi walczyć, jest ich za dużo – dodał Tomek.
Piotr w tym czasie usiłował wymyślić jak najbardziej skuteczny
plan.
– Paulina, widzisz to drzewo przed nami? Wystrzel strzałę
tak, by znikła w jego koronie.
– Po co? Co nam to da?
– Strzelaj!
Paulina zrobiła to, co Piotr kazał. Strzała znikła w gęstych,
zwiędłych liściach wielkiego, starego drzewa.
– Widzisz, nic się nie dzieje. Po co kazałeś mi to zrobić?
I wtem liście potężnego drzewa zaczęły głośno szeleścić.
Spłoszone śnieżnobiałe ćmy wyleciały ze swej kryjówki i pędem
poleciały w dół, a po kilku sekundach, kiedy znalazły się
nad samą ziemią, już pędziły na wędrowców.
– Świetnie, znowu ćmy! – jęknęła Paulina.
– A mrówki zaraz nas dorwą – dodał wystraszony chłopak.
– Jeśli ćmy spostrzegą mrówki, zaczną wzbijać się znacznie
wyżej. Gdy to nastąpi, złapcie za ich odnóża.
Zarówno mrówki, jak i ćmy były coraz to bliżej.
– Gotowi? Już! – krzyknął donośnym głosem Piotr.
Tak też uczynili, każdy złapał ćmę za odnóża. Ćmy zaczęły
wzbijać się coraz to wyżej i cała trójka bezpiecznie przeleciała
nad mrówkami.
– My latamy!
Jakież to było wspaniałe uczucie – móc latać i szybować
w powietrzu, czuć wolność i swobodę oraz to, że wszystko jest
możliwe i że jest się w stanie dotknąć nieba i zdobyć cały świat!
Ciąg dalszy nastąpi
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania