Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cztery ściany absurdu -21- Baronet

>>>>>>>>>>>>>>>>

Rozdział IX - Baronet

<<<<<<<<<<<<<<<<

 

Barry, który niedawno zmartwił ojca oświadczeniem, że się wybiera do kawalerii, był wzrostu Jamesa i chłopem na schwał. James, wysyłając go do domu Nathley, uważał, że ten sobie poradzi z ewentualnym wejściem bez zaproszenia baroneta i że bez trudu go tam zatrzyma do przybycia odsieczy. Ostrzegł go przy tym, że szlachcic może mieć w domu sprzymierzeńców, ale niewiele zabrakło, a spóźniłby się na to najważniejsze rozdanie.

Na szczęście, tknięty przeczuciem, na trakt wyjechał wcześniej i przed pałac podjeżdżał od frontu, trafiając prosto na wypadającego z drzwi i biegnącego do kabrioletu, przerażonego i rozwścieczonego Bartona.

Spiął konia i w chwili wskakiwania tamtego do powozu, zajechał z boku i chwytając szlachcica za kark, przerzucił go, miotającego się i obelgami, przez siodło.

— Nie wypada wyjeżdżać tak nagle, bez rozmowy z hrabinami! — oznajmił wesoło. Wesołość jednak z niego wyparowała, gdy tylko podjechał pod sam dom.

Z wewnątrz dobiegły go odgłosy kłótni z użyciem słownictwa, pasującego jedynie do wnętrz tawernianych, a i to po uprzednim, solidnym, alkoholowym podkładzie.

Barton zdążył jedynie wykrztusić, że James go popamięta, gdy ten, za pomocą dwóch palców, pozbawił go uciskiem na tętnicę szyjną przytomności, zwalając bezpardonowo bezwładne ciało na żwir.

Zeskoczył z konia i wbiegł do środka.

Barry stał na środku hallu, ciężko dysząc, po jego bokach zaś, z równymi wyrazami zmęczenia, znajdowali się Marc i Tom. Wszyscy z obrażeniami, z których najbardziej wyrazistym była rozcięta brew Barry'ego, zalewająca mu krwią twarz. Za nimi stali świszczący Jan i kucharka, uzbrojeni w patelnie, a dalej, skulone i siedzące na podłodze, tulące się do siebie, Mai, Suzi i Lola. Po drugiej stronie barykady leżeli na posadzce Mickey z Hartleyem, a przed nimi, uzbrojony w długi pogrzebacz, stał guwerner. Nie byli to jednak wszyscy uczestnicy zbiegowiska, gdyż tuż przed Jamesem, wkroczyli do hallu od strony ogrodu, członkowie rodziny Grindbood wraz z Burtem.

— Gdzie dzieci? — zapytał James.

— Z panią Tronte — poinformowała wzburzona Jenny.

— Uciekł...?! — niemalże zaskowytał Barry.

James się uśmiechnął i nie zawracając sobie głowy guwernerem, szybko wrócił do baroneta. Wymierzył mu solidny policzek ocucający i z wykręconymi rękami wprowadził pomstującego do domu.

Do Johna zwrócił się łagodnie.

— Rzuć to i idź się pakować. Służyłem na okręcie wojennym i drugi raz nie poproszę...

Ten nie chciał się poddać.

— Bronię szlachcica! — wrzasnął i ruszył jak głupi na Jamesa.

Nie trzeba było wielkiej filozofii, by pchnąć obezwładnionego na atakującego i nawet nie wysilając się na wytrącenie pogrzebacza z ręki, zdzielić tego drugiego solidnym sierpowym w szczękę.

— Powiązać mi ich! — Wskazał leżących, zwracając się do obecnych mężczyzn i chłopców i wydając jednym ciągiem dyspozycje dla kobiet. — Mai opatrzy Barry'ego! Suzi i Lola posprzątają! — Nie musiał pokazywać plam krwi. — I to biegusiem, nasze hrabiny wracają już do domu! Potrzebuję też wiedzieć — odsapnął — czy może baronowa Barton wróciła już z Londynu? — Otrzymał potwierdzenie od Jenny i zaraz polecił jej udanie się do tamtej z informacją, że jej bratanek ma kłopoty.

>>><><<<

Jeńców zaprowadzono do pokoju Jamesa, a baronet, zanudzając wszystkich odgrażaniem się, został zakneblowany. Pozostali, widząc bezwzględność, z jaką traktowany jest szlachcic, woleli się nie odzywać i tylko guwernerowi zaczęły puszczać hamulce szaleństwa, powodując głośne zaśmiechy, na przemian z cichym pochlipywaniem. James aż się musiał zrugać w duchu, za przypływ współczucia dla mężczyzny i by go nie oglądać, zostawił powiązanych pod strażą chłopców Grindboodów, samemu udając się do kuchni. Przed przyjazdem hrabin zamierzał pogadać sobie z Mai.

>>><><<<

O mało nie parsknął śmiechem na widok siedzącego niemal bez oddechu Barry'ego, i Mai, ocierającej się o niego bezwiednie podczas obmywania mu twarzy. Obrazek do namalowania jak w gębę strzelił, a z modeli Rubens jedynie mógłby być niezadowolony. James nie chciał przerywać tych spłyconych oddechów i milczenia bardziej wymownego od pierścionka w ręku oświadczającego się na klęczkach mężczyzny, ale musiał. Nie darował sobie jednak znaczącego odchrząknięcia, po którym parka poczerwieniała tak, jakby ich przyłapał na golasa i w głębokim trakcie.

Mai zrozumiała natychmiast, czego James od niej chce.

— Ja także mam się pakować...? — ni stwierdziła, ni zapytała.

— Ty mi powiedz. — Starał się zabrzmieć łagodnie, ale napięcie i czekająca go batalia ze szlachtą dała się odczuć. — Czas porozmawiać, Mai... — Wskazał drzwi i poprowadził dziewczynę prosto do gabinetu hrabiów.

Z miejsca przyjęła postawę obronną, ciężko oddychając, z wyraźną obawą co do treści jego dociekań.

James zaczął okrężnie.

— Czym się zajmuje twój mąż? — zadał pytanie, na które znał z grubsza odpowiedź.

— Jest handlowcem, takim... Komiwojażerem — odpowiedziała niepewnie, ale zaraz żachnęła się rozzłoszczona i przybita. Wybuchła: — Nie zapraszałam go, sam przyłaził! Mamił i obiecywał! Albo straszył!

— Dlaczego nie poinformowałaś hrabiny?

— Bo sama byłam sobie winna! — wykrzyknęła.

James, licząc na wyrzucenie przez dziewczynę nagromadzonych frustracji, postanawiając nie przerywać, rozsiadł się wygodnie na hrabiowskim fotelu. Brakowało tylko wywalenia nóg na wiekowe biurko, by odmalować przyjętą przez niego postawę. Ale przeliczył się, spodziewaniami jakiejś sensacji.

— Obiecywał, że mnie ochroni przed mężem — mówiła z goryczą. — Że będę miała życie jak królowa... Piękne stroje, wizyty w teatrze, podróże... — brzmiała dziwacznie, bo nie usłyszał w jej słowach tęsknoty. — Przyłaził i mamił — powtórzyła. — A ja, chociaż nie wierzyłam, lubiłam go słuchać i przyjmowałam... — Poczerwieniała zawstydzona. — Prawie... — Jej rumieniec przybrał barwę ćwikły. — Gdyby nie sąsiadka, która zapukała do drzwi, zgwałciłby mnie jednego wieczora! A sama go wpuściłam... To było dwa miesiące temu...

— Jak to, dwa miesiące?! — James niczego nie rozumiał. — Przecież...?

— Jeszcze w moim mieszkaniu — wyjaśniła. — Od pół roku do nas przychodził, a mój mąż... Jemu to wcale nie przeszkadzało, jakby chciał... Żebym... — Nabrała głęboko powietrza i kontynuowała. — Potem już tylko groził, że powie mężowi! Że powie hrabiom! I tak dalej... A potem znowu przyłaził! Hartley go przemycał... I od nowa przepraszał, i znowu obiecywał... Ja się po prostu wstydzę! A czasami już miałam dość i chciałam się zgodzić!

— Dlaczego nie jesteś z mężem? — zapytał James, tylko z pozoru lekko.

— Bo nie chcę już z nim być! — odparła mocno, ale wymijająco, a on wyczuł natychmiast, że wszystko, co mu opowiedziała, jest wymówką i tematem zastępczym. Zaraz zresztą to potwierdziła. — I nie pytaj o niego, bo niczego ci nie zamierzam tłumaczyć! — zakończyła zdesperowana, niemalże mściwie.

Mimo tego próbował z niej cokolwiek wyciągnąć, ale jedynym, czego się doczekał, było oskarżenie o wściubianie nosa w małżeńskie sprawy, a nawet o spisek zawiązany z jej mężem w celu sprawdzenia, czy ona nie wywleka na światło dzienne tajemnic alkowy.

Zaśmiał się na to przypuszczenie, lecz jej do śmiechu nie było.

— Nie znam twojego męża — oświadczył. — Ale co będzie, jeśli on zjawi się tutaj i zażąda od hrabiny, żeby mu ciebie oddała?

— Będzie, co ma być... — usłyszał zrezygnowane, a dalsze dociekania przerwało przybycie hrabin.

James się ucieszył, że całej trójki.

>>><><<<

Relację zdał im rozległą i opartą jedynie o fakty. Poinformował o posłaniu po baronową Barton oraz zaoferował wsparcie w wybrnięciu z niezręcznej sytuacji.

>>><><<<

Ciotka Bartona była znanym i szanowanym batem na szlachtę i mogła wzbudzać przestrach nawet samym swoim wyglądem. Wysoka, z wyrazem gniewu i dezaprobaty, jak przypuszczał James, na stałe przyklejonym do twarzy, z potęgującą grozę urodą, nie zanikłą pomimo sześćdziesiątki na karku, dbała o to, aby wierchuszka społeczeństwa nie łamała zanadto przyjętych norm obyczajowych i potrafiła być naprawdę wredna. Jednak podwójne standardy, które zastosowała, umyślnie albo bezmyślnie, James uznał za wystarczający powód, aby to ją zaatakować w pierwszej kolejności - za stworzony przez bratanka galimatias.

Rozpoczął grzecznie i chyba nazbyt, gdyż przerwała mu żądaniem przyprowadzenia Tytusa, rozsądnie przy tym zauważając, że ten powinien mieć możliwość wysłuchania oskarżeń. James się zastosował.

Przyprowadził baroneta zakneblowanego i przywiązał go do krzesła, na co usłyszał, że już nie będzie potrzebny.

— Nie pani tu rządzi, Baronowo! — warknął, oznajmiając tym samym, że na nim nie zrobiła zwyczajowego wrażenia. Obrzucił kobietę zimnym wyrazem oczu, z ulgą i trochę ze zdumieniem, nie dostrzegając sprzeciwu w spojrzeniach hrabin. — Pani siostrzeniec złamał wszystkie zasady! Kiedy to pani od nich odeszła...?! — pytał, nie oczekując odpowiedzi. — Trzyma pani za mordę całą szlachtę. I chyba w Anglii, nie tylko w okolicy. Ten...

— Wyjaśnimy to — odrzekła Baronowa, zupełnie niezmieszana.

— Widzę, że nie traci pani zimnej krwi. — Ukłonił się kobiecie. — To dobrze, bo raczej nie wszystko jest pani i paniom — nastąpił ukłon w stronę hrabin — wiadome w tej sprawie i nie pojmujecie powagi sytuacji... — Kobiety milczały wyczekująco. — Wtargnięcie do domu, w którym mieszka nastoletnia panienka i której — uniósł palec do góry na wypadek, gdyby ktoś chciał mu przerwać — nie było na szczęście w domu. Napad na ten dom, z udziałem zatrudnionych w nim swoich szpicli, co może sugerować przygotowywanie się do zaszkodzenia rodowi Nathley od dawna...

— Pozazdrościć fantazji — rzuciła ironicznie baronowa. Hrabiny miały na twarzach podobny wyraz.

— ... Najprawdopodobniej od czasu awantury w domu Galen... — James się nie przejął ich sceptycyzmem. — Pomijając napaść na zatrudnioną tu Mai Ildon... — Zakneblowany i przywiązany do krzesła baronet wił się na nim, usiłując zaprotestować. James powtórzył mocniej: — Pomijając kolejną próbę ubezwłasnowolnienia, może porwania w niecnych celach, Mai Ildon, przechodzimy do spisku rzeczonego pana — wskazał baroneta — przeprowadzanego wspólnie i w porozumieniu z lady Remix, w celu postawienia w sytuacji nie do pozazdroszczenia obu, sąsiadujących ze sobą, lordowskich domów.

— Obu?! — wykrzyknęła cała piątka szlachty, gdyż baronetowi udało się jakimś cudem wypluć naprędce zakładany knebel.

— Jakich obu?! — wrzeszczał teraz. — Jakich obu, ty...?! Żadnych...!

— Czyli przyznajesz, że tylko tego? — wpadł mu w słowo James.

— Wystarczy tego przedstawienia! — spróbowała baronowa. Kira zaczęła wstawać. James uspokoił ją oczami i przypomniał sobie o swojej, nieużywanej „plotce".

— Nie, pani baronowo, nie wystarczy! — Był mroczny. — Pani bratanek, razem ze swoją kochanicą, szpiegują ten dom.

— Z kim...?! — Baronet najprawdopodobniej zrozumiał oskarżenie, bo jego okrzyk przypominał wycie zranionego zwierzęcia.

— Albo go pani wyda za mąż... — James kontynuował. — Albo, przez dbałość dla powagi urzędu lorda kanclerza, któremu wiele zawdzięczam — James z uśmiechem pomyślał, że za to wycieranie nim sobie ust, kiedyś Brixton zechce go rozliczyć — będę zmuszony powiadomić pewnego oficera lansjerów, w jakim położeniu, rzeczony młodzian-rozpustnik, stawia jego matkę...! A ten już zdecyduje, co mu uciąć...!

Podniosła się wrzawa ani trochę nielicująca z osobami, zajmującymi aktualnie gabinet. Dominował wściekły głos baroneta usiłującego wykazać, że za samo przypuszczenie, że on i ta stara krowa, powinno się Jamesa wychłostać. Przy tych słowach, zacinając się pod spojrzeniami starszych pań i dodając, że żenić się, to on nie ma najmniejszego zamiaru.

— James... — zaczęła po dłuższej chwili delikatnie Natalie. — Zechciałbyś nam to wyjaśnić...? Pomijając już wagę takiej plotki... Zdaje się, że nigdy nie widziałeś Lady Brix...?

— Widziałem żonę rzeźnika, nic mnie już nie zdziwi. I skłaniam się całym sercem ku powiedzeniu, że z gustami się nie dyskutuje — zabrzmiała jego odpowiedź.

— Jak śmiesz, ty...?! To na ciebie trzeba nasłać!!! — wrzeszczał wściekle Barton.

— Pomijając już fakt, że złapałem na przeszpiegach... W a s z y c h psiarczyków, dopytujących się... Na w a s z e polecenie, czy hrabiny wyjadą na aukcję... To czyżbyś chciał zaprzeczyć — dopytywał zjadliwie James — że służąca nakryła was samych?! Że z wrażenia albo zgorszenia, wyleciała jej taca z rąk...?!

— Niezdara cholerna!

— Może i niezdara — zgodził się James. — Ale nie zmienia to faktu, że pewnie każdy, włącznie ze mną, mógłby wręcz zemdleć na tamten widok z wrażenia, bo kiedy tam weszła, lady Remix odsuwała się właśnie od ciebie, wyprostowując z podejrzanie głębokiego ukłonu...!

— Co, ty...?!

— ... Z zaczerwienioną buzią i pełnymi ustami...!

— Jadła ciastko!!! — krzyczał baronet, wpadając w furię. — Zawsze coś żre! Na okrągło! To absurd! — i tak dalej, gdy tymczasem kobiety ani przez moment nie dając wiary w zasugerowaną przez Jamesa ewentualność, potrafiły jednakże ją sobie wyobrazić. Ku zdumieniu Jamesa, za zapoczątkowującą ogólne rozbawienie, Marią, poszły wszystkie pozostałe. A James, a potem baronet, to jeszcze spotęgowali:

— Ale tam ciastek nie było... — dopowiedział niewinnie pierwszy.

— Bo wszystkie krowa zeżarła!

Jednak pomimo wesoło-swobodnego odbioru niby-rewelacji przez kobiety, mężczyzna doskonale rozumiał, co się z nim stanie, jeżeli taka plotka ujrzy światło dzienne. Patrzył więc na Jamesa z nienawiścią i żądzą mordu.

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

Cdn.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Canulas 26.03.2018
    "Barry, który niedawno zmartwił ojca oświadczeniem, że się wybiera do kawalerii, był wzrostu Jamesa i chłopem na schwał." - Może: Barry, który niedawno zmartwił ojca oświadczeniem, że wybiera się do kawalerii, był wzrostu Jamesa i chłopem na schwał.

    "Na szczęście, tknięty przeczuciem, na trakt wyjechał wcześniej i przed pałac podjeżdżał od frontu, trafiając prosto na wypadającego z drzwi i biegnącego do kabrioletu, przerażonego i rozwścieczonego Bartona." - hah, wracamy do wstawek. Cudny kabriolet. Se teraz wyobraź, że jakiś purysta albo średnio "Ozarnięty" trafia na takie cuś?

    "Spiął konia i w chwili wskakiwania tamtego do powozu, zajechał z boku i chwytając szlachcica za kark, przerzucił go, miotającego się i obelgami, przez siodło." - dziwne zdanie.

    "— Nie wypada wyjeżdżać tak nagle, bez rozmowy z hrabinami! — oznajmił mu wesoło. Wesołość jednak z niego wyparowała, gdy tylko podjechał pod sam dom." jak oznajmił, to komuś, może więc bez "mu?"


    " Obrazek do namalowania jak w gębę strzelił, a z modeli Rubens jedynie mógłby być niezadowolony. " - ładne.

    "Nie darował sobie jednak znaczącego odchrząknięcia, po którym parka poczerwieniała tak, jakby ich przyłapał na golasa i w głębokim trakcie." - bardzo ładne.

    "— Albo go pani wyda za mąż... — James kontynuował." - coś mnie tu nie zagrało albo nie skumałem trochę.

    Generalnie sporo się dzieje, ale ciężar gatunkowy zelżał. Jest dobrze, jak zwykle, ale nie skaczę po krześle. A uwierz mi - skakałem. Chyba już trochę tęsknię dla równowagi za jakąś alternatywną i prostrszą (opartą o przemoc fizyczną) akcją. Ot taki ze mnie niewierny czytelnik.

    Nie no, sorry, musiałem se zażartować. Jest Bosko ;)

    Pozdro. Oczywista piątk.
    Masz łeb.
  • Felicjanna 26.03.2018
    Do pierwszego. Twoje zdanie jest poprawne i masz rację, ale czyż to nie JA właśnie? Niżej podoba Ci się zdanie równie albo i bardziej karkołomne i to mnie chyba wyróżnia pośród innych? Sama nie wiem?
    Z kabrioletem akurat tutaj można rozumować różnorako, a w świetle tego, że dalej jest powóz, chodziło mi o jednokonny zaprzęg (sorry)
    Racja, co do [mu] zaraz usunę.
    Zdanie, którego nie zrozumiałeś - Za mąż jest oczywiście ironią wobec mężczyzn, którym rządzi ciotka. Oficer jest synem lad Remix, który zapewne po puszczeniu w obieg podobnej plotki, poczułby się w obowiązku zareagować. Wstawka o lordzie - użył James tego także podczas rozmowy z Galenem, więc jakby używał czy nadużywał znajomości z lordem. - Hehe -James nie jest ideałem- jako inteligentny, szuka najprostszych i najszybszych rozwiązań. Na tym to polega, co nie oznacza, że chroni przed popełnieniem błędu czy gafy.
    Bardzo przepraszam, ale lała się krew, a potyczki słowne, heh, to co? - No a poza tym to ja laska jestem i mogę używać a nie nadużywać niektórych spraw.
    No i bawią mnie niedopowiedziane, w tle, reakcje międzyludzkie. Trochę pokazuję, żeby był wgląd.
    Dalsze niebawem.
    Pozdrówka i podzięki
  • Canulas 26.03.2018
    Widzę jeszcze jedną zależność. Jak czytam na przerwie w pracy, rozumuję chujowiej. Może tutaj też być zgrzyt.
  • Felicjanna 26.03.2018
    Canulas nie bądź dla siebie taki surowy, dobrze wiem, że potrafię walnąć łamańca, z którym po miesiącu sama mam kłopot, heh. Czasami mam natłok taki, że walę jak głupia wszystko w jedno mega zdanie, a przecież widzę, że i w tm omawianym mogłabym wyhamować i podać informację strawniej.
    Czytaj i baw się i jak tu- coś nie pasi, pytaj- odpiszę
  • Canulas 26.03.2018
    taki zamysł mam
  • Pasja 27.03.2018
    Rozstrzyganie romansów i zdrad małżeńskich nawet mu wychodzi. W tej części dużo się dzieje. Leje się krew, są damy i nie damy. Są też jeńcy i plotki. Stosunki międzyludzkie bywają bardzo skomplikowane, że nawet inteligencja Jamesa zawodzi.
    Miłej nocy
  • Felicjanna 28.03.2018
    No tak jakby ideału nie tworzę
    Pozdrówka
  • Ritha 09.04.2018
    Jadę dalej :) Mało czasu, ale choć jedna dziabnę :)
    Mówiłaś o błędach, ok, tu mam takie cuś:
    ” że się wybiera do kawalerii” – nie ma błędu, ale mnie osobiście to „się” z przodu irytuje. Myślę, że naturalniej brzmiałoby „że wybiera się do kawalerii”

    „Barton zdążył jedynie wykrztusić, że James go popamięta, gdy ten, za pomocą dwóch palców, pozbawił go uciskiem na tętnicę szyjną przytomności (...) Po drugiej stronie barykady leżeli na posadzce Mickey z Hartleyem, a przed nimi, uzbrojony w długi pogrzebacz, stał guwerner” – dzieje się, fajnie

    W wypowiedziach mai czuć emocje, naturalność, git. Opis ciotki Bartona tez fajny.
    „w pierwszej kolejności - za stworzony przez bratanka” – tu długa kreseczka

    „ Pani siostrzeniec złamał wszystkie pani zasady! Kiedy to pani od nich odeszła...?! — pytał, nie oczekując odpowiedzi. — Trzyma pani za mordę całą szlachtę. I chyba w Anglii, nie tylko w okolicy. Ten...” – tu „pani” powtarza się trochu

    „w spojrzeniach Hrabin/nastąpił ukłon w stronę hrabin” – duża/mała

    „uniósł palec do góry” – dobry myk z tym palcem, co go ciągle podnosi, taki charakterystyczny gest, fajne

    „— Widziałem żonę rzeźnika, nic mnie już nie zdziwi” :DD

    „że gustami się nie dyskutuje” – z* gustami

    „— ... Z zaczerwienioną buzią i pełnymi ustami...!
    — Jadła ciastko!!!” :DD

    Dalej jest zabawnie, poziom utrzymany, klimat też. Gwiazdy i pozdrowienia :)
  • Felicjanna 10.04.2018
    bysiory naprawiłam, oprócz tego "się", bo to jakby odniesienie do biadolenia starego Whates'a. Jedno "pani" wywaliłam, chociaż czytanie to jedno, a zwracanie się do złej baronowej, to drugie. Nie mniej jedno mogło wylecieć.
    Cieszę się, że łapiesz ciastko jako humor, a nie ordynarną rozgrywkę, bo była, że tak powiem- dosyć nieprzystojna na to miejsce. Ale, co tam, to przecież pirat w gruncie rzeczy. I tak względnie poprawny.
    Pozdrówka

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania