Szaleństwo magii Epilog

EPILOG

Ubierałam właśnie buty, gdy po raz kolejny zadzwonił telefon. Miałam już tego serdecznie dość. Jakiś kapuś doniósł do prasy, że to ja dorwałam mordercę i teraz komórka nie przestawała dzwonić. W kółko zadawali te same pytania, a że ja nie jestem szczególnie mile nastawiona do tych pisarczyków, to nie byłam miła. Po cichu liczyłam na to, że jak pomyślą, że mają do czynienia z jakąś zołzą to przestaną dzwonić. Niestety nie doceniłam kilku z nich, którzy od kilku dni usilnie próbowali namówić mnie na wywiad. Każdemu z nich miałam ochotę sprzedać solidnego kopa w dupę. Dobrze, że nie wiedzą gdzie mieszkam, bo dopiero miałabym problem.

- Słucham?- Zaczęłam dość nieprzyjemnym głosem gdy na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.

- Witam, jestem z gazety…

- Ile razy mam powtarzać, że nie daję wywiadów?- Warknęłam i rozłączyłam się bez pożegnania. Kolejny nachalny idiota. Tacy to dopiero potrafią zepsuć człowiekowi humor.

Współczuję temu nekromancie, którego w końcu sprowadziło miasto. Wzywał dusze wszystkich zabitych osób przez Morfeusza żeby je przesłuchać. Tego to dopiero muszą oblegać dziennikarze. Był jedną z czterech osób, które usłyszały relacje bezpośrednio z ust ofiar. Ja również miałam w tym uczestniczyć, ale nie chciałam ze względu na złe samopoczucie i to, że ledwo umiałam pokonać drogę z łóżka do łazienki, nie mówiąc już o wyprawie przez całe miasto do kostnicy. John też się wtedy nie stawił. Do tej pory, choć minęły już ponad dwa tygodnie, wygląda jak zombie. Nawet zaproponowałam mu żeby robił za reklamę cmentarza.

Złapałam za torbę, w której od ostatnich wydarzeń zawsze nosiłam pistolet i Athame. Udało mi się odzyskać sztylet. Kosztowało mnie to tylko trzy godziny brodzenia w zimnej wodzie po szyję, błocku i czymś galaretowatym w dotyku. Do tej pory nie mam pojęcia co to było i chyba lepiej będzie jak tak zostanie. Jedynym pozytywem w tym nagłowieniu sprawy było to, że dostawałam teraz więcej zleceń magicznych. Jeden chciał żeby mu rzucić czary ochronny, drugi myślał, że ma nawiedzony dom, jeszcze inny chciał zrobić na złość żonie i zażyczył sobie żeby obwisły jej piersi.

Jak co dzień wychodząc z budynku rozejrzałam się w poszukiwaniu dziennikarzy. Jeszcze nie dowiedzieli się gdzie mieszkam, ale nigdy nic nie wiadomo. Jak tylko dorwę typa, który to wszystko rozgłosił… będzie mógł zacząć uważać impotencję za swoją kochankę. Obstawiałabym, że to jeden z młodzików chciał zasmakować sławy i zobaczyć swoje nazwisko w artykule.

Wsiadłam do samochodu, zapaliłam światło wewnątrz i przejrzałam się w lusterku. Chciałam się upewnić czy moje kły zmalały znowu. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i z radością odkryłam, że zęby zdążyły odzyskać swój naturalny kształt. Odpaliłam silnik. Już wiedziałam, że nie zdołam dojechać punktualnie, a jak wiadomo wampiry nie lubią czekać. Zbyt wiele czasu zajęło mi znalezienie sukienki i jednej ze szpilek. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze makijaż i upięcie włosów. Nie mogłam przecież wyglądać jak pokraka na swoim wampirzym ślubie, prawda? Chociaż wątpię żeby wysokie obcasy pomogły mi utrzymać równowagę w stresie. James nie był na tyle miły żeby mi wyjaśnić na czym to wszystko właściwie polega. Moje pytania o to kwitował zwykłym „Zobaczysz”. Kij mu w dupę za to.

Jechałam przez miasto na sztywnych rękach i nogach. Czułam paraliż, właściwie bezpodstawnie, bo wiedziałam, że nieważne co się stanie James nie pozwoli mnie skrzywdzić. Ale brałam ślub, a każda dziewczyna czuje stres w takiej chwili, prawda? A ja dodatkowo nie miałam opcji ucieczki sprzed ołtarza, bo wszyscy goście weselni byli od mnie zdecydowanie szybsi. I pozostaje jeszcze jedna, dość istotna kwestia. Jak to do cholery wygląda?!

Zajechałam na parking znajdujący się za budynkiem. Stał tam już samochód James’a i kilku pracowników. Dodatkowo były jeszcze dwa. Jeden czarny buggati (nie znam się na samochodach, ale kto nie rozpozna tego auta nawet w ciemnościach? Swoją drogą brzydactwo) i drugi nieznanej mi marki. Znając wampiry, jakiś nowy model, który dopiero co trafił do sprzedaży.

Wysiadłam i wzięłam kilka głębszych wdechów jakbym szykowała się do walki. Może faktycznie tak było. James wyjaśnił mi, że u wampirów właściwie każda rzecz jest pewnym przejawem dominacji. Nawet jeżeli nie widać tego na pierwszy rzut oka. Ten fikcyjny ślub też. Ma pokazać, że to właśnie jemu, a nie innemu udało się mnie zdobyć, pomimo tego, że inni Mistrzowie wykazali swoje zainteresowanie moją osobą.

Stanęłam przed drzwiami i miałam zapukać gdy drzwi otworzył mi wampir ubrany w garnitur. Dokładnie ten, którego wcześniej obraziłam. O, przypomniało mi się, że po ślubie będę stała wyżej od niego w hierarchii, nawet jeśli nie jestem wampirem. Może to nie poprawi moich relacji z nim, ale przynajmniej będę miała za sobą prawo klanu.

Bez słowa wpuścił mnie do środka i poprowadził do gabinetu James’a. Nie czekając aż otworzy przed mną drzwi pchnęłam je i weszłam do środka. Nienawidziłam sytuacji stresowych i zawsze dążyłam do tego żeby jak najszybciej minęły. A wejście do pomieszczenia pełnego nieznanych wampirów właśnie do takich należało. Na szczęście serce biło mi tylko odrobinę mocniej niż zwykle. Przynajmniej zachowam godność.

Na kanapie pod ścianą siedział mężczyzna, a u jego boku stał kolejny. Jeden był azjatą z włosami przystrzyżonymi na jeża. Wyglądał jakby został przemieniony w wieku dwudziestu lat, ale z azjatami nigdy nic nie wiadomo. Jego towarzysz miał około czterdziestu lat w dniu gdy został przemieniony i od razu wiedziałam, że to on jest ważniejszy. Nie tylko dlatego, że siedział, ale jego aura sugerowała, że jest bardzo stary. Nie tak stary jak James, ale wystarczająco by stanowić prawdziwe zagrożenie dla pozostałych. Był przystojny, chociaż czegoś mi w nim brakowało. Patrzyłam na niego przez chwilę gdy lustrował mnie wzrokiem i w końcu doszłam do tego co z nim jest nie tak. Nie zachowywał nawet pozorów człowieczeństwa. Był jak maszyna zaprogramowana żeby tylko przypominać istotę ludzką.

Na wprost niego siedział James wraz z kolejnym wampirem. Aż mnie zatkało gdy na niego spojrzałam. Pierwszy raz widziałam wampira, który wyglądał jak osiemdziesięciolatek! Owszem, wiedziałam, że w przeszłości zdarzało się, że w ten sposób nieśmiertelność zyskiwały dzieci nawet pięcioletnie, ale w życiu nie słyszałam o staruszkach! Co musi czuć człowiek na wieki zamknięty w tak starym ciele, nawet jeśli reszta uległa zmianie? Czy nie lepiej byłoby pozwolić odejść takiemu człowiekowi?

Wszyscy panowie wstali gdy weszłam do środka. James podszedł do mnie i ucałował moją dłoń. Z trudem powstrzymałam się przed spojrzeniem na resztę towarzystwa żeby zobaczyć ich reakcję. Niewielu wykonałoby taki gest w obecności innych wampirów. Ale w końcu za chwilę miałam się stać małżonką jednego z nich, prawda?

- Witaj Alexandro. To jest Mistrz Nicolas Courtois, będzie wymaganym przez prawo świadkiem.- Przedstawił najpierw wysokiego bruneta obok, którego stał azjata.- Jego zastępca Toshirou Tenzuka oraz mistrz ceremonii Alexander Sasnal.

- Miło mi w końcu Panią poznać, panno Alexandro. Od jakiegoś czasu jest wśród nas głośno o Pani.- Przywitał się Nicolas leniwie przeciągając samogłoski.

- A czymże to zasłużyłam sobie na uwagę tak wysokiego grona?- Spytałam nie mogąc się powstrzymać chociaż James wcześniej wyjaśnił mi prawdopodobne przyczyny tej „uwagi”. Teraz miałam okazję zweryfikować te informacje.

- Niewiele jest osób, które przyciągają uwagę James’a, a jeżeli już to robią, to są to zazwyczaj wybitne jednostki.- Wyjaśnił podchodząc do mnie.- Naturalnym, więc było, że reszta naszego „wysokiego grona” zainteresowała się kimś takim jak ty. Chociaż przyznam, nie sądziłem, że tym razem trafi na tak piękną istotę.

- Z komplementami lepiej uważać, raz trafią na podatny grunt, a innym razem uderzą o beton i będą tylko zawadą.

- Obosieczny miecz.

- Właśnie- Przyznałam mu rację. Takiego typa lepiej mieć za sojusznika niż wroga. Nie ukrywa się ze swoimi zamiarami. Wygląda na takiego, który zawsze dostawał to czego chciał i wątpię żeby w tym wypadku mój ślub cokolwiek zmienił.

- Zaczynamy kochanie?- James wyciągnął do mnie rękę. Tym razem nie złajałam go za nazwanie mnie „kochanie” chociaż mnie to raczej nie przejdzie przez usta.

Tylko nie spłoń rumieńcem dziewczyno! Doskonale wiesz, że to fikcja, podpis na papierze, zwykła formalność i nie będziesz do niczego zobowiązana. I chyba dlatego jest mi wstyd, bo kto normalny wywinąłby taki numer? Zwłaszcza, że to za James’a miałam wyjść…

Położyłam swoją dłoń na dłoni James’a i pozwoliłam mu się pociągnąć. Po drodze położyłam torbę przy kanapie żeby nie przeszkadzała. Ręce miałam lodowate. Gdybym chociaż wiedziała co mam robić! Mógł mi przecież powiedzieć, prawda? Nie wie, że mam zwiększoną szansę na palnięcie gafy?

Stanęliśmy na wprost staruszka, który miał być mistrzem ceremonii. Patrząc na takiego ciężko było uwierzyć, że z łatwością mógłby rzucić mną o ścianę. Alexander Sasnal, jak go przedstawił wcześniej James stał nieruchomo jak posąg w rękach trzymając sztylet, który przypominał odrobinę mój Athame. Z tym, że temu brakowało run, co mnie znacznie uspokoiło. Runy mogły związać nas magicznie, a tego zdecydowanie chciałam uniknąć.

- James’ie O’Connell, Alexandro Marr stajecie tu dzisiaj przed mną z własnej, nieprzymuszonej woli by złączyć się węzłem małżeńskim. Teraz macie ostatnią szansę by się wycofać ze swej umowy. Później staniecie się parą dzielącą życie, łoże i interesy. To co zrobi jedno, będzie również dotyczyć drugiego. Czy mimo to pragniecie się połączyć?- „Umowa”. To się dopiero nazywa romantyczne przemówienie. Najbardziej formalny ślub jaki w życiu widziałam.

- Tak- Odpowiedział James.

- Tak- Powtórzyłam za nim starając się wyglądać na najszczęśliwszą idiotkę na świecie.

- Weźcie teraz ten sztylet i niech was krew połączy.

Wiadomo jakie ma zastosowanie sztylet, więc nie zaskoczyło mnie gdy James wziął podane mu ostrze i naciął moją skórę na prawym przedramieniu. Rana była malutka, o połowę mniejsza niż te jakie sama robię chcąc wykonać rytuał. Potem odwrócił je rękojeścią do mnie. Wzięłam podaną broń i również nacięłam mu skórę robiąc takie same nacięcie. Po wszystkim odebrał mi sztylet i stając przed Nicolasem podał mu go.

- Przyjmuję to ostrze i przysięgam go strzec dopóki wasze drogi będą biegły wspólnie.- Powiedział przyjmując sztylet i odkładając go do mosiężnej szkatułki leżącej na biurku.

- Teraz w świetle prawa jesteście małżeństwem.- Powiedział staruszek uśmiechając się po raz pierwszy.

To wszystko?! Żadnych przysiąg, pocałunków ani oklasków? Wampiry to faktycznie strasznie sztywne i formalne stworzenia. Albo to ja jestem zbyt wymagająca. Nawet własny ślub mi się nie podobał.

- Gratulacje James tak pięknej żony.- Powiedział Nicolas, a ja musiałam bardzo zapanować nad twarzą, żeby nie wyskoczył na niej grymas na dźwięk słowa „żona”. Miałam awersję do małżeństw i dziwnie było mi z tym mianem.

- Nie tylko pięknej, ale też inteligentnej.

- A tobie, Alexandro, gratuluję wspaniałego męża. Lepszej partii nie mogłaś sobie wymarzyć.

- Partię to masz w rządzie lub w pokera.- Odpyskowałam.

- Oj, James, coś czuję, że nie będziesz się z nią nudził.- Zaśmiał się. Udawał, jego uśmiech nie sięgnął oczu.

Położył mi rękę na ramieniu dotykając nagiej skóry. Poczułam jego obecność na granicach swego umysłu. Czyżby potrafił penetrować cudze myśli? To była jego zdolność? Wzmocniłam osłony żeby w razie co być przygotowaną na wszystko.

„ Oboje wiemy, że go nie kochasz.” Usłyszałam w umyśle. „On też to wie. Robisz to by chronić własną skórę, nie z miłości. Podoba mi się to, oznacza to, że potrafisz myśleć i nie wierzysz w takie bajki jak wieczna miłość. A to daje mi jeszcze nadzieję, że może kiedyś podejmiemy wspólną współpracę.”

Uśmiechnął się do mnie.

- Do zobaczenia James.- Powiedział.

Jego asystent złapał za szkatułkę i podreptał za nim. Staruszek ukłonił się nam i również wyszedł bez słowa zamykając za sobą drzwi.

- Co ci przekazał?- Spytał James.

- Coś co może zwiastować kłopoty w przyszłości.- Odpowiedziałam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • wolfie 31.05.2015
    Zakończenie całej historii bardzo zaskakujące :) Ogromnie podobała mi się Twoja opowieść, świetnie ją prowadziłaś. Liczę ma to, że znów będę mogła przeczytać tak dobre opowiadanie spod Twojego "pióra". Piątka na koniec :) Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania