Szaleństwo magii, Rozdział 2 , cz. 1

W wyniku nocnej eskapady gdy wróciłam do mieszkania przez długi czas nie mogłam zasnąć i teraz zamiast wyglądać jak przyzwoita barmanka przypominałam prawdziwego zombie. Na szczęście w knajpce gdzie pracowałam większość gości stanowili równie niewyspani studenci, miejscowe pijaczynki oraz jeden wariat, Stephen mieszkający na piętrze w budynku, w którym pracowałam. Z całej ferajny, która tu przychodzi był najciekawszym egzemplarzem. Zawsze przesiadywał przy barze, popijał sok pomarańczowy i opowiadał masę historii ze swojego życia ( a raczej twierdził, że to wszystko przeżył, bo ciężko uwierzyć facetowi gdy opowiada jak to brał udział w wojnie secesyjnej). Jako czarownik umiałam wyczuć defekt w jego umyśle, który spowodował spaczenie jego umysłu, ale nie byłam ani lekarzem ani uzdrowicielem żeby się w to zagłębiać. Ludzie przychodzili tu i odchodzili i dlatego ja, która stałam kilka godzin przy barze stałam się jego ulubionym słuchaczem.

Dzisiaj bar był pełny jak nigdy w piątkowe poranki, a głównym tematem stało się nocne morderstwo. Nie wiem jakim cudem informacja tak szybko przedarła się na teren publiczny. Najpewniej obwiniać należałoby za to tutejszych mieszkańców, którzy mieszkają obok stawu. Drugim powodem takiego nalotu może być John, który często przychodził tutaj na śniadania lub lunch. Dzisiaj go oczywiście nie było, a ja wcale mu się nie dziwiłam. Nie jest tajemnicą gdzie pracuje mój przyjaciel i na pewno byłby dzisiaj najbardziej obleganym gościem.

- Hej, Alex, gdzie twój przyjaciel? Dużo tu plotek, a każdy chciałby poznać fakty na temat morderstwa!- Krzyknął zza stolika jeden ze starszych studentów, ten który za punkt honoru obrał sobie rozkochanie mnie w sobie. Jak na razie szło mu kiepsko.

- Nie wiem Jack.- Odpowiedziałam odrobinę zbyt głośno, bo wraz z zadaniem pytania większość osób lokalu zamilkło w oczekiwaniu na to co powiem.- Nie widziałam się z nim.- Dokończyłam ucinając resztę pytań. Zapewne niektórzy nie uwierzyli w moje słowa, ale znali mnie na tyle, że będą wiedzieć, że nic nie powiem.

- Oj Alex, powiedz coś!- Drążył temat student.

- Jak panienka Alexandra mówi, że nic nie wie to tak jest.- Burknął w stronę młodzików Stephen, mój kompan przy barze.- Co to za czasy gdzie młodzik nie daje spokoju damie. Przed wojną byli lepiej wychowani.

Nawet nie próbowałam się dowiedzieć, o którą mu wojnę chodziło. Uśmiechnęłam się do Stephena w podzięce. Może i był szalony, ale swoją posturą zniechęcał do dalszych dyskusji niepohamowanych barowiczów. Zdarzało się nawet, że pomagał mi i kelnerkom wyrzucać co gorszych typów. Co prawda mogłabym takiego przepędzić stąd czarami, ale tylko niepotrzebnie mogłabym nastraszyć pozostałych klientów (a przynajmniej tych nowych). Ta, był naszym skarbem w tej ruderze. Tak jak właściciel czart, jeden z niewielu jakie można dziś spotkać. Właśnie siedziałam i walczyłam z zamykającymi się powiekami gdy wszedł wspomniany czart.

Jak na przedstawiciela swojego gatunku wypadało, Esten prezentował się bardzo okazale. Miał jakieś dwa metry wzrostu, a każdy cal jego ciała pokrywały mięsne w kolorze płynnego złota. Krótkie czarne włosy zawsze nosił postawione na żel. Tylko trzy warkoczyki z naplecionymi na nie koralikami zwisały mu zza prawego ucha. Na oko można by mu dać jakieś trzydzieści pięć lat, chociaż na pewno ma znacznie więcej na karku. Esten jest miłym facetem, ale zdecydowanie odradzam próby wkurzenia go. Nikt przy zdrowych zmysłach nie denerwuje demona a co dopiero mowa o pełnokrwistym czarcie, który w szale spokojnie może rozwalić kilka budynków.

Gdy wchodził do baru głównym wejściem przyciągnął na siebie wzrok porannych turystów i kilku studentów. Reszta z nas znała go bardzo dobrze i nie wzbudzał już u nas takiej sensacji. Przeszedł przez lokal witając się z kilkoma osobami i stanął przed barem.

- Chcesz się czegoś napić?- Spytałam uśmiechając się szeroko. Znam go już kilka lat, a mimo to nadal nie mogę uwierzyć jak ktoś o takich gabarytach prowadzi niewielki lokal zamiast być zawodowym bokserem. Stawiam dziesięć do jednego, że wygrywałby wszystkie walki.

- Daj mi tylko soku- Odpowiedział swoim mocnym barytonem zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku. Tylko ze mną się tak witał. Podejrzewam, że to dlatego, że, po pierwsze jestem tu jedyną pracującą istotą magiczną; po drugie, jestem najpewniej jedyną czarownicą, która zachowuje się przy nim swobodnie.

Nalałam mu standardowo jego ulubiony sok pomarańczowy i postawiłam na blacie. Chwycił szklankę, która w jego dłoni przypominała filiżankę dla lalki Barbie.

- Dzięki- Mruknął gdy napił się i odstawił szklankę.- Mogę cię na chwilkę prosić do mnie do gabinetu?

- Jasne. Tylko posprzątam i zaraz przyjdę.

Sięgnęłam pod blat po szmatkę służącą do wycierania barku i przemyłam go dokładnie. Od rana zdążyło się tu nanieść trochę brudu. Potem złapałam za szklankę po soku wymyłam ją, wytarłam i pozostawiłam do wyschnięcia. Krzyknęłam na Amber, jedną z kelnerek żeby przez chwilę zajęła się obsługą przy barze i poszłam na tyły go gabinetu Estena.

Gabinet nie był okazały. Właściwie był malutki. Ledwo starczyło w nim miejsca na biurko, trzy krzesła ( dla szefa i jego gości), szafę zawaloną papierami i stary wieszak, który już dawno zasłużył na emeryturę. Czart wyglądał w nim jak tłusta baba w bikini. Swoją osobą zdominował całe pomieszczenie.

Zrobiłam te kilka kroków dzielących mnie od jednego z krzeseł i usiadłam na nim. Wiedziałam, że gdy Esten jest czymś zaaferowany to zapomina o wszystkim. Dziś właśnie sprawiał takie wrażenie, a ja nie miałam zamiaru z tego powodu sterczeć tu całe wieki i czekać aż zaproponuje mi żebym usiadła. Dopiero gdy to zrobiłam zamrugał kilkakrotnie i spojrzał na mnie przytomnie. Jak na czarta ma naprawdę dziwny charakter.

- Alex. Słyszałem, że w mieście zabili czarownika.- Zaczął.

- Tak, jakiegoś młodego chłopaka.- Taa, ten facet ma oczy dookoła głowy i zapewne jeszcze kilku przyjaciół wśród nocnych stworzeń.

- Nie podoba mi się to. Coś się szykuje, czuję to w kościach, a mi można wierzyć.

- Nigdy nie zbagatelizowałabym twojego ostrzeżenia.- Odpowiedziałam przyglądając mu się czujnie.

- Może powiem to prosto z mostu. Wiem, że nie lubisz jak ktoś tak w kółko kręci. Miałem strzępy wizji, za mało tego było żeby poskładać to w jakąś logiczną całość ale wystarczyło tego by stwierdzić, że wydarzy się tu coś nieprzyjemnego.

- Co masz na myśli?- Rzuciłam zaintrygowana. Czarty praktycznie nie doświadczają wizji, ale jeżeli już jakąś mają to zazwyczaj nie pokazują one niczego przyjemnego. Zawsze towarzyszą im krew, śmierć i dużo paskudnej magii.

- Trzymaj się blisko tego demona i wampira.- Odparł, a ja spojrzałam na niego jak na wariata. Przy innym czarcie już musiałabym kopać sobie grób.- Nie chcę żeby coś ci się stało. Tutaj ja mogę cię pilnować, ale potem byłbym spokojniejszy gdyby ktoś inny nad tobą czuwał.

- Dlaczego myślisz, że trzeba mnie pilnować?- Odparłam urażona. Jestem dorosła i umiem sama zadbać o swój tyłek.

- Alex, przyciągasz kłopoty jak silny magnez, a niekiedy sama ich szukasz.

Zastanowiłam się chwilę nad jego słowami. Cholera, ma czart jeden rację.

- Widziałeś mnie w tej wizji- Dodałam gdy chwilkę pomyślałam nad jego radą. Każda jaką mi dawał miała jakieś oparcie w rzeczywistości. Lub w tym wypadku w wizji, ale zwarzywszy w jakich czasach żyjemy to oba te pojęcia można uznać za to samo.

Spojrzał tylko na mnie i wiedziałam, że celowałam i trafiłam w sam środek tarczy. Bynajmniej ów fakt wcale nie poprawił mi humoru ani nie połechtał mojej dumy. Właściwie to poczułam się jakby ktoś smagnął mnie batem, a potem osypał ranę solą. Skoro wydarzenia w wizji miały się naprawdę źle, to mój udział w tym wcale nie będzie przyjemny. Miałam już dość walk i nie chciałam wpadać w sam środek kolejnej (bo tylko o to mogło chodzić).

- Nie pcham się do walk- Jęknęłam.

- Alex, wiesz, że to może się jeszcze zmienić – Próbował mnie pocieszyć. Bezskutecznie.

- Przysięgnij na ognie piekielne, że nikomu o tym nie powiesz- Spojrzałam na niego twardo. Im mniej osób zna szczegóły tym lepiej. Jeszcze tylko tego by mi brakowało żeby załatwiał mi przyzwoitkę dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

- Wiesz, że jak władze każą to muszę.

- Wystarczy, że zapomnisz wspomnieć o mnie- Podstawowa zasada świata brzmi: Im mniej sukinsynów wie o twoim istnieniu tym spokojniej możesz żyć.

- Alex, naprawdę nie sądzę żeby to był dobry pomysł…- Próbował protestować.

- Proszę- Uderzyłam w ton błagalny. Gdybym umiała dobrze zagrać jeszcze i wykorzystać chwyt pod tytułem „mina zbitego szczeniaka” to na pewno bym to zrobiła. Na niekorzyść tej strategii niestety działa fakt, że nikt kto mnie zna nie uwierzyłby w jej prawdziwość. Co gorzej od razu cel domyśliłby się, że coś kombinuję.- Wolałabym sama powiedzieć najbardziej zaufanym osobom.- Bingo! Teraz nikomu nie powie. Sam też nie musi wiedzieć, że zachowam tę informację dla siebie.

- Obiecaj mi tylko, że nie wpakujesz się w żadne kłopoty.- Ostrzegł po ojcowsku.

- Obiecuję.- Odpowiedziałam prostując się na krześle niczym żołnierz przed swoim przełożonym i przybierając poważny ton głosu.

- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.- Mruknął rozbawiony zapewne chcąc mi dokuczyć.- Zmykaj już. A! Pamiętałaś przekazać dziewczyną, że dziś musimy zamknąć wcześniej.

- Jasne generale.- Odpowiedziałam stojąc już na baczność.- Nigdy nie zapominam o tym, że mogę skończyć wcześniej.

Wróciłam do dziewczyn i zza baru podałam informację wszystkim, że dziś bar zamykany jest wcześniej. Jednocześnie gdy przekazywałam nowinę powitaną jękiem przez wszystkich całodobowych bywalców za oknem zauważyłam mi jakąś postać. Normalnie nawet nie odwróciłbym głowy żeby to sprawdzić. W końcu ulicą przechodzą codziennie tłumy ludzi, ale wyczułam w tym kimś coś niepokojącego. Poza tym gość ewidentnie gapił się na mnie. Niestety gdy wyszłam na chwilę na zewnątrz nie spotkałam nikogo. Gap musiał się zmyć gdy szłam do drzwi i widok na okno przesłoniła mi ścianka. Poczułam ulgę, że zniknął. Nie jestem paranoiczką, ale gdy Esten chce potrafi wbić człowiekowi do głowy masę rzeczy.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania