Szaleństwo magii, rozdział 3, cz.2

- Może ci coś odgrzać?- Spytałam gdy zaburczało mu w brzuchu, po czym mój własny żołądek postanowił mnie zdradzić i też zawołał o pomoc.

- Chyba chciałaś powiedzieć nam?

- To zamówię pizzę. Zapasy są u mnie na wyczerpaniu, a nie chce mi się gotować czegoś od nowa.

Złapałam za telefon i wykręciłam numer do pizzeri, która swoją siedzibę miała po drugiej strony ulicy. No co? Jestem kontuzjowana i dopadła mnie powszechna choroba lenistwa. W końcu od czego mają dostawców? Złożyliśmy się pieniędzmi i zostawiając demona samego poczłapałam do pokoju po ubranie na zmianę i poszłam się wykąpać. Chciałam jak najszybciej pozbyć się resztek aury maga, a woda bardzo przy tym pomagała. Czułam się brudna, zupełnie jakbym wpadła w błoto i chodziła z brudną skórą przez cały dzień.

Woda okazała się zbawienna. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać jakim cudem James wytrzymał przy mnie całą noc, skoro ja ledwo wytrzymywałam we własnej skórze? Wytarłam się różowym ręcznikiem z napisem „ I’m sexy and I knowi t”, który dostałam w zeszłym roku na urodziny od John’a, ubrałam się w granatową bluzkę i czarne spodnie i rozczesując mokre włosy wróciłam do salonu.

John w tym czasie wyciągnął z szafki dwie szklanki z truskawkami i nalał do nich soku pomarańczowego- jedynego jakiego miałam. Pizza przyszła jak byłam w łazience i teraz leżała uroczyście na środku stołu. Demon nie czekał na mnie i już zajadał się pierwszym kawałkiem. Pewnie miał taki nawał pracy, że nie miał czasu zjeść coś porządniejszego.

Próbowałam się odprężyć jak on oglądając „ Ed, Edd i Eddie”, ale nie dawało mi spokoju nocne wydarzenie. Dlaczego zainteresował się akurat mną skoro w klubie było więcej magicznych? Dlatego, że znam James’a? Skąd by o tym wiedział? Może ma wtyki w klubie… To oznaczałoby, że w klanie James’a jest zdrajca. Jednak nie mam nawet pewności co do tego czy czarnoksiężnik wybrał mnie przypadkowo czy celowo, więc wolałam na razie zachować dla siebie swoje podejrzenia. Zbytnia wylewność zwykle szkodzi bardziej niż chwila milczenia.

- Słonko, słyszałaś co do ciebie mówiłem?- Spojrzałam na John’a. Gdzieś w głębi mojego umysłu słyszałam, że coś do mnie mówił, jednak mój mózg niczego nie zarejestrował. Westchnął. – Pytałem czy idziesz na spotkanie Konwentu dzisiaj?

- A ty skąd wiesz, że dzisiaj odbywa się zebranie?

- Spotykam się od jakiegoś czasu z jedną z czarownic.

- Którą?- Rzuciłam z ciekawością.

- Anastazją

- Nie znam jej.- Odpowiedziałam szczerze po chwili.

- Bo nie chodzisz na zebrania, jest w mieście od pół roku.

- Nie chodzę, bo zachowuję status „samotnej czarownicy”, nie wchodzę w skład żadnego Konwentu.- Powiedziałam po raz kolejny odkąd się znamy. Mówiłam to też już z milion razy miejscowemu Konwentowi, a on i tak nie daje za wygraną i ciągle mnie zapraszają na swoje spotkania. Są gorsi od tych fanatyków religijnych, który regularnie mnie odwiedzają i wysyłają pogróżki.

-Powinnaś zacząć chodzić, to da ci sprzymierzeńców

- Mam sprzymierzeńców w kraju- I jednego dłużnika krwi, ale tego nie powiedziałam już głośno. Takimi rzeczami lepiej się nie chwalić nawet przed osobami, którym się ufa.- Prościej mówiąc, występuje konflikt interesów.

Telefon zadzwonił kolejny raz. Mamy dziś ruch większy niż ci z seksu przez słuchawkę, czy jak się oni tam nazywają. Raz musiałam zadzwonić na taki numer jak przegrałam zakład. Do tej pory nie rozumiem jak można się podniecić słuchając jak do ucha dyszy ci facet. Albo moje niezrozumienie płynie z faktu, że trafiłam na laika albo jestem istotą niezdolną do wzniosłych uczuć. Tak czy siak, straciłam tylko niepotrzebnie czas i pieniądze.

John odebrał i jak to miał w zwyczaju zaczął chodzić po pokoju słuchając monologu. Jego mina stawała się coraz bardziej ponura w miarę jak rozmowa się rozwijała. Mogłam tylko zgadywać, że rozmawia z jednym ze swoich podwładnych. Miałam też nadzieję, że dotyczy to ciała młodego czarownika, a nie czegoś nowego. Jednak moja nadzieja jak zwykle mnie zawiodła. Ze strzępek informacji i pytań jakie zadawał demon wywnioskowałam, że doszło do kolejnego morderstwa.

- Mamy kolejne ciało- Powiedział potwierdzając moje przypuszczenia.

- Gdzie?

- W Alei Totemów- Odpowiedział.

Zmarszczyłam brwi w uczuciu niesmaku. Aleja Totemów była świętym miejscem okolicznych plemion Indian oraz ich szamanów. Podobno gdy umiera stary szaman, a duchy wybierają nowego musi on odbyć samotną wędrówkę do Pustki, jest to miejsce będące swoistą magiczną próżnią, gdzie każda magia przestaje działać. Dlatego jeżeli ma się sto lat, to lepiej tam nie zaglądać, bo niewiele zostaje z takich śmiałków… Właśnie, jak John, mając sto trzynaście lat, wejdzie na zakazany dla niego teren? Spytałam go o to.

- Nie wejdę- Odpowiedział krótko- Ty musisz to zrobić

- Niewiele ci pomogę, w Pustce każdy jest zwykłym śmiertelnikiem.

- Ale posłuchają cię gdy każesz wynieść ciało poza teren bez chwili zwłoki. Ja co najwyżej stanę się drugim trupem jeżeli przekroczę granicę.

- Dobrze, pomogę ci- Od początku byłam gotowa z nim jechać, zrobiłabym to nawet gdyby zaprotestował. Po nocnej przygodzie chciałam się dowiedzieć, czy ta kreatura jest odpowiedzialna za morderstwa, czy też zamiast jednego kłopotu musimy się zmierzyć z dwoma.

Zostawiłam naczynia do posprzątania Johnowi ,a sama zabrałam się za szybką „poranną” toaletę, co w moim stanie wyglądało jakbym się zataczał po suto zakrapianej imprezie. Nawet wciągnięcie spodni zajęło mi dwa razy więcej czasu niż zwykle. Wkurzało mnie to. To, że dałam się tak podejść, że gdyby nie James to ta kreatura mogłaby zrobić ze mną co by tylko chciała, ale najbardziej dręczyła mnie myśl, że byłam taka bezsilna. Przypominało mi to o rzeczach, o których wolałam zapomnieć. O bliznach na ciele mogłam zapomnieć gdy przestawałam się im przyglądać, ale to co pozostaje w głowie, nigdy tak naprawdę jej nie opuszcza i atakuje wtedy gdy padną wszystkie mury.

Potrząsnęłam głową w nadziei, że to jakimś magicznym sposobem wygna z mojej głowy ponure myśli. Niestety, nic to nie dało. Musiałam się czymś zająć, coś zrobić, coś co wymagałoby od mnie myślenia. Nie mogłam siedzieć bezczynnie i poddawać się przeszłości, którą miałam nadzieję zostawić już za sobą.

Wzięłam torbę, w której wciąż leżał sztylet i pistolet i wrzuciłam do niego resztę podstawowych rzeczy, z którymi żadna szanująca się istota nie rusza się z domu. Oczywiście miałam na myśli klucze i portfel. Wstałam jak miss pokrak i wróciłam do salonu. John już skończył czytać i stał przy drzwiach z ostatnią paczką chipsów jaka znajdowała się w mieszkaniu. Ostatnią. Paczką. Moją. Będzie musiał ją odkupić.

Dokuśtykałam do drzwi i wyszliśmy z mieszkania. Lewa noga bolała mnie mniej niż prawa, więc starałam się utrzymywać większość ciężaru na niej. John podał mi ramię żeby łatwiej mi się schodziło. Z początku chciał mnie znieść, ale zaprotestowałam. Im więcej będę chodzić tym szybciej przestanie mi dokuczać ból. Nawet przytępianie go niewiele dawało, a nie mogłam się całkowicie znieczulić, bo miałabym nogi z galarety. Dosłownie. Na szczęście niemożność ustania na jednej nodze dłużej niż kilka sekund poskutkowało tym, że zleciałam na parter niczym rakieta i tylko John powstrzymał mnie przed pocałowaniem podłogi. Dalej poszło wszystko o wiele gładziej. John prowadził, więc mogłam w spokoju zacząć marudzić na swój stan. Wiem, że to okropne, ale cóż zrobić? Każdy miewa czasem chwilę słabości.

John jechał, jak na policjanta przystało, przepisowo, czyli zupełnie inaczej niż ja. Sama już nie wiem ile moich mandatów przeleciało przez jego ręce. Mógłby zapewne mieć z nich całkiem niezły album… a może ma? Nie zdziwiłoby mnie to zbytnio. Miałam zdecydowanie za ciężką nogę do samochodu.

Gdy dojechaliśmy na miejsce pogoda się popsuła. Niebo zaszło grubymi chmurami zwiastującymi burzę. Momentalnie poczułam się jak w kiepskim horrorze. Cała sceneria temu sprzyjała. Otoczenie jak z małego, zapomnianego przez świat miasteczka, na obrzeżach którego znajdowało się niewielkie wzgórze obstawione totemami ilością których mogłoby konkurować z Górą Krzyży. Dodajmy do tego policyjne wozy i dziewczynę, która zaraz ma wejść w miejsce przypominające cmentarz. Aż chciałoby się krzyczeć do telewizora „ Nie idź tam idiotko!”. Jednak ja nie mogłam sobie pozwolić na luksus ominięcia miejsca, które w niebezpieczeństwie mogłoby stanowić zarówno schronienie jak i pułapkę. Z własnej woli nikt oprócz szamanów nie zapuszczał się nawet w pobliże podobnych miejsc.

Wysiadłam z samochodu i idąc obok Johna podeszłam do najbliższego policjanta. Okazał się nim młody chłopak, dla którego demon był niemal bogiem. Chodził za nim krok w krok za każdym razem gdy zjawiałam się na komendzie.

- Makarov, co się tam dzieje?- Spytał demon gdy tylko młodzik nas zauważył.

- Jedna starsza pani widziała jak ktoś wlókł ciało w stronę Alei Totemów. Mówiła, że nie chciała sprawdzać co się dzieje, bo się bała i zadzwoniła po nas jak tylko wróciła do domu. Sprawdziliśmy to i rzeczywiście, znaleźliśmy zwłoki na szczycie wzgórza. Należą do kobiety, ale… - Zbladł.- Ale, skóra z jej twarzy została zdarta…

Chłopak zbladł jeszcze bardziej. Nic dziwnego, nawet najwytrwalszych może powalić widok zmasakrowanego ciała. Punkt dla niego, że nie zwymiotował.

- Gdzie jest teraz ta kobieta?

- Mieszka w pierwszym domu na lewo- Wskazał dom oddalony od nas o jakiś kilometr rozpoczynający pierwszą ulicę w mieście od strony zachodniej.- Są z nią dwaj funkcjonariusze.

- Alex, weź moją odznakę na wszelki wypadek i sprawdź co się tam dzieje, każ im sprowadzić ciało poza teren szamanów. Jeszcze nam tylko brakuje ich klątw. Jak by były jakieś kłopoty to będę w domu świadka.

Zgodziłam się bez wahania, bo to był jedyny sposób żeby bez podejrzeń nie musiał wchodzić na zakazany dla niego teren. Jednak nawet mnie nie uśmiechała się perspektywa wejścia na teren szamanów. Jak każdy, byłam zbyt przywiązana do magii i idących z nią korzyści. Nagłe odcięcie od jej źródła przerażało mnie.

- Mógłbyś w końcu załatwić mi własną.

Wzięłam podaną mi odznakę i ruszyłam w stronę pierwszych totemów. Wyglądały na całkiem nowe, najstarsze znajdowały się na środku wzgórza. Każdy z nich oznaczał kolejnego zmarłego członka plemienia i kolejne odbicie duszy, która wywędrowała na drugi świat. Właśnie w takich miejscach występowało najdziwniejsze zjawisko świata. Pomimo magicznej pustki jaka tutaj powstała, jakimś cudem część dusz lub ich odbić nadal mogła tędy wędrować. Normalnie każda istota niematerialna potrzebowały energii żeby móc pojawić się na rzeczywistym świecie. Tutaj powstała jakaś dziwna anomalia, która zaprzeczała wszelkim zasadą.

Stanęłam przed granicą wyznaczoną przez dwa malutkie totemy i wzięłam kilka głębszych oddechów. Nawet niemagiczni czują się nieswojo na tym terenie, to co dopiero ma powiedzieć ktoś, kto całe życie się nią posługuje? Nadal się wahałam, ale wiedziałam, że to jedna z tych rzeczy, od których się nie wywinę, więc wyciągnęłam nogę żeby przekroczyć próg jednym dużym krokiem i z spiętymi mięśniami stanęłam na terenie Pustki.

Poczułam się jakbym wskoczyła do wody bez nabrania wcześniej powietrza. Przez chwilę nie mogłam oddychać, przed oczami mi zawirowało. Miałam wrażenie jakby każdy ruch wymagał od mnie użycia większej siły. Jak ktoś z własnej woli chciałby tutaj zaglądać? Wydawało mi się jakby nagle ziemia zaczęła mnie przyciągać mocniej niż zwykle.

- Dobrze się pani czuje?- Spytał za mną Makarov.

Złapałam kilka oddechów i uspokoiłam się.

- Tak, nic mi nie jest.- Odpowiedziałam chociaż nieprzyjemny uścisk wciąż pozostał. Na świecie jest tak niewiele miejsc i rzeczy zdolnych powstrzymać magię i właśnie ja dobrowolnie przekroczyłam próg jednego z takich miejsc.

Ruszyłam między totemami wyszukując najlepszą drogę na szczyt. Nie było tu jednolitej ścieżki, rzeźby wyrastały w przypadkowych miejscach, więc należało nieźle lawirować ciałem żeby nie potrącić którejś. A nie chciałam rozgniewać jakiejś duszy. Jeszcze trafię na dawnego szamana i będę miała zdrowo przechlapane. Mało kto jest zdolny uciec przed zemstą umarłych. Nawet teraz gdzieniegdzie widziałam zarysy postaci stojące lub przemykające od jednego totemu do drugiego. Starałam się nie zwracać na nie uwagi żeby one również nieinteresowany się mną bardziej niż to konieczne.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zaczarowana 02.05.2015
    Super, bardzo mi się podoba i czekam na następną część :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania