Szaleństwo magii, rozdział 4

Zbudził mnie potężny grzmot, do uszu dotarł dźwięk uderzających w szybę kropel. Raz za razem pod powiekami dostrzegałam rozbłyski. Zanim zdążyłam otworzyć oczy do moich nozdrzy dotarł zapach charakterystyczny dla szpitali i gabinetów dentystycznych. Uchyliłam lekko powiekę żeby w razie co nie zaalarmować jakiegoś doktorka i z ulgą stwierdziłam, że leże w własnym pokoju. Skąd więc ten zapach?

Rozejrzałam się i mój wzrok padł na wodę utlenioną, bandaże i kilka innych przyrządów. Obejrzałam swoje przedramię. Było opatrzone i zawiązane w bialutki bandaż. Uniosłam się na łokciach… a właściwie łokciu, bo lewa ręka eksplodowała bólem gdy spróbowałam się na niej oprzeć. Była cała obolała, zupełnie jakby ktoś na treningu boksu zafundował mi niezły wycisk. Ucieszyłam się, że nie było ze mną tak źle. Mogłam przecież mieć połamane kości lub zniszczone narządy albo mogłam już być martwa.

Do pokoju wszedł James. Patrzył na mnie chwilę, a potem w wampirycznym tempie podszedł i mnie przytulił. Zaskoczona zaimitowałam pozę klasycznego kija w dupie. Przez chwilę nie mogłam sobie przypomnieć co on tutaj robi. Dobrą chwilę mi zajęło zanim szare komórki podjęły ze mną współpracę. Przecież sama do niego zadzwoniłam gdy zostałam zaatakowana. Poddałam się panice i zadzwoniłam.

- James… co z tym gościem?- Zadałam pierwsze pytanie jakie przyszło mi na myśl. Nie byłam przyzwyczajona do okazywania mi czułości i nieszczególnie wiedziałam jak mam zareagować na ten wybuch uczuć.

- Alexandro, prawie umarłaś, a obchodzi cię jakiś gnojek? Twój puls był ledwo wyczuwalny nawet dla mnie! Możesz być pewna, że teraz już zbyt długo nie nacieszy się życiem. Już ja się o to postaram.

- A te dwie kobiety?- Westchnął okazując zniecierpliwienie. Nie musiał tego robić, ale jak kiedyś stwierdził mojego uporu, masy pytań i totalnemu znieczuleniu na jakiekolwiek przejawy uczucia nie da się skwitować inaczej.

- Policjanci już je zabrali. Nie powiążą ciebie z tymi ciałami bardziej niż reszty mieszkańców. Miałaś szczęście, ze zadzwoniłaś do mnie, a nie do tego demona.

Powiedzieć mu, że to los zdecydował o tym czyj numer wybrałam? Nawet nie pamiętam żebym spojrzała na listę kontaktów. Hmm, chyba jednak nie powiem. Nie sobie chłopak podbuduje ego, że w chwili niebezpieczeństwa zadzwoniłam właśnie do niego. Może to będzie subtelniejsza szansa na pokazanie mu, że nie łączy mnie z demonem… to znaczy Johnem, nic poza przyjaźnią? Ale czy ja na pewno tego właśnie chcę?

- Co zniknęło?- Spytałam. Od razu domyślił się czego dotyczy moje pytanie.

- U jednej język i cała tchawica wraz z płucami. Druga miała rozerwany brzuch, w którym brakowało wątroby i żołądka. Obie też straciły wszystkie paznokcie.

Skrzywiłam się na myśl o paznokciach. Odruchowo musiałam potrzeć własne i sprawdzić czy nadal są na swoich miejscach. Naoglądałam się ich wyrywania w horrorach i mogę szczerze przyznać, że zdecydowanie właśnie ta tortura wygrywa w rankingu obrzydliwości.

- Widziałaś jego twarz?

- Częściowo, miał kaptur.- Odpowiedziałam zamyślona.

Ten potwór zdołał już zabić cztery osoby i pozbawić je niektórych części ciała. Moja teoria ma mocne korzenie. Facet znalazł sposób na przyspieszenie regeneracji ciała po zmianie magii. Gdy tylko odzyska całkowitą sprawność ciała będzie jeszcze trudniej go zabić, a nie mamy pojęcia ile osób zabił już wcześniej. Może być tak, że te dwie nieszczęśniczki były ostatnimi potrzebnymi.

Zostawała jeszcze kwestia mojej osoby. Twierdzi, że powinnam go znać. Aury chociaż zabarwionej teraz czarną magią nie zdołałam poznać, co więcej mogłam stuprocentowo przyznać, że nigdy jej nie czułam. Może mnie z kimś pomylił? Miałam taką nadzieję, ale instynkt podpowiadał mi, że jestem właśnie tą osobą, o którą mu chodzi. Może jego szaleństwo doprowadziło go do tego, że widzi we mnie kogoś innego i bierze za tą osobę? Albo zobaczył mnie przypadkowo w jakimś mieście i zapamiętał? Jakieś naciągane teorie mi powstają. Sama w je nie wierzę, to co dopiero mają powiedzieć inni? Zresztą czy jestem tą właściwą czy nie i tak będzie mnie próbował dorwać. Dla niego jestem tą, którą powinnam być i raczej żadne tłumaczenia mi nie pomogą.

- Musimy go dorwać- Powiedziałam. Podzieliłam się z nim moją teorią na temat jego zdolności regeneracyjnych. Pominęłam tylko część o szykowanej dla mnie niespodziance. Chciałam pomóc w poszukiwaniach, a wiadomo jacy są faceci, gdy mu powiem o względach jakimi mnie darzy ten wariat najpewniej najbliższe dni spędzę gdzieś w głębokiej piwnicy, z której nie będę mogła się wydostać.

- Dobrze by było. Mamy jednak mały problem, nie wiemy gdzie się ukrywa.

- Zanim zemdlałam, zobaczyłam, że kierował się w stronę lasu.

- Niekoniecznie ma tam kryjówkę.

- A gdzie indziej wariat zataszczyłby niezauważenie zakrwawiony worek?- Odpyskowałam.

- O, widzę, że wraca ci humorek. Czyli niepotrzebnie się martwiłem, gdy zaczynasz pyskować znaczy to, że jest wszystko w porządku.

- Ja zawsze pyskuję.- Odparłam

- No właśnie- Przytaknął. Zapadła między nami cisza, w której James nieustannie lustrował mnie wzrokiem.- Pójdziesz to sprawdzić.- Zawyrokował.

Sprzeczać się czy potwierdzić?

- Może- Odpowiedziałam wykorzystując półśrodek.

- Alexandro, on ma nad tobą przewagę. Co zrobisz jeżeli cię zaatakuje? Rozprawił się już z co najmniej czterema osobami, dlaczego tobie miałoby się udać?

-Bo wiem w co się pakuję?- Miało to zabrzmieć pewnie, z wyszło jak wyszło…

- Alexandro, zabraniam ci!

- Nie możesz- Odpyskowałam dobrze wiedząc, że protestuję jak małe dziecko.- Jestem dorosła. Fakt, może nie w stosunku do twojej metryki, ale już dawno nauczyłam się dbać o siebie!

- Nie wydaje mi się skoro tak lekkomyślnie chcesz mu się podłożyć. Równie dobrze możesz już teraz popełnić samobójstwo!- Niemal krzyknął. Podskoczyłam na dźwięk jego głosu. Patrzył przy tym na mnie tak intensywnie, że miałam wrażenie, że gdyby mógł to by mnie zahipnotyzował.- Alexandro, proszę.- Dokończył szeptem.

Wytrzeszczyłam na niego oczy. W jego wydaniu zabrzmiało to jak błaganie. Mistrz wampirów mnie błaga! Mnie, zwykłą czarownicę! Może naprawdę nie doceniałam jego uczuć biorąc je za zwykłą mistyfikację? Taki kolejny temat dla naszych przepychanek słownych? A co ja tak naprawdę czuję?

- James…- Zaczęłam, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Co ja chciałam mu powiedzieć?- Być może mam na niego sposób- Wydukałam mając na myśli moją magię krwi.

- Skończmy ten temat.- Wstał i wyszedł cicho zamknąwszy drzwi.

Zostałam sama w pokoju z własnymi myślami. Nie należały one do najweselszych. Burza dodatkowo pogłębiała ponury nastrój jaki mnie dopadł po wyjściu James’a… Pierwszy raz się zezłościł. Pierwszy raz usłyszałam jak podnosi głos. Pierwszy raz nie krył się z uczuciami. Czy umiem odwdzięczyć się tym samym? Umiałabym do niego podejść i powiedzieć coś, cokolwiek, bez sarkazmu, dowcipu czy… No właśnie. Czy umiałabym podejść do niego bez jakiejś konkretnej sprawy?

Wstałam z łóżka lekceważąc obolałe mięśnie. Dopiero teraz zauważyłam, że ktoś zmienił mi wcześniej ubranie na nocne dresy. Jak tak dalej pójdzie to popadnę w jakąś paranoję. Słyszałam kiedyś o jakiejś dziewczynie, która co rano budziła się inaczej ubrana niż była gdy kładła się spać. Była przekonana, ze jest molestowana przez ducha i po jakimś czasie była już tak znerwicowana, że popełniła samobójstwo. Na szczęście mnie to nie groziło. Ostatni duch jaki się na mnie natknął obiecywał natychmiastową poprawę, o ile już nigdy więcej nie będzie musiał mnie widzieć.

Wzięłam wdech i uchyliłam drzwi sypialni. Nie słyszałam żeby wychodził z mieszkania. Najpewniej jest w salonie. Żałowałam tylko, ze nie mam szans podejść do niego niezauważenie. Wampiry miały jeden z najlepszych słuchów wśród wszystkich ras. Będzie wiedział, że się zbliżam i zauważy, że mojemu sercu daleko do spokojnego rytmu.

Siedział w salonie na kanapie z rękoma wspartymi na kolanach. Wyglądał teraz bardziej ludzko niż kiedykolwiek wcześniej. Włosy przesłoniły mu oczy. Gdybym nie wiedziała z kim mam do czynienia, powiedziałabym, że mam do czynienia z człowiekiem, któremu właśnie umarła bliska osoba. Albo faktycznie przekroczyłam jakąś granicę albo umie fantastycznie grać… Stop! Jak będę tak myśleć to nigdy nie dojdę z nim do porozumienia. Muszę zaprzestać ciągłego szukania dziury w całym. I pohamować wyobraźnię.

- Uspokój się, nic ci nie zrobię- Powiedział nie zmieniając pozycji błędnie rozszyfrowując reakcje mojego ciała.- Masz rację, nie mam prawa ci rozkazywać. Przepraszam.

- Tak właściwie to… to nie o to chodzi. – Spojrzał na mnie. Pewnie się dziwił widząc mnie zachowującą się jak podlotek. Czekał, spokojny jak skała. - Ja również nie miałam racji. Przynajmniej częściowo.- Powiedziałam. Chyba mury jakie zbudowałam wokół siebie są znacznie grubsze i wyższe niż sama się spodziewałam.- To znaczy, faktycznie mam pewien pomysł jak przynajmniej zablokować działanie jego magii, ale sama też nie mam z nim szans. Myślę, że jedyna szansa to go zaskoczyć. Sama raczej tego nie przeprowadzę tak skutecznie. Potrzebuję kogoś kto się na tym zna lepiej niż ja. Kogoś kto ma wystarczającą ilość lat doświadczenia i mógłby podpowiedzieć co nieco takiej smarkuli jak ja.

- Ktoś kto ma dwadzieścia osiem lat nie może byś smarkulą- Skomentował. Załamałam ręce, ale się ucieszyłam gdy na jego ustach zatańczył cień uśmiechu.

- Akurat tego musiałeś się przyczepić w mojej patetycznej mowie?

- Patosem to to nie zaśmierdziało nawet na metr.

- Ah tyyy…- Zgrzytnęłam.- Nigdy więcej cię nie pochwalę, nigdy ci nawet nie powiem, że masz ładną koszulę, nie mówiąc już o opiewaniu twoich zalet.

- Moich zalet? Jakich to zalet się u mnie dopatrzyłaś?

- Na chwilę obecną? Czy w chwili gdy próbowałam złapać cię na moją mowę?

- I tu właśnie tkwi problem. Nie mówiłaś szczerze. Wcale nie uważasz, że nie masz żadnych szans samotnie, sądzisz, że jakoś się z tego wykaraskasz. Po drugie sama nie uważasz siebie za smarkulę. Doskonale wiesz, że jesteś w pełni dorosłą kobietą, psychicznie jak i fizycznie.

- Wow, Toś mi dowalił.- Mruknęłam zaskoczona.

- Proszę cię, spoważniej, chociaż na chwilę.

- Jestem poważna, po prostu mój język nie bardzo lubi mnie słuchać.

Zaśmiał się.

- Właśnie dlatego jesteś ty a nie inna.- Dodał tajemniczo.- Wyruszymy na tą ekspedycję, spróbujemy znaleźć twojego czarownika…

- Czarnoksiężnika- Poprawiłam odruchowo.

- Czarnoksiężnika- Powtórzył bez protestów, że mu przerywam- Jeśli znajdziemy jego kryjówkę sprawdzimy co tam robi. Jeżeli niefartem go spotkamy, to spróbujemy go zabić. Raczej nie będzie się nas spodziewał w swojej kryjówce.

- Też tak myślę. Będzie przekonamy, że będziemy go szukać w mieście.

- Dokładnie

- Muszę coś sprawdzić.- Mruknęłam i zaczęła się rozglądać za torebką, w której powinien leżeć telefon.- Gdzie moja torebka?

- W twoim pokoju

Pobiegłam tam. Leżała przy szafce nocnej. Chyba ktoś wcześniej ją przewrócił, bo Athame wyleciał z torby, a lufa pistoletu wystawał w jednym z rogów. Wygrzebałam telefon i wybierając numer wróciłam do saloniku. Esten odebrał po kilku sygnałach.

- Cześć, chyba nie dzwonisz do mnie żeby mnie poinformować o nowych kłopotach?

- Noo, tak jakby…- Streściłam mu szybko wydarzenia od momentu gdy rozmawiałam z nim po raz ostatni z oczywistych powodów naginając odrobinę prawdę przy co bardziej dramatycznych momentach. Mimo to czułam, że gdyby teraz stał obok mnie to zdjąłby pas od spodni i zdrowo zdzieliłby mnie po tyłku. Nie pomogło nawet tłumaczenie, że to morderca przylazł pod mój blok, a nie ja go szukałam. Dla Estena sprawa była jasna.

- Miałem rację, tobie tylko kaganiec może pomóc. I mocna obroża. Miałaś się trzymać przyjaciół!

- Trzymałam! Przecież najpierw byłam z Johnem, a potem spotkałam się z James’em…

- Ale jak zaatakował cię ten typ to byłaś sama, mam rację?- Wpadł mi w słowo. Milczałam wiedząc, że dobrze zrozumie moją odpowiedź.- Jest teraz z tobą któryś z nich?

- James

- Dawaj tą wywłokę do telefonu.- Podałam bez słowa telefon James’owi. Na pewno słyszał jak go nazwał Esten. W innym wypadku ten ktoś już by nie żył, ale nikt nie lekceważy tak potężnego czarta, nawet Mistrz.

Bardzo żałowałam, że nie mam słuchu wilkołaków albo wampirów, albo jakiegokolwiek zmiennokształtnego. Jedyne co udało mi się uchwycić to szum. Esten potrafił bluźnić jak nikt inny, a jego wiązanki kwiecistością biją na głowę nawet bukiet panny młodej. Sama nauczyłam się od niego kilku składanek chociaż sam był tego nieświadom. Byłam pewna, że obrzuca teraz wampira swoją salwą honorową przeznaczoną na najgorsze sytuacje.

Wampir słuchał nie próbując się odezwać dopóki Esten nie skończył i po drugiej stronie nie zaległa cisza.

- Rozumiem doskonale i przyjmuję na siebie część winy, choć nie całą. Tak, będę jej pilnował osobiście, a gdy mi obowiązki nie pozwolą przyślę kogoś innego.- Umilkł na chwilkę.- Tak, zdaję sobie sprawę jakiego mogę zyskać wroga jeżeli coś jej się stanie i zrobię wszystko żeby do tego nie doszło. Tak, zarówno ze względu na klan jak i na Alexandrę, która ma również w nim swoje miejsce i atak na nią jest równoznaczny z atakiem na któregoś z jego członków. Tak, zrobiłem to i mam zamiar ją o tym poinformować.- Uśmiechnął się pokazując zaostrzone kły.- Zdaję sobie z tego sprawę.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • wolfie 10.05.2015
    Kolejny bardzo ciekawy rozdział. Bardzo cieszy mnie to, że akcja w Twoim opowiadaniu nie pędzi jak szalona (zazdroszczę Ci tej umiejętności :). Uwag nie mam. Czwórka :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania