Szaleństwo magii, rozdział 6

ROZDZIAŁ 6

 

Nie wiem, co mnie obudziło. Czy pierwszy zaczął boleć nadgarstek, głowa, żebra, czy nogi? Bolały mnie wszystkie mięśnie, w ciało wnikało zimno. Otworzyłam oczy. Niewiele widziałam. W pomieszczeniu, w którym leżałam jedynym źródłem światła była naga żarówka powieszona na środku krzywego sufitu… Zaraz, czy to na pewno sufit? Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się dokładniej. To nie był sufit, a raczej klepisko jaskini. Na wprost wmontowano stare drzwi, zza których docierała nikła poświata.

Spróbowałam się podnieść. Łokieć pulsował tępym bólem. Ktoś opatrzył mi go, bo był owinięty w nienajlepszej jakości bandaż. Zmiażdżony nadgarstek też został owinięty podobnym opatrunkiem. Nie dawało to żadnej ochrony, ale przynajmniej nie uderzałabym nim we wszystko, co bym mogła tu znaleźć. Albo raczej powinnam była powiedzieć, „nie uderzałabym nim w ściany”, bo w pomieszczeniu nie było niczego.

Ręce miałam związane sznurkiem. Od razu wiedziałam, czym on jest, bo nie czułam nic. Żadnej magii. Właściwie, jedyne co w tej chwili czułam to ból w całym ciele. Dawno się tak nie urządziłam. Oj dawno…

Wiedziałam, że facet czegoś od mnie chce, ale myślałam, że po prostu upatrzył sobie mnie na swoją kolejną ofiarę. A raczej żadna z nich nie dostąpiła zaszczytu podziwiania tego przybytku. Wstałam chwiejnie na nogi. Zdecydowałam, że to jednak nadgarstek wiedzie prym, wicemistrzem bólu została klatka piersiowa, a trzecie miejsce otrzymuje głowa. Utykając doczłapałam się do drzwi i uderzyłam z barku.

- Hej! Jest tam kto?!- Krzyknęłam. Odczekałam kilkanaście sekund, a gdy nie otrzymałam odpowiedzi, ponowiłam próbę.- Do jasnej cholery! Czy ktoś tam siedzi i udaje, że nie słyszy? Mam się zacząć drzeć?!- Co z tego, że już się wydzierałam ile sił w płucach.

Za drzwiami rozległy się kroki. Szedł ktoś lekki, bo dźwięk tupania był cichy. Może gnomo podobne coś? Takimi stworami łatwo manipulować jeżeli obieca się strawę, dach nad głową i godną płacę.

- Czego?- Głos, który przemówił utwierdził mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z jakąś rasą Niskich ludzi. Nawet ich mężczyźni gadali jakby połknęli gwizdek.

Nie wyzywaj, nie wyzywaj, nie wyzywaj… Bo ci nic nie powie.

- Gdzie jestem?- Spytałam starając się być uprzejmą na tyle, na ile pozwalały okoliczności.

- A czego to cię obchodzi?- Odpyskował.- Już stąd nie wyleziesz elfi pomiocie.

I bądź tu miłą gdy cię więżą i wyzywają. Co te gnomy mają do elfickiego pochodzenia czarowników? Dosłownie każdy, prędzej czy później ci to wypomni. Ten najwyraźniej nie był zbyt cierpliwą istotą.

- A to, że wiedziałabym, o którą ścianę rozwalić ci łeb kurduplu.- Odszczekałam nie wytrzymawszy. Podły nastrój zwyciężył. Ostateczny wynik walki uprzejmości ze zgryźliwością, zero do jednego.

- Wkrótce nie będziesz już taka harda wiedźmo. Pan Morfeusz już się tobą zajmie.- Odpowiedział uradowany.

- Teraz już wiem dlaczego twój pan jest zdrowo walnięty. Nikt nie wytrwałby w zdrowych zmysłach przy takiej paskudzie jak ty.- Wyzywałam dalej, gdy przypomniałam sobie najgorsze wyzwisko jakim można obrzucić jego pobratymców- Zapewne jesteś tak niski, bo twój ojciec miał za małe jaja żeby wyprodukować coś większego!

- Tyyy…- Wydyszał i walnął z całych swoich mizernych sił w drzwi. Zaśmiałam się żeby spotęgować jego złość. Może uda mi się wkurzyć na tyle żeby tu wlazł? Jeśli otworzyłby drzwi miałabym niewielką szansę na ucieczkę.- Nie waż się obrażać mojego ojca!

- A matka? Bidulka, pewnie jak cię zobaczyła to z przerażenia obcięła ci jaja! Taki piskliwy głoski niemiał nic wspólnego z mutacją! Ty, a może jesteś mały, bo twój ojciec nie dał rady zaspokoić swojej kobiety i musieli zastosować inseminację? Też masz ten problem?!- Odsunęłam się od drzwi gdy usłyszałam dziwne hałasy po drugiej stronie. Nie miałam złudzeń, co do tego, że szuka kluczy. Najpewniej wejście było zablokowane deskami. – Knyp.- Zakończyłam swoją litanię.

Nie miałam pojęcia, w którą stronę otwierają się drzwi na tych prowizorycznych zawiasach wkutych w skałę, więc wybrałam najbardziej prawdopodobny scenariusz i stanęłam po prawej stronie, tak żeby móc kopnąć knypka zdrową nogą. Przy każdym ruchu sznurek obcierał złamany nadgarstek wywołując kolejne fale bólu. Miałam tylko nadzieję, że zraniona noga nie zarwie się pod mną w decydującym momencie. Wcześniejszy kop adrenaliny skutecznie zamaskował ten problem.

Drzwi się uchyliły gdy w korytarzu czy pomieszczeniu z drugiej strony rozległy się kolejne kroki. Tym razem odgłosy były mocne, zupełnie jakby ktoś uderzał metalowymi podeszwami w podłoże. Westchnęłam sfrustrowana. Było tak blisko, a w obecnym stanie nie miałam szans z większą ilością napastników. Nawet biec nie mogłabym sprawnie… Może się jednak trochę zabawię i przywalę pierwszej osobie, która wejdzie? Kto obstawia drągala, który mi przerwał chwilę uciechy?

- Co się tutaj, do cholery, wyprawia?- Ciężki baryton odbił się od ścian jaskini.

- Ja tylko chciałem nauczyć odrobiny szacunku tę wiedźmę.- Odparł hardo Gwizdek.

Prychnęłam uśmiechając się. Zadbałam o to żeby ten dźwięk dotarł do knypa.

- Ty paskudna…- Zaczął.

- Zamknij się zasmarkany odmieńcze! Szacunku to będzie jej uczył Pan Morfeusz.

- Morfeusz- Powiedziałam przypominając sobie Matrixa.- A ty to pewnie Neo, a kurdupel to Trinity. Nie naoglądaliście się za dużo filmów?- Co pocznę, że gdy się denerwuję zaczynam nadużywać sarkazmu, ironii i całej gammy innych parszywych form.

Do środka weszła jedna osoba. Zauważyłam, że był nią facet, którego nazwałam Neo. Skręciłam biodra żeby kopnąć, ale się powstrzymałam, gdy zobaczyłam rozmiary jegomościa. Nie wiem czym go matka za młodu karmiła, ale osiągnęła swój cel. Drągal był ogromny! Miał około dwóch metrów, musiał się schylić żeby dostać się do środka. Każdy cal jego ciała pokrywały mięśnie. Gość musiał nieźle pakować i dodatkowo faszerować się sterydami na śniadanie, obiad i kolację. Nie powiem, struchlałam gdy na niego popatrzyłam. A ja się łudziłam ucieczką! Z takim gorylem bez magii nie mam żadnych szans. Dla niego to ja jestem knypkiem, a kurdupel, który teraz zaglądał zza jego pleców, robakiem.

- Wow- Wymknęło mi się gdy zadzierałam głowę żeby spojrzeć mu w twarz. W sumie, to przypominał mi trochę Rambo. Takiego przerośniętego Rambo. Nawet miał opaskę na czole.-Chyba już wiem, dlaczego mama nie pozwalała mi jeść wszystkiego, co zdołałam dorwać.

Uśmiechnął się jakby otrzymał komplement.

- Pójdziesz teraz ze mną. Ktoś chciałby się z tobą zobaczyć.- Powiedział ewidentnie gapiąc się na mojej cycki. Też tam spojrzałam chcąc zobaczyć, co takiego zwróciło jego uwagę, ale nie doszukałam się niczego szczególnego. Bluzka, teraz umazana odpadającym błotem zakrywała wszystko, a nawet więcej niż zazwyczaj.

- Przekaż temu komuś, że mam napięty grafik. Niech się zgłosi za miesiąc.

Zaśmiał się błyskając idealnie białymi zębami. Wyglądały jakby były wstawione, nikt przecież nie mógłby mieć tak lśniących i równych zębów. Nawet nie wiecie, jak bardzo zapragnęłam pobawić się w dentystę. Miałabym obcęgi i zrobiłabym mu w ustach szachownicę.

Złapał mnie pod łokieć, a że byłam znacznie niższa od niego, musiałam stanąć na palcach żeby ten pieprzony sznurek przestał zahaczać o zraniony nadgarstek. Miałam nadzieję, że mój wzrok przekazał mu moje mordercze myśli. Gdybym tylko mogła czarować. Jeden maluczki czarek by wystarczył. Naprawdę.

Schylił się żeby móc przejść przez próg i pociągnął mnie za sobą. Zaraz za drzwiami stał kurdupel sięgający mi do pasa. Gnom. Ohh, gdybym tylko mogła mu się jakoś odwdzięczyć za jego wcześniejszą uprzejmość. Przy okazji zemściłabym się za ukradzionego kalosza.

Gnom widocznie pomyślał to samo, bo gdy go mijałam wymierzył mi kopniaka w zgięcie zranionej nogi, która od razu odmówiła współpracy i wylądowałabym na nierównej powierzchni jaskini gdyby nie trzymał mnie Rambo. Szarpnął mnie za rękę utrzymując w pionie. Łzy stanęły mi w oczach gdy sznurek ponownie wbił się w nadgarstek. Syknęłam.

- Słowo czarownicy knypie, jak się uwolnię to cię zamorduję.

Pokazał mi język, a ja nie umiałam się powstrzymać przed odpowiedzeniem tym samym. W efekcie czego dwójka dorosłych ludzi (w pewnym sensie ludzi) zachowywała się jak pięciolatki. Uhg, gdybym tylko mogła mu pokazać Środkowy Palec Mocy!

- Hej, Rambo, jak ty się w ogóle nazywasz?- Spytałam gdy szarpnął mnie kolejny raz i zaczął ciągnąć za sobą. Już za samo to go nienawidziłam.

- Co cię to obchodzi?- Odparł opryskliwie. Chyba nie mam co tu liczyć na intelektualne wyżyny i kulturę… Ale co zrobić? Czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał. Dostosuję się do jego poziomu żeby nie musiał skakać.

- Chciałabym po prostu wiedzieć, co mam napisać na twoim nagrobku.- Odparłam lekko mimo, że w środku czułam jakby ktoś zawiązał mi wokół organów sznur. Wiedziałam gdzie mnie prowadzi, a po swoich wybrykach nie spodziewałam się miłego powitania.

- W tej chwili jedyne co możesz to napluć.

- Nie kuś…- Chciałam dodać coś jeszcze, ale właśnie minęliśmy zakręt, za którym znajdowała się wielka grota z długim stołem po środku. Przy węższych bokach stały pojedyncze krzesła. Blat był zastawiony jedzeniem. Może nie była to wykwintna uczta, ale jak na warunki, w których i tak się znajdowaliśmy, było naprawdę bogato.- Wow.- Wyrwało mi się już drugi raz jednego dnia.- Król gnomów ma przyjechać?

- Felixie, pomógłbyś zająć miejsce naszemu gościowi?- Z kąta odezwał się czarnoksiężnik- Morfeusz. Był cały ubrany na czarno, więc z początku go nie zauważyłam. Jego wygląd znacznie się poprawił. Mógłby nawet uchodzić za przystojnego gdyby ktoś lubił urodę Jeana Reno. Nawet jego głos uległ zmianie i teraz brzmiał już prawie normalnie. Jakim cudem zdołał dokonać tak szybkiej zmiany, w tak krótkim czasie?

- Felix?- Parsknęłam gdy pociągnął mnie w stronę bliższego krzesła.- Może lepiej już Neo? Serio, padłabym ze śmiechu gdybym miała ryć w skale imię „Felix” wiedząc, że właśnie pochowałam człowieka- górę.

W ramach zadośćuczynienia za moje przytyki ścisnął jeszcze mocniej mój łokieć, a gdy siadałam, niemal wdusił mnie w krzesło. Poczułam jak na kolanie otwiera się rana i po łydce zaczyna ściekać mi krew. Tym razem powstrzymałam się przed komentarzem, który zapragnął zwiedzić świat i siedziałam wyprostowana jakbym nie zauważyła wcześniejszego aktu agresji.

- Wyjdź.- Powiedział Morfeusz machając od niechcenia ręką w stronę Felixa.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 15.05.2015
    Masz fajny styl, przyjemny i ułożony, poprawność. Coraz bardziej podobają mi się Twoje opisy. 5:)
  • wolfie 15.05.2015
    Obydwa rozdziały bardzo mi się podobały :) Twoja opowieść jest tak wciągająca, że ciężko się od niej oderwać. W 5 rozdziale wpadły Ci dwa, czy trzy błędy, ale nie były jakieś rażące. Za obydwie części czwórki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania