Szaleństwo magii, rozdział 5cd.

- Alexandro! Co ci jest?! Alexandro!- Jego krzyk docierał do mnie jak zza ściany. Przestawałam widzieć wyraźnie co się dzieje. Siedziałam już tylko dlatego, że on mnie przytrzymywał.- Alexandro, do cholery.

Pocałował mnie. Do ust popłynęłam mi ciecz o metalicznym smaku. Krew. James próbował mnie ratować wampirzą krwią. Pomogło, ale niewiele. Wciąż czułam dziwny uścisk wokół serca i płuc. Zupełnie jakby ktoś ściskał moją klatkę piersiową w gigantycznej dłoni. Nacisk raz się wzmagał, raz się robił słabszy, tak że nie mogłam złapać jednego pełnego oddechu. Minimalna ilość tlenu jaka docierała do organów nie wystarczyła. Wciąż słabłam chociaż w wolniejszym tempie.

Nagle James zesztywniał. Puścił mnie i tylko dzięki oparciu jakie dawała mi jego pierś nie przewróciłam się na bok.

- Coo…- Wykrztusiłam i zaraz pożałowałam tego. Próba wypowiedzenie słowa wywołała u mnie mocny spazm. Igiełki bólu znów zakłuły z pełną mocą i nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Zgięłam się w pół niemal dotykając głową nóg. Nie było mowy o rzucaniu zaklęć skoro nie byłam w stanie mówić. Nawet postawienie tarczy nie wchodziło w grę. W prawdzie to zaklęcie nie wymagało wypowiadania słów, w końcu polegało tylko na nadaniu odpowiedniego kształtu energii, ale byłam na granicy wyczerpania.

- Proszę, proszę. Nie sądziłem, że tak szybko postanowisz za mną pobiec.- Usłyszałam głos za plecami. Ten sam głos, co w klubie i pod blokiem.- Niespodzianka jeszcze nie jest gotowa.- Kontynuował.

Powiedział coś jeszcze, ale go nie zrozumiałam. Wszystkie bodźce wciąż docierały do mnie z opóźnieniem i niekoniecznie wszystkie w komplecie. Stanął przed mną. Nie byłam w stanie podnieść głowi i spojrzeć mu w twarz, więc kucnął i chwyciwszy mnie mocno za podbródek kazał spojrzeć w swoją twarz. Syknęłam gdy nagły ruch wywołał kolejną falę bólu.

- Hmm… Chyba odrobinę przesadziłem z tym zaklęciem.- Powiedział patrząc mi w oczy i wymamrotał kilka słów. Miło było wiedzieć, że pomimo statusu czarnoksiężnika wciąż musi wymawiać zaklęcia.

Ucisk na klatce zelżał, do płuc nagle wtargnęło powietrze. Gwałtowny atak kaszlu wstrząsnął mną i potrzebowałam chwili żeby się uspokoić. Z radością przyjęłam miarowe bicie serca i drogocenny oddech.

Gdy zaczęłam oddychać normalnie, spróbowałam wykrzyknąć mu zaklęcie w twarz. Byłam w połowie słowa mającego nadać magii kształt ognia, gdy uścisk powrócił. Nie był tak mocny jak wcześniej, ale wciąż uniemożliwiał mi funkcjonowanie.

- Bądź grzeczną dziewczynką, to nie będę musiał więcej tego robić.- Mówił. Z przerażeniem odkryłam, że mówił znacznie składniej niż wcześniej i nie paplał jak szaleniec. Czyżby prócz odzyskania ciała znalazł sposób jak przywrócić sprawność umysłowi? Bogowie, kogo ja sobie wybrałam na przeciwnika…

Uścisk znowu zelżał. Znów mogłam oddychać normalnie. Zamachnęłam się pięścią na jego twarz, ale mój cios nie pokonał nawet połowy dzielącej nas odległości gdy napastnik złapał mnie z łatwością za rękę. Nic dziwnego, ledwo byłam w stanie zgiąć palce, nie mówiąc już o porządnym zamachu.

- Ale ty jesteś dzika. Przydałoby się cię okiełznać, jak prawdziwą klacz.- Powiedział gładząc mnie po podbródku. Po ciele przebiegł mi dreszcz pod wpływem jego dotyku.- Posłuchaj mnie uważnie Tygrysico… ładnie to brzmi prawda? Pasuje do ciebie, będę cię tak nazywał… Zrób jeszcze jeden niewłaściwy ruch, zacznij choćby jedno zaklęcie, a ten tutaj padnie martwy na twoich oczach.- Zaśmiał się.- Chyba powinienem był powiedzieć, definitywnie martwy, bo trupem to on już jest.

Spojrzałam na James. Siedział nieruchomo jak posąg i byłam pewna, że nie robi tego z własnej woli. Tylko jego oczy poruszały się. Raz spoglądały na mnie, innym razem przenosiły swój błękit na czarnoksiężnika. Zdążyłam na własnym ciele poznać siłę czarów napastnika, więc wiedziałam, że nie mam co liczyć na pomoc wampira.

- Mógłbym cię ujarzmić już teraz, ale zepsułoby to całą zabawę.- Mówił dalej uśmiechając się jakby znalazł największy na świecie skarb.- O, a co trzymasz w tej torbie? Hmm? Podzielisz się chyba ze mną tą wiedzą, co?- Nie czekając na odpowiedź wsadził rękę do torby i wyjął Athame i pistolet. – Magia Krwi, co? Całkiem ciekawa rzecz, ale nie będzie to nam potrzebne.- Odrzucił oba przedmioty poza zasięg rąk. Tym samym pozbył się mojej jedynej przewagi nad nim.

On chce mnie. Dał mi to wyraźnie do zrozumienia. Może więc jak się oddalę od tego miejsca i skupię całą jego uwagę na sobie, James’owi uda się uwolnić? I gdzie jest John? Problem stanowiło moje ciało, było znacznie osłabione po kolejnym ataku i miałam ogromne wątpliwości, czy byłabym w stanie wstać, nie mówiąc już o bieganiu? Ale jeśli tu zostanę, nie będę mogła zrobić niczego w obawie, że skrzywdzi James’a. Znalazłam się między młotem a kowadłem.

Decyzję podjęłam w oka mgnieniu, instynktownie. Złapałam go za ramię i wykorzystując je jak podporę, dźwignęłam się i wystartowałam. W biegu wysłałam za siebie wiązkę energii żeby dodatkowo go wkurzyć i zmusić do biegu za mną. Taka marna ilość energii nie zrobiłaby nic nikomu, nawet świeżemu adeptowi, ale działała skutecznie gdy chciało się kogoś wyprowadzić z równowagi.

Biegłam wolniej niż zwykle zahaczając o połamane gałęzie, omijając powalone drzewa i zakopując się w licznych bagienkach. Zmęczyłam się bardzo szybko, ale adrenalina nie pozwalała mi się zatrzymać. Odgłos zatapianych w błocku nóg goniących mnie podziałał jak na maratończyka widok mety. Co chwila widziałam uderzające w pnie zaklęcia, omijające mnie minimalnie. Trzymałam wokół siebie tarczę, mimo że już nie raz przekonałam się o jej nieskuteczności w obliczu czarnoksiężnika. Jej obecność dodawała mi otuchy, nadziei, że póki stoi, jego siła nie będzie w stanie mnie skrzywdzić.

Nie wiedziałam gdzie biegnę. Liczyłam tylko na to, że wkrótce będę miała możliwość oparcia stóp na twardszym gruncie. Tutaj co chwilę moje nogi tonęły spowalniając mnie i zmniejszając dzielącą mnie odległość od napastnika. Nie miałam szans. Od początku nie miałam szans przed nim uciec, wiedziałam to, ale ruszyłam. Odciągnęłam go od chłopaków. Będą mieli swoją szansę. Później.

Po czasie, który wydawał mi się krótką chwilą, ciało zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa. Dlaczego gdy człowiek na coś czeka, czas dłuży się niemiłosiernie, a gdy pragnie coś odwlec, czegoś się boi, on nagle przyspiesza? Miałam wrażenie, że nie udało mi się odbiec od chłopaków zbyt daleko, a przecież musiałam przebyć szmat drogi, prawda?

Kroki nie były już daleko. Niemal czułam na sobie oddech czarnoksiężnika, jego obcasy zanurzały się w błocie zaraz za moimi. Dalsza ucieczka nie miała najmniejszego sensu. Musiałam się zatrzymać i stawić mu czoła. A przynajmniej pokazać, że nie poddam się bez walki.

Zahamowałam gwałtownie gdy niegdyś potężne drzewo zatarasowało mi drogę. Odwróciłam się i wrzasnęłam zaklęcie. Wielki piorun wystrzelił z mojej dłoni, ugodził w tarczę przeciwnika i odbił się uderzając w drzewo. Skoro magia nie działa postanowiłam rzucić się na niego, za jedyną broń mając paznokcie i zęby. Gdy znajdowałam się przy nim gotowa go uderzyć potężna siła zwaliła mnie z nóg. Przed złamaniem nosa uratowały mnie łokcie, którymi zasłoniłam twarz. Drugi już raz dzisiaj uderzyłam w kamień i poczułam jak na prawym łokciu rozcina mi się skóra i zaczyna lecieć krew. Na szczęście nic nie złamałam. Jeszcze.

Czarnoksiężnik podniósł nogę jak do kopnięcia i już brał zamach gdy czyjeś ręce chwyciły go od tyłu i cisnęły o najbliższy pień. James nie czekając, doskoczył do przeciwnika i złapał go za wyciągniętą nogę, zakręcił jak na karuzeli i rzucił o kolejne drzewo. Siła z jaką ciało uderzyło o drewno zachwiało rośliną, a w miejscu zderzenia odpadł wielki płat kory. Wezbrała we mnie nadzieja, że może się uda. Powtórzyłam zaklęcie pioruna i wysłałam wprost na znienawidzone ciało. Trafiłam w ramię, ale to nie miało znaczenia. Faceta kopną potężny prąd i przestał się ruszać. Głowa opadła mu na pierś, z ust poleciała krew.

- James trzeba mu odciąć głowę lub wyrwać serce!- Krzyknęłam próbując się podnieść. Na twarzy miałam masę błota, która przysłaniała mi widok, więc tylko usłyszałam jak wampir stawia kroki.

Walczyłam z leśnym makijażem gdy ktoś złapał mnie za kark i mocno ścisnął. Instynktownie kopnęłam w miejsce gdzie faceci trzymają swoje najcenniejsze skarby i jęknęłam gdy pięta uderzyła w twardą tarczę.

- Mówiłem ci żebyś nie rozrabiała.- Syknął mi do ucha czarnoksiężnik łapiąc za prawy nadgarstek i go ściskając.- Byłaś niegrzeczną kotką, a niegrzeczne kotki muszą dostać karę.- Ścisnął jeszcze mocniej miażdżąc mi nadgarstek. Chrupnęło. Miałam wrażenie jakby z kości pozostał sam pył. Już nie byłam w stanie ściskać palców, które teraz zwisały bezwładnie.- A mogliśmy się razem tak dobrze bawić…

Uderzył mnie pod potylicom. Nie poczułam bólu. Resztką sił chciałam zobaczyć, co stało się z James’em, ale nie udało mi się. Zobaczyłam tylko ciemność i moja świadomość zgasła.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania