Szaleństwo magii, rozdział 3, cz. 3

Przy szczycie dostrzegłam zbiegowisko policjantów. Wszyscy kręcili się nerwowo wokół zapewne okrążając ciało. Kilku już mnie dostrzegło i rozpoznało, bo odstąpili robiąc mi miejsce. Wszyscy byli bladzi, kilku się pociło i nie wiedziało co robić z rękoma, więc miętosili rzeczy, które akurat mieli przy sobie. Spojrzałam w dół w miejsce, które każde z nich unikało wzrokiem. Wzdrygnęłam się. Ciało faktycznie należało do kobiety. Skóra z twarzy została całkowicie zdjęta. Widać, że skalpowaniem zajmował się ktoś z wprawą, bo krawędzie na szyi i przy uszach były równiutkie. Z twarzy patrzyły zielone oczy nienaturalnie wyglądające na tle zakrwawionych mięśni. Młody policjant zapomniał wspomnieć, że prócz skóry kobieta straciła również wszystkie zęby i teraz w dziąsłach ziała cała siatka dziur. Brakowało u niej również innych ran mogących pomóc w dojściu do przyczyny śmierci, a wątpiłam żeby cokolwiek dało się znaleźć po wyjściu z Alei. Magiczne ślady zniknęły bezpowrotnie.

-Wynieście ciało poza teren, tutaj lepiej nie zostawać zbyt długo jeśli to niekonieczne.

- Gdzie pan komendant?- Spytał blondyn stojący po mojej prawej.

- U świadka, kazał mi sprawdzić jak wam tutaj idzie, a ja mówię, że lepiej nie drażnić istot tutaj mieszkających chyba, że chcecie aby na wasze rodziny spadły wielopokoleniowe klątwy.- Mówiąc to wcale nie musiałam się starać żeby zabrzmiało to poważnie.

- Nie ma tu niczego co mogłoby nam zagrozić- Powiedział z butom na oko trzydziestoletni mężczyzna.

- Zdziwiłbyś się kolego ile istot w tej chwili kręci się wokół ciebie.- Odpowiedziałam starając się przybrać złowieszczy ton i wpatrując się w totem ponad ramieniem tamtego. Miałam nadzieję, że pomyśli, że wpatruję się w ową istotę. Udało się i facet spojrzał za siebie.- To jak będzie z tym wynoszeniem ciała?

- Punkt dla ciebie czarownico.

Stałam i patrzyłam jak chłopaki zawijają zwłoki w tradycyjny czarny worek. Teraz czekała ich ciężki powrót. Będą musieli się bardzo postarać żeby nie potrącić żadnego totemu.

- Mogłabyś rzucić jakiś czar, który pomógłby nam przenieść zwłoki?

- Tutaj nic to nie da, to strefa Pustki.- Odpowiedziałam nie sprawdzając czy zrozumieli.

Przeszłam się wokół miejsca, w którym leżało ciało kobiety licząc na to, że znajdę coś co przeoczyli policjanci. W końcu miałam większe doświadczenie w sprawach paranormalnych niż którykolwiek z nich, prawda? Może powinnam podrzucić Johnowi sprowadzenia tutaj takiego speca? Czytałam kiedyś, ze na jednym z uniwersytetów otworzyli nawet specjalny kierunek studiów. Tylko ludzie mogli wpaść na taki pomysł… Chociaż z drugiej strony to nie głupie, mało który nadnaturalny chce zwracać na siebie uwagę i pomaga policji, a tak będą mieć speca, któremu będą mogli w pełni zaufać.

Zajrzałam za poszczególne totemy w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu, który morderca mógł nieopatrznie zgubić. Ciało raczej nie dostarczy zbyt wielu informacji, ale przedmiot mógłby coś wyjaśnić, zwłaszcza jeżeli byłby to przedmiot, który długo trzymał przy swoim ciele. Ku mojemu rozczarowaniu przez pierwszych kilka minut nic nie mogłam znaleźć, aż natrafiłam na kartkę leżącą za złamaną rzeźbą. Była równo złożona i przygwożdżona do ziemi pierścionkiem, który zawieszony był na zwykłym sznurku. Szaman nie położyłby tutaj czegoś takiego, oni informacje zostawiają na kawałku skóry. Jak grupa wyszkolonych policjantów mogła przeoczyć tak widoczną rzecz?

Podniosłam kartkę bez obaw o ewentualne zaklęcia je otaczające, w tym miejscu nie miały one mocy. Przyglądałam się przez chwilę pierścionkowi. Wyglądał jak zwykła obrączka, był tylko odrobinę grubszy. Schowałam go do tylnej kieszeni spodni i otworzyłam kartkę. Na samym środku pięknie stylizowanym pismem było napisane:

mogę zmienić słowa,

zmienić kolory,

ale nigdy nie poprawię

uczuć -

moich do Ciebie.

One zawsze będą

niepoprawne...

 

Mocno się rozczarowałam gdy przeczytałam wiadomość. Wyglądało na to, że kartkę zostawił tu ktoś zraniony. Mogłoby to tłumaczyć obecność obrączki. Najpewniej jakiś człowiek zebrał się na odwagę i zostawił tutaj wiadomość. Mimo to kartkę również schowałam do kieszeni i pospieszyłam za policjantami. Nie chciałam tu zostawać dłużej niż to konieczne. Granicę Alei niemal przebiegłam i uśmiechnęłam się gdy tak dobrze znana mi magia znów mnie otoczyła. Nie mogłam się powstrzymać i pstryknęłam palcami wywołując iskry. Był to niezbity dowód, że moje zdolności ponownie do mnie wróciły.

Wciąż się uśmiechając podeszłam do worka z ciałem, które już zapakowano do wozu. Dla pewności chciałam sprawdzić czy totemy faktycznie wyssały z niego wszystko. Pewnie z tym uśmiechem wyglądałam na zdrowo kopniętą, ale już dawno przestałam się przejmować opinią innych. Już samo bycie czarownicą dawało mi metkę nie do końca normalnej.

Przesunęłam zamek worka i do moich nozdrzy dotarł zapach rozkładającego się ciała. Fuj! Wcześniej byłam chyba zbyt przejęta żeby to zauważyć, ale teraz, w ciasnym pomieszczeniu odór zaatakował z pełnią swej mocy. W takich chwilach pozostawałam pełna współczucia dla nekromantów. Zawiesiłam dłoń jak najniżej ciała kobiety starając się nie dotknąć mięśni i zamknęłam oczy. Nic nie wyczułam, było tak samo jak z ciałami, z których magia zdążyła wyparować. Zresztą tego się spodziewałam, nie widziałam nawet strzępka aury, więc od początku nie było na co liczyć. Po prostu profesjonalizm kazał mi sprawdzić wszystko dokładnie.

Z powrotem zasunęłam suwak ukrywając makabryczną twarz. Nie chciałabym tak odjeść, nie ważne czy czułabym wcześniej ból czy nie, wolałabym żeby moje ciało pozostało w jednym kawałku aż do spalenia. Wyszłam z wozu dając znak, że można zamknąć drzwi i ruszać.

- Gdzie jest Komendant?- Spytałam drobniutką policjantkę.

- Rozmawia z koronerem, powinien być przy jego wozie.

Jeżeli sprawę prowadził ten sam koroner co zawsze, znaczyło, że powinnam zacząć szukać czerwonego samochodu. Zmieniał auta jak rękawiczki, ale zawsze miały one ten sam kolor. Im głębsza czerwień tym lepiej. Rozejrzałam się ze swojego stanowiska, ale widok stanowiły wyłącznie wozy policyjne. Ruszyłam w stronę drogi licząc na to, że koroner dotarł dość późno i jest gdzieś przy trasie. Stanęłam na asfalcie i się rozejrzałam. Silny wiatr ciągnący za sobą burzowe chmury uderzał moimi włosami w twarz utrudniając widzenie. Gdzieś daleko uderzył grzmot. Mimowolnie przypomniała mi się legenda o tym, że każda burza jest pamiątką po śmierci ulubieńca bogów i każda z nich przybywa w dniu śmierci danego bohatera. Taka opowiastka dla małych dzieci. Sama usłyszałam ją po raz pierwszy gdy miałam jakieś sześć lat.

W końcu dostrzegłam ciemne włosy demona stojącego obok niskiego grubaska z ogromnymi wąsami. Był to nie kto inny a koroner z Crystal Fall. Obrzydliwie bogaty człowiek, ale jednocześnie najmilszy człowiek jakiego znałam. Idealnie pasował do powiedzenia „jak do rany przyłóż”. Kiedy go pierwszy raz spotkałam myślałam, że John mnie wkręca mówiąc o jego zawodzie.

Podeszłam do nich obejmując się ramionami. Wiatr stał się zimny i zapowiadała się jedna z gorszych nawałnic, a ja nie miałam z sobą niczego cieplejszego. Dodatkowo po wyjściu z Pustki nogi znów zaczęły mnie boleć.

Obaj panowie odwrócili się w moją stronę gdy do nich podeszłam. Fredric Corsa, bo tak nazywał się koroner uśmiechnął się na mój widok i ująwszy moją dłoń pokłonił się i złożył na niej pocałunek. Facet totalnie z innej epoki.

- Witam panno Marr, miło panienkę widzieć.

- Dzień dobry panie Corsa, mnie również miło pana widzieć.- Odpowiedziałam szczerze.- O czym to panowie rozmawiali?

- O tych dziwnych morderstwach, najpierw ciało bez oczu, potem oskalpowana twarz. Zastanawia mnie kto zadaje sobie tyle trudu zamiast po prostu zastrzelić lub zaczarować.

- Widocznie ma ku temu jakiś powód.

- Dowiedziałaś się czegoś?- Rzucił bez ogródek John.

- Nic. Pustka pozbawiła ciało wszelkiej magii, jeżeli chciałbyś się dowiedzieć teraz czegokolwiek od trupa musiałbyś wezwać nekromantę… Chociaż nawet to mogłoby nie pomóc, Pustka ma dziwne działanie i być może zrobiła z ciała obiekt sobie podobny.- Postanowiłam na chwilę zachować dla siebie informację o kartce, chciałam ją najpierw sama przeskanować i zyskać stuprocentową pewność, że nie ma ona nic wspólnego z morderstwami.

- To znaczy?- Spytał Corsa

- To znaczy, że nie da się na nie zadziałać magią, dopóki rysownicy nie stworzą portretu ofiary nie dowiemy się nawet kim była i czy należała do jednej z ras nadnaturalnych.

- Jeszcze gorzej niż za pierwszym razem.- Mruknął John. Wyglądał na wyczerpanego, sprawa musiała go męczyć bardziej niż reszta. Zresztą nic w tym dziwnego, rzadko dochodzi do morderstw na nadnaturalnych, a jak już dochodzi to zwykle sprawa sama się wyjaśnia po kilku dniach, a nawet godzinach.

- Pozwolicie państwo, że was zostawię, muszę się zająć ofiarą.

Wraz z Johnem kiwnęłam potakująco głową. Odczekałam chwilę aż się oddalił zanim powiedziałam Johnowi o swoim znalezisku, treści na kartce i moich przypuszczeniach. Dopiero teraz do mnie dotarło, że moja hipoteza brzmi trochę naciąganie, ale nigdy nic nie wiadomo.

- Nadal to masz?- Spytał

- Oczywiście, w kieszeni.

- Dobrze, zatrzymaj to, potem sprawdzimy kartkę.

- O ile nie stało się z nią to samo co z ciałem.

- O ile nie stało się z nią to samo co z ciałem- Powtórzył. Zamyślił się. Wiatr targał jego włosami. W oddali odezwały się grzmoty, gdzieś na horyzoncie błyskawica przecięła niebo. John też to zauważył.- Znasz legendę o tym skąd się wzięła burza?

- Znam, wcześniej to samo przyszło mi do głowy.

- Chyba mój mózg potrzebuje większej ilości odpoczynku skoro zamiast skupić się na ważnych sprawach przypomina sobie bajki.

- Mój ciągle to robi- Odpowiedziałam przywołując na jego usta uśmiech.- Może wrócimy do mnie? Prześpisz się to więcej wymyślisz.

Potrząsnął głową.

- Muszę wraz z resztą wracać na komendę.

- W takim wypadku zabieram twój wóz, nie mam zamiaru szukać przystanku gdy idzie burza.

- Odbiorę go przy najbliższej okazji- Zgodził się bez protestów- Dokumenty są w wozie. Nie przekrocz tylko prędkości, nie mam zamiaru stać się kolejnym obiektem żartów w pracy.

Zasalutowałam obiecując utrzymać dozwoloną prędkość i pomaszerowałam w stronę samochodu. Nieszczególnie lubiłam prowadzić to auto, zawsze miałam wrażenie, że prowadzę bardzo oporny czołg. Odpaliłam i wyjechałam starając się wypaść wzorowo, w końcu prowadziłam mając obok całą watahę stróżów prawa. Pewnie każdy z nich wynalazłby inny przepis, który rzekomo złamałam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania