Szaleństwo magii, rozdział 6 cd 2

Może udać, że zemdlałam? Pomysł dobry, tylko nie miałam czym ogłuszyć Rambo. Zresztą nie miałam pewności czy usłyszałby mój upadek, a nawet jeśli tak, to czy uznałby za konieczne zaglądanie tutaj. To nie jemu byłam potrzebna.

Mogłabym też powiedzieć, że chcę do toalety…

Usiadłam na zimnym kamieniu. Nadgarstek spuchł i zaczerwienił się. Wolałam nawet nie myśleć ile będzie mnie kosztować jego wyleczenie. Zwłaszcza, że znam tylko kilka podstawowych czarów uzdrawiających, a nie ma w tym repertuarze naprawiania kości. Jak zwykle Los ze mnie zadrwił. Gdy potrzebna mi jest jakaś umiejętność okazuje się, że jej nauka nie została zawarta w moim szkoleniu. Mam teraz za swoje… było mi zostać uzdrowicielką.

Westchnęłam przygnębiona. Nie chcę umierać. Nie chcę znów przeżywać koszmaru tortur. Już raz przez to przechodziłam, wiem co może mi on zafundować i byłam niemal pewna, że drugi raz tego nie zniosę. Za pierwszym razem było łatwiej, bo nie wiedziałam co mnie czeka, a teraz… teraz być może uda się mnie złamać. Boję się bólu jaki może mi zafundować, boję się, że zacznę go błagać o śmierć, że zgodzę się na jego propozycję tylko po to żeby przestał mnie męczyć… Wiem, że to brzmi żałośnie, że jestem żałosna, słaba, ale nie jestem ze stali i też mam swoje granice, teraz znacznie zawężone, bo obawiam się tego, czego kiedyś nie znałam i nie myślałam o tym.

Co powinnam zrobić? No co? Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie dam się skrzywdzić, nie dam się przechytrzyć, wykorzystać. A teraz? Siedzę w jakiejś wilgotnej jaskini, z jednym przygłupem pod drzwiami, mikrym kretynem i szaleńcem. I co? Pozwalam sobą pomiatać, daję się wykorzystywać i dobrowolnie zgadzam się na to żeby mnie skrzywdzili. Do cholery! Nigdy nawet nie liczyłam na czyjąkolwiek pomoc! Zawsze musiałam robić wszystko sama! Każdą pieprzoną rzecz! Zawsze liczyłam tylko na siebie, a teraz co? Siedzę tutaj i czekam na wybawienie?! Niedoczekanie.

Alexandro Kathleen Marr jak ci przyjdzie kopnąć kalendarz w tej zapadłej dziurze, to tylko na własnych warunkach! A potem jak coś, to dogadasz się ze strażnikami w Zaświatach żeby dali ci dwa tygodnie na straszenie idiotów, którzy postanowili się ciebie pozbyć. Zagwarantuję im co najmniej dwie dodatkowe duszyczki do męczenia… Tylko problem wciąż pozostawał. Jak się wydostać stąd? Mam za mało siły żeby nawet myśleć o wywarzeniu drzwi, a ten goryl po drugiej stronie…

Byłam tak głęboko zamyślona, że z początku nie zauważyłam, że drzwi ponownie się otworzyły. Do środka został wepchnięty mężczyzna ze związanymi na plecach rękoma, które uniemożliwiły mu zamortyzowania upadku.

- Teraz będziecie mogli sobie pogruchać gołąbeczki- Zaśmiał się Rambo.- Cieszcie się póki możecie.- Palnął przereklamowanym tekstem, po czym zamknął drzwi i ustawił deski na blokadę.

Mój nowy współlokator jakoś się podniósł. Z ulgą zobaczyłam, że podczas upadku nie przeorał głową ziemi. Na twarzy nie ostrzegłam żadnych obrażeń oprócz skaleczenia na górnej wardze. Świetnie, będę miała towarzysza bardziej sprawnego fizycznie niż ja. Może razem coś wykombinujemy.

Facet rozglądał się wokół. Pewnie wyglądałam tak samo jak się obudziłam. Z tym, że leżałam na ziemi, a wcześniej nieźle oberwałam. W końcu jego wzrok spoczął na mnie.

- Cześć- Przywitałam się.

- Cześć- Opowiedział oszołomiony.- Gdzie my jesteśmy?

- Ty chyba powinieneś lepiej wiedzieć od mnie. Mnie tu przywlekli nieprzytomną, ale strzelałabym, że to jedna z jaskiń, których pełno wokół jeziora.- Zadrwiłam zapominając o dobrym wychowaniu. Zresztą jak zawsze.- Czarownik?- Strzeliłam.

Pokiwał twierdząco głową.

- No to jest nas dwoje.- Mruknęłam. Pokiwałam palcem żeby podszedł bliżej. Z początku się ociągał, ale w końcu kucnął przed mną. Z bliska był nawet przystojny, tylko niewielka plama po (najpewniej) oparzeniu, nad prawą wargą psuła wrażenie. Ale kim ja jestem żeby osądzać po bliznach? Sama mam ich znacznie więcej. Za to miał piękne oczy, w słabym świetle w jakim się znajdowaliśmy wydawały się czarne. Niesamowite wrażenie. - Posłuchaj, wiem, że dopiero rozpocząłeś wycieczkę w tym miejscu, ale mnie zaczęło się już tu nudzić.- Wyszeptałam. Nie wiedziałam jak daleko od drzwi siedzi Rambo.- Może pomożesz mi wymyślić jak się stąd urwać? Bo chyba nie myślisz, że spotka nas tu szczęśliwe zakończenie?

- Wiesz, w którą stronę znajduje się wyjście?- Przeszedł od razu do sedna spawy. Dobrze, trafił mi się zdecydowany facet.

- Nie, a ty?

- Też nie, miałem na głowie worek, zdjął mi go ten dryblas przed samymi drzwiami. Nie mam pojęcia, w którą stronę mielibyśmy uciekać.

- Mnie to bez różnicy. Obiecano mi tutaj praktykę z użyciem kilku ostrych narzędzi i zabawę w chirurga. Oczywiście ja mam grać pacjenta.

- Dość kiepsko.

- Naigrywasz się?- Rzuciłam zirytowana. Pokręcił przecząco głową.- Przepraszam, jak się denerwuję robię się bardziej zgryźliwa niż zazwyczaj.

- Nie ma się czemu dziwić. Zastanawia mnie tylko czemu wsadzili nas razem do tej… celi? Jamy?

- Pewnie nie mając więcej komnat, albo Rambo to idiota, o czym jestem właściwie przekonana. Jeszcze gdzieś tu kręci się kurdupel i szalony czarnoksiężnik Morfeusz.- Wyjaśniłam.

- Morfeusz? Jak z Matrixa?

Zaśmiałam się.

- Miałam dokładnie takie same skojarzenie.

Zapadła cisza gdy żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Byliśmy w beznadziejnej sytuacji. Oboje.

- Może udałoby się nam wzajemnie rozwiązać?- Spytał spoglądając na moje związane dłonie. W przeciwieństwie do niego nie miałam ich złożonych na plecach.

- Może być ciężko. Mam strzaskany nadgarstek i ledwo mogę manewrować przez to dłońmi.- Właściwie, to prawą dłonią nie mogłam wcale ruszać. Coś czuję, że jeśli uda mi się stąd wydostać, to jeszcze długo przyjdzie mi odczuwać skutki zniszczonych kości.

- W takim razie spróbuję przełożyć ręce pod sobą i wtedy zobaczymy, co a się zrobić.- Powiedział.-Przy okazji, jestem Benjamin, ale wszyscy mi mówią Ben.

- Alexandra, ale wszyscy mówią mi Alex.- Odwdzięczyłam się.- No dobra, prawie wszyscy.- Dodałam po chwili namysły gdy przypomniałam sobie, że James kategorycznie odmówił skracania mojego imienia.

Przez kilka minut przyszło mi oglądać niezłe widowisko. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znajdowaliśmy uśmiałabym się do łez. Kto by pomyślał, że przełożenie rąk pod nogami może okazać się tak trudnym zadaniem. W końcu jednak udało mu się i z wypisanym triumfem na twarzy pokazał mi wyprostowane ręce. Hmm, tym uśmiechem pewnie podbił niejedno serce.

- Teraz może uda mi się rozplątać twoje dłonie.- Wyszeptał pochylając się nad mną. Chwila nieuwagi, niewłaściwe słowa i będziemy mieć na głowie Rambo.

Złączyłam dłonie na tyle na ile pozwalał mi nadgarstek i pokazałam mu supeł. Dopiero teraz przyjrzałam mu się dokładniej. Wyglądał na solidny i mocny. Ben może mieć z nim niemało problemu, a ja z moim nadgarstkiem byłam na straconej pozycji. Nawet zębami nie udałoby mi się tego rozplątać. Ktoś włożył sporo siły i umiejętności w ego zaplątanie.

Zabrał się do rozplątywania delikatnie, ale nawet mimo to kilka razy syknęłam gdy pociągnął zbyt mocno. Całe szczęście, że nie wymsknęły mi się inne słowa, które wtedy cisnęły mi się na usta. W nowej znajomości chciałam wypaść jak najlepiej żeby moja próżność mnie nie zadręczała, że jej nie dopieszczam. Tak więc, zero przekleństw, jak najmniej sarkazmu i ironii. Już i tak zawaliłam na wstępie.

Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, w końcu Benowi udało się poluzować wiązania i uwolnić moje dłonie. Zalała mnie ogromna ulga gdy mogłam w końcu poruszać swobodnie chociaż jedną dłonią.

Szybko ukryłam swoja aurę. Nie miałam wątpliwości, że Morfeusz utkał wokół jaskini sieć zaklęć mających wykryć użycie czarów. Sam też pewnie był teraz niezwykle wyczulony na najdrobniejsze magiczne zmiany jakie mogłyby pojawić się w jego otoczeniu, a w moim interesie leżało żeby o mojej ucieczce dowiedział się jak najpóźniej.

Złapałam lewą dłonią rękę Bena i pomagając sobie prawą (na ile to było możliwe) zabrałam się za jego supeł. Moja moc znowu odpłynęła w nicość. Miałam już szczerze dość takiego stanu rzeczy i obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie dopuszczę do podobnej sytuacji.

Facet miał niezły problem z rozplątaniem mojego, więc nic dziwnego, że mnie zajęło to znacznie dłużej. Manewrowanie jedną zdrętwiałą ręką nie należało do najłatwiejszych zadań, ale w końcu i mnie się udało. Sapnęłam uradowana gdy również jego supeł puścił i mógł się uwolnić.

Jednocześnie odrzuciliśmy sznury i ukryliśmy aury. Nadal nie mogliśmy używać magii żeby nie ściągnąć sobie na głowy nowych kłopotów, ale teraz przynajmniej mieliśmy wolne ręce i mogliśmy spuścić łomot Rambo i knypkowi.

- I co teraz?- Spytał Ben spoglądając na mnie. Aha, czyli ja miałam tu dowodzić?

- Proponowałabym ściągnąć tutaj Rambo…

- Rambo?

- Oh, tego wielkoluda, który cię tu przytaszczył.- Wyjaśniłam szybko.- Tak mi się jakoś skojarzył… Wracając do tematu, najlepiej byłoby go tu ściągnąć i obezwładnić jak typowego faceta.- Spojrzał na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Czy każdy facet ma we łbie tylko jedną szarą komórkę, do której każdy impuls dociera z opóźnieniem albo wcale?- Kopnie się go w jaja.

- A niby jak chcesz go tutaj ściągnąć? Jest mu obojętne czy się tu pozabijamy czy nie.

- Nie powinno być. Morfeuszowi zależy na tym żeby mieć nas żywych. Inaczej od razu by nas pozabijał.- Wyjaśniłam, ale przemilczałam informację o tym do czego byłam mu potrzebna. O tym mogłabym powiedzieć tylko Johnowi i James’owi, a możliwe, że im też bym nie powiedziała. Eh, muszę się stać bardziej otwarta na innych, bo w końcu to wieczne milczenie oprowadzi do mojej zguby.- Zrobimy hałas, po którym zaczniesz się drzeć, że zemdlałam, powinien tu przylecieć. Potem kopniesz go tam gdzie trzeba i go ogłuszysz. Umiesz ogłuszyć?- Upewniłam się. Pokiwał twierdząco głową. Dobrze, zbyt wielu nadnaturalnych polega wyłącznie na swoich zdolnościach i nie ma bladego pojęcia o walkach wręcz.- Dasz radę?- Spytałam gdy zobaczyłam, że nie wygląda zbyt dobrze. To znaczy, miałam na myśli, zbyt dobrze jak na obecne warunki.

- Tak, jasne.- Odpowiedział pewnie, więc doszłam do wniosku, że mi się przewidziało.

- To zaczynajmy.

Zasymulowaliśmy upadek, po którym położyłam się na środku sali. Dla niepoznaki złączyłam ręce żeby wyglądały na związane i zamknęłam oczy. Ben podszedł do drzwi i zaczął w nie walić pięścią. Przerażonym głosem zaczął się drzeć.

- Hej, jest tam kto? Tej dziewczynie coś się stało, zemdlała!- Gdy nie doczekał się reakcji, powtórzył.- Do cholery! Ta dziewczyna jest nieprzytomna!

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zaczarowana 21.05.2015
    Uwielbiam twoje opowiadanie!!! A tak przy okazji liczę na jakiś mały wątek miłosny :-D Najlepiej związany z James'em 5 :-*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania