Szaleństwo magii, rozdział 6 cd.

- Uciekaj, piesiu.- Powiedziałam, gdy Felix zaczął się wycofywać. Jeżeli jest typowym mięśniakiem bez choćby odrobiny mózgu, to się za to wkurzy i będzie się zadręczał, że nie miał szansy się odegrać.

Morfeusz przybliżył się do stołu i stanął obok mnie. Nie miałam wątpliwości, że się we mnie wpatruje, ale pozostałam konsekwentna i patrzyłam się przed siebie jakby już zajął swoje miejsce po drugiej stronie. Dotknął moich włosów przesuwając między palcami kilka pasemek, które uciekły za ucho. Gumkę zgubiłam już w lesie.

- Taka piękna, taka zimna. Gdyby baśń o Królowej Śniegu była prawdziwa zapewne byłabyś słynną uwodzicielką.- Mruczał przesuwając delikatnie palcami po zarysie mojej szczęki.

- Wydaje mi się, że mój mało kobiecy język dyskwalifikuje na samym początku.

Zaśmiał się aż powietrze zawibrowało. Siedziałam spięta. Dopóki trzymał się na odległość, byłam w stanie zachować ten minimalny spokój, ale co innego gdy mnie dotykał… Jego skóra w dotyku niczym nie różniła się od skóry innych ludzi, ale było w niej coś… coś co czyniło jego dotyk nieznośnym. Odsunęłam twarz od niego. Dzięki bogom, nie próbował więcej mnie dotykać.

- Wina?- Spytał podnosząc kryształową karafkę stojącą na środku stołu.

- Czego od mnie chcesz?- Wypaliłam. Zaczęła mnie męczyć ta zabawa. Trudno jest znieść niewiedzę, a ja należę do tej części populacji, która jak czegoś nie wie, zaczyna się denerwować.

- Niegrzecznie jest wypytywać gospodarza o jego plany.- Odpowiedział nalewając mi czerwonego wina do ozdobnego kieliszka.

- Niegrzecznie jest wiązać gościa- Odszczekałam pokazowo unosząc dłonie.

- Nic na to nie poradzę, że gość nie jest zbyt przyjaźnie do mnie nastawiony.

- Nic na to nie poradzę, że gospodarz to psychopata, który próbował mnie zabić.

- Może nie udało mi się jeszcze doprowadzić umysłu do pełnej sprawności, ale nieważne co robiłem, nie miało to na celu zabicia ciebie.

- Ohh, takie to miłe. Wybacz mi, że opacznie zrozumiałam twoje intencje. Powinnam była wiedzieć, że to próba oświadczyn. Naprawdę mi przykro, zapomniałam o tradycji zaciągania kobiety do jaskini.- Odgryzłam się. Ugh, coraz bardziej zaczynała mnie wkurzać własna bezsilność. Gdyby nie ten nadgarstek, wybiłabym mu te równiutkie przednie ząbki.

- Obrączki nie przyjęłaś.- Odpowiedział urażony. Zabrzmiało to szczerze, ale równie dobrze mógł być znakomitym aktorem.

- Bo nie uklęknąłeś.

- Naprawdę mnie nie pamiętasz?

- Nie- Częściowo skłamałam. Miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam, ale uczucie to było tak słabe, że nie potrafiłam dopasować do jakiegoś miejsca lub czasu.- Dlaczego mnie tu sprowadziłeś? I co zrobiłeś James’owi i Johnowi?

- Na pierwsze pytanie odpowiem ci w trakcie kolacji.- Wytrzeszczyłam na niego oczy. Kolacji? Raptem chwile temu świtało. Gdy zobaczył mój wzrok wyjaśnił jak to się stało, że straciłam cały dzień.- Musiałem cię uśpić żeby łatwiej było cię tu zabrać.- Zrobił zamaszysty ruch ręką mającym objąć całą jaskinię.- Jeżeli dobrze pamiętam, to ten twój John to był ten demon. Tak, dobrze słyszysz, był. Z taką raną na pewno wykrwawił się zanim cię dorwałem. Co się zaś tyczy wampira, srebra nie miałem przy sobie, ale trochę czasu zajmie mu regeneracja tych ran, więc nie musisz się martwić o to, czy zacznie cię szukać. Niestety, nie miałem czasu na zabawę z wyrywaniem serca.

Zabił Johna? A może kłamie żeby wyprowadzić mnie z równowagi? Nie, nie powinnam wierzyć w to co mówi. Będę wszystko przyjmować obojętnie, a gdy się stąd wydostanę, zweryfikuję wszystko. Nie dam mu się złamać.

- Zjedz coś, na pewno jesteś głodna. Wprawdzie zaklęcie, które na tobie zastosowałem powinno spowolnić twój metabolizm, ale nigdy nie wiadomo.

Spojrzałam z powątpieniem na potrawy leżące na stole. A może w jednej z nich czeka na mnie mało spektakularny koniec? Jeżeli przyjdzie mi umierać rzygając, przysięgam, że zabiję sukinsyna. Morfeusz ( czułam się jak idiotka, nawet gdy nie musiałam wymawiać jego imienia na głos) przyglądał mi się gdy chciałam z bliska przyjrzeć się kotletopodobnemu czemuś. W każdym razie było to jakieś mięso w panierce.

- Nie chcę znów wyjść na nieuprzejmego gościa, ale ciężko będzie mi jeść ze związanymi rękoma.- Powiedziałam gdy jego wzrok zaczął mi przeszkadzać.

- Pomogę ci nałożyć na talerz co będziesz chciała, ale dalej musisz radzić sobie sama.- Odpowiedział zirytowany. Jak dobrze wiedzieć, że mój dar wkurzania ludzi nadal jest aktywny.

Podszedł do mnie, ale nie zapytał co ma nałożyć, tylko sam zaczął nakładać na talerz kotlet, ziemniaki i marchewkę. Przynajmniej karmią tutaj dobrze swoich więźniów. Uda mi się zaoszczędzić kilka groszy. Ciekawe, czy czuł się urażony, że go nie poznałam. Może dlatego miał teraz tak kwaśną minę, od której kapusta mogłaby się uczyć.

- Dziękuję- Powiedziałam słodko. Nie odpowiedział mi tylko wrócił na swoje miejsce po drugiej stronie stoły i złączywszy dłonie na stole, powrócił do gapienia się na mnie. Ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że się go nie boję. Zamiast tego byłam raczej zdenerwowana jego zachowaniem. Przypominał mi typowego syneczka swoich bogatych rodziców, który jak nie idzie po jego myśli, gotów tupnąć nogą i w złości rozbić najcenniejszy wazon w pomieszczeniu.

Spróbowałam manewrować związanymi rękoma tak żeby nie nadwyrężać nadgarstka, ale okazało się to niemożliwe. Za każdym razem jak udało mi się coś nabić, czułam jakby ktoś wykręcał mi rękę. W efekcie nie zjadłam zbyt wiele i byłam pewna, ze przyjdzie mi jeszcze głodować. Zrezygnowana odłożyłam widelec i zaczęłam wpatrywać się w Morfeusza, który mimo swoich zapewnień, ze wyjaśni mi o co chodzi, milczał przez cały czas.

- Powiesz w końcu o co ci chodzi? Czy mam zacząć zgadywać?

- A jakie są twoje przypuszczenia?

- Pierwsze miejsce zajmuje wypatroszenie.- Odpowiedziałam nawiązując do jego ofiar.- Drugie, jakaś niemoralna propozycja.- Po coś mnie w końcu trzyma żywą, prawda?- Trzecie miejsce mówi, ze po prostu jesteś obłąkany i szukasz kogoś komu będziesz mógł się pochwalić jaki to wielki i sprytny jesteś.

- Bystra z ciebie czarownica… Wszystkie trzy punkty zgadzają cię, chociaż nie mówią dlaczego akurat ty, ale do tego jeszcze wrócimy.

- Hura, niech żyje bohater dnia.- Wzniosłam smętny toast. Nie mógł powiedzieć, że chociaż pierwszy punkt jest pudłem? Nieszczególnie miałam ochotę rozstawać się ze swoimi narządami. Jesteśmy przyjaciółmi całe życie i zdążyłam przywyknąć do tego, że się nigdy nie rozstajemy.- Dobra, to co to za propozycja, którą masz mi złożyć przed zabawą skalpelikiem?

- Chciałbym żebyś złożyła przysięgę i ogłosiła się moją Towarzyszką.- Wypalił jak z armaty.

Prychnęłam.

- Co was wszystkich wzięło na te przysięgi?

- Mnie zależy wyłącznie na mocy.- Kontynuował jakby nie usłyszał co powiedziałam.- A tobie już wkrótce zacznie zależeć na jak najszybszym odejściu w Zaświaty. Możliwie bezboleśnie.

- Aha.- Mruknęłam jakby jego słowa nie zrobiły na mnie wrażenia.- A co jeżeli nie przyjmę propozycji?

- Wtedy to ja, osobiście się postaram żebyś zmieniła zdanie.

W to akurat nie wątpiłam, pewnie miałby jeszcze z tego kupę śmiechu.

- Na decyzję masz czas do rana.- Powiedział i wstał.- Felix odprowadzi cię o twojej celi.

Jak na zawołanie Rambo-Felix wszedł do komnaty. Wstałam z krzesła zanim zdążył do mnie podejść i mi w tym pomóc. Złapał mnie pod łokieć jakbym zaraz miała mu uciec. Spokojnie pieseczku, dopóki jesteśmy w obecności Czarnoksiężnika, nie mam zamiaru niczego próbować. Zatrzymałby mnie zanim zdążyłabym dobiec do drzwi. Znam swoje ograniczenia.

Rambo ( jakoś nie potrafiłam przerzucić się na Felixa) pociągnął mnie za sobą. Stawiał tak duże kroki, że musiałam za nim bieg żeby nie zacząć szurać nogami po podłodze. Jednocześnie starałam się zapamiętać przebytą trasę. Idąc na spotkanie z Morfeuszem nie pomyślałam o tym i to był mój błąd, bo zamiast teraz weryfikować to co zapamiętałam, musiałam uczuć się wszystkiego pierwszy raz. A pamięć nie zawsze lubi współpracować. Na szczęście droga miała niewiele odnóg co minimalizowało możliwość zbłądzenia ale jednocześnie zwiększała ryzyko natknięcia się na Czarnoksiężnika. Oczywiście pod warunkiem, że jakimś cudem uda mi się ponownie sprowokować kurdupla i nawiać z celi.

Drzwi od celi stały otworem, ale nigdzie nie widziałam kurdupla.

- Gdzie nasz mikrej postury przyjaciel?- Spytałam gdy Rambo zamykał za mną drzwi. Eh, gdybym tylko miała możliwość ukradnięcia chociażby widelca ze stołu. Że też Morfeusz musiał się we mnie wgapywać jak troll w stary gnat.

- Uznałem, że będziesz wolała towarzystwo kogoś kulturalniejszego.

- A co? Macie tu kogoś jeszcze?- Spytałam wiedząc, że miał na myśli siebie.

- Dowcipna jesteś… ale do czasu.

Pokazałam w stronę drzwi Środkowy Palec Mocy. Wzrosła we mnie bezsilna złość. Rozejrzałam się za czymś co mogłabym kopnąć, ale mając do wyboru tylko skały i drzwi spróbowałam się uspokoić. Wolałam nie ryzykować złamania palca. Zdecydowanie wystarczył mi roztrzaskany nadgarstek.

Jak szczur zapędzony w pułapkę zaczęłam krążyć po pomieszczeniu. Nie miałam pomysłu. Żadnego. Nic. Pustka. Przyjdzie mi skonać jak prawdziwemu szczurowi? Czy naprawdę aż tak polegałam na magii, że gdy jej zabrakło stałam się bezsilna? Myśl Alexandro, myśl… A przede wszystkim się uspokój, bo jak zaczniesz panikować to już możesz zacząć uznawać się za trupa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • wolfie 19.05.2015
    Twoje opowiadanie jest bardzo dopracowane i naprawdę trudno znaleźć w nim jakiekolwiek błędy, więc nie mam do czego się przyczepić :) Zostawiam piąteczkę i czekam na dalsze części.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania