Szaleństwo magii- Prolog + Rozdział 1

PROLOG

23 Października 2008

Zima w tym roku ostro zaatakowała już na początku października. Wiatr hulał wyjąc swoją pieśń, kąsając każdego kto naraził się na jego gniew. W wichurze było coś magicznego, co sugerowało gniew jakiegoś boga. Pozostawało tylko pytanie, który bóg postanowił zabawić się kosztem śmiertelników i nielicznych nieśmiertelnych oraz to jaki idiota postanowił wyprowadzić z równowagi kogoś takiego. W takiej chwili nie miałam litości dla takich idiotów ani szacunku do istoty, która zamiast przysmażyć łeb delikwentowi zsyła na wszystkich piekielne zimno. Gdyby nie fakt, że otwarcie ust równało się z wdychaniem kolejnym otworem lodowatego powietrza pewnie wykrzyczałabym teraz bluźnierstwa.

Uderzyłam kolejny raz łopatą w zamrożoną ziemię. Nawet praca fizyczna nie dawała rady mnie rozgrzać. Próbowałam również wzmocnić się magią i chyba tylko to ratowało mnie przed zamarznięciem. Na szczęście nie padał śnieg niwecząc moje plany wykopania trupa.

Nie to żebym była jakimś pieprzonym nekrofilem. Nawet oni i ghule w taką pogodę trzymają tyłki w swoich ciepłych norach… tylko jakaś durna czarownica postanowiła się w środku nocy kopać w środku lasu, za jedyne światło mając własnoręcznie stworzoną kulę światła, która co rusz zmieniała miejsce pod wpływem obcej magii.

Wzmocniłam uderzenie magią i w końcu udało mi się oderwać duży kawałek ziemi. Gdyby Konwent miasta zdecydował się sprowadzić do miasta choćby jednego nekromantę to on by teraz kopał ten parszywy dół, a nie ja. No, ale po co marnować środki na specjalistę skoro w mieście jest kilku czarowników znających pobieżnie nekromagię. Oni przecież z największą chęcią przyjmą zlecenia i będą budować dobre imię Konwent, nawet gdy do niego nie należą! Hura!

Kolejne uderzenie przyniosło od dawna oczekiwany rezultat. Nie mogłam się powstrzymać i musiałam się uśmiechnąć. Pod cienką warstwą ziemi pojawiło się ubranie. Sądząc z wyglądu i wybrzuszenia w okolicy piersi znalazłam swoją zgubę. Rozgrzebałam delikatnie ziemię nad torsem chcąc obejrzeć twarz.

Odetchnęłam z ulgą. Nie jestem nekromantą , ale należę do tych kilku nieszczęśników znających trochę nekromagii. To „trochę” ma tu kluczowe znaczenie. Na przykład moje zaklęcia mogły mnie doprowadzić do niewłaściwego trupa. Na szczęście twarz martwej dziewczyny zgadzała się ze zdjęciem, które dostałam od jej rodziców. Chociaż byłam przyzwyczajona do tragicznych zakończeń zrobiło mi się żal jej rodziny, która wciąż wierzyła, że sprowadzę ją żywą do domu.

Upewniłam się jeszcze czy znalazłam właściwą szesnastolatkę zaglądając pod zmrożoną koszulę. Nad lewą piersią powinno znajdować się okrągłe znamię będące pamiątką po wrzątku. Faktycznie, na bladej skórze znajdowało się opisane znamię. Teraz już miałam stuprocentową pewność, że trafiłam na właściwą osobę. Nie umiałam określić kiedy umarła, tego potrzebny jest patolog albo nekromanta znający się na swojej robocie. Mróz mógł dobrze zakonserwować ciało. Równie dobrze mogła umrzeć wczoraj jak i tydzień temu.

Nie mogłam zrobić nic więcej. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam na prywatny numer znajomego policjanta. Nie chciałam żeby miejscowe władze wiązały mnie ze znalezieniem ciała, a od niego mogłam oczekiwać dyskrecji. W końcu my nadnaturalni trzymamy się razem, prawda?

- Znalazłam ciało. Las za Focus Park, jakiś kilometr od drogi na wschód.- Powiedziałam gdy tylko odebrał telefon i równie szybko się rozłączyłam. Właściwie wrzasnęłam. W tym wietrze ledwo słyszałam samą siebie to co ma powiedzieć mój rozmówca, który dodatkowo słyszał jeszcze ryk. Moja komórka miała tendencję do zawieszania się w skrajnych temperaturach, więc i tak nie ucięlibyśmy sobie pogawędki. Wiedziałam, że mając nawet tak skąpe informacje znajdzie właściwe miejsce.

Podniosłam łopatę i zarzuciłam ją sobie na bark. Pora się stąd zmywać zanim przyjedzie policja. Wysunęłam telefon jeszcze na chwilę żeby wysłać sms do rodziców dziewczyny.

„Znalazłam ciało”.

Resztę powie im policja.

 

****************************************

Rozdział 1

12 Marzec 2009

Ze snu wyrwał mnie irytujący dzwonek telefonu. Otworzyłam jedno oko i nieprzytomnie spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. Trzecia w nocy. Ciekawe co za idiota wydzwania do mnie o tej godzinie? Zamorduje drania…

- Alexandra Marr.- Wymruczałam zmęczonym głosem. Nie sprawdziłam kto dzwoni, więc wolałam się przedstawić. Może to kolejny świrus mylący czarownicę z nekromantką.

- Hej Alex, mam nadzieję, że cię nie obudziłem.- W słuchawce usłyszałam głos mojej przyszłej ofiary, którą okazał się mój przyjaciel. Demon i policjant w jednym. Po jego tonie poznałam, że wcale nie liczył na twierdzącą odpowiedź.

- Zabiję cię.- Wymamrotałam starając się odpędzić zmęczenie.

- Tylko tym razem skutecznie. Przyjedź na Main Street przy stawie. Musisz coś zobaczyć.- Wyrzucił z siebie i rozłączył zanim zdążyłam go zwymyślać.

Z jękiem protestu podniosłam się z przytulnego łóżka. Po głowie latała mi masa różnych przekleństw przeznaczonych na właśnie takie okazje, ale nie miałam sił wypowiadać ich na głos. John rzadko prosi mnie o pomoc przy jakiejś sprawie, ale jak już to robi to zwykle ma ważny powód. A skoro wzywa mnie o tak nieprzyzwoitej godzinie musi to znaczyć, że zdarzyło się coś naprawdę poważnego.

Zgarnęłam torbę leżącą obok łóżka i zapakowałam do niej Athame i pistolet. Nigdy nie wiadomo kiedy może przydać mi się broń, więc wolałam dmuchać na zimne, a skoro wezwano właśnie mnie to oczywistością było zapakowanie rytualnego sztyletu. Z zawalonego papierami biurka zgarnęłam kluczyki od starego samochodu, który udało mi się kupić od jakiegoś starszego małżeństwa i zabrałam się za poszukiwanie jakiś ubrań. Padło na ciemne jeansy, czarne t-short oraz lekką kurtkę w kolorze khaki. Co prawda mieliśmy wiosnę, ale tu u nas w Crystal Fall w Minnesocie późno przychodziły ciepłe noce. Z łazienki wzięłam dwa amulety, które zawsze noszę na szyi ( trzeci nigdy z niej nie schodził, był to okrągły, płaski amulet z czarnego granitu z wyżłobionymi starożytnymi runami na obu stronach).

Gdy upewniłam się, że zabrałam wszystkie potrzebne mi rzeczy zamknęłam mieszkanie i wyszłam. Mieszkam na samym skraju miasta tuż przy ogromnym lesie w dziesięciopiętrowym wieżowcu, w którym stała wiecznie zepsuta winda. Dziś też nie działała i przyszło mi schodzić z siódmego piętra. Jak się okazało przebieżka dobrze mi zrobiła, bo odegnała resztki snu i pozwoliła mi jaśniej pomyśleć. Dowlokłam się na koniec parkingu i wsiadłam do mocno wysłużonego już samochodu. Schowałam papierki będące pozostałościom po wczorajszej niezdrowej kolacji do schowka i ruszyłam. Po drodze minęłam tylko kilka pojazdów zapewne prowadzonych przez pracowników niewielkiej fabryki kleju.

Po dojechaniu do centrum, którym znajdował się park wraz z przylegającą do niego wyznaczoną przez John’a ulicą od razu zorientowałam się gdzie mam podjechać. Zresztą nawet idiota by wiedział. Przy wejściu do parku i na części ulicy rozstawiono samochody policyjne, a miejsce zbrodni otoczono tradycyjnie taśmą. Zaparkowałam po przeciwnej stronie i wyskoczyłam z samochodu. Twarz owiał mi chłodny wiaterek, na który ewidentnie nie zwróciłam wcześniej uwagi. Wyminęłam dwa radiowozy lawirując w niewielkiej szczelinie z gracją godną tancerki, gdy przed mną wyrosła prawdziwa góra mięsa. Nie przesadzając facet miał mięśnie większe niż terminator i bardzo kwadratową szczękę wyglądającą jakby ktoś wsadził mu tam cegłę i zapomniał wyjąć. Przy moim metr siedemdziesiąt musiałam porządnie zadrzeć głowę do góry żeby zobaczyć chociaż jego podbródek. Nic dziwnego, że wzięli go do działu kryminalnego.

- Panienka wybaczy, ale tu nie wolno wchodzić.- Burknął potężnym barytonem.

- Gdyby panienka nie musiała to by nie wchodziła.- Odgryzłam się. Zwykle staram się być miła nawet dla takich gburów, ale wstawanie o czwartej rano to jedna z tych sytuacji, w których nie umiem powstrzymać bardziej zawziętej i zgryźliwej części swojej osoby.

- Spokojnie Jacob, ona jest ze mną.

Obok Terminatora stanął moja przyszła ofiara. Pocieszyłam się faktem, że przy dryblasie nawet on wyglądał mizernie. John to przystojniak komendy ( wśród żeńskiej części kadry zajmuje pierwsze miejsce na liście najlepszych ciach). Długie, farbowane na czarno włosy zawsze nosi zawiązane w kucyk ( jego naturalny kolor włosów to ognista czerwień, ale z racji poważnego zawodu postanowił ukrywać ten fakt). Wysoki i szczupły o skórze barwy cappuccino i czarnymi jak noc oczami przyciągał jak magnez kobiety.

Wyminęłam wielkoluda i przywitałam się z John’em. Demony bardzo sobie cenią kontakt fizyczny, więc jak tylko zbliżyłam się do niego pochwycił mnie w ramiona i mocno uściskał. Przy takim powitaniu cała moja złość za przebudzenie uleciała. Na John’a po prostu nie da się dużo gniewać. Był jednym z tych osób, które bardzo szybko zjednywali sobie przyjaciół.

- Dobra dość tego tulenia.- Zaczęłam wyswabadzając się z jego ramion.- Po co mnie ściągałeś tutaj o tak późnej porze?

- Sama zobacz.

Zaprowadził mnie w stronę niewielkiego tłumu policjantów rozmawiających między sobą. Gdy John się zbliżył dwóch młodzików zrobiło nam miejsce. Przedmiotem ogólnego zainteresowania było ciało młodego chłopaka. Na moje oko dzieciak nie skończył jeszcze dwudziestu lat. Nogi leżały prosto złożone razem, a ręce przylegały do torsu. Twarz nie wyrażała żadnych emocji, zastygła w stanie spokoju jaki jest charakterystyczny dla osoby śpiącej. Chłopak wyglądałby normalnie gdyby nie jeden istotny szczegół… No dobra żaden szczegół, a porządny argument w postaci dwóch pustych dziur zamiast oczu, z których zdążyła wycieknąć krew tworząc rzeki krwawych łez. Jednak jakby nie patrzeć od wyrwania oczu nie mógł on umrzeć jeżeli miał w sobie choćby gram mocy, a miał go. Wokół ciała wciąż unosiła się słaba niebieska mgiełka aury. Taki kolor posiadają wyłącznie czarownicy.

- Co mu się stało?- Myślałam na głos. John najwyraźniej to dosłyszał bo zaraz odpowiedział.

- Sam chciałbym wiedzieć. Niecałe czterdzieści minut temu zadzwoniła do nas jakaś prostytutka ze zgłoszeniem. Znalazła tylko ciało, chłopak już nie żył.

Przesunęłam ręką nad ciałem chłopaka na tyle blisko żeby moja aura zetknęła się z resztkami jego aury. W ten sposób można wyczuć emocje jakie towarzyszyły delikwentowi tuż przed śmiercią, czasami można pochwycić wizję zabójcy lub chociaż dowiedzieć się jakiej konkretnej broni użyto. Tutaj niestety niż znalazłam niczego poza spokojem. Zupełnie jakby nie został zamordowany. Przesunęłam ręką nad oczodołami z nadzieją, że może tam dostrzegę jakiś znak lub poznam aurę zabójcy. Nic.

- Nie zabito go za pomocą magii, musiano do tego użyć tradycyjnych narzędzi.- Odparłam przyglądając się niskiej dziewczynie stojącej obok swojego przełożonego i zapisującej moje słowa w notesie. – Miał jakieś cechy szczególne?- Dodałam po chwili namysłu. Sama nic nie mogę zdziałać w tym wypadku, ale może coś wymyślę jak będę miała więcej informacji.

- Kilka tatuaży z runami.- Odpowiedziała dziewczyna z notatnikiem. Nie zdziwiłam się, że potrafi rozpoznać runy. W dzisiejszych czasach nawet małolaty wiedzą jak wygląda przynajmniej jedna runa.

Westchnęłam. Tatuaże to żaden trop. Większość czarowników je nosi. Sama mam kilka. Już miałam się podnosić z zamiarem powiedzenia John’owi, że na darmo mnie tu ściągnął gdy moją uwagę przykuła jedna z dziar młodzika. Nachyliłam się nad obojczykiem chłopaka i przyjrzałam rysunkowi. Były to trzy czerwone krople wpisane w kąty trójkąta. Znałam tez znak aż za dobrze.

- John, znam ten znak.- Przywołałam przyjaciela gestem wskazując na tatuaż.- Identyczny noszą wampiry James’a, ale nie wiem dlaczego nosi go czarownik.- James to lokalny przywódca klanu wampirów i jednocześnie właściciel klubu „Nocna przygoda”, jedynego klubu gdzie usługują prawdziwe dzieci nocy.

- Jesteś całkowicie pewna?

- Tak. Widziałam go nie raz gdy wykonywałam drobne usługi magiczne James’owi.- Położyłam nacisk na słowo ‘’magiczne”. Wampiry uchodzą za jedne z najbardziej atrakcyjnych nadnaturalnych i wolałam żeby tutaj zebrani nie mięli wątpliwości co do charakteru tych usług. Plotki bywają zgubne.

- Mogłabyś do niego zadzwonić żeby przybył tu?- Odparł z rezygnacją. John i James mieli już kiedyś okazję się spotkać i nieszczególnie przypadli sobie do gustu… a raczej omal nie pozabijali się nawzajem.- Wiesz, wolałbym porozmawiać z nim przy tobie. Jesteś tu jedyną osobą, która może nas powstrzymać przed rzuceniem się sobie do gardeł.- Dokończył cicho tak żebym tylko ja mogła go wyraźnie usłyszeć. Ostatnim razem też ich [powstrzymałam, ale kosztowało mnie to naprawdę dużo energii.

Przetarłam oczy, do których ponownie wdzierało się zmęczenie i sięgnęłam do torby po telefon. Gdybym miała jakiś wybór to nigdy nie spółkowałabym z wampirami, ale takie już mam szczęście, że zawsze dostaje coś zupełnie odwrotnego od tego czego chcę. Odnalazłam numer w kontaktach i zadzwoniłam. Zaliczałam się do tych nielicznych osób, które miały prywatny numer James’a, a nie firmowy. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Witaj Alexandro, czemu dzwonisz o tak późnej porze?- Odezwał się głosem, od którego miękły kolana każdej kobiecie. Wstyd się przyznać, ale też uwielbiałam ten głos.

- Mam do ciebie sprawę.- Zaczęłam.- A raczej policja. Przyjedź na Main Street obok stawu. Jakaś prostytutka znalazła ciało chłopaka ze znakiem twojego klanu.

- Nie posyłałem dziś nigdzie żadnego z moich wampirów.- Odpowiedział zdziwiony. U wampirów ciężko jest wyczuć jakieś emocje, ale ta konkretna była klarowna.

- To czarownik. Przyjedź.-Rozłączyłam się zanim zdążył zaprotestować albo zażądać czegoś w zamian. Nie musiałam się upewniać czy przyjdzie, wiedziałam, że to zrobi bo tego wymaga dobro jego klanu.

Wstałam otrzepując kolana z nagromadzonego na nich piachu. Ze zmęczenia zrobiło mi się zimno. Gdy się wzdrygnęłam John oddał mi swoją kurtkę. Był demonem ognia, nosił ją tylko na pokaz, więc bez skrupułów przyjęłam odzież. Staliśmy tak razem wpatrując się w ciało w nadziei, że któreś z nas nagle dozna olśnienia, gdy przy wozach policyjnych stanął czarny BMV. Nie mam tak dobrego wzroku jak wszelkiej maści zmiennokształtni, ale nawet ja w słabym świetle lamp ulicznych nie musiałam wysilać wzroku żeby zobaczyć kto siedzi za kierownicom.

James zgasił silnik i leniwym ruchem wyszedł z samochodu. Jeżeli ktoś myśli, że James ma tylko fantastyczny głos to jest w dużym błędzie. Wampiry to piękne stworzenia, które ściągają na siebie spojrzenia wszystkich mężczyzn i kobiet. Ma im to ułatwić omamienie ofiary i wypiciu jej krwi. Jednak w obecnych czasach nie muszą się specjalnie starać. Zawsze znajdzie się jakiś wariat, który zechce dobrowolnie oddać swoją krew lub zwyczajnie uprawiać seks z istotą nadprzyrodzoną. Ten konkretny okaz był właścicielem jasnozielonych oczu, jasnej cery i średniej długości ciemnoblond włosów. Kilka dłuższych kosmyków włosów zawsze opadały mu na oczu kusząc aby założyć je za ucho.

- Witaj, moja piękna.- Objął mnie jedną ręką w pasie i pocałował w czoło na powitanie. Musiałam mieć naprawdę dziwaczną minę, bo na twarzy John’a wykwitł uśmiech, który w innym wypadku w ogóle by się nie pojawił.

- Cześć.- Odpowiedziałam, gdy tylko udało mi się wyswobodzić z jego objęć.- To twój człowiek?- Wskazałam palcem trupa.

- To mój czarownik, Samuel Sparks. Zatrudniłem go miesiąc temu, gdy ty odmówiłaś.- Odpowiedział bez śladu emocji w głosie, ale wystarczyło, że spojrzałam w jego oczy i już miałam pewność, że nadal nie pogodził się z moją decyzją. Jeszcze tylko brakowało mi pracy na pełny etat… Chwila moment.

- Skoro miałeś zatrudnionego czarownika to po co byłam ci potrzebna ja?- W ciągu ostatniego miesiąca sprawdzałam u niego różne zabezpieczenia i wzmacniałam te, które straciły większość mocy, a teraz dowiaduje się, że miał własnego czarownika.

- Dopiero się szkolił, nie miał pojęcia o tworzeniu takich barierach jakie zakładałaś ty. Potrzebny mi był do sprawdzania ludzi wnoszących podejrzane przedmioty do klubu.- Dobra, punkt dla niego, nie sądziła, że ma jakiś solidny argument.

- Dlaczego ma wytatuowany symbol twojego klanu? Żaden czarownik nie dałby się oznakować.

- Tego nie wiem. Był młody, widocznie spodobał mu się.

- Idiota.- Skomentowałam krótko.

- Ktoś się na niego skarżył?- Wtrącił John. No tak, przecież James przywlekł tu swój tyłek z powodu trupa, a nie osobliwych tatuaży delikwenta.

- Nie. Był lubiany przez wampiry, nawet wtedy gdy wypił za dużo. Goście też nie wnosili nietypowych skarg.- Odpowiedział James lekceważącym tonem. Mam nadzieję, że nie będę musiała interweniować. Z jednym może bym sobie poradziła, ale na pewno nie dam rady powstrzymać dwójki. Poprzednim razem miałam farta.

Nie słuchałam reszty przesłuchania. Ponownie uklękłam obok ciała i wysunęłam dłoń. Aurę chłopaka stanowiły już tylko pojedyncze niebieskawe pasma. Magia opuszczała ciało, jeszcze trochę a nikt nie będzie w stanie bez wgłębiania się stwierdzić jakim rodzajem nadnaturalnego był. Może nie wystarczy połączyć aur, ale należy zadziałać własną energią? Idąc nowym tropem przyłożyłam dłoń do największego pasma i pchnęłam tam więcej własnej magii. Ciało chwilowo rozjaśniło się mocniej. Gdy myślałam, że to również nic nie da, przed oczami błysnęła mi postać. Trwało to zdecydowanie za krótko żebym mogła zobaczyć twarz, ale zyskałam pewność, że ostatnią osobą jaką widział chłopak był mężczyzna ( który prawdopodobnie był również mordercą). Jednak to nie wizja mnie zaniepokoiła lecz ledwo wyczuwalna czarna magia. Jeżeli do miasta przybył ktoś kto potrafi jej używać to możemy mieć duży problem. Przekazałam wszystko John’owi i James’owi.

- Jesteś pewna?- Dopytywał się już z dziesiąty raz John. Zaczynało mnie to irytować.

- Tak jestem pewna, facet, czarna magia to wszystko było w jego wspomnieniu. Może jakbym wcześniej wpadła na ten pomysł to bym mogła dowiedzieć się więcej.

- To nie twoja wina. Wracaj do domu się przespać, jak będę wiedział więcej to do ciebie zadzwonię.

Nie czekając aż wpadnie na jakiś pomysł pożegnałam się, chwyciłam torbę i ruszyłam w stronę samochodu. Większość policjantów wróciła już na komisariat, więc nie musiałam kolejny raz przeciskać się między radiowozami. Gdy byłam już przy własnym pojeździe musiałam kolejny raz zbesztać się w duszy za wrzucanie luzem kluczyków. Stałam teraz, wkurzona i zmęczona w torbie w poszukiwaniu tych złośliwych przedmiotów. Słowo daję, gdybym siebie nie znała podejrzewałabym jakiegoś wrednego chochlika o zadomowienie się u mnie.

- Alexandro.- Wymruczał mi tuż nad uchem James. Byłam tak pochłonięta poszukiwaniem kluczyków, że nie zauważyłam kiedy się zbliżył i idiotycznie podskoczyłam na dźwięk jego głosu.

- Następnym razem, proszę cię bądź tak miły i się nie skradaj.- Wysyczałam zła na siebie za utratę czujności.- O co chodzi?- Dodałam zaciekawiona.

- Dzisiaj ktoś wyrysował na tylnych drzwiach klubu jakiś znak. Chciałbym żebyś sprawdziła co to jest.

Westchnęłam. Znowu jakaś robota.

- Przyjdę jutro, spotykam się z kilkoma osobami wieczorem i wpadnę do ciebie zaraz po tym.

- Nie możesz teraz? Obiecuję postawić ci drinka.- Próbował namawiać.

- To twój klub, więc z tym stawianiem to różnie bywa, poza tym muszę na rano wstać do pracy.

- Jesteśmy więc umówieni skarbie.- Uśmiechnął się, ujął moją dłoń, złożył na niej delikatny pocałunek i odszedł w stronę swojego samochodu.

- Skarbie, kochanie, kiedyś zduszę w tobie te słowa klątwą i przez tydzień będziesz czuł chuć tak wielką, że nawet deska klozetowa stanie się wybawieniem.- Mruczałam pod nosem. Nie miałam pewności czy to usłyszał czy nie, ale szczerze powiedziawszy miałam to głęboko w poważaniu.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Pospolita 06.04.2015
    Super. Kocham fantastykę, więc opowiadanie bardzo mi się spodobało.
    Fabuła: 5
    Bohaterowie: 5
    Opisy: 5
    Błędy: 4
    Ocena: 5
  • wolfie 06.04.2015
    Pomysł na opowiadanie super, choć mam kilka uwag. Pierwsza rzecz: postaraj się dzielić tekst na krótsze części, bo niektórych taka objętość może przerażać. Po drugie w niektórych miejscach zabrakło przecinków. Zdarzyły się też literówki bądź pojedyncze wyrazy były ułożone w niewłaściwej kolejności w zdaniu.
    Poza tym bardzo fajnie, że ukazałaś własną wizję świata paranormalnego. To są absolutnie moje klimaty, więc będę śledzić Twoje opowiadanie. Ode mnie na razie otrzymujesz 4. :)
  • Mercedes 06.04.2015
    Wolfie, dziękuję za ocenę i że zwróciłaś uwagi na błędy:) Przycisk w komputerze od przecinków nie zawsze mi "wchodzi", więc mogłam nie zauważyć ich braków:) Dzięki tobie przejrzę jeszcze raz opowiadanie i postaram się je uzupełnić. Co do przestawiania wyrazów w zdaniach, to nawet w rozmowie zdarza mi się tak zrobić, ale staram się z tym walczyć i mam nadzieję, że takich błędów będzie u mnie coraz mniej :)
  • Linka 06.04.2015
    Czytam bardzo dużo fantasy, pomysł wydaje się ok ale też wyłapałam troche błędów stylistycznych i w pisowni. Oczywiście przeczytam kolejną część.
  • Prue 06.04.2015
    Czytałam, czytałam i czytałam. Lubię fantastykę, ale tej czegoś brakowało. Dialogi są zbyt kamienne, ciężkie nie ma w nich niczego z lekkości. Opisy są lepsze, ale nie zbyt spektakularne. Niedociągnięcia pojawiają się, tekst, zgadzam się za dużo go. Postacie mają charakter i nie mówią zbyt przewidująco to jest na plus. Opowiadanie przykuło moją uwagę innością, ale trochę brak w tym ... Nie wiem jak to jeszcze nazwać. Włożyłaś dużo pracy. Oceniam na 4
  • KainaBref 13.05.2015
    Już straciłam nadzieję, że ktoś tu mniej więcej wie co to jest prolog. I tak wpadłaś w me gusta, że zabiorę cię na tablecie i skonsumuję Twą twórczość w cieniu lipy. Brawo, raz, że fabuła jest zwarta, dobrze napisane dialogi, tylko robisz jeszcze sporo banalnych błędów, jakiś dziwny szyk, w opisach robisz za długie zdania. W kilku definitywnie postawiłabym kropkę. Trochę więcej synonimów, by pousuwać powtórki. Mnie długość tekstu ucieszyła, spokojnie rozkoszuję się historią bez rwania na strzępy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania