Czarnoksiężnik - 5 - Kontrakt
Czarnoksiężnik 5
- Lord Haster Hanbel… władca Meurii i wierny sługa królestwa Nermoru – odezwałem się mocnym głosem spoglądając na niewielką postać lorda. – Twe słowa niosą zmiano siły… potomku Hasterbala!
Piękne syknięcie zabrzmiało kiedy lord wyciągnął swoje ostrze. Nie bezpodstawnie cofnąłem się o krok. Ostrze raziło oczy swą mocą i wydawało irytujący dźwięk brzęczenia w moich uszach. Paszcze bestii warknęły i zasyczały mimowolnie. Zachichotałem podniecony.
- Aaaa… - zamruczałem podniecony. – Hanibel. Święte ostrze, wykute do walki ze sługami Zerghota. Gdybym był jego wiernym sługą, nie mógłbym oprzeć się temu światłu – roześmiałem się ponownie. – Kto by pomyślał, że broń takiego kalibru znajduje się w takim miejscu!
- Przestań gadać od rzeczy, Czarnoksiężniku – warknął Lord. – Puszczaj ich wolno, a będziemy mogli ustalić cenę twojej pomocy.
Cień syczał pod nogami, widocznie odciągając swe ofiary jak najdalej od świętego ostrza. Satysfakcja jaką poczułem, wiedząc że ten parszywy byt zna jeszcze uczucie strachu, odpłaciła stukrotnie i za tysiąclecie głodowania.
Momentalnie przemieniłem moją formę w poprzednią ludzką postać, teraz trzymając przerażoną Annę na rękach. Uśmiechnąłem się do niej serdecznie.
- Udało ci się malutka czarodziejko! Będziesz żyć – pozwoliłem jej samodzielnie stanąć, choć miała wyraźne trudności, spojrzałem na pozostałych. – Cień. Wypuść ich.
Cień wyjątkowo posłusznie poluźnił swoje macki i czym prędzej umknął do mojego cienia. Rozejrzałem się po wszystkich, a kiedy zorientowałem się kogo brakuje, bezceremonialnie kopnąłem cień, tak że ten syknął i schował się pod stołem.
Zacmokałem karcąco.
- No… dalej cholerko… wypluj ją – cień syknął zirytowany. – WYPLUJ – nacisnąłem ponownie, a Cień zapiszczał smutno. – Nie. Nie zasłużyłeś na przekąskę. Wypluj!
Dopiero teraz Cień wyrzucił z ciemności wojowniczą elfkę. Ta leżała, w poszarpanych ubraniach, nadal trzymając swoją włócznię. Trzęsła się i jąkała przerażona. Całkowicie zdjęta strachem.
Będąc właścicielem Cienia i wiedząc co w sobie kryje tylko pokiwałem głową.
To i tak cud, że Cień się nią tylko bawił, a nie wpierniczył od razu.
Poszukiwacze przypadli do siebie. Mariusz ściskał Annę, Kucharz elfkę.
Słodko. Aż mi się wina wytrawnego zachciało by wyrównać ten nieprzyjemny posmak w ustach. Odwróciłem się do lorda i wyciągnąłem rękę. Ten schował już swój miecz i dał znak swym ludziom by zachowali spokój.
- Moneta…
Lord wyciągnął żelazną monetę, a widząc jak ta zaczęła drgać upuścił ją zniesmaczony.
Zanim moneta uderzyła o podłogę przemieniła się w żelazną stonogę, a przynajmniej coś bardzo do niej podobne, ale znacznie bardziej kolczaste i z wielkimi szczypcami. Dziwaczne stworzonko obróciło się kilka razy zdezorientowane, zanim w końcu mnie spostrzegło i rozpoznało. Zaklikało szczekami radośnie. Uśmiechnąłem się szeroko i lekko pochyliłem.
- No! Chodź do Pana!
Bestijka ruszyła w błyskawicznym tempie, wybijając przyjemny rytm swoimi odnóżami. Wyciągnąłem rękę, a stonoga na nią wpełzła, zwinęła się w dłoni i uniosła główkę patrząc mi prosto w oczy.
- Kto jest dobrym chowańcem? – stonoga zakręciła się w kółko. – Kto jest dobrym chowańcem? – bestyjka raz jeszcze się zakręciła drgając radośnie. – Tak, Ty jesteś! Tak ty! – Zacmokałem i pogłaskałem stworzonko po pleckach, które radowało się każdym momentem dotyku. – Dotarłaś do Lorda i przekazałaś informację co? No byłaś bardzo dzielna, a dzielne bestyjki dostają nagrodę!
Sięgnąłem drugą dłonią za płachty płaszcza i po sekundzie wyciągnąłem dużą, tłustą, nadal żywą, białą mysz. Stonoga momentalnie stanęła w miejscu i zaczęła klikać szczękami. Widząc jej gotowość podrzuciłem myszkę do góry i pozwoliłem jej spaść na podłogę. Ta chwilkę kręciła się w kółko, próbując zrozumieć co się dzieje i gdzie się znalazła. Stonoga stała nieruchomo.
- Bierz ją!
Chowaniec skoczył w dół i w kilka sekund oplótł mysz swoim ciałem, wgryzając się głęboko w mięso, rozpoczynając swoją ucztę. Mysz piszczała donośnie, kiedy stworzenie z żelaza pożerało ją żywcem.
Zadowolony odwróciłem się do lorda, kiwnąłem głową, podniosłem jedno z obalonych krzeseł i wygodnie się rozsiadłem. Cień w międzyczasie postawił przede mną stół i drugie krzesło, dokładnie naprzeciwko. Zatarłem ręce, patrząc na lorda radośnie.
- Więc…? W czym mogę służyć?
Lord patrzył na mnie z dużą nieufnością i złością. Trudno się dziwić, jestem Czarnoksiężnikiem, jednym z „Dotkniętych” przez moc Zarghota. Nie mam przyjaciół wśród sług równowagi, dobra i pokoju, mimo że nie jestem ich wrogiem. Na szczęście Lord Haster Hanbel był człowiekiem inteligentnym i nie pozwolił swej dumie nad sobą zawładnąć. Z widocznym oporem i niechęcią zasiadł do stołu. Wykonałem ruch ręką i na stole pojawiły się dwa kieliszki wytrawnego czerwonego wina. Lord nie sięgnął po trunek, ale Ja z chęcią się poczęstowałem.
- Przejdę od razu do rzeczy – oznajmił w końcu. – Moc Korupcji sieje chaos na moich ziemiach. Źródłem jest stara świątynia w niedalekim miasteczku… a właściwie w tym co z niego pozostało.
Uniosłem brwi. Oj… teraz to mnie zainteresował.
- Którego boga ta świątynia?
- Tytana – odpowiedział Lord. – Behafstosa. Opiekuna…
- …rzemieślników – dokończyłem i oparłem się mocniej w siedzisku. – Jak stara ta świątynia?
- Według tego co wiem, ma jakieś pięć stuleci.
- Czyli za wcześnie… - mruknąłem pod nosem.
- Za wcześnie na co?
- Nic, nic. Nie przejmuj się lordzie… tytana Behafstosa? Dziwne. Był jednym z tych który pozostał „Czysty”. Dziw że udało się skorumpować i to jego świątynię… chyba że… ha… tak, hym…
Zamyśliłem się przez moment. Wyjątkowo ciekawy przypadek. To trzeba przyznać. Odkrząknąłem.
- Więc… oto najpewniejsze przyczyny aktualnej sytuacji. Pierwsza: pod świątynią Behafstosa były ruiny jakiejś starszej i to tam coś się przebudziło. Druga: w świątyni z woli Tytana było coś więzione, ale udało się cholerstwu uciec. Trzecia: Sługa Zerghata, ktoś potężny przeklął świątynie wroga swego Pana.
Lord wstał i uderzył pięścią w stół.
- Niemożliwe! Zerghat został pokonany tysiąclecia temu, a jego słudzy ukrywają się w strachu przed sądem!
- Co nie oznacza że ich pan przestał istnieć, a ich moc zmalała...
Lord cofnął się i pokręcił głową.
- Musisz być w błędzie Czarnoksiężniku. Kpisz by zdobyć większą nagrodę!
Zachichotałem rozbawiony, a następnie opuściłem w dół rękę, pozwalając by z rękawa zaczęły wysypywać się złote monety i kryształy. Ludzie patrzyli w szoku na mały skrawek mego bogactwa. Tym razem odezwałem się głosem spokojnym i ciemniejszym niż noc.
- Nie posiadasz skarbu który mógłby zaspokoić me pragnienie, Hasterze Hanbelu…
Pstryknięcie palcami i cień połknął całe bogactwo, a następnie wypluł kawałek papieru i krucze pióro. Przyłożyłem dłoń do ust i wgryzłem się w nią mocno, aż poleciała krew. Zamoczyłem koniec pióra w krwi i zacząłem spisywać kontrakt.
- Cena za me usługi to: dwadzieścia złotników, sto dwadzieścia dwa srebrniki, osiemnaście miedziaków, bukłaczek wódki… - tu uśmiechnąłem się rozbawiony zapisując ostatnie żądanie. - …i jedno wybrane życie istoty myślącej z twoich ziem na własność – odwróciłem dokument i pchnąłem na miejsce lorda, wraz z niewielkim nożykiem i czystym piórem. – W zamian zapewniam, że unicestwię to, co sprowadza zniszczenie na twe ziemie. Jeśli nie wywiąże się z mojej części umowy, nic nie zapłacisz, a ja będę pod twą komendą przez siedem dni. Jeśli Ty się nie wywiążesz ze swej części umowy… zabiorę twe życie, twój miecz oraz pierworodnego, na własność.
Pozwoliłem by te słowa zawisły w powietrzu. Uśmiechnąłem się serdecznie, błyszczącymi czerwienią oczami.
- Więc… Lordzie…? – Odezwałem się słodko. – Jaka jest twoja decyzja…?
Komentarze (16)
Pozdrawiam.
zastanawiałem się co może być słodkie i przerażające równocześnie - wyszło to
sorry - ale jeśli przychodzisz znikąd - nie oceniasz i nie komentujesz tekstu i zwyczajnie "zapraszasz" do przeczytania swoich tekstów...
nie...
jakby...
Ja nie pojawiam się pod twoimi pracami i nie "zapraszam" do czytania moich prac
to tak nie działa
Jak na pierwsze wrażenie przedstawiasz się jako osoba dość arogancka - tyle mam ci tylko do powiedzenia
Przeglądałem kilka piosenek
Nie zdobyłeś mojego zainteresowania
Nie od miesiąca - od ROKU
Nie obchodzi mnie podejście do polityki
Sam jestem monarchistą/ ateistą - więc wiesz
Nie mam czasu czytania każdej pracy która się na opowi pojawia
Szczególnie że mam znaczący kryzys twórczy dotyczący głównej serii moich opowiadań
i mam cholerną sesję
więc
tak jakby
nie za bardzo te argumenty mnie przekonują
"Zadowolony odwróciłem się do lorda, kiwnąłem zadowolony głową" - 2x zadowolony
"Co nie oznacza że ich pan przestał istnieć, a ich moc zmaleć" - tu coś nie gra. Może a ich moc zmalała?
Znów super. Utrzymujesz wysoki poziom, a sama historia jest coraz bardziej interesująca. Do tego piękne zakończenie części <3
Do cienia dołączyła moneta. Kupiłeś mnie, uwielbiam oba "byty" :)
Poprawię przy okazji
Zabawiam się - odskocznia, odskocznia i jeszcze raz odskocznia!
Miło że wpadłaś :)
Taak - stonoga miała być słodka - ale też niebezpieczna przy okazji
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania