Poprzednie częściCzarnoksiężnik - 1 - Kim jestem?

Czarnoksiężnik - 7 - Powrót Przeszłości

Siedziałem na dachu jednej z kamienic kiedy pierwsze promienie słońca pojawiły się nad horyzontem. Patrzyłem w stronę słońca, spoglądając w dal, na ziemie do których mnie ciągnęło, ale nie mogłem do nich wrócić. Smak wina mieszał się ze słodkimi i gorzkimi wspomnieniami. Scenami z przeszłości do których nie ma już powrotu.

Dopiłem resztkę czerwonego trunku i odstawiłem pustą butelkę na szczyt komina. Po chwili namysłu dołożyłem obok niej jedną pełną. Może jakiś kominiarz, albo przypadkowy urwis ją znajdzie.

Kto powiedział że Czarnoksiężnik nie może zostawiać podarunków?

Im dłużej byłem w mieście, tym większą miałem pewność , że nie zmierzę się z przypadkowym rywalem. Uczucie całkowitej korupcji i ciemności narastało, wraz z coraz głośniejszymi odgłosami przeklętych bestii kręcących się wokół miasta.

Magiczne runy wypisane na murach obronnych jeszcze się trzymały, skutecznie odstraszając słabsze bestie, ale moc ta słabła.

Zachichotałem rozbawiony.

Dość ironicznie przypominało mi to samego siebie. Promyk światła, pochłonięty przez ciemność. Porzucony przez świat, ale jeszcze nie zdmuchnięty przez ciemność.

Sięgnąłem pod poły płaszcza i wyciągnąłem niewielki srebrny przedmiot.

Przyjrzałem mu się.

Spokojny uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.

Jako osoba miłująca prawdziwą wolność, odrzuciłem symbol moich kajdan lata temu. Jednakże to… ten łańcuch… tego łańcucha odrzucić nie potrafiłem. Nie odbierał mi wolności, nie. Był niczym łańcuch kotwicy, nadal trzymający mnie na powierzchni świadomości na rozszalałym oceanie mocy Zerghota. Gdyby nie on, raz jeszcze stałbym się niewolnikiem, tyle że tym razem drugiej strony Wielkiego Konfliktu.

Schowałem przedmiot i obejrzałem się za siebie.

Cień powrócił. Z niego wypełzły moje żelazne chowańce. Klikały ostrzegawczo i trzęsły się w przerażeniu. Rdza pojawiła się na ich ciałach.

Oh... czyli przeczucie mnie nie zdradziło.

Miałem mierzyć się z czymś potężnym.

Żelazny pająk, którego rdza objęła w wielu miejscach piszcząc w bólu, wspiął się na mój bark, zbliżył się do mego ucha i wyszeptał to co widział on i jego bratnie byty.

Początkowe niedowierzanie ustąpiło wyższym emocjom, z każdym słowem rosła ma furia i złość.

Chowańce kuliły się przestraszone, a cień piszczał wraz z nimi.

Minęła dobra chwila zanim się nie uspokoiłem. Wziąłem pajączka w dłonie i uśmiechnąłem się do niego serdecznie.

- Już dobrze.. przepraszam. Nie powinienem się tak przy was denerwować, kochani.

Chowańce uniosły główki i zaklikały zapewniająco, że się nie obraziły, ale się o mnie martwią. Zachichotałem rozbawiony. Oto, te niewielkie słabe byty, martwią się o Mnie.

Jakież to czasy nastały…?

Choć nie.

Nie „Nastały”.

Powróciły.

Uśmiechnąłem się do moich niewielkich przyjaciół.

- Zbliżcie się, nie mogę pozwolić by pochłonęła was rdza.

Chowańce zbliżyły się, ja wgryzłem się w moją dłoń, a następnie obmyłem każdego z nich moją krwią. Ta, sycząc uleczyła ich ciała i zmyła rdzę. Kiedy skończyłem, niewielkie byty piszczały i klikały radośnie, wyrażając swoją wdzięczność. Zebrałem je po kolei, pogratulowałem i schowałem, trzymając je w bezpiecznym miejscu, by mogły odpocząć.

Teraz spojrzałem na Cień.

Ten stał nieruchomo, tam gdzie jego miejsce.

Ci którzy mogli się wsłuchać w jego wnętrze, mogliby usłyszeć odległe wrzaski i krzyki, a co ważniejsze, odległy ryk rozpaczy i wściekłości, pochłonięty i rozbity, pozbawiony świadomości.

- Nawet po tylu latach twój gniew nie niknie – powiedziałem zwracając się do tego co było wewnątrz cienia. – Widać to moja odpowiedzialność, by zniszczyć to co stworzyłaś… Matko Cieni…

Zapomniany ryk odbił się echem w pustce którą Cień stanowił.

Prychnąłem rozbawiony.

Coś się zbliża, a to z czym się będę mierzył to zaledwie zapowiedź tego co nadejdzie.

Wskoczyłem do cienia i zniknąłem w jego niebycie.

Pod jego postacią przemknąłem ulicami budzącej się Meurii, zbliżając się do gildii poszukiwaczy.

Tam, o dziwo zobaczyłem liczne tłumy.

Widocznie frustracja, która wypełniła ludzkie serca, świadomość bezsilności, w końcu się zamanifestowała w postaci globalnego oporu.

Było ich tu ponad pięćdziesięciu.

Rozbawiony zrozumiałem, że nawet taka liczba nic by nie wskórała w tej sytuacji.

Ukryłem się pod ich stopami i słuchałem ich rozmów.

Jakiś krasnolud głośniej się odezwał.

- Czy ten Czarnoksiężnik, to naprawdę prawdziwy, naprawdę tak potężny jak mówisz Mariuszu?

- Przyrzekam na mój honor – odpowiedział chłopak.

- Jesteś młody, wielu rzeczy nie widziałeś – odpowiedział dumny elf. – Pewnie użył iluzji i was nastraszył. Nie chce mi się wierzyć, ze ktoś mógłby władać taką mocą.

- Ale to prawda! – Zakrzyknęła Anna. – Nie ważne co myślicie. Ten Czarnoksiężnik jest potężny. To prawdziwe monstrum. Byłam najlepszą uczennicą w mojej szkole. Jestem poszukiwaczką od ponad roku i mierzyłam się z wieloma magami, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam!

- Twoi bracia opuścili miasto! – rzucił ktoś.

- Ale nie Ja! Ja zostałam i będę walczyć za Meurię. Za murami czai się coś potężnego. Jeśli jest ktoś kto może to coś pokonać, jest to ten Czarnoksiężnik.

- Proszę, proszę, proszę… - zachichotałem wynurzając się z jej cienia. – Mów dalej kochana. Dawno nikt mnie tak nie chwalił!

Poszukiwacze odskoczyli przerażeni.

Trudno się dziwić.

Oto czarnoksiężnik wynurzył się z cienia młodej czarodziejki.

Anna odwróciła się w moją stronę. Czuła strach, ale go powstrzymała i nie cofnęła się nawet o krok. Mariusz również patrzył na mnie przenikliwie.

Pozwoliłem swojej postaci urosnąć. Wykrzywiałem się niczym byt zrodzony z ciemności, szczerząc się rozbawiony, widząc strach wśród niedowiarków.

Wciągnąłem głęboko powietrze.

Mina mi zrzedła.

Coś się zmieniło.

Powróciłem do ludzkiej formy i powąchałem raz jeszcze. Obszedłem Annę wciągając zmianę w zapachu, niczym gończy pies.

Stanąłem.

Zrozumiałem.

Spojrzałem na Annę, a następnie na Mariusza.

Wybuchnąłem śmiechem.

- HA HA HA! TO CI DOPIERO! – Zgiąłem się opętany przez śmiech. – Ładnie, ładnie kochanieńka! Wczoraj w nocy ty byłaś dziewicą, a Mariusz prawiczkiem, a teraz już NIE JESTEŚCIE! – Zarechotałem widząc jak się rumienią. – HA! No patrzcie państwo jak UROŚLI! DOBRZE! Spojrzeliście Śmierci w oczy i zrozumieliście, że nie można w życiu niczego żałować! HA! Wyśmienicie! Oboje jesteście, naprawdę, wspaniali!

Anna tupnęła nogą.

- Wystarczy Czarnoksiężniku! Twoje kpiny są zbyteczne!

- Kpiny? – Zapytałem zaskoczony. – O nie, nie, nie! Moja droga! NIE! Ja nie kpię, nie tym razem! Uczyniłaś dobrze. Dorastasz. Zrozumiałaś wartość swego życia i swego ciała. To dobrze. Osoby takie jak Ty mają większy potencjał niż inni – tu spojrzałem na Mariusza. – Ty też się nie wstydź. Zbliżająca się walka będzie ciężka. W najgorszym wypadku, zginiesz jako mężczyzna.

Poszukiwacze z trudem zignorowali pierwszą informację i skupili się na drugiej.

- Walka? – Ktoś zapytał. – Czyli wiemy już z czym się mierzymy?

Pokiwałem głową z uśmiechem.

- Tak i powiem wam, że to prawdziwy rarytas. Jeśli szczęście wam dopisze, będzie to ostatni raz kiedy ujrzycie coś takiego.

Pomruk niepokoju rozszedł się wśród poszukiwaczy. Mariusz odetchnął i spojrzał mi prosto w oczy.

- Z czym się mamy mierzyć Czarnoksiężniku.

- Czeka na nas masa potworów, bestii, mutantów i zwierzoludzi – oznajmiłem. – To tego pewnie kilka przeklętych duchów, może nawet syreny. Jednak to wszystko, jest niczym przed Tym, co wywołało to wszystko…

- Cóż to jest Czarnoksiężniku? – zapytał Mariusz.

- Katherul… - wypowiedziałem pradawną nazwę.

Poszukiwacze patrzyli po sobie zdezorientowani.

- Katheru…co? – zapytał ktoś.

- Katherul… - odezwała się Anna. – Duchy Ciemności, zrodzone jeszcze w Erze Kreacji. Byty starsze od Elfów, Krasnoludów i Ludzi… działa przeklętej smoczycy Derkonis… Duchy te były jednymi z pierwszych które dały się skorumpować… były też prekursorami… - Anna zająknęła się, zdjęta strachem wiedzy jaką posiadała.

- Prekursorami kogo…? – Dopytała zaciekawiona Margareth.

- Demonów – oznajmiłem zimno. – Pierwszych i jedynych dzieł, Złego Boga, Zerghota…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Tomek Bordo 06.06.2019
    Właśnie dodałem 1 rozdział Dobermana 2. Jaka jest twoja opinia na jego temat?
  • Kapelusznik 06.06.2019
    Przeczytałem
    I pozwoliłem sobie nie ocenić tej pracy

    Bo nie widzę możliwości wstawienia oceny poniżej 1
  • pkropka 06.06.2019
    "Im dłużej byłem w mieście, tym pewniejszy byłem, że nie zmierzę się z przypadkowym rywalem" - 2x byłem. Możesz zamienić np na bawiłem.
    "Sięgnąłem za płachty płaszcza" - poły
    "wyższym emocją" - emocjom

    No, no. Jest coraz ciekawiej :)
  • Kapelusznik 06.06.2019
    Miło że wpadłeś
    Powinien się dziś kolejny odcinek pojawić
  • Ozar 07.06.2019
    Jak widzę znowu coś nowego. Zazwyczaj czarodzieje czy magowie kluczą, odpowiadają tajemniczo, że nie wiedzą, albo podejrzewają, albo wydaje im sie itd. Ty podajesz wszystko że tak powiem na tacy. Kurdę zapowiada się ciekawie jak cholera! 5 jak zwykle bo nie ukrywam że kolejny cykl też mi sie podoba.
  • Kapelusznik 07.06.2019
    Edward ma więcej wiedzy niż można podejrzewać.
    Ale to w następnym odcinku
  • Nefer 07.06.2019
    Ruszamy więc do boju, wzmocnieni ofiarowaną sobie wzajemnie siłą miłości. Dobre. I pierwszy trop dotyczący przeszłości bohatera.Z pewnością kryje ona wiele tajemnic. Pozdrawiam i zachęcam do kontynuacji.
  • Kapelusznik 07.06.2019
    Powiedział a się stało - nowy odcinek już jest :)
  • Pontàrú 11.06.2019
    Kurcze, świat wydaje się dość rozbudowany. Aż szkoda, że to taka luźna seria. Ode mnie 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania