Poprzednie częściKolekcjoner Dusz - Cz.1

Kolekcjoner Dusz - cz.17

- Chcemy rozmawiać…

Te słowa szczerze mnie zaskoczyły. Plemiona zwierzoludzi z zasady były agresywne, a dodatkowo ci którzy wyszli mi naprzeciw byli częściowo Wilkiem i Rysiem.

Rozmowa, a Wilki i Rysie , ni cholery do siebie nie pasują.

Ponownie zaklikałem szczekami. Byłem szczerze zainteresowany co ta dwójka może chcieć mi powiedzieć. Odezwałem się spokojnie.

- Dobrze. Możemy rozmawiać – odpowiedziałem. – Czego chcecie?

Ryś zastrzygł uszami.

- Chcemy się upewnić że mówisz prawdę. Czy masz dowód na to że służysz Pani Pandorze?

- Czy me słowo nie jest wystarczające?

- Nie, nie jest. Nie mamy zamiaru ci zaufać od tak. Jedyne czego jesteśmy pewni, to że jesteś władcą Roju. Jest jednak szansa że chcesz wprowadzić nas w błąd i zaatakować nas kiedy najmniej będziemy się tego spodziewać.

Zaklikałem szczękami ponownie. Byli bardzo inteligentni, nieporównywalnie bardziej niż przywódca plemienia które zniszczyłem. Pochyliłem się lekko i zbliżyłem o krok, ci położyli dłonie na broni, ale jej nie wyciągnęli. Mieli wspaniałe umiejętności! Byli naprawdę silni i inteligentni. Ich dusze były najwyższej jakości. Obszedłem ich dookoła przypatrując się im. Widziałem że są zaniepokojeni, ale się tym nie przejmowałem. Analizowałem. Ta dwójka z niewielką pomocą mogłaby zostać następnymi Tytanami, przyszłością Armii Zła. Zabicie ich byłoby niesamowitą stratą. Zatrzymałem się, cofnąłem i wydałem niemy rozkaz.

Rój cofnął się w tył o sto metrów. Nawet zakamuflowane jednostki, zdjęły kamuflaż i dołączyły do reszty. Szok na pyskach Wilka i Rysia, kiedy moi zwiadowcy przeszli tuż koło nich wskazywał jak wielkie zrobiło to na nich wrażenie.

Odezwałem się spokojnie.

- Gdybym chciał was zabić już bym to zrobił – oznajmiłem. – Jesteście dużo warci, więcej niż sami jesteście w stanie zrozumieć.

Tym razem odezwał się wilk.

- Co masz na myśli?

- Pani Pandora nie chciała przyjąć mnie na służbę – oznajmiłem – ale mimo wszystko poddała mnie próbie, dała mi szansę wykazać się, by móc jej służyć. Moim zadaniem jest zjednoczenie Roju i zwierzoludzi. Rój już opanowałem. Teraz mam zamiar zjednoczyć wszystkie plemiona które będą przydatne – umilkłem na moment. – Wczoraj zniszczyłem plemię De-Tiger, ponieważ odmówili i byli nic nie warci – widząc ich niezadowolony wzrok kontynuowałem. – WY jednak jesteście inni… macie wielki talent i wielkie możliwości rozwoju. Kiedy puszcza się zjednoczy pod wolą Pandory, będzie potrzeba na nowych tytanów, a wasza dwójka ma potencjał by nimi zostać – zakończyłem dźwięcznie.

Ryś i Wilk zachichotali, gdybym miał brwi pewnie uniósłbym je pytająco.

- Umiesz mówić „pająku”, ale nas nie oszukasz. Nie każdy może zostać od tak Tytanem!

- Mylicie się. Łącząc się z Rojem zdobyłem moc która pozwala mi tworzyć i mutować wszelkie formy życia.

Na mój niemy rozkaz na niebie pojawiły się Gargulce i skrzecząc zaczęły krążyć nad grodem. Jeden Tyrantyl, Tyrlord i Devorator i Iactor. Masywne monstra stanęły w niewielkiej odległości za mną, tak by dwójka zwierzoludzi mogła im się dokładnie przyjrzeć. Odsunąłem się i zachęciłem ich ruchem dłoni by im się przyjrzeli.

Bardziej pewni podeszli i zaczęli obchodzić monstra, obserwując je dokładnie.

Widać było że byli pod wielkim wrażeniem. Słyszałem jak szeptali zaskoczeni, wspominając o dawnych jednostkach Roju, gdzie żadna nie dorównywała tym bestiom.

Po chwili stanęli obok i kiwnęli głowami.

- Dobrze… wierzymy ci. Jednak nie oznacza to że do ciebie dołączymy.

Zaklikałem szczękami.

- Czemu nie?

- Nie znamy jeszcze twojej faktycznej siły, nie wiemy czy jesteś godny by do ciebie dołączyć.

Kiwnąłem głową.

- Sprawiedliwa ocena. Jestem w stanie ją zrozumieć… - spojrzałem po moich bestiach. – Proponuję więc pojedynek. Wystawię mojego Tyrlorda, jednego, a Wy dziesięciu swoich wojowników. Jednak ani Ja, ani Wy, nie możemy brać udziału w walce. Jeśli wygracie, pozostawię was w spokoju, jeśli przegracie, uznacie zwierzchnictwo Me i Mojej Pani.

Wilk i Ryś spojrzeli po sobie.

- Dziesięciu przeciw jednemu?

Zaklikałem szczękami twierdząco.

- Tyrlord to jedno z moich lepszych dzieł. W poprzedniej bitwie udowodnił swój potencjał – oznajmiłem i po chwili dodałem. – Jeszcze jedno. Jeśli wygram wezmę ciała poległych. Ich energia życiowa będzie mi potrzebna do rozwoju roju.

Wilk i Ryś spojrzeli po sobie i kiwnęli głowami.

- Nie ma problemu. Wierzymy w krąg życia. To co umiera wraca do ziemi. Martwych oddajemy dzieciom natury, by mogły się pożywić i żyć dalej.

Kiwnąłem głową zadowolony.

- Dam wam godzinę by się przygotować. Moja armia nadal będzie trzymać was w zamknięciu. Nie zrozumcie mnie źle, ale nie chcę byście dali znać innym by przybyli wam z pomocą.

Kiwnęli głowami.

- Rozumiemy. Niech będzie. Za godzinę twój Tyrlord zmierzy się z naszymi dziesięcioma wojownikami.

Zaklikałem szczekami zadowolony i odszedłem w stronę puszczy. Godzina mnie nie zbawi, a jest szansa że zdobędę składniki niezbędne do stworzenia fundamentu nowej Armii Zła.

 

Minęła godzina.

Mój Tyrolord uderzył swymi ostrzami w ziemię widząc dziesięciu wojowników wychodzących mu naprzeciw. Trzy Wilki uzbrojone w miecze, dwa Niedźwiedzie z młotami, Cztery Lisy z łukami i dzik z halabardą. Szli na niego w szyku półksiężyca. Tyrolrd zawarczał i zaczął delikatnie się kołysać na ugiętych kolanach. Miałem możliwość go kontrolować, ale tego nie zrobiłem.

Czemu?

Z dwóch powodów:

Po pierwsze, chciałem by pojedynek był sprawiedliwy, nawet Armii ZŁA nie powinno zacząć się budować na kłamstwie i oszustwie.

Po drugie, był to faktyczny test mojego dzieła. Tyrlord został stworzony by być dowódcą i samodzielnie myślącym wojownikiem. Ta walka miała za zadanie udowodnić mi, że moje dzieło faktycznie jest w stanie myśleć samo za siebie.

 

Tyrolrd zaatakował pierwszy. Uderzył niespodziewanie na prawą flankę. Pierwszy z Wilków został rozerwany przez jego szpony, a dwa Lisy zostały rozcięte na dwoje zanim zdążyły wypuścić choćby jedną strzałę.

Mimo że początek był dobry, Tyrolord nie miał mieć łatwo. Dwie strzały wbiły się w słabe punkty jego pancerza, cięcia mieczy od wilków zraniły jedną z łap. Uderzenie młota zraniło lewą nogę, a halabarda przebiła pancerz na plecach.

Moje dziecko ryknęło z bólu i nienawiści. Cięło na boki swymi ostrzami, zabijając jednego wilka, a za pomocą szczęk rozerwał Niedźwiedzia. Szybki ruch wyrzucił również Dzika pod niebo, zostawiając go poturbowanego na ziemi, z ułamaną halabardą.

Kolejne strzały uderzyły w Tyrlorda, pierwsza trafiła szyję, druga jedno z oczu bestii.

Tyrolrd ryknął i cofnął się.

Wilk, Niedźwiedź, Dzik i dwójka Lisów nadal była w stanie walczyć. Dzik zamachnął się i rzucił złamanym drzewcem jak oszczepem, ten wbił się w pierś Tyrlorda, który rycząc skoczył na wrogów. Kiedy Lisy wypuściły strzały, schylił się sprawiając że odbiły się od jego pancerza.

Zaklikałem szczekami zadowolony – UCZYŁ SIĘ!

Tyrlord rozszerzył swe ostrza jak szczypce, a kiedy się zbliżył, zatrzasnął je zabijając Dzika, Wilka i jednego Lisa. Niedźwiedź ryknął, unosząc miecz poległego kompana i swój młot i uderzył na moją Bestię, ta zasłoniła się łapą, która pod uderzeniem młota i miecza, została zmiażdżona i przecięta na pół. Tyrlord jednak, nie ważąc na to, wgryzł się w niedźwiedzia i jednym ruchem złamał mu kark. Lis odrzucił łuk i rzucił się na Tyrlorda z krótkim mieczem.

Nie miało to jednak znaczenia. Tyrlord złapał Lisa w locie ocalałą, prawa łapą i zmiażdżył go w bezlitosnym uścisku.

 

Przez chwilę było cicho.

 

Tyrlord, krwawiąc, oparł się o swe ostrza i utykając podniósł się z trudem do pozycji stojącej. Otworzył paszczę i ryknął zwycięsko. Moje dziecko – Mój Czempion.

Rój, bez mego rozkazu, zaryczał wraz z nim. Nie powstrzymywałem ich. Czułem jak poprzez zbiorową świadomość, doświadczenie tej walki zwiększyło inteligencję wszystkich bestii.

Podszedłem do Tyrlorda. Był ciężko ranny, normalnie kazałbym go zabić i zastąpić nowym, jednak tego nie zrobiłem. Ku własnemu zaskoczeniu stwierdziłem że Ten Tyrlord ma zalążek swej własnej duszy. Wydałem niemy rozkaz by zabrać ciała do mego leża, bym mógł je pożreć i wykorzystać ich dusze do rozwoju Roju, Tyrlord natomiast miał iść do basenu biomasy i tam na mnie poczekać. Obserwowałem, jak dwa Tyrantyle podchodzą pod boki zwycięzcy i pomagają mu iść, kiedy robotnice zabrały ciała.

Odwróciłem się do grodu. Wilk i Ryś już na mnie czekali. Podszedłem. Wyciągnęli miecze i uklękli wbijając je w ziemię.

- Ja Wolfgar, składam hołd i przyrzekam wierność Pani Pandorze – odezwał się Wilk.

- Ja Thundert, składam hołd i przyrzekam wierność Pani Pandorze – odezwał się Ryś.

Zaklikałem szczękami zadowolony.

- Powstańcie, od dziś jesteśmy sojusznikami i braćmi broni – rozejrzałem się. – Dziś był długi dzień. Odpocznijcie i oddajcie cześć poległym. Udowodnili swą godność i odwagę, mimo porażki w tym boju.

Dwójka skinęła głowami.

- Przybędę do was jutro, o wschodzie słońca. Niech wasi wojownicy będą gotowi. Jutro, zaczniemy jednoczyć Zwierzoludzi pod berłem mojej Pani.

Skinęli głowami.

Zostawiłem ich i wróciłem wraz z mym Rojem do Puszczy.

 

Kiedy dotarłem do basenu biomasy, Tyrlord oganiał się od mniejszych robaków, gotowych pożreć rannego brata. Zatrzymałem je swą wolą i podszedłem do zwycięzcy. Miał w sobie już zalążek duszy. Zwierzęcej, ale mającą szansę rozwoju.

Spojrzałem na dziesięć ciał. Podszedłem do nich i pożarłem piątkę, zamieniając ich dusze w kryształy. Resztę wrzuciłem do basenu biomasy i spojrzałem na Tyrlorda.

Był w opłakanym stanie.

Złamana lewa noga, stracona lewa ręka, brak jednego oka, oraz lekko popękany pancerz. Wyjąłem perłę z duszą i włożyłem mu ją w paszczę. Kiedy ją zamknął wskazałem na basen biomasy.

- Dałem ci wolę, moc i materiał potrzebny do rozwoju – oznajmiłem. – Co z nim zrobisz?

Tyrlord zawarczał, a następnie wczołgał się i zanurzył w biomasie.

Całą noc obserwowałem bulgocącą powierzchnię, wyczuwając ból, nienawiść i rosnąca siłę Tyrlorda.

Kiedy księżyc był w nowiu, wynurzył się.

Zmienił się.

Jego pancerz był grubszy i twardszy, jego skóra, zamiast koloru drzew, przybrała kolor ludzkiej krwi, pancerz stał się czarny jak smoła, oczy, dawniej fioletowe, teraz błyszczały kolorem złota. Zamiast lewej ręki, miał wielkie biologiczne działo, a prawa łapa stała się jeszcze bardziej umięśniona. Dodatkowo urósł, wcześniej miał pięć metrów wysokości, teraz miał lekko ponad siedem. Jednak co najważniejsze, miał własną duszę, własną wolę, choć nadal był częścią Roju i był mi WIERNY.

Podszedł do mnie powoli, rozgniatając te robaki, które nie odsunęły się wystarczająco szybko.

Ukląkł, schylił się i zamruczał. Pogłaskałem go po głowie, klikając szczękami zadowolony.

- Powstań… mój Czempionie. Powstań… Bloodlordzie!

 

Kiedy mój czempion usłyszał swe nowej imię podniósł się, nabrał powietrza w płuca i ryknął rozrywając na strzępy ciszę nocy.

 

Pozostało mi jakieś dwa tygodnie by zjednoczyć całą Puszczę i powrócić do Avalonu.

 

Nie miałem już wątpliwości że mi się to uda.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • krajew34 28.10.2018
    Ogarnę po obiedzie
  • krajew34 28.10.2018
    Ja bym dał rozmowa, a drapieżniki czy coś w tym rodzaju. Bo obecne zdanie brzmi lekko dziwnie. Dobre pokazanie inteligencji plemienia, które mimo pokazu siły, wolało sprawdzić jegomościa w normalnym pojedynku , gdzie mogli spokojnie poobserwować i pomyśleć. Rysia zrobiłym trochę bardziej ostrożnego, który mimo oddania hołdu kolekcjonerowi, zachował czujność i zarządał jakiegoś dowodu na służbę u córki pana ciemności. Czyta się ciekawie, do twojego demona jakoś nie mogę się zabrać, nie wiem czemu. Piątka jako zachęta na szybki następny rozdział
  • Kapelusznik 28.10.2018
    "Szybki następny rozdział"?
    Pomyślę
    Może jeszcze dziś się pojawi

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania