Kolekcjoner Dusz - Cz.8
Stałem na skraju lasu.
Przepełniony niewyobrażalną mocą.
Dzięki takiej ilości istnień, jakie się ze mną połączyło, mój stan świadomości wszedł na nowy poziom. Dawniej myślałem że magię się „odblokowuję” za pomocą czytania ksiąg.
Dziś wiedziałem że magia zwyczajnie daje szansę – szansę nagięcia rzeczywistości.
A Ja mogłem to zrobić w każdym momencie.
Obserwowałem niewielkie miasteczko i otaczające je pola. Było lato. Dzieci biegały, bawiąc się. Towarzyszyły im rozbrykane psy.
Miasto otaczała palisada, a przy bramach wznosiły się wieże. Już stąd widziałem wysoką wierzę świątyni na której czubku stał symbol słońca.
Dwieście jedenaście dusz.
Tyle liczyło to miasto. Dzieci, młodych, starych – dzielnych i tchórzliwych – inteligentnych i głupich – słabych i silnych… jednakże – wszystkich wierzących.
Postanowiłem sprawdzić jedną teorię.
Czy jestem Demonem?
Jeśli tak – ich wiara ich ocali
Jeśli nie…
Będę się dobrze bawił.
Trójka bawiących się dzieci wraz z towarzyszącym im psem zbliżyły się, choć oczywiście, dzięki kamuflażowi – nie mogły mnie ujrzeć.
- Nie idź do lasu! Mówili że mieszka tam potwór! – Zakrzyczała dziewczynka.
Dwóch chłopców zaśmiało się i podbiegło bliżej.
- Niczego się nie boimy! – Krzyknął pierwszy.
- Pobijemy potwora i zostaniemy bohaterami! – Krzyknął drugi machając patykiem jak mieczem.
Zaklikałem szczękami i „przemówiłem” prosto do ich umysłów.
- Jak słodko…
Pies zaczął szczekać, a dzieci spojrzały prosto na mnie. Powoli wyszedłem z lasu wyłączając kamuflaż.
Ich przerażenie było niczym słodki nektar. Trzęsły się. Łzy zaczęły cieknąc z oczu, byli sparaliżowani strachem.
Ponownie zaklikałem szczękami.
- Biegnijcie!
I ruszyłem naprzód.
Dzieci zaczęły krzyczeć i biec w stronę miasta.
Nie goniłem ich – nie one byli moim celem.
Pies zaszczekał i rzucił się na mnie. Jego lojalność błyszczała jasno, mimo że jego żywota trudno nazwać duszą.
Jednym ruchem ręki przeciąłem psa na pół i dalej szedłem w stronę miasta.
Krzyk dzieci zwrócił uwagę dorosłych – a widok podążającego za nim monstrum doprowadził do tego że rozgrzmiały dzwony. Widziałem jak ludzie zza murów pędzą by znaleźć bezpieczeństwo za drewnianą palisadą. Widziałem też żołnierzy szykujących się do walki, oraz kleryka który najpewniej miał leczyć zranionych.
Szkoda. Nie widziałem ani jednego wartego dostąpienia zaszczytu dołączenia do mej kolekcji.
Stanąłem w odległości stu metrów od bramy i czekałem aż wszyscy się za nią schowają. Widziałem łuczników na wieżach. Ośmiu. Żółtodzioby. Czułem ich strach. To będzie ich pierwsza bitwa – możliwe też że ostatnia.
Zaklikałem szczękami i uniosłem dłonie. Skupiłem się i za pomocą woli stworzyłem cztery kule ognia.
Słyszałem szok w głosie obrońców. Nigdy nie widzieli takiego monstrum.Wystrzeliłem cztery magiczne pociski, po dwa w obie wierze. Przy uderzeniu eksplodowały i objęły obie konstrukcje ogniem. Słyszałem zarówno wrzask jak i skwierczenie palonego mięsa, jak również poczułem zapach płonących włosów. Żywe pochodnie wyskoczyły z wież.
Powoli ruszyłem do bramy. Kiedy się zbliżyłem zza palisady wyleciały strzały. Te odbiły się z brzękiem od mojego pancerza nie robiąc mi krzywdy.
Stanąłem przed bramą. Słyszałem jak obrońcy na nią napierają – oczekując uderzenia – nie miałem zamiaru go jednak zadać.
Co więc zrobiłem?
Nic wielkiego.
Przeskoczyłem przeszkodę.
Odwróciłem się i klikając szczękami i „odezwałem” się do umysłów trzęsących się ze strachu obrońców.
- Na kolana, a oszczędzę wasze nędzne życia.
Było ich trzydziestu. Zaledwie dwudziestu padło na kolana i rzuciło broń. Moja aura przybiła ich do ziemi. Pozostała dziesiątka nie opuściła broni. Zaklikałem szczękami.
- Dobrze. Nadajecie się do mojej Kolekcji.
Dziesięć osób.
Zabicie ich nie trwało nawet dziesięciu sekund.
Kolejne dziesięć dusz stało się mą częścią.
Dwieście czterdzieści sześć dusz pod mą władzą.
Rozejrzałem się.
Cała reszta mieszkańców schowała się w świątyni, gdzie kapłan dodawał im otuchy.
- Spokojnie, Nasz Bóg, Tytan, władca niebios i światła, strzeże tej świątyni. Nic nam tu nie grozi. Módlcie się.
Zaklikałem szczękami. Zawsze gardziłem kościołem. A dusza tego kapłana tylko utwierdzała mnie w dawnych przekonaniach. Postanowiłem pokazać ludziom z tego miasta – Ty’tieru – jak mało znaczy ich Bóg.
Zbliżyłem się do świątyni i pozwoliłem by mój cień padł na ludzi przez wysokie okna.
Ci krzyczeli panicznie. Kapłan uspokajał. Zapewniał o ochronie Boskiej. Skoczyłem i bez dźwięku wylądowałem na dachu świątyni. Powoli zbliżyłem się do największego witraża, tego który był za kapłanem, za ołtarzem.
Cichutko w niego zapukałem.
Wszystko umilkło.
Zaklikałem szczękami i jednym ruchem rozbiłem witraż.
Ludzie krzyczeli, a kapłan krzyczał modlitwy unosząc ku mnie symbol słońca. Skoczyłem i wylądowałem dokładnie przed nim. Spojrzałem na święty symbol i bez strachu go chwyciłem wraz z dłonią kapłana. Ten prawie piszczał.
- Tytanie chroń, Tytanie chroń, Tytanie chroń, Tytanie chroń, Tytanie chroń…
Zaklikałem szczękami.
Dwoma dłońmi chwyciłem za twarz kapłana. Podniosłem go i zbliżyłem do siebie.
Przemówiłem jego ustami.
- Gdzie jest wasz Bóg?
Po tych słowach rozgrzałem moje ciało do czerwoności.
Kapłan wrzeszczał i próbował się wyrwać, ale po chwili przestał. Spłonął w moim uścisku i zaledwie płonące zwłoki spadły na ołtarz.
Uniosłem się i zapytałem wszystkich w myślach.
- Gdzie jest wasz Bóg? Gdzie jest kiedy najbardziej go potrzebujecie?
Nikt nie odpowiedział.
Zmasakrowałem ich. Zabiłem wszystkich, co do jednego. Ich krew okryła święcone ściany. Nie było litości. Jednak ani jeden nie trafił do mojej kolekcji. Byli zaledwie przynętą na większą zdobycz.
Kiedy wracałem do puszczy dwudziestu obrońców nadal klęczało w błocie.
Żywe ciała – z duszami bez żadnej wartości.
Komentarze (11)
1
Bez komentarza
Typowe!
HA!
Trolls
Trolls everywhere
Fabularnie może i się broni, ale technicznie dla mnie na 2.
Popracuję więc nad sprawą techniczną.
Używanie dywizy jest zamierzone - uznałem że wykorzystał ją jako element symboliczny.
Wielokropki również - wiem że są irytujące, ale używałem ich chcąc "zobrazować" mętlik w głowie bohatera/narratora
Co do klikania szczękami - fakt tego że coraz częściej się pojawiają w tekście ma symbolizować jak mało zostało z człowieczeństwa bohatera - że nie tylko fizycznie, ale i psychicznie zamienił się w monstrum.
Chętnie dowiedziałbym się co myślisz o całej fabule - bez patrzenia na sprawy techniczne - bo o tym napisałeś najmniej.
Pozdrawiam
Kapelusznik
Entery to mały eksperyment formy pisania - jeśli chcesz wiedzieć - używam go by kontrolować samego siebie by nie dawać wielkiej ilości opisów i by forma była minimalistyczna. Można powiedzieć że enter wciskam kiedy chcę dać wielki obszerny opis, co zdarz się często - więc to trochę trening samokontroli, trochę nowa forma przedstawienia opowieści
Nie wiem, ale taka forma jest trochę dziwna. To takie moje odczucia. Pozdrawiam.
Jest na podstawie snu
A mam dziwne sny
Więc, tak, forma jest dziwna
Mam jednak nadzieję że powiesz mi co myślisz o całej fabule
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania